Jedną z moich ulubionych świątecznych anegdot jest ta, w której mój tata podarował mojej mamie książkę. Traf chciał, że mama podarowała tacie tą samą książkę. Rodzice się uśmiali, zapakowali jedną nadmiarową książkę na prezent i zabrali do moich dziadków, żeby podarować ją mojej ciotce. Kiedy doszło do rozpakowywania prezentów okazało się, że… moja ciotka kupiła tą samą książkę mojemu tacie. Był to rok, w którym wszyscy się dużo śmialiśmy, mieliśmy sporo nadmiarowych egzemplarzy powieści Umberto Eco i nauczkę – że książka to idealny prezent, jeśli się go dobrze wybierze.
No właśnie – dobre dobieranie książek na prezent to temat, do którego często i chętnie wracam. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe – trzeba znać osobę obdarowywaną przynajmniej na tyle by wpisać się w jej gusta i zainteresowania. Jednocześnie warto spojrzeć nieco szerzej i sięgnąć nie tylko po to co leży zaraz pod ręką wystawione w księgarni jako nowość ostatnich tygodni. Nie ma też sensu kupować książek, tylko dlatego, że chcemy kogoś zainspirować do czytania zupełnie innej literatury. To taki prezent, który bardziej kłuje niż uraduje. A prezent powinien przede wszystkim – cieszyć i pokazywać, że obdarowanego znamy, lubimy i chcemy mu zrobić przyjemność. Stąd zasada, do której się stosuje – dawaj prezenty tak jak sama chciałabyś otrzymywać.
Ten długi wstęp ma wam zdradzić, że oto doszliśmy do tego momentu roku, w którym wydawnictwo WAB pyta czy chce wybrać dla was książki do grudniowej promocji, a ja entuzjastycznie kiwam głową. Kiedy pytają mnie jakie książki chcę polecić, zaczynam się wahać, czy mogę odpowiedzieć „Wszystkie”. Ale tak serio, zwykle potrzebuję potem kilku dni by przemyśleć jak dobrać tytuły tak, żeby trafiły do jak najszerszej grupy osób i stały się źródłem wielu inspiracji. Zwłaszcza, że bonusem do tego wyboru jest też kod rabatowy na 40% (wpisujecie ZPOPK) KOD działa od 2.12 do 8.12, więc nie mogę strać szansy by wyłuskać dla was to co najciekawsze. Dlatego w tym roku przeprowadzę was przez mój sposób myślenia.
Zaczęłam od pytania co chciałabym podrzucić wam z literatury faktu. Wiedziałam, że na pewno chcę w zestawieniu uwzględnić „Obsesję piękna” Renee Engeln. To taka książka, która w mojej wyobraźni trafia do jakiejś młodej osoby – dziewczyny czy kobiety, i robi jej niesamowity remanent w głowie. Bo to analiza tego w czym wszystkie żyjemy, ale nie zawsze zdajemy sobie sprawę – czyli pokazanie tego jak kultura wpływa na to jak postrzegamy nasze ciała, wartość i piękno. W mojej wyobraźni książka trafia po świętach na stolik, i podczytuje ją nie tylko obdarowana córka, ale też brat, ojciec, może babcia. Wszyscy zmieniają spojrzenie na tak podstawową sprawę jak nasz wygląd.
Skoro moje myśli poszły w kierunku obdarowywania młodych ludzi, od razu pomyślałam też – a może jakaś książka przyda się rodzicom. Tu lotem błyskawicy myśl moja poszybowała ku reportażowi „Mów o mnie ono. Dlaczego współczesne dzieci szukają swojej płci” autorstwa Katarzyny Skrzydłowskiej- Kalukin i Joanny Sokolińskiej. Zobaczyłam zagubionych rodziców, których dzieci rozmawiają coraz więcej o niebinarności i trans płciowości, i pomyślałam – czy nie byłoby idealnie gdyby trafiła do nich książka, która im nieco wyjaśni. Napisana przez osoby, które też musiały rozgryźć jak to się stało, że współczesna młodzież inaczej patrzy na swoją płeć niż było to dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia lat temu. Wyobrażam sobie pewną ulgę jaką czuje rodzic, gdy w końcu do jego rąk trafia książka, w której mogą znaleźć odpowiedzi na pytania, których być może sami bali się zadać.
Kiedy w moim myśleniu pojawiło się słowo „ulga” od razu dorzuciłam do zestawienia „Też tak mam” Magdaleny Kostrzyszyn. To zbiór reportaży autorki znanej wam pewnie przede wszystkim z fanpage „Chujowa pani domu”. Tym razem jednak do problemów kobiet w Polsce podchodzi na poważnie i stara się powiedzieć o sprawach szerszych – jak kwestie związane z macierzyństwem, pracą czy przemocą ekonomiczną, jednocześnie nie tracąc z oczu osobistych historii. To książka, po odłożeniu której – można pomyśleć „A więc nie jestem sama”, „A więc tak to się nazywa”. To książka, bolesna, ale jest jakaś wielka ulga w poczuciu, że nie jesteśmy jedyni w naszych problemach i osoba obok nas też toczy swoje walki i mocuje się z życiem.
Tu już zaczęłam robić kółko – bo skoro szukam książek, które mogą pomóc to przecież nie znalazłoby się pod choinką nic lepszego niż „Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze” Justyny Sucheckiej. To książka, która przede wszystkim daje nadzieje (jestem niemalże specjalistką od takich pozycji) ale też – po prostu uczy, młodszych i nieco starszych czytelników, jak radzić sobie z trudnymi psychicznie momentami, jak zadbać o siebie i swoje zdrowie psychiczne. Tu już moja wyobraźnia widziała całe szczęśliwe rodziny, które wymieniają się książką, uczą się od rozmówców autorki i przede wszystkim – czerpią siłę, której wszyscy w nowym roku będziemy bardzo potrzebować.
Z zadowoleniem patrzyłam na moje zestawienie książek, kiedy zdałam sobie sprawę, że zrobiło się bardzo poważnie. Dobrze, mądrze, ale poważnie. A przecież jednak pod choinką powinny znajdować się też rzeczy lżejsze, takie, które być może nie przemodelują nam całego życia ale wniosą do niego trochę takiej wiedzy, która nas trochę rozbawi, trochę zaintryguje a przede wszystkim – troszkę poszerzy horyzonty.
Tak myśląc dopisałam do zestawienia książkę „Historia LEGO” Jensa Andersena. Ktokolwiek wychował się w domu pełnym klocków i kto wciąż (jak ja) żyje w domu pełnym klocków powinien sobie choć raz zadać pytanie – skąd one się właściwie tu wzięły (i nie, nie chodzi mi o nierozważną wizytę w sklepie firmowym LEGO w czasie sobotniego spaceru). „Historia Lego” to coś pomiędzy historią biznesu, fascynującą sagą rodzinną, a opowieścią o tym jak coś bardzo małego może stać się tak wielkim sukcesem. Istnieje możliwość, że to będzie ta książka, którą w tym roku moja rodzina podaruje sobie w kilku egzemplarzach.
Jeśli jesteśmy przy spędzaniu wolnego czasu to pomyślałam „Czajka ty chyba napisałaś fajną rzecz o serialach. No napisałam. Więc do spisu trafiły „Seriale. Do następnego odcinka” – książka, która porządkuje informacje o serialach, streamingu i o całej kulturze oglądania opowieści w odcinkach. Nie ważne czy chcecie się dowiedzieć, jak działają platformy streamingowe, czy też interesuje was jak ukrywa się fakt, że aktorka zaszła w ciążę – w tej książce znajdziecie wszystko co może sprawić, że nieco inaczej spojrzycie (dosłownie) na seriale i cały ich świat.
Tu nić myślenia poprowadziła mnie dalej. Skoro już jesteśmy przy serialach, to czy był popularniejszy serial komediowy niż „Przyjaciele”? A skoro „Przyjaciele” to nowa autobiografia Matthew Perry’ego, aktora który grał Chandlera – „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”. To nie jest może lektura najlżejsza (choć miejscami bardzo dowcipna) ale pomyślałam, że oto wielbiciel serialu zalewany rok po roku książkami, pełnymi podobnych anegdotek, chętnie sięgnie po coś innego, po książkę, która odkrywa, że za kulisami tego odnoszącego niesamowite sukcesy, zabawnego serialu rozgrywał się prawdziwy dramat uzależnionego członka obsady. Mam też poczucie, że taka książka może nie tylko trafić do wielbicieli serialu, ale też do każdego kogo interesują mechanizmy uzależnienia, które nie ogląda się na sławę, popularność i stan konta.
Moja lista znów zrobiła się niespodziewanie poważna, więc postanowiłam zrobić zwrot i poszukać czegoś lżejszego – no i przypomniałam sobie o pozycji, która może zmienić niejedno życie, choć inaczej niż się wydaje. Chodzi o „Robię Włosing” Agnieszki Niedziałek. Ja wiem, część z was już o pielęgnacji włosów wie wszystko, ale ja jako osoba, która w 2022 roku odkryła nakładanie maski do włosów, potrzebuje przewodniczki. „Robię Włosing” to jedna z tych pozycji do których podchodzi się z lekkim sceptycyzmem (serio cała książka o włosach) a potem człowiek posłusznie wprowadza te zmiany w życie i okazuje się, że działają. W każdym razie idealny poradnik dla każdego kto ma włosy do ramion.
Właśnie w tym momencie spisywania mojej listy zdałam sobie sprawę, że przecież brakuje na niej powieści. A bez powieści na takiej liście to jak bez ręki. Tym razem postanowiłam się zawziąć i znaleźć książkę niemal z każdego literackiego nurtu. Czy mi się udało? Cóż kiedy patrzę na zestawienie jestem z siebie całkiem dumna.
Dla wielbicieli puchatych romansów, po których człowiekowi buzia się sama śmieje mam przeurocze „Długo i szczęśliwie” Alison Cochrun o pewnym panu co wygląda jak książę i pewnym panu co nie czuje się wystarczająco dobry – panowie się spotykają, zakochują a resztą jest puchata i całkiem mądra. Dla tych którym adrenalina musi płynąć w żyłach szerokim strumieniem mam „Czerwoną Ziemię” Marcina Mellera. Czyta się to mniej więcej tak jak ogląda filmy o Bodzie, czyli tempo rośnie ze strony na stronę, tylko zamiast agenta jej królewskiej mości, mamy dziennikarza w średnim wieku, który szuka syna, gdy ten zaginął gdzieś w czasie wycieczki do Afryki. Z resztą, skoro przy emocjach jesteśmy to tu zaszalałam, bo dopisała jeszcze do listy „Uśpioną” Alicji Sinickiej i „Sieroty” Igora Brejdyganta. Książki z gatunku „Dostajesz pod choinkę 24.12 i odkładasz po przeczytaniu 25.12 – sen nocny nie wliczony w cenę”. Bo to jest ten gatunek książek, których odłożyć nie sposób.
Dla tych którym zawsze brakuje dobrej rodzinnej sagi, gdzie nic się nie dzieje, jest pięćdziesiąt postaci i sto osiemdziesiąt imion mam na liście „Sycylijskie Lwy” Stefanii Auci, czyli opowieść o rodzinie, pieniądzach i wszystkim co wstrząsało włoską polityką w XIX wieku. Czyli dosłownie ta książka, którą mi potem streszcza mój tata przez telefon. Nie jest to „Lampart” ale powiem tak – istnieje ten rodzaj leniwych książek dziejących się we Włoszech które są uzależniające i ilu by się ich nie przeczytało chce się więcej.
Dla czytelników, których zawsze ciągnie by czytać o Polsce (nie wiedzą, dlaczego, ale tego się nie leczy” mam książkę Michała Kempy „Ostatni rok lekkiego życia” czyli karkołomną próbę napisania o Polsce tak żeby było jednocześnie lekko, zabawnie, mądrze i prawdziwie. Autorowi wyszło to całkiem nieźle, czapki z głów, bo ja się zwykle zacinam w połowie statusu o Polsce na Facebooku, bo mi cały humor ucieka, chyba że wisielczy. A skoro przy polskich autorach jesteśmy to pomyślałam, że przecież nie mogę zostawić listy bez „Książki o przyjaźni” Macieja Marcisza, książki, którą z dumą nazywam literaturą środka. I to jest duma, bo literatury środka w Polsce prawie nie ma, a ta nie dość że jest dobrą opowieścią o przyjaźni, millenialsach i wyborach życiowych to jeszcze znam autora. Wiecie rzadko człowiek zna autorów a jeszcze rzadziej zna autorów dobrych książek. A tu proszę jedno i drugie.
Kto jednak chce się od środka odbić i poszukać czegoś zupełnie innego to przecież dopisałam do listy „Heksy” Agnieszki Szpili – książkę, która jest jak jazda bez trzymanki, dziwna, inna, szalona, odważna – kurczę zamieniam się w słownik przymiotników, ale nic nie poradzę – zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. A jeszcze WAB tak pięknie ją wydało, że nawet jakby nie wydała mi się jedną z ciekawszych polskich pozycji ostatnich lat to i tak bym głaskała okładkę taka jest piękna.
A skoro przy literackich szczytach jesteśmy mam dla was jeszcze dwie pozycje „Białą elegię” Han Kang, autorki słynnej „Wegetarianki” i „Niewyczerpany żart” Davida Fostera Wallance. Obie książki literacko wybitne dzieli przede wszystkim jakieś 500 stron różnicy, bo „Biała elegia” to popis literackiej wstrzemięźliwości, zaś „Niewyczerpany żart” to książka o takich gabarytach, że można stosować ją do samoobrony. Niezależnie jednak od formatu obie pozycje, pozwalają wejść do świata ludzi, którzy wiedzą co w literaturze piszczy i kłócą się na pięćset komentarzy o jakoś tłumaczenia, biografię autorów, zrozumienie metafory. Czyli wszystko co w literackim piekiełku najlepsze.
Skończyłam spisywać listę i uśmiechnęłam się do siebie. Dobra robota Czajka – pełna emocji podróż przez najróżniejsze oblicza literatury w zaledwie osiemnaście tytułów. Dla każdego coś miłego. Byłam z siebie bardzo dumna do momentu, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie tyle wybieram te książki co wrzucam je do koszyka na stronie wydawnictwa. Na całe szczęście ma kod zniżkowy!