Ile razy byliście w tym roku w muzeum? Albo w Galerii? Ile razy udało się wam wybrać na wystawę sztuki, postać chwilę przed obrazem? Kiedy ostatnim razem staliście tuż obok czyjejś rzeźby zastanawiając się „Co artysta miał na myśli?”. Część z was pewnie nie będzie miała problemy by przywołać ten moment, część z was będzie musiała sięgnąć głębiej w odmęty pamięci, jednak mało kto może powiedzieć, że spędza ze sztuką dokładnie tyle czasu, ile chce. Jak to się przełamać i pójść do galerii, jak znaleźć czas na sztukę i jak nie bać się pójść do muzeum „z marszu”
Post sponsorowany przez Centrum Praskie Koneser, z którym stale współpracuje.
Kiedy rozmawiam z moimi znajomymi o tym jak często chodzą do muzeów czy galerii pierwszym problemem zawsze jest czas. Wielu osobom bardzo trudno jest wykroić choć chwilę na wyjście do muzeum i galerii. Wiem, że każda rodzina ma z tym problem – bo wiadomo, że zwłaszcza jak się ma dzieci liczba miejsc do których można przyjść trochę się ogranicza (choć coraz więcej miejsc związanych z kulturą przychylnie patrzy nawet na bardzo małe brzdące). Mam wrażenie, że pewnym problemem jest przekonanie, że na zwiedzanie wystawy trzeba sobie odłożyć cały dzień, że musi to trwać długo, nawet kilka godzin. Jasne, są takie wystawy, które wymagają takiego skupienia. Ale nie wszystkie. Na wiele wystaw wystarczy nam godzinka, którą spokojnie możemy zmieścić pomiędzy zakupami, sprawunkami, zajęciami, codziennym spacerem.
No właśnie – to jest jedna z tych rzeczy, która przynajmniej w moim przypadku sprawiła, że w końcu znalazłam czas na sztukę w takim codziennym życiu. Otóż zaczęłam robić coś czego nauczył mnie… mój młodszy brat. Kiedyś byłam z nim na mieście, coś załatwialiśmy, mieliśmy chwilę „To co idziemy do Narodowego?” spytał mnie brat. Wpadłam w stupor. Jak to tak. Po prostu, bez przygotowania, w środku tygodnia? To tak wolno? W moim mózgu wyprawa do galerii czy muzeum to jednak było coś co trzeba robić z premedytacją, zaplanować, zakreślić w kalendarzu. Tymczasem – jak pięknie ujęła moja znajoma w naszej rozmowie na ten temat – nikt na wejściu nie sprawdza, czy jesteśmy w odświętnych ubraniach. Można o 12:00 robić zakupy w Biedronce a o 14:00 pójść do muzeum i nikt nam tego nie zabroni. Uświadomienie sobie, że mogę tak po prostu wejść na wystawę to był przełom. Od tego momentu nie raz w trakcie spaceru zdarzało mi się wejść do galerii, bo wyglądało, że będzie tam coś ciekawego. Nagle okazało się, że im bardziej codziennie traktuje sztukę tym więcej mam na nią czasu.
Tu pojawia się kolejny argument, który często pada w rozmowach. To kwestia pewnego lęku – czy aby na pewno zrozumiemy co artysta miał na myśli (zwłaszcza w przypadku sztuki współczesnej), że to wszystko będzie zbyt poważne, intelektualne i nadęte. Powiem szczerze – poza osobami specjalizującymi się w historii sztuki czy prawdziwymi pasjonatami, mało kto zrozumie każde nawiązanie, każe dzieło sztuki, każde przetworzenie motywu. Ale to nie jest nic złego. Sztuka to nie jest test z wiedzy. To coś co ma przede wszystkim oddziaływać na nasze uczucia i emocje, pobudzać nas do myślenia o świecie, wzbudzać zachwyt, czasem bawić, czasem smucić. Często zdarza się, że nie rozumiemy do końca jakiegoś dzieła, ale ono do nas przemawia. I to wystarczy. Sztuka, która budzi w nas emocje to sztuka, która jest dla nas – nawet jeśli nie zrozumieliśmy do końca podpisu pod obrazem czy rzeźbą.
Mam wrażenie, że ta obawa przed tym, że okażemy się na sztukę za głupi wynika po trosze z tego, że często muzea czy galerie kojarzą się nam albo ze szkolnymi wycieczkami, albo ze zwiedzaniem z przewodnikiem. Mamy głębokie poczucie, że takie wyjścia muszą mieć charakter edukacyjny. Żeby było jasne – nie ma nic złego w chodzeniu po muzeum z przewodnikiem – możemy się wtedy dowiedzieć wielu fantastycznych rzeczy! Ale nie znaczy to, że sami nie możemy wybrać się do galerii tylko po to by coś poczuć, niekoniecznie, żeby dowiedzieć się więcej. Z resztą, jeśli po wystawie poczujemy potrzebę by poszerzyć wiedzę, to katalogi wystaw zwykle odpowiedzą nam na wszystkie nasze pytania. Nie mniej – zwiedzanie wystawy to nie klasówka. Nikt nas potem nie odpyta czy dobrze zinterpretowaliśmy nawiązania i przenośnie.
Na samym końcu pojawia się kwestia pieniędzy. Nie da się ukryć – czasy są ciężkie i tniemy koszty jak możemy. Jednak nie zawsze wyprawa do muzeum czy na wystawę oznacza wysokie ceny biletów – wręcz przeciwnie, bardzo często będziemy mogli obejrzeć wystawę za darmo. Jeśli chodzi o państwowe galerie i muzea – niemal każdy z nich ma darmowy dzień – czasem jest to raz w miesiącu, czasem raz w tygodniu. Wiele niesamowicie ciekawych wydarzeń jest po prostu bezpłatnych – wystawy młodych, niezależnych twórców, bardzo często mają darmowy wstęp. Niektóre artystyczne wydarzania po prostu są darmowe. Jakiś czas temu była w Koneserze na niesamowicie ciekawej wystawie „Warsaw Off Art – STOP HISTORY”. Duża, cykliczna wystawa młodych europejskich twórców. Wydarzenie było zupełnie darmowe, a z tego co wiem w Koneserze co miesiąc znajdziecie jakaś nową wystawę czy wydarzenie związane ze sztuką, które właściwie nic nie kosztuje.
Oczywiście nie zawsze znajdziemy coś za darmo, ale wiele instytucji ma bardzo korzystny cennik, a jeśli wybieramy się grupowo czy z rodziną – może się okazać, że załapiemy się na dodatkową zniżkę. Porównując zwiedzanie muzeów i galerii w porównaniu z np. wyprawą do kina – okazuje się, że często są to ceny bardzo konkurencyjne, jeśli nie niższe. Tylko w przeciwieństwie do kina – nie jesteśmy w stanie odtworzyć obcowania ze sztuką w domu. Jednak co zobaczenie obrazu czy rzeźby na żywo, to zobaczenie na żywo. Takiego spotkania nie oddaje przyglądanie się zdjęciom na komputerze.
Często spotykam się też z argumentem, że nawet by się chciało skoczyć na jakąś ciekawą wystawę, ale – trudno znaleźć informacje o tym co się dzieje. Mam wrażenie, że to realny problem o czym świadczy chociażby fakt, że kiedy zbliża się termin zamknięcia wystawy to pod wieloma muzeami ustawiają się gigantyczne kolejki (wcześniej widziałam to pod Polin w przypadku wystawy Sansala, ostatnio pod Narodowym w ostatnich dniach wystawy o Witkacym) – bo dopiero wtedy wiele osób dowiedziało się, że taka wystawa była. Ja wyznam szczerze – bardzo śledzę zakładkę „Wydarzenia obok ciebie” a Facebooku – często tam znajduje ciekawe wystawy i wydarzenia artystyczne. Jednocześnie niemal każde miasto ma takie strony, które po prostu monitorują wydarzenia i wystawy – ja mam w zakładce przeglądarki zapisane kilka miejsc, które zbierają info o tym co się dzieje. Na koniec – nie raz zdarzyło mi się pójść na wystawę, bo … zobaczyłam plakat na przystanku autobusowym. Nie ma jednego dobrego źródła pozyskiwania informacji o tym co się wokół nas dzieje.
Możemy też śledzić konkretne instytucje – za zawsze sprawdzam co aktualnie pokazują w Muzeum Sztuki Fantastycznej mieszczącym się na terenie Konesera. Wystawy, które tam są, zwykle zgrywają się z moim gustem i zainteresowaniami. To właśnie dzięki temu wyśledziłam najnowszą (trwającą jeszcze do 30.12) wystawę prac Wojciecha Siudmka – „Siudmak Universum”. Z jednej strony to małe muzeum, z drugiej – prezentujące te prace, które zwykle są rozproszone. Wystawa Siudmaka to właśnie taka doskonała wyprawa dla kogoś kto się waha po prostu wejść do galerii. Jego dzieła często zna się z plakatów, okładek książek czy ilustracji w czasopismach, ale to zupełnie inne przeżycie niż obejrzenie ich z bliska. W tygodniu zwykle nie ma tłumów, więc może się poczuć niemal jak na prywatnym zwiedzaniu. Choć część z tych dzieł znałam już wcześniej (zwłaszcza cykl nawiązujący do „Diuny”) to jednak na żywo obrazy robiły na nie zupełnie inne wrażenie.
Zdaję sobie sprawę, że jest to tekst napisany z perspektywy wielkiego miasta. Jeśli mieszka się w niewielkiej miejscowości czy na wsi, ten dostęp jest zdecydowanie utrudniony. Niestety nie mam tu żadnego prostego rozwiązania. Może poza radą, że jeśli coś przyciąga nas rodzinnie czy zawodowo do większego ośrodka to warto rzucić okiem czy w tym czasie, kiedy tam będziemy – nie dzieje się w muzeach i galeriach coś ciekawego. Nie mówię, że trzeba z obiadu u cioci od razu biec do galerii, ale można sprawdzić czy nie będzie jakiegoś ciekawego wydarzenia, na które można się wymknąć po deserze.
Ilekroć wrzucam na story albo na bloga informacje o jakichś wydarzeniach czy o wystawach na których byłam dostaje sporo informacji, że ktoś też by chciał pójść i coś zobaczyć, ale trudno się zebrać. Doskonale to rozumiem – mnie samej przepadło w życiu kilka naprawdę świetnych wystaw, bo nie byłam w stanie się zorganizować. Ale jednocześnie, kiedy w końcu się udało – nigdy nie żałowałam, że poświęciłam czas na sztukę. Bo nawet średnia wystawa potrafi sprowokować do myślenia i coś w nas zostawia. Dlatego warto czasem w środku spaceru skręcić do galerii. To jest naprawdę zupełnie poza systemem.