?
Hej
Bywają takie wpisy, które trzeba napisać nie dlatego, że poruszają jakiś ważny problem, ale dlatego, że blogera ma taką fanaberię. Taki więc będzie dzisiejszy wpis, choć zwierz myśli, że nie trzeba będzie wielkiego wysiłku intelektualnego by dostrzec, że pozornie banalna tematyka niesie w sobie głębszą popkulturalną obserwację. Po takim wstępie zwierz powinien was uraczyć czymś równie ekscentrycznym co wpisanie rodzajów filmowego płaczu, czy rodzajów filmowych mostów. Ale będzie zdecydowanie prościej. Zwierz opowie wam bowiem o jednym filmie rysunkowym. Co więcej – filmie rysunkowym, który wcale nie odniósł wielkiego sukcesu. Jednocześnie odnosząc olbrzymi sukces.
Jeśli widzieliście kiedyś w sieci ten Gif to zapewne wiecie o czym będzie. Jeśli nie widzieliście – zwierz zaprasza do wpisu który wyjaśni wam dlaczego ten gif jest dowodem na to, że nic już nie jest przewidywalne w świecie internetu.
Zwierz mówi oczywiście o Drodze do El Dorado. To animacja DreamWorks z 2000 roku. Historia jest dość prosta – dwóch drobnych przestępców z Hiszpanii znajduje mapę złotego miasta . Wskakują więc na statek samego Corteza i po wielu przygodach (z udziałem jabłka, konia i małej łódki) znajdują się w nowym świecie, gdzie dzięki swojej mapie rzeczywiście trafiają do El Dorado, gdzie zostają uznani za Bogów. Dalszy rozwój fabuły jest dość prosty do przewidzenia – boskość bohaterów zostaje zakwestionowana przez kochającego ofiary z ludzi medyka, zaś jeden z nich zakochuje się w córce wodza i chce odpłynąć w dal, drugi zaś wcale odpłynąć nie chce, zwłaszcza że w El Dorado mu dobrze. No i jeszcze ten błąkający się po dżungli Cortez. Twórcy filmu nie kryli, że część fabuły pożyczyli ze znakomitego „Człowiek, który chciał być królem” (jeśli nie czytaliście książki to koniecznie, obowiązkowo obejrzyjcie film z Seanem Connerym i Michaelem Caine), pozostałą część złożyli z dobrze znanych klisz kina przygodowego.
Dwóch bohaterów, mapa do skarbu – naprawdę fabularnie wszystko to już gdzieś było.
Do pracy nad filmem zatrudniono całkiem sporo znanych nazwisk. Główni bohaterowie Tulio i Mugiel zostali zdubbingowani przez Kevina Klaine i Kennetha Branagha (to powinno wam wyjaśnić dlaczego zwierz oglądał ten film odrobinę więcej razy niż raz), którzy na dodatek wbrew tradycji podkładania głosu zamiast siedzieć w osobnych budkach zdecydowali się nagrywać swoje dialogi razem – co nawet słychać w filmie (przynajmniej w tempie i jakości wymiany zdań). Muzykę i piosenki do filmu napisali we współpracy Elton John, Tim Rice i Hans Zimmer czyli dokładnie ci sami ludzie, którzy są odpowiedzialni za niesamowitą muzykę do Króla Lwa. Dreamworks miał prawo mieć dobre przeczucia, zwłaszcza, że ich pierwsza animacja opowiadająca o Mojżeszu spotkała się z całkiem dobrym przyjęciem. Ale film się nie udał. Krytycy ocenili go surowo, oceny były niskie, publiczność nie dopisała i zyski nie wyrównały budżetu. Tym samym zawalił się plan nakręcenia kontynuacji przygód bohaterów, w których opowiadali by na nowo inne znane historie związane z poszukiwaniami skarbów.
Film jest ładnie animowany i nie brak w nim śmiesznych scen ale sukcesu w kinach nie odniósł.
Tu powinna się zakończyć historia niezbyt udanej animacji. Ale to dopiero początek. Film istniał na obrzeżach świadomości przeciętnych kinomanów i głęboko w sercach wielbicieli tej animacji. A potem przyszedł Internet. No dobra Internet istniał już wcześniej, ale między rozprzestrzenieniem się memów, gifów i mikroblogów a premierą filmu minęło trochę czasu. Nagle okazało się, że młodych ludzi, którym spodobał się ten wzgardzony kilka lat wcześniej film jest cała masa. Co więcej okazało się, że mnóstwo scen z filmu nadaje się na tzw. reaction gif. Co to takiego? W społecznościach mikroblogowych – takich jak soup czy tumblr, istnieje cała masa gifów (dla tych którzy z jakiś powodów nie nadążają – gif to taki ruszający się obrazek, jak zdjęcia w Harrym Potterze) z których korzysta się trochę jak z emotikonów – nie odnoszą się bezpośrednio do tego co przedstawiają ale są ilustracją dopełniającą czy skracającą zdanie użytkownika. Dla przykładu – kiedy w filmie El Dorado bohaterowie muszą podjąć decyzję (chyba czy chcą święto czy ucztę na swoją cześć) stwierdzają zgodnie, że obie propozycje są równie dobre. Dziś gifu z tego fragmentu filmu korzysta mnóstwo uczestników sieci, którzy właśnie chcą powiedzieć, że dwie przedstawione opcje podobają się im w sposób jednakowy. Nie chodzi więc o sam film, tylko o obrazek, który można dorzucić podkreślając swoje zdanie (ale to pokrętnie brzmi – tak t jest jak człowiek próbuje tłumaczyć Internet). Z obserwacji zwierza wynika, że Droga do El Dorado dostarczyła więcej takich gifów niż jakikolwiek inny film animowany.
Typowy reaction gif z Drogi do El Dorado który pojawia się bardzo często zupełnie bez związku z filmem.
Co więcej w ciągu ostatnich kilku lat film zyskał jeszcze jedną ciekawą płaszczyznę popkulturalnych odniesień. Aby zrozumieć – jak pokrętne są drogi Internetu musicie słuchać uważnie, bo to jedna z tych rzeczy, która zdarza się wyłącznie w szalonym świecie internetowych fanów. Otóż gdzieś tam w czeluściach Internetu, ktoś porównał wygląd i zdjęcia głównych bohaterów (jeden szczupły z długimi ciemnymi włosami, drugi trochę niższy brodaty blondyn z włosami do ramion) i skojarzył, ze wyglądają niesłychanie podobnie do Thora i Lokiego z filmowego Thora a potem Avengersów. Co więcej fakt, że filmowi bohaterowie pozowali na bogów (zaś Loki i Thor byli bogami) sprawiło, że w głowach wielu fanów zapaliło się zielone światełko. A kiedy ci najbardziej dociekliwi skojarzyli, że oba filmy łączy nazwisko Branagha , zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Trudno się z resztą dziwić, bo rzeczywiście kiedy człowiek się tak bliżej przyjrzy to podobieństwo nie trudno zobaczyć.
Co prawda dostrzeżenie podobieństwa wymaga pewnej wyobraźni ale tego akurat szalonym fanom nigdy nie brakowało.
Pozostaje pytanie skąd wzięła się ta niespodziewana Internetowa popularność. Bo przecież nie ulega wątpliwości, że nie przerabia się na gify czy fan arty filmów, które nie wzbudziły żadnych pozytywnych emocji. Zwierz ma kilka teorii. Pierwsza jest dość prosta – Droga do El Dorado to po prostu dobry, bardzo zabawny film rysunkowy. Dlaczego więc okazał się klapą? Zwierz może się założyć, że dziś spodobałby się widowni zdecydowanie bardziej. Cała bowiem wartość filmu, nie leży w dość prostej i przewidywalnej fabule, ale w adresowanym w większym stopniu do rodziców niż dzieci humorze. To jeszcze nie poziom Shreka ale coś w podobnym stylu. Do tego, twórcy sami przyznali się, że mając dość filmów, w którym najbardziej popularnym charakterem zostaje dowcipny przyjaciel głównego bohatera, postanowili stworzyć produkcję gdzie tak skonstruowane postacie odgrywałyby role pierwszoplanowe. W 2000 roku było to coś nowego, dziś właściwie większość filmów kręci się w podobny sposób. Do tego bohaterom towarzyszyła bardzo sympatyczna bohaterka – miła, pewna siebie i wbrew stereotypom – z bardzo szerokimi biodrami (zwierz wie, że to teoretycznie sprawa drugorzędna, ale wśród idealnie prościutkich bohaterek animowanych, ta wyróżnia się mniej standardową figurą). Zwierz zastanawia się też do jakiego stopnia film musiał ponieść klęskę w USA ze względu na dobór dubbingujących film aktorów. Kevin Klaine i Kenneth Branagh mogą być wielkimi gwiazdami dla dość wąskiej grupy młodych widzów, zaś wzbudzą zainteresowanie jeszcze węższej grupy młodych widzów amerykańskich. Zwierz z przerażeniem odkrył, że Kenneth Branagh to dla większości Internetu kojarzy się wyłącznie z rolą z Harrego Pottera. Biorąc pod uwagę, że film nakręcono przed występem Branagha w Komnacie Tajemnic zapewne aktor nie kojarzył się z niczym. Z kolei Kevin Klaine to ten rodzaj amerykańskiego aktora, o którym wszyscy sądzą że jest anglikiem być może dlatego, że dobrze sprawdza się w filmach które mają w sobie coś z kina europejskiego.
Prawdę powiedziawszy zwierz zachodzi w głowę jak to się stało, że Droga do El Dorado nie była hitem od razu.
Ale jest jeszcze jedna hipoteza, którą zwierz chciałby rozwinąć na całą kulturę popularną. Otóż jeśli komuś spodobała się Droga do el Dorado, to był to jego prywatny zachwyt. Film nie był wychwalany pod niebiosa, pokazywany co chwila w telewizji, wydawany w rozszerzonych wersjach na DVD raz na dwa lata. Co więcej, sporo osób nigdy go nie zobaczyło, bo brak sukcesu kasowego najczęściej przekłada się na to że film po prostu trafia do mniejszej widowni. Tak więc w przeciwieństwie do wielu wypromowanych, szalenie popularnych i powszechnie chwalonych filmów, ci którzy go polubili, pokochali film bez żadnego wsparcia z zewnątrz. Zwierz zaobserwował, że w takich przypadkach – kiedy lubi się film, którego potencjalnie nikt nie lubi, rodzi się zdecydowanie mocniejsza więź z dziełem filmowym, książką czy serialem niż w przypadku niesłychanie popularnego hitu. Teraz kiedy ci naprawdę kochający ten film animowany ludzie spotkali się w Internecie i dostrzegli, że wcale nie byli jedyni przez te lata (co nie dziwi, bo nawet nie koniecznie super popularny film animowany Disneya czy DeamWorks ma jednak zdecydowanie szerszą grupę fanów, niż jakikolwiek film aktorski), a że film znali na pamięć i kochali nieco bardziej niż wypada to szybko Internet zaroił się od zachwytów, memy i gify pojawiały się na co raz to nowych blogach i dziś można się zastanawiać czy Droga do El Dorado nie osiągnęła jednego z większych sukcesów wśród filmów rysunkowych.
To całkiem nieźle ilustruje to co stało się z filmem. Można było sobie wyobrażać że porażka filmu jest przypieczętowana. A tu taka niespodzianka
Prawdę powiedziawszy popularność filmu sprowadzonego do gifów sprawiła, że zwierz zaczął się poważnie zastanawiać. Wytwórnie filmowe zdają się ignorować tego typu zyskaną po latach popularność. Skoro Droga do El Dorado nie zarobiła w roku 2000 to została skreślona z listy dochodowych projektów. Jej życie po życiu to ciekawostka, rzecz niszowa. Wyobraźmy sobie teraz że DreamWorks decyduje się na wydanie ekskluzywnej wersji DVD z filmem, albo jeszcze lepiej – angażuje zestaw animatorów i robi nowy film albo krótki serial animowany o bohaterach. Może z nieco gorszym dubbingiem, ale z równie dobrymi rysunkami. Zwierz jest właściwie stuprocentowo pewien, że byłby to sukces kasowy, który pozwoliłby nie tylko zwrócić koszty nowej produkcji ale i być może wyrównać straty pierwszego filmu. Zwierz zastanawia się czy wielkie wytwórnie mają kogoś do monitorowania filmów życia po życiu. Jeśli nie , to natychmiast powinny takie osoby zatrudnić. Monitorując Internet można doskonale wyłapać te produkcje, które należałoby wznowić albo kontynuować. I co ważne, nie zawsze są to te, które miały w tych ważnych pierwszych tygodniach najlepsze wyniki w box office. To z resztą w ogóle chyba co raz bardziej skomplikowany problem, że nie daje się filmom drugiej szansy, oddechu, chwili by przekonał do siebie widzów. Droga do El Dorado mimo, że jest tylko kreskówką, potrzebowała czasu i zmiany podejścia widzów do humoru w filmach animowanych by przekonać do siebie znaczenie więcej osób niż początkowo. Ale dziś już jest za późno by z tą dość niespodziewaną popularnością cokolwiek zrobić.
Całość wpisu przyszła zwierzowi do głowy kiedy zobaczył ten gif wzorowany na bardzo popularnym gifie z Drogi do El Dorado. Zwierz uważa, że jeśli ktoś robi taki fan art nie dodając żadnych przypisów to znaczy,że mamy do czynienia z czymś co jest uważane za powszechnie zrozumiałe. A jeśli film ma grupę fanów, którzy rozpoznają jego poszczególne sceny nawet po przeróbkach to jest on zdecydowanie czymś więcej niż klęską w box office.
Konkluzja jest chyba prosta. Jeśli nie widzieliście drogi do El Dorado zobaczcie, jeśli widzieliście gify z wpisu gdzieś w Internecie nie mając pojęcia skąd są, to teraz już wiecie. A jeśli należycie do grupy, która doskonale łapie wszystko o czym zwierz pisał a gify zna doskonale to gratuluje jesteście z Internetu. Obawia się zwierz, że to takie miejsce skąd nie da się już wyjść.
Zwierz nie mógł się powstrzymać. To idealny gif na koniec tego wpisu, który ni jest stuprocentowo poważny (a poza tym wszystkie gify znalazłam na tumblr, żaden nie jest mojego autorstwa)
Ps: Zwierzowi wymieniają rury w mieszkaniu. Zwierz nie wie ile ten proceder potrwa i nie wie jak będzie uciążliwy. Stąd zwierz nie ma pojęcia czy uda mu się jutro napisać notkę czy też będzie siedział na ruinach i zgliszczach tego co szumnie nazywał kuchnią i próbował pozbierać swoje życie do kupy.
Ps2: Ale wiecie BBC pokazało nowy serial więc kto wie czego można się spodziewać jutro.