Hej
Dzisiejszy wpis sponsoruje Ponura ponieważ na jej prośbę zwierz podjął temat, nad którym sam myślał niejednokrotnie i nawet o nim wspominał. Otóż wszyscy wiemy, że zwierz ma słabość do kwalifikacji. Niezależnie jednak jak by się męczył w układaniu aktorów w różne działy ( a czyni to w głowie bezustannie) to aktorzy zasadniczo dzielą się na dwie duże kategorie.
Pierwszą z nich są aktorzy którzy znikają w swojej roli. Kiedy pojawiają się na ekranie możemy ich lubić albo nie lubić i nie ma to nic wspólnego z sympatią do osoby wiele zaś wspólnego z sympatią do postaci. Najlepsi z tej kategorii są tak dobrzy, że potrzebujemy dopiero listy ich filmów by dowiedzieć się że istotnie widzieliśmy ich w więcej niż jednej produkcji. Potrafią być mili odrażający, charyzmatyczni i tak dalej ale przede wszystkim są swoimi postaciami.
Drugi rodzaj aktorów to ci którzy nieważne kogo grają zawsze pozostają sobą. Oglądając ich bohaterów oglądamy przede wszystkim aktorów grających swoje postacie. A niekiedy nawet zapominamy, że tam są jakieś postacie i oglądamy po prostu aktora w co raz to nowych kostiumach. Tu granica między naszą sympatią dla postaci a naszą sympatia dla aktora nieco się zaciera bo nie ważne kogo gra aktor zawsze widzimy przede wszystkim jego ( zwierz cały czas ma na myśli aktorów i aktorki ale pisanie tego w każdym zdaniu strasznie wydłużyło by post). No i teraz kiedy już poczyniliśmy tą konieczną klasyfikację pojawia się pytanie. Kto jest lepszym aktorem?
Tu zwierz musi powiedzieć, że ma poważny problem z odpowiedzią ( a będzie jej szukał!). Dlaczego? Otóż z jednej strony niezwykle ceni aktorów którzy naprawdę potrafią zniknąć w roli. Dobrym przykładem takich aktorów jest dwóch anglików – Gary Oldman i Daniel Day-Lewis – zwierz wielokrotnie łapał się na tym, że nigdy nie widzi ich na ekranie – na ekranie nie tylko znikają w roli ale też w różnych filmach różnie wyglądają. Serio – zwierz nigdy nie zrozumie tej umiejętności zmieniania twarzy przez aktorów. Z resztą do tej grupy zwierz zaliczałby też mimo wszystko Maryl Streep która potrafi zmaleć i urosnąć między jednym a drugim filmem ( widzieliście ją w Julie i Julia gdzie gra kobietę zdecydowanie wyższą od jej samej) i której role zdecydowanie się od siebie różnią.
Zwierz nie ma zamiaru robić tu jakiegoś pełnego spisu takich aktorów ( choć może warto wspomnieć że mistrzem takiej gry w Polsce był Tadeusz Łomnicki którego zwierz widział w kilku filmach ale nigdy nie poznał na pierwszy rzut oka że to on) było by to trudne i nie poręczne. Musi jednak stwierdzić że choć prawdopodobnie z punktu widzenia sztuki aktorskiej są oni lepsi od swych kolegów których na ekranie widać zawsze, zwierz woli tych drugich.
Ułożenie takiej listy było by bez porównania prostsze. Jack Nicholson to zawsze na ekranie przede wszystkim Nicholson, kiedy w filmie gra Depp to zawsze na ekranie jest to przede wszystkim On nawet wtedy kiedy zupełnie jak on nie wygląda ( to dziwne ale to chyba najchętniej malowany aktor na świecie). Podobnie lubiany przez zwierza Colin Firth zawsze jest na ekranie choć grywa naprawdę różne postacie a patrząc na zupełnie inny rodzaj aktorów to nikt chyba nie ma wątpliwości, ze w kinie akcji na ekranie jest przede wszystkim aktor ( np. Willis) a nie jego postać.
Zwierz jednak woli ten rodzaj aktorstwa. Dlaczego? Cóż zapewne duży wpływ ma na to ogólna sympatia zwierza do zacierania się granic między fikcją a rzeczywistością. Ale nie tylko o to chodzi. Wiele postaci filmowych jest zdecydowanie ciekawsza kiedy przyglądamy się im nie jako osobnym bytom ale jako aktorom postawionym przed pewnym zadaniem. Oglądanie aktora znikającego w roli z jednej strony jest dowodem na jego olbrzymi kunszt z drugiej jednak strony pozostawia nas tylko z postacią którą musimy się nauczyć lubić czy nie lubić bez względu na nasze uczucia względem wykonawcy.
Teoretycznie problem może wydać się błahy. Przecież nikt nie każe nam wybierać. Ale to nie do końca prawda. Cały ów wątek wynika z dyskusji nad ( Rzecz jasna!) Harrym Potterem. Otóż jak zapewne wiecie ulubioną postacią fanów filmów jest nikt inny tylko Snape. Ale tak naprawdę nikt nie lubi postaci Snape’a – wszyscy zaś uwielbiają Alana Rickmana grającego Snape’a. Co więcej jego postać filmowa ma niewiele wspólnego z książkową. I tak aktor nie znika w roli ale dzieje się rzecz dużo ciekawsza – rola znika w aktorze. Oczywiście to sytuacja dość specyficzna, ale pokazuje jak bardzo styl aktorstwa wpływa na nasz odbiór nie tylko postaci ale i całego filmu.
W tym momencie zwierz już naprawdę nie wie co ma myśleć. Z jednej strony wynika bowiem, że aktor może pozostając sobą cały film skierować na zupełnie inne tory, z drugiej strony jeśli aktor zniknie w roli może nie uratować swojego bohatera przed byciem kolejna nudną postacią ze scenariusza.
I tu na całe szczęście przychodzi z pomocą niezawodna popkultura. Oto do tegorocznych nagród Emmy za najlepszą rolę komediową w serialu został nominowany znany z „Przyjaciół” Matt LeBlanc nominację dostał za rolę Matta LeBlanca bo w serialu gra sam siebie. Czyż to nie piękne rozwiązanie problemów zwierza – granie samego siebie to rola w której można zniknąć pozostając sobą.