Home Komiksy Zwierzęta pozaludzkie czyli o “Animal Manie”

Zwierzęta pozaludzkie czyli o “Animal Manie”

autor Zwierz
Zwierzęta pozaludzkie czyli o “Animal Manie”

Są komiksy dobre, niezłe i są takie przy których aut­en­ty­cznie trze­ba sobie powiedzieć  — to jest fan­tasty­czne. I tak właśnie jest z „Ani­mal Manem” Grant Mor­ri­son. Wydawnict­wo Egmont wydało właśnie omnibus całego runu sce­narzysty i moż­na w końcu przeczy­tać całość. Moż­na… co ja mówię, trzeba.

 

Hej, ponieważ Grant Mor­ri­son to oso­ba niebi­na­rna uży­wam w tekś­cie licz­by mno­giej i nie odmieni­am nazwiska. Nie umiem inaczej odd­ać They/Them.

 

Ani­mal Man” ze sce­nar­iuszem Mor­ri­son to komiks z przeło­mu lat osiemdziesią­tych i  dziewięćdziesią­tych. Zaz­naczam to na początku, bo mam wraże­nie, że przy lek­turze trze­ba wziąć poprawkę na to, że czy­tamy pod wielo­ma wzglę­dem klasyk. Pod pewny­mi wzglę­da­mi „Ani­mal Man” cier­pi na chorobę dzieła przeło­mowego. Zro­bił pewne rzeczy po raz pier­wszy (albo po raz pier­wszy w taki sposób) ale ponieważ potem wzorowali się na tym inni sce­narzyś­ci to czytel­nik dziś nie ma poczu­cia, że spo­ty­ka się z czymś zupełnie nowym, wcześniej nietknię­tym (przy­na­jm­niej nie w taki sposób). Jed­nocześnie w komik­sie bard­zo odbi­ja się moment, w którym pow­stał – nie tylko ze wzglę­du na pojaw­ia­jące się w nim wąt­ki eko­log­iczne czy rozmyśla­nia nad wege­tar­i­an­izmem ale też dlat­ego, że czuć w nim pewne zmi­any w myśle­niu o komik­sach super bohater­s­kich które potem tylko się rozwi­jały. Także kres­ka jest charak­terysty­cz­na dla lat osiemdziesią­tych i początku dziewięćdziesiątych.

 

 

Nasz główny bohater Bud­dy Bak­er, jest Ani­mal Manem – dru­go­planowym bohaterem DC, który czer­pie swo­je moce od zwierząt. Dzię­ki temu może latać jak ptak, posi­a­da niekiedy siłę owa­da lub krewet­ki (wiado­mo, że to się da wyko­rzys­tać), może pły­wać niczym ryba i w ogóle —  ma możli­wość czer­pa­nia mocy z natu­ry. Poz­na­je­my go w chwili kiedy pode­j­mu­je decyzję by zająć się swo­ją dzi­ałal­noś­cią na pełen etat i przys­tąpić do Europe­jskiej Ligi Spraw­iedli­woś­ci. Takiego odd­zi­ału, który jest nieco dru­gorzęd­ny, ale też co ważne – sam Ani­mal Man nie stoi w pier­wszym rzędzie i tylko nieliczne pojaw­ienia się postaci pier­ws­zo­planowych ze świa­ta DC przy­pom­i­na­ją, że wszys­tko roz­gry­wa się w tym samym uniwersum.

 

Wydanie całego runu Mor­ri­son w jed­nym tomie to moim zdaniem chy­ba najlep­sza rzecz jaka mogła się przy­trafić czytel­nikom. Dopiero wtedy moż­na zobaczyć, jak wiele ele­men­tów które pojaw­ia­ją się w drugiej częś­ci cyk­lu jest zasyg­nal­i­zowanych wcześniej. Bo to jest – wbrew niek­tórym opin­iom na jakie się natknęłam – kon­strukc­ja bard­zo prze­myślana (od samego początku) i to do tego stop­nia, że raczej nie pode­jrze­wałabym, że napisała ją oso­ba na jakichś grzy­bkach (może część inspiracji miała w ten sposób ale tu widać sce­nar­ius­zową pre­cyzję). Bo też trze­ba przyz­nać, że dość szy­bko w komik­sie zaczy­na­ją pojaw­iać się pewne meta wąt­ki, niedopowiedzenia, pró­ba wyjść poza proste zamknię­cie his­torii w ogranic­zonej iloś­ci plan­sz. Od pewnego momen­tu czytel­nik czu­je, że tak naprawdę zosta­je zapros­zony do reflek­sji dużo szerzej niż ta która zwyk­le pojaw­ia się w komik­sie o bohaterze.

 

 

Nie da się też ukryć, że bard­zo szy­bko „Ani­mal Man” sta­je się komik­sem skon­cen­trowanym na kwes­t­i­ach związanych z relac­ja­mi ludzi i zwierząt, ludzi i natu­ry. „Ani­mal man” to przestrzeń, w której sce­narzys­ta przy­pom­i­na o tym jak okrut­nie ludzie obchodzą się ze zwierzę­ta­mi i jak poczu­cie, że mamy do tego pra­wo ze wzglę­du na naszą inteligencję nie jest przeko­naniem, z którym nie moż­na dysku­tować. Zresztą w ogóle jest to komiks, który bard­zo grze­je lewicowe ser­duszko bo tam gdzie moż­na się było postaw­ić po dobrej stron­ie kon­flik­tu Mor­ri­son robią to bez prob­le­mu. Bard­zo lubię rozdzi­ały które dzieją się w RPA w cza­sie poprzedza­ją­cym upadek Aparthei­du – przy­pom­i­na­jące nie tylko to co się tam dzi­ało, ale też jak prowadz­iło się drzewiej w komik­sach nar­rację o tym kon­ty­nen­cie i jego bohaterach.

 

Oczy­wiś­cie są momen­ty komik­su, w których czytel­nik dość dobrze czu­je, że Mor­ri­son korzys­ta z okazji by przekazać całą swo­ją życiową postawę i korzys­ta z „Ani­mal Mena” bard­zo instru­men­tal­nie. Tylko, że nawet te momen­ty mają sens kiedy dojdziemy do koń­ca. Nie pode­jrze­wam by sama końcówka wszys­tkim się spodobała, ja oso­biś­cie uważam ją za ide­al­ną. Jeden z tych rzad­kich momen­tów kiedy komiks osią­ga taki poziom nar­racji, że mam poczu­cie, że czy­tam wielką lit­er­aturę a nie tylko szukam ciekawej rozry­w­ki. Mor­ri­son pozwala­ją sobie na prze­niesie­nie akcen­tów zupełnie poza świat super bohater­s­kich sporów ale zro­bił to w taki sposób, że trafia tam gdzie miękkie. A jed­nocześnie – pozwala­ją zrozu­mieć ich decyz­je, które towarzyszą każdej oso­bie piszącej. Najlep­sze jed­nak jest to, że to zakończe­nie nie jest niespodziewane, że w pewnym momen­cie pojaw­ia się przeczu­cie czytel­ni­ka, że to może iść w tą stronę.

 

 

Nawet jeśli nie spodo­ba się wam całość to moim zdaniem nawet wybrane numery są naprawdę doskon­ałe. Jeden z moich ulu­bionych roz­gry­wa się w Paryżu gdzie Europe­js­ka Liga Spraw­iedli­woś­ci wal­czy z prze­ci­wnikiem który zmienia czas. Wydawać by się mogło, że to pros­ta roz­gry­wka – zamknię­ta w bard­zo klasy­cznych ramach poty­cz­ki z prze­ci­wnikiem nie przyniesie jakichś więk­szych emocji. Ale w sce­nar­iuszu Mor­ri­son wszyscy zna­j­du­ją się na cmen­tarzu i nagle pytanie kto jest tu dobry a kto zły i kto komu powinien spuś­cić łomot nie jest już takie proste. Przy czym Mor­ri­son nie tylko doda­ją tu swo­je emocjon­alne wąt­ki ale też nie raz każe czytel­nikowi zas­tanow­ić się nad całym mech­a­nizmem komik­su, także tym, który spraw­ia, że nikt nigdy nie umiera i ostate­cznie wszys­tko zawsze kończy się w miejs­cu w którym się zaczęło.

 

Porusza­ją­cy, zmusza­ją­cy do myśle­nia, ale też – staw­ia­ją­cy przed czytel­nikiem wyzwanie – podróż przez te siedem­set stron to jed­nak też podróż przez własne oczeki­wa­nia doty­czące komik­su. Nie dzi­wi mnie, że „Ani­mal Man” uznawany jest obok „Doom Patrol” za jed­no z najwięk­szych dzieł Mor­risona i dlaczego umieszczana jest na lis­tach najlep­szych komik­sów wszech cza­sów. Jed­nocześnie muszę powiedzieć, że Mor­ri­son pod­chodzą do swo­jego bohat­era, do jego kon­strukcji tak ide­al­nie inaczej niż częs­to robią to Miller czy Moore. Tak to jest okrut­ny świat, ale jest tym okrut­niejszy niż bardziej empaty­czny chce być bohater. Bud­dy Bak­er – mieszkaniec przed­mieść, człowiek wraca­ją­cy do żony i dzieci, jest zupełnie inną postacią niż Bat­man czy jakikol­wiek inny „mroczny” bohater. Nie ma tu trag­icznego back sto­ry, nie ma też trag­icznej codzi­en­noś­ci. A może właśnie wręcz prze­ci­wnie – może świado­mość zła świa­ta zestaw­iona z domkiem na przed­mieś­ci­ach uderza bardziej. Empa­tia bohat­era – jego postawa tak dale­ka od tych wszys­t­kich „grit­ty” bohaterów dys­tan­su­ją­cych się od świa­ta i jego prob­lemów – spraw­ia, że komiks dużo więcej wyma­ga emocjon­al­nie od czytel­ni­ka. Jed­nocześnie pokazu­je, że te empa­tia, dban­ie o środowisko, prze­j­mowanie się kryzy­sem kli­maty­cznym (och jak aktu­al­nie brzmią pas­susy tego komik­su) nie czynią niko­go miękkim. To jest zupełnie inny kierunek pokazy­wa­nia męskoś­ci i bohater­skoś­ci. Dla mnie zde­cy­dowanie ciekawszy i emocjon­al­nie bardziej angażujący.

 

 

Każdy czytel­nik czy widz zna ten moment, kiedy w końcu w jego ręce trafia tom, o którym dużo słyszał i który widzi­ał w zestaw­ieni­ach wybit­nych dzieł. Każdy wie, że pod­chodzi się do tego z drżą­cym sercem i pytaniem „Czy to mnie, aby nie zaw­iedzie”. Przyz­nam, że tak pochodz­iłam do lek­tu­ry „Ani­mal Mana”, zwłaszcza, że Mor­ri­son kojarzyłam tylko z tego, że najpierw mnie rozkochali a potem porzu­cili w swoich sce­nar­iuszach do „Bat­mana”. Ale po ostat­niej stron­ie tego tomu, mogę powiedzieć, że wszys­tkie miejs­ca w rankingach były zasłużone. To jest naprawdę jeden z tych komik­sów, który zosta­je z człowiekiem na dłużej i który, jak pode­jrze­wam, jeszcze przez lata będzie budz­ił w czytel­nikach wiele emocji. Cieszę się, że mogłam go w końcu przeczytać.

 

Komiks dostałam do recen­zji od wydawnict­wa Egmont. Tom ma siedem­set osiem stron. Wyszedł w serii „DC Black Label”. Kosz­tu­je 199,99 zł (dobrze że nie dwieś­cie było­by za dużo) jeśli bierze­cie cenę okład­kową ale w księ­gar­ni Egmont chodzi za 139 zł co jest naprawdę okazją. Za tłu­macze­nie z języ­ka ang­iel­skiego odpowiedzial­na jest Pauli­na Braiter co przy­na­jm­niej dla mnie jest marką samą w sobie.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online