Kiedy „The Silent Twins” wygrały Festiwal Filmów fabularnych w Gdyni byłam bardzo sceptyczna. Niekoniecznie przekonywała mnie nagroda dla anglojęzycznego filmu, realizowanego w koprodukcji (choć polskimi rękami). Jednak nie chodziło jedynie o kwestie krajowe – miałam wrażenie, że nagroda trafiła do slow cinema, które widzowie nie będzie miało nic ciekawego do zaproponowania, poza przygnębiającą, nieco dziwną historią dwóch milczących sióstr. Oczywiście wszystkie te zastrzeżenia miałam przed seansem. Gdy w końcu na festiwalu „Kamera Akacja” w Łodzi, film obejrzałam, jestem gotowa obsypać go nagrodami.
Film opowiada historię dwóch sióstr – June i Jennifer Gibbons. Historia bliźniaczek została dość dokładnie opisana w reportażu, który śledził drogę dwóch sióstr, które coraz bardziej izolowały się od świata i otoczenia. Choć ich opowiadania, wiersze i powieści dawały wgląd w świat bujnej wyobraźni, to siostry z czasem coraz mniej komunikowały się ze światem, by w końcu zupełnie zamknąć się na wpływy z zewnątrz. Ostatecznie zostały obie osadzone w szpitalu psychiatrycznym, gdzie spędziły kilkanaście lat. Nikt nie umiał wskazać jednoznacznego powodu – dlaczego dziewczynki zdecydowały się milczeć. Cała historia jest jednocześnie bardzo tajemnicza i bardzo smutna. Odnosi się też do naszej fascynacji bliźniakami, o których często się mówi, że ich więź nie przypomina takiej, która łączy zwykłe rodzeństwo. Sporo w takich wierzeń rzeczy na pograniczu legend czy mistyki – nie raz mówi się, że bliźnięta wyczuwają gdy z drugim dzieje się coś nie tak, albo porozumiewają się własnym językiem.
Agnieszka Smoczyńska – reżyserka filmu, nie uległa pokusie by stworzyć dzieło zimne i przygnębiające. Zamiast koncentrować się na frustracji otoczenia, które nie jest w stanie wymusić na siostrach prostej komunikacji – próbuje zajrzeć do ich głów i zobaczyć to czym żyły. Film jest swoistym patchworkiem – mamy pełne życia, rozgadane kolorowe, trochę neonowe obrazy, które dają nam wgląd w wewnętrzne życie sióstr. Mamy fragmenty animowane (inspirowane ich opowiadaniami), które pozwalają spojrzeć na film bardziej jak na impresję na jakiś temat niż na opowieść zakorzenioną w realizmie. Smoczyńska sięga po najróżniejsze środki – bywa jak w klasycznym slow Cinema, gdzie obserwujemy długie ujęcia, bywa, że pojawi się sekwencja musicalowa. Niekiedy możemy dosłownie zajrzeć do niesamowitego świata wykreowanego przez bohaterki na kartach ich powieści (a były to powieści naprawdę niezwykłe).
Największym plusem filmu jest przyjęta przez twórczynię perspektywa. Nie jest to film o frustracji rodziców, nauczycieli czy instytucji, które nie są się w stanie przebić do świata sióstr. Nie jest to też produkcja interwencyjna, która ma przede wszystkim pokazać jak źle działały (a niekiedy wciąż działają) szpitale psychiatryczne. Choć w filmie pojawia się dziennikarka która chce pomóc ubezwłasnowolnionym siostrom (skazanym na dożywotni pobyt w zakładzie) to nie jest to też historia o niej. Smoczyńska nigdy nie traci z oczu sióstr – to jest ich historia – bywają w tym filmie momenty, kiedy zaczynamy widzieć świat z ich perspektywy. Niemal chcemy by wszyscy zostawili je w spokoju i pozwolili żyć w swoim zamkniętym świecie, w którym pozornie, obie siostry czują się najlepiej.
No właśnie, to tylko pozory. Tym co naprawdę intryguje reżyserkę jest ta przedziwna więź między siostrami. Z jednej strony – utrzymuje je przy życiu, jest absolutnie centralna dla całego ich jestestwa. Z drugiej – jest dusząca, przytłaczająca i ograniczająca. Kilka razy w tym filmie siostry biją się między sobą, próbując niemal fizycznie rozerwać tą więź. Jednocześnie jednak kiedy zostają od siebie odseparowane – niezwykle cierpią. Choć mówimy tu o relacji niezwykłej i niewątpliwe toksycznej, to te zmagania sióstr da się przełożyć na szerszy kontekst. Możemy to albo potraktować zewnętrznie – jako refleksję nad wszystkimi naszymi życiowymi związkami, bez których nie umiemy być a które nas ograniczają, albo na pewien wewnętrzny konflikt. Bo siostry jako bliźniaczki wydają się niekiedy tą samą osobą rozbitą na dwa ciała. Ta nadmiarowość nie daje im siły tylko je blokuje. Nie ma wątpliwości, że się kochają ale jednocześnie to uczucie stoi pomiędzy nimi a światem.
Najbardziej intrygujące w filmie są ten momenty, w których bohaterki podejmują decyzje – o tym do jakiego stopnia otworzą się przed światem, czy będą się „ogarniać”, komunikować, udawać normalne. Te elementy intrygują, bo cały czas przypominają, że to milczenie i izolacja od świata jest w jakimś stopniu kwestią nie tyle zaburzeń co świadomej decyzji. Bohaterki mogą mówić, ale nie chcą, mogą zachowywać się przynajmniej pozornie normalnie – ale niekoniecznie mają na to ochotę. Gdy się otwierają – jak np. wtedy, gdy spotykają chłopaka z okolicy, który im się podoba, nie różnią się bardzo od innych nastolatek, które mają pstro w głowie. Autorka nie fetyszyzuje swoich bohaterek, nie czyni z nich tajemniczych istot. Wręcz przeciwnie – jak na sytuację, w której się znalazły wydają się zaskakująco normalne. I to czyni ich historię jeszcze ciekawszą.
Jest to też opowieść o tym jak kluczowa w życiu człowieka potrafi być twórczość. Siostry choć spędzają większość czasu w swoim pokoju wydają się najzupełniej wolne. Przynajmniej tak długo jak długo mogą tworzyć swoje opowiadania, sztuki i powieści. Kiedy zostają zamknięte w szpitalu i pod wpływem leków nie są już w stanie tworzyć. Moment, w którym jedna z nich stwierdza, że nie jest w stanie pisać, to chyba najbardziej tragiczny moment całej opowieści. Bez tych historii bliźniaczki są dwiema milczącymi dziewczynami, które nie mają sposobu na komunikowanie światu kim naprawdę są i co czują.
Pewnie nie udałoby się reżyserce osiągnąć takiego efektu gdyby nie doskonała obsada. Wybrane do głównych ról Letitia Wright i Tamara Lawrance są świetne w roli sióstr. To, że rolę powierzono dwóm aktorkom, które są do siebie podobne a nie identyczne jest jednym z najlepszych zabiegów filmu. Podkreśla to indywidualność każdej z nich, przypominając o tym, że one są potencjalnie zupełnie od siebie osobne, tylko uwięzione w tej nierozerwalnej relacji. Aktorki z resztą doskonale łapią rytm opowieści – wygrywając nie tylko jej poważne momenty, ale też te komediowe (bo i na odrobinę humoru znalazło się miejsce – co moim zdaniem bardzo dobrze gra). Łatwo nam się do nich przywiązać, łatwo dostrzec ich cierpienie. To naprawdę fantastyczne role, które są też niezwykle wymagające, bo właściwie przez cały film nie tracimy ich z oczu. Doskonałe są też młode aktorki, które grają bliźniaczki jako małe dziewczynki. To jak płynnie dziewczynki przechodzą od kolorowego świata wewnętrznego do niemal katatonii jest imponujące.
To co najbardziej mi zaimponowało w „The Silent Twins” to próba podważenia takiego klasycznego sposobu opowiadania o skomplikowanych przypadkach psychiatrycznych. To mógłby być film przepojony przemocą, bólem, czy zatapiający wszystko w pochmurnej szarości. Tymczasem reżyserka podważa te schematy – próbuje znaleźć inny sposób by dotrzeć do nas i do wnętrza bohaterek. Nie czyni z tego smutnej historii z przygnębiającym morałem, a jednocześnie – nie traci z oczu tego przez co przeszły obie siostry. Kiedy słyszałam o tym projekcie bałam się, że znów – osoby, których życie okazało się dziwne i inne, staną przedmiotem jakiejś niepokojącej fascynacji. Jak plotka czy legenda miejska, która ma wzbudzić w nas zdumienie i trwogę. Tymczasem dostaliśmy film barwny, nieoczywisty, nie fetyszyzujący i nie upupiający bohaterek. Pod tym względem film okazał się niesamowitym zaskoczeniem
Nie ukrywam – uważam, że film byłby lepszy, gdyby był odrobinę krótszy, zwłaszcza ostatnia część w szpitalu psychiatrycznym wydaje się nieco za długa, kilka scen nie dodaje nam żadnej nowej wiedzy, nie pogłębia naszej więzi z bohaterkami, za to wprowadza odrobinę nudy. Ale to jedyne moje zastrzeżenie, które może się brać też z tego, że oglądałam film na bardzo niewygodnym krześle. Nie mniej – jeśli myślicie, że będzie to typowe europejskie artystyczne kino, gdzie bohaterowie milczą godzinami a ty razem z nimi – to nie, udało się Smoczyńskiej pokazać tą ciszę tak, że jest pełna głosu i koloru. I za to należą się jej Lwy, Niedźwiedzie i inne zwierzęta.