Od pewnego czasu staram się nadrabiać więcej powieści graficznych polskich autorów i autorek. Dostrzegłam, że na polskim rynku komiksowym dzieje się naprawdę dużo i ciekawie, ale też wiele tytułów, omawia się głównie w wąskim gronie i nie każdy zdaje sobie sprawę, ile ciekawych pozycji wychodzi w Polsce. W nadrabianiu zaległości pomagają mi nieco rankingi, zestawiające najlepsze tytuły minionego roku. To właśnie tam zobaczyłam „Wolność albo Śmierć” Aleksandry Herzyk i wiedziałam, że muszę ten tom przeczytać.
Tym co nie zaintrygowało jest podjęcie przez Herzyk tematu rewolucji francuskiej. Nie chodzi jedynie o to, że jest to rzeczywiście moment historycznie niezwykle ciekawy. Komiks w historyczny w Polsce nie ma łatwo. Nie dlatego, że nie powstały nigdy dobre komiksy biorące na warsztat wydarzenia historyczne, ale dlatego, że od dobrych paru lat dominuje tu komiks mocno zideologizowany. Sporo jest tomów poświęconych historii najnowszej, często stawiających konkretne przesłanie ponad kwestie artystyczne czy ciekawą opowieść. To z kolei daje komiksowi historycznemu złą sławę – bo wydaje się, że po prostu został on przez wielu uznany za proste narzędzie „edukacji historycznej”, co zwykle sprowadza się do bardzo słabych dialogów, nieciekawej opowieści i niekiedy naprawdę karykaturalnie złych rysunków. Tymczasem tematyka historyczna jest w istocie w komiksie nie tylko popularna, ale też i wdzięczna, no i nie musi się kojarzyć z pozycjami, które mają tylko służyć konkretnej edukacyjnej roli. Z resztą mam wrażenie, że historyczności komiksu przestraszył się też nieco sam wydawca – który próbuje go raczej sprzedać jako pozycję przygodową, co może niektórych zawieść.
Bohaterką opowieści jest Franciszka Barre, młoda dziewczyna, na skutek tragicznego splotu wydarzeń trafiła do więzienia w twierdzy Szpilberg. Jeszcze niedawno za swoje czyny zapłaciłaby życiem, ale weszły łaskawe i oświecone reformy prawa karnego, więc pozostaje jej tylko gnić do końca swych dni w swojej celi. Dość niespodziewanie – pojawia się dla niej szansa – może wyjść z zamknięcia, jeśli tylko zgodzi się na propozycję cesarskiego oficera i będzie szpiegować dla Austrii w Paryżu. Język zna, bić się umie, a jej życiowe doświadczenie doskonale pozwoli jej się odnaleźć na wzburzonej rewolucją francuskiej ulicy. Propozycja, jak można się spodziewać – niemal nie do odrzucenia.
Franciszka wyrusza do Paryża i trafia w sam środek rewolucyjnego wrzenia. Bo bardziej niż „płaszczem i szpadą” (jak zapowiada opis na okładce) Paryż żyje ideami i wizjami rewolucji. Kto ma rację – wzburzony tłum szturmujący pałace i wieszający każdego zamożnego obywatela? Malarz idealista, który pragnie rewolucji, ale z zachowaniem wszystkich oświeceniowych idei? Rewolucjonistka, aktorka, w której nie ma żadnej litości, tylko rewolucyjny zapał, zrodzony ze świadomości, że jedna arystokratyczna kolacja mogła wyżywić ubogą rodzinę przez wiele miesięcy. Cesarki oficer, który uważa, że reformy są potrzebne, ale jego miłość do ludu kończy się tam, gdzie lud chce się burzyć przeciwko władzy. A może przyjmujący Franciszkę w zaciszu burdelu, austriacki szpieg, który uważa, że w tych trudnych czasach upadającego porządku lojalność należy się głównie samemu sobie.
Herzyk rozdziela racje między swoich bohaterów bardzo uważnie – żadnemu głosowi nie przyznaje więcej miejsca, każdemu pozwala wybrzmieć. Jeśli wczytamy się w jej tekst nie trudno dostrzec, kto tu mówi argumentami Marata, kto oświeconych humanistów, kto politycznych realistów. W czyim tonie słychać rewolucyjną publicystykę, a w którym ton zaniepokojonych broszur drukowanych w państwach, gdzie starano się utrzymać ład. Jednocześnie – autorce udało się uchwycić ten niebezpieczny nastrój rewolucji, która w każdej chwili, może zmienić definicję wroga, może być podejrzliwa wobec każdej wątpliwości i nieufna wobec każdego pytania. Niebezpieczeństwo jest tu ciągle obecne, ale nie dlatego, że Franciszka szpieguje, ale dlatego, że nigdy nie wiadomo, w którą stronę pójdzie rewolucyjny zapał.
Autorka doskonale wpisuje też swoją bohaterkę w ten cały ideologiczny zamęt. Sama Franciszka nie jest zainteresowana rewolucją. Jej życie zostało złamane, kiedy trafiła do więzienia. Choć ma szansę na inne życie, to w jej zachowaniu i dystansie czujemy, że nie czuje się dobrze. Można dojść do wniosku, że żyje nieco siłą rozpędu, złamana przez traumatyczne przeżycia ostatnich lat. To jedna z tych rzeczy, która niezwykle mi się spodobała. Wielu autorów, którzy korzysta z wątku niespodziewanego uwolnienia z więzienia, każe swoim bohaterom czy bohaterkom natychmiast zapominać co tam przeżyli. Herzyk nie pozostawia wątpliwości, że samo fizyczne opuszczenie murów twierdzy nie oznacza wolności. Zwłaszcza, że za bohaterką ciągnie się jeszcze wspomnienie przeszłości i poczucie osobistej krzywdy. Inna sprawa – Franciszka nie jest doskonała w wyznaczonej jej roli. Po pijanemu umie powiedzieć kilka słów za dużo, zawarta przez nią znajomość z malarzem Gaspardem dostarcza jej więcej problemów niż przynosi korzyści (to idealistycznie nastawiony republikanin, którego wciąż trzeba chronić przed żywym duchem rewolucji), ona sama zbyt często zwraca na siebie uwagę. To wręcz przeciwieństwo Mary Sue, bo zawsze jesteśmy o krok od wpadki.
To nie jest łatwa rzecz – uczynić bohaterkę, z jednej strony – na tyle nieporadną czy niezainteresowaną własnym przetrwaniem – byśmy zrozumieli jej traumę, z drugiej – nie pozwolić jej być tylko ofiarą i bezwolną obserwatorką wydarzeń. Franciszka ma swój charakter, ma swoje przekonania (które objawiają się bardziej w czynach niż słowach), ma też poczucie, że musi naprawić to co wydarzyło się lata wcześniej. Rewolucja jest dla niej jednocześnie wielką szansą na rozpoczęcie życia na nowo, ale też momentem, w którym wielka historia niekoniecznie znaczy dla niej więcej niż prywatne sprawy. Wiele osób było podobno zaskoczonych, że w komiksie nie ma wątku romansowego, ale jego brak mnie zupełnie nie dziwi. Można wręcz stwierdzić, że rewolucyjny Paryż sportretowany w taki sposób jaki uczyniła to Herzyk, to ostatnie miejsce do nawiązywania romansów.
Przyznam, że rzadko mi się zdarza czuć taki smutek, kiedy historia (to zaledwie tom pierwszy) się urywa. Wiem, że Herzyk, pisząc swoje komiksy robi olbrzymi research – co wychodzi potem w tym jak są napisane dialogi i jak udaje się przemycić wszystkie ideologiczne spory i niejednoznaczności. Ale ten research znaczy, że na następny tom długo poczekam co mnie niezwykle smuci. Smuci mnie przede wszystkim dlatego, że rzadko ma się w rękach komiks, który byłby zainteresowany nie tyle wizualnym kostiumem historycznym, ale przede wszystkim – sposobem myślenia osób z przeszłości. Bohaterowie idealnie oddają to jak myślano, często też jak mówiono (znalazłam gdzieś zarzut, że nikt tak nie mówił, ale ma wrażenie, że wynikający bardziej z naszej wizji, jak ludzie kiedyś mówili, niż z dokumentów). Nie ma w tym tomie bardzo wiele akcji, ale jednocześnie – cały czas stawia czytelnikowi wyzwanie – by próbował się odnaleźć w rzeczywistości rewolucji bez wydawania prostych ocen i szybkich diagnoz.
Kiedy skończyłam czytać komiks miałam dwa odruchy – pierwszy – znaleźć Herzyk na Instagramie i zapytać, kiedy będzie drugi tom (skończyło się długą dyskusją o tym, czy jeden z bohaterów specjalnie jest narysowany tak by był atrakcyjny czy ja mam słabość do szpiegów), drugi – koniecznie dać tom mojej mamie (w ramach mojego trwającego od lat projektu starającego się przekonać moją mamę do czytania komiksów). Mój pomysł by dać komiks mamie opierał się też na przekonaniu, że to jest taka powieść graficzna, którą można przeczytać niekoniecznie będąc zagorzałym wielbicielem tego sposobu opowiadania. U Herzyk bardzo dużo dzieje się w dialogach (ja akurat lubię, jak jest dużo do czytania), i choć graficznie całość bardzo mi się podoba (w rysach głównej bohaterki niekiedy widziałam rysy autorki) to, jeśli nie jesteście wielkimi wielbicielami powieści graficznych – moim zdaniem i tak się w tym odnajdziecie.
Jak możecie się domyślać zdecydowanie zachęcam do lektury (tom wydała niezastąpiona Kultura Gniewu), ale też ponownie – zachęcam do zwracania uwagi na polskie komiksy i powieści graficzne. W ostatnich miesiącach naprawdę mieliśmy doskonałe tytuły („Zasada trójek” Tomasza Spella, czy „Incel” Janka Mazura przychodzą mi jako pierwsze do głowy), i po prostu żal przegapić, ile ciekawych rzeczy się dzieje. Jasne, czasem trudniej je dostać w księgarniach, ale na całe szczęście, większość z nich jest dość łatwo dostępna w sieci. Naprawdę jest się z czego cieszyć, bo nowe pokolenie osób zajmujących się komiksem naprawdę wie co robić i wie, jak to robić dobrze.