Home Film Przypowieść o tygrysie czyli zwierz przeżywa Życie Pi

Przypowieść o tygrysie czyli zwierz przeżywa Życie Pi

autor Zwierz

 

Hej

  

Wczorajsza wyprawa zwierza do kina była dziwna. Zamiast znaleźć się na seansie sam lub w towarzystwie pojedynczego znajomego czy członka rodzinny, zwierz znalazł się w samym środku wyjścia rodzinnego, niemal jak na filmach. Zwierz nie przypomina sobie by kiedykolwiek wcześniej zdarzyło się, by ten sam film w tym samym momencie ściągnął do kin niemal całą rodzinę zwierza co już powinno być  znakiem, że obok „Życia Pi” nie da się przejść obojętnie. Nim jednak przejdzie zwierz do omawiania filmu ważne jest by zaznaczyć, iż na każdej Sali kinowej znajdą się dwa rodzaje widzów. Ci którzy książkę znają i lubią (albo znają i zupełnie się z nią nie zgadzają) oraz ci którzy nie wiedzą co będzie dalej. Zdaniem zwierza druga grupa nie tylko inaczej odbierze film, ale bawić się będzie na nim bez porównania lepiej. Nie dlatego, że film Anga Lee jest ekranizacją nieudaną, ale dlatego, że opowiedziana historia zmierza do wyraźnej puenty, która działa na widza czy czytelnika tylko raz. To znaczy nie mówi zwierz, że wielbicielom książki film się nie spodoba ale z oczywistych względów będą go oglądać zupełnie inaczej.

Zwierz rozgłasza wszem i wobec, że Ang Lee posiada wizualny i artystyczny klucz do serca zwierza.  „Życie Pi” nie skłoniło zwierza do zmiany zdania o reżyserze, który dał mu zarówno 'Rozważną i Romantyczną” jak i „Tajemnicę Brokeback Mountain” nie zapominając o „Przyczajonym Tygrysie ukrytym smoku”.  Tu Lee ponownie kręci film  inny od poprzednich – zarówno wizualnie jak i pod kątem konstrukcji fabuły. Jednak Tajwańczyk nawet przez chwilę nie wydaje się zagubiony.  Doskonale żongluje różnymi konwencjami ale w każdej znajduje się z równą łatwością. Początkowe sekwencje filmu (z resztą najlepsze), opowiadające o duchowych poszukiwaniach hinduskiego chłopca,  mają w sobie coś z ducha tych wspomnieniowych powieści, gdzie każdy epizod z dzieciństwa urasta do osobnej ważnej historii.  Świetnie jest to nakręcone, zagrane z odpowiednią mieszanką sentymentu i humoru. Opowieść o kochającym baseny wuju czy o tym skąd wzięło się imię Pi to śliczne świetnie nakręcone epizody. Chwila, w której  ojciec bohatera oświadcza, że rodzina opuści Indie,  jest dla nas równie przykra jak dla samego Pi. Wiadomo bowiem, że wtedy porzucimy tą nieśpieszną, sentymentalną narrację, na rzecz dramatycznych wydarzeń.

I rzeczywiście , po kilku scenach znajdujemy się tam gdzie mieliśmy się znaleźć od początku. Na środku oceanu na małej łódce i tratwie gdzie schronienie znajduje Pi i tygrys bengalski. Od tego momentu film staje się wyzwaniem dla reżysera. Mając do dyspozycji dwóch bohaterów,  prawie bez żadnych dialogów i przy ograniczonych możliwościach zmiany scenerii, reżyser musi utrzymać naszą uwagę.  Ang Lee poradził sobie z tym wyzwaniem znakomicie. Kolejne wydarzenia w czasie podróży Pi i tygrysa  (imieniem Richard Parker) oglądamy z mieszanką zachwytu i niepokoju. Choć wiemy, że bohater przeżyje (wszak sam po latach snuje tą opowieść) to jednak każda chwila, w której wydaje się, że bohater jednak przegra z tygrysem, brakiem wody czy sztormem,  budzi niepokój. Lee korzysta w tych kolejnych sekwencjach ze wszystkich cudów jakie oferuje komputer i z najwspanialszych zdjęć jakich może dostarczyć kamera. Woda i Niebo często  stykają się ze sobą tak, że mamy wrażenie, iż bohater nie płynie lecz unosi się wśród gwiazd, sam ocean jest jednocześnie niebezpieczny i wypełniony fascynującym życiem. Nie brak w tej części filmu scen symbolicznych czy takich obliczonych jedynie na wspaniały wizualny efekt.  Same wizualne olśnienia mogłaby nudzić – stąd jest w tych sekwencjach także sporo humoru,  czy czegoś w rodzaju niemych dialogów, pomiędzy tygrysem a jego opiekunem mimo woli. Jest to niesłychanie sprawnie nakręcony i jeden z piękniejszych fragmentów w ostatniej historii kinematografii. Zwierz nie nudził się zupełnie choć przecież teoretycznie nie ma tu zbyt wiele „akcji”.

Zresztą warto zaznaczyć, że cały film stanowi dość specyficzny rodzaj kinematografii. To kino, w którym nie tyle  przychodzimy obejrzeć pewne wydarzenia, co wysłuchać opowieści. Tak jak francuski pisarz, wysłuchuje historii hindusa, mieszkającego w Montrealu, tak samo my siedzimy w kinie i słuchamy. Musimy słuchać uważnie każdego słowa i każdego kadru,  bo to nie jest historia snuta bez powodu. Pod koniec czai się bowiem puenta, która tłumaczy nam cel opowiadania o chłopcu i tygrysie na łódce. Tu recenzent napotyka na pewien problem,  bo napisać o filmie, bez odnoszenia się do zakończenia, jest trudno. To zakończenie inteligentne, nie tylko w pewien sposób tłumaczące film (i zmieniające jego percepcję),  ale także stawiające nam niezwykle ważne pytanie. Sam bohater zapowiada, że to historia, po której uwierzy się w Boga. Ale zdaniem zwierza to szumne zapowiedzi. Dla jednych historia i sposób w jaki została odpowiedziana rzeczywiście staną się przyczynkiem do tego by inaczej spojrzeć na kwestie wiary (choć nie utożsamianej tu z żadną konkretną religią), dla innych jednak pozostanie raczej dowodem na to, że wiara nie jest wszystkim równo potrzebna. Zwierz nie chcąc nic zdradzać musi powiedzieć, że choć wielu widzów wyniesie z filmu pocieszenie, dla zwierza sam film był bardzo smutny. I przekonał go, że chyba potrzebuje więcej historii i tygrysów by usłyszeć coś po czym uwierzy.

Zwierz musi powiedzieć,  że  na nim największe wrażenie wywarł powrót do formuły przypowieści.  Dobra przypowieść czy powiastka filozoficzna, jeśli nie jest za bardzo naiwna czy uproszczona, to jeden z lepszych gatunków jaki wymyśliła ludzkość.  Takiej historii zawsze wysłuchuje się z zaciekawieniem, pozostaje w głowie zdecydowanie dłużej niż historie, w  których wszystko jest absolutnie prawdopodobne. Jednocześnie  zmusza do myślenia i szukania interpretacji. Nawet wtedy kiedy niekoniecznie zgadzamy się z jej wydźwiękiem.  Zwierz ma wrażenie, że kino co raz rzadziej skupia się na opowieści,  zamiast tego pokazując nam ciąg zdarzeń, nie kłopocząc się puentą czy uzasadnieniem  dlaczego pokazuje się nam tą a nie inną historię. A przecież tak naprawdę najbardziej lubimy kiedy się nam coś opowiada – barwnie, soczyście i pięknie. I kiedy wiemy, że historia nie jest przypadkowa ale wybrana spośród wielu innych. Pod tym względem wyprawa na Życie Pi, przypomina trochę wyprawę na dobrą sztukę do teatru. Zostajemy wciągnięci w historię, która przez czas seansu stanowi dla nas cały świat (prawdę powiedziawszy, zwierz średnio wyobraża sobie, by Życie Pi mogło na kimkolwiek, zrobić takie wrażenie w telewizji). Kiedy już z tego świata opowieści wyjdziemy , musimy się do tego co widzieliśmy ustosunkować, a potem dopiero wypuszcza się nas z powrotem, do normalnego życia.  Stąd też przy wszelkich pochwałach dla realizacji i nastroju filmu zwierz musi dodać, że to film jednorazowy.  To takie kinowe przeżycie, którego nie da się powtórzyć, i którego chyba nawet , nie powinno się próbować powtórzyć. Jest to wada filmu, bo zwierz na przykład nie kupi go na płycie bo choć uważa, że warto go pokazać bliskim to sam wymknąłby się wtedy z pokoju.

 

Ang Lee ma oko do aktorów. Suraj Sharma  grający Pi dźwiga na swoich barkach ciężar niemal całego filmu.  Gdyby zwierz nie widział nigdy by nie uwierzył, że ma do czynienia z debiutantem.  To znakomita kreacja, która ani przez moment nie jest sztuczna, czy przeszarżowana. Od samego początku, łatwo jest nam polubić bohatera i chcemy poznać jego dalsze losy, nawet jeśli nie uwzględniałby łódek i tygrysów. Poza tym trzeba oddać aktorowi, że właściwie całą rolę zagrał sam, bo po drugiej stronie, nie było przecież prawdziwego drapieżnika.  Tygrys z oczywistych powodów jest  mieszanką prawdziwego zwierzęcia i efektów komputerowych. Trzeba przyznać, że mimo olbrzymich wysiłków ze strony twórców bardzo widać, że to nie jest prawdziwy tygrys. Co z resztą nie przeszkadza tak bardzo – jedynie w tych krótkich ujęciach, w których wykorzystaną prawdziwe zwierzę, widać jak niedoskonały jest jednak Richard Parker. Z drugiej jednak strony film,  w którym pytanie o prawdę i realność tego co widzimy, jest jednym z najważniejszych, wykorzystanie efektów komputerowych też można uznać za jakiś trop. Warto też wspomnieć o Ifran Khanie, który gra starszego Pi. Ma on chyba najtrudniejsze aktorsko zadanie, wypowiedzenia puenty filmu, z którego wywiązuje się znakomicie.

 

A skoro przy efektach jesteśmy to zwierz zwrócił uwagę, na coś co wcześniej nie przyszło mu do głowy. Film nakręcono w technice 3D i wrzucono do niego kilka scen, które są ustawione tak by to 3D nas zachwyciło. A właściwie rozbawiło bo to efekt w stylu – coś na nas wyskakuje, czy ktoś dźga włócznią w widownię. Teoretycznie nic w tym złego, ale zwierz po raz pierwszy poczuł, że tego typu efekty są nie na miejscu. Po prostu takie kadry, nie pasowały zupełnie do filmu, a taka prosta zabawa – o popatrz wyskakuje z ekranu – to chwyty z zupełnie innej bajki.  To chyba pierwszy raz, kiedy zwierzowi przyszło do głowy, że technologia, która wpływa na estetykę filmu, może nie współgrać z jego treścią.  A skoro jesteśmy przy sprawach technicznych,  to seans jeszcze bardziej skonfundował zwierza w sprawie dubbingu Życia Pi. Dlaczego? Po pierwsze po co dubbingować film, w którym przez większość czasu prawie nie ma dialogów? To już lepiej zdubbingować coś gadanego. Druga sprawa – dubbing w Polsce, stosuje się wobec filmów może nie tylko dla dzieci, ale możliwych do oglądania przez dzieci, mające problemy z czytaniem. No więc Życie Pi to film zdecydowanie dla dorosłych, choćby ze względu na zadane w nim pytania, które wymagają refleksji nad własnym stosunkiem do Boga. No i kwestia trzecia – zwierz zastanawia się jak w dubbingu oddać ten charakterystyczny akcent z jakim pochodzący z Indii bohater posługuje się językiem angielskim.  Czy da się mówić po polsku z Indyjskim akcentem? 

 

Zwierz wybrał się na Życie Pi w ramach oglądania filmów nominowanych w kategorii najlepszy film do Oscara.  Po seansie zwierz zdecydowanie nie wróży sukcesu produkcji, bo mimo pochwał zwierzowi brakowało w niej jakiegoś takiego filmowego geniuszu. To dobry film, zmuszający do myślenia, ale nie wydaje się by mógł realnie zgarnąć nagrodę. Natomiast zwierz dopiero w kinie po raz pierwszy zobaczył zwiastun Lincolna i jak wcześniej miał spory dystans tak czuje się zaintrygowany. Choć z drugiej strony czy fakt, że doskonale wiadomo jak historia się kończ nie odbierze produkcji nieco uroku. Zobaczymy, bo zwierz Lincolna nie ominie.

 

Podsumowując – jeśli nie znacie książki idźcie koniecznie, jeśli znacie książkę idźcie choć nie tak koniecznie. Nawet nie idźcie na film. Idźcie na pytanie.

 

Ps: Zobaczymy jak się zwierz wyrobi i czy wpis Globowy będzie bonusowy czy jutrzejszy.

 

Ps2: Zwierz pojawił się ostatnio to tu to tam, polecony czy podlinkowany (za co zawsze i szczerze dziękuje).  Często pojawiła się negatywna opinia o czcionce więc zwierz postanowił rzeczywiście coś z tym zrobić. Bo chyba ta czcionka, z której zwierz od lat korzysta jest niezbyt czytelna. Opinie?

 

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online