Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego seansu „Ojca Chrzestnego” miałam kilkanaście lat i nadrabiałam z rodzicami klasykę kina. W życiu widziałam już sporo klasycznych filmów, które mną nie wstrząsnęły i prawdę powiedziawszy – nie spodziewałam się, że ten mi się spodoba. Co prawda – nieco zdziwiło mnie, że moja mama zna go niemal na pamięć (a nie jest to osoba oglądająca filmy jakoś bardzo namiętnie) ale poza tym, byłam gotowa na nudę. Wystarczył kwadrans bym wiedziała, że oglądam filmy inny niż wszystkie. Wystarczył seans bym zaczęła uważać „Ojca Chrzestnego” za jeden z najważniejszych filmów w moim życiu. Teraz czytając „Zostaw broń, weź cannoli” Marka Seala zdałam sobie sprawę, że kulisy powstawania tego filmu są równie interesujące i poruszające co sama produkcja. Post sponsorowany przez wydawcę książki, wydawnictwo Albatros.
Zaczyna się od mafii – od przesłuchań, które wstrząsnęły Ameryką. Zaczyna się od pisarza włoskiego pochodzenia, który ma problem z hazardem i absolutną pewność, że może napisać bestseller. Zaczyna się od emigranta z Europy, który zarobił miliony i kupił jedną z najstarszych studio filmowych w Stanach Zjednoczonych. Zaczyna się od zdolnego reżysera, który ma odpowiednie pochodzenie. Zaczyna się od aktora… no właśnie – gdzie zaczyna się historia „Ojca Chrzestnego”, filmu, który uratował wytwórnię Paramount, zmienił nasze podejście do kinematografii, i realnie wpłynął na zachowania rodzin mafijnych w Stanach Zjednoczonych. Jak poprowadzić tą historię byśmy w pełni mogli zrozumieć, że to iż film powstał jest splotem licznych przypadków, konieczności, zwykłego szczęścia i realnej potrzeby.
Mark Seal przeczytał chyba wszystko co się dało o twórcach i powstaniu filmu. Prowadzi nas krok po kroku przez kolejne etapy – od inspiracji do napisania książki, po produkcję. Wydawać by się mogło, że będzie to może nieco nudne, branżowe, przeznaczone tylko dla zainteresowanych, pasjonatów, największych wielbicieli filmu. Ale tak nie jest – w istocie Seal korzysta z produkcji filmu by opowiedzieć coś więcej – trochę o ludziach, którzy nieco przypadkiem znaleźli się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, trochę o Ameryce, która w nowych dekadach potrzebowała nowych mitów. I te mity przyszły wraz z rodziną Corleone i „propozycją nie do odrzucenia”. Jednocześnie to książka absolutnie wciągająca, czyta się ją niemal jak powieść sensacyjną. Co chwilę ma się wrażenie, że do produkcji nie dojdzie, że coś się nie uda, że cały ten splot biografii o okoliczności rozbije się o ostateczną przeszkodę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak wciągnęłaby mnie książka tego typu. Tymczasem nie mogłam jej odłożyć – na scenie pojawiały się co chwila nowe postaci, nowi gracze, nowe biografie. Każdy wydawał się ciekawszy od poprzedniego, każde pojawienie się – coraz bardziej przypadkowe albo – zapisane w gwiazdach. To poczucie, jakie nam towarzyszy – że całe przedsięwzięcie może się zakończyć albo wielkim triumfem albo katastrofą nie odpuszcza nas aż do końca – mimo, że przecież znamy historię.
Jednocześnie to jest fantastyczna książka o… pamiętaniu. Seal konfrontuje ze sobą różne wspomnienia i perspektywy – trochę starając się odkopać historię „Ojca Chrzestnego” spod wszystkich legend jakie wokół niego narosły. Nie lubię określenia „legendarny” w odniesieniu do dzieł kultury (legendarne są smoki) ale patrząc iloma historiami obrosła ta produkcja jestem gotowa zrobić wyjątek. Zestawianie ze sobą różnych wspomnień, urywków, opowieści – sprawia, że widzimy jak tworzymy nasze narracje o ważnych wydarzeniach w kulturze. Jak po latach – pewne rzeczy przedstawia się ciekawiej, jak nawet ludzie, którzy są na tym samym spotkaniu czy planie filmowym – mogą po prostu widzieć rzeczy w zupełnie inny sposób. To jest fascynujące dla mnie jako historyczki – to ciągłe przypomnienie, że nawet aktywni uczestnicy wydarzeń niekoniecznie są ich najlepszymi świadkami. Plus, w kilku miejscach książka staje się dzięki temu lżejsza i dowcipniejsza zestawiając ze sobą niekiedy rozbudowane narracje, i bardzo prozaiczne fakty.
O tym jak ciekawa, niekoniecznie oczywista jest historia powstania „Ojca Chrzestnego” świadczy fakt, że Paramount wypuścił niedawno serial „The Offer” opowiadający o tych wydarzeniach. Serial zbiera dobre recenzje (nie jest chyba jeszcze dostępny w Polsce) ale nie ma wątpliwości, że mówimy o historii porywającej i na tyle rozbudowanej i ciekawej, że inspiruje kolejne dzieła kultury. Trudno się dziwić, bo to jest też kawał historii Hollywood, w jego najbardziej przełomowych czasach. W latach siedemdziesiątych amerykański przemysł filmowy musiał się w dużym stopniu wymyślić na nowo. Upadł system studyjny, stare metody snucia opowieści przestały odpowiadać rzeczywistości, a telewizja deptała kinematografii po piętach. Trzeba było nowej iskry, która rozpaliłaby ogień, która przypomniałaby amerykanom – co takiego ma do zaoferowania kinematografia czego nie da im telewizja. Fakt, że padło na film o gangsterskiej rodzinie może się wydawać przypadkowy – ale Seal doskonale pokazuje, że to akurat jest bardzo logiczne. I nie chodzi jedynie o proste zainteresowanie mafijnym życiem – chodzi o budowaniu nowego mitu.
Rzadko piszę, że nie da się jakiejś książki odłożyć, ale moje spotkanie z „Zostaw broń, weź cannoli” wyglądało trochę jak pierwsze spotkanie z samym „Ojcem Chrzestnym”. Kiedy wzięłam książkę do ręki, wydawało mi się, że będzie to coś ciekawego, ale nie przypuszczałam, że będzie tak wciągające. Tymczasem mówi do was osoba, która pierwszy raz od dawna jak zaczęła czytać książkę to nie odłożyła jej aż do końca. Co prawda, kiedy czytałam ostatnie strony była piąta rano, ale było warto. Serio sięgnijcie po tą książkę – powiem tak, jest to propozycja nie do odrzucenia.