Home Ogólnie Zwierz jest extra* czyli jak żyć kiedy twój jajowód próbuje cię zabić.

Zwierz jest extra* czyli jak żyć kiedy twój jajowód próbuje cię zabić.

autor Zwierz
Zwierz jest extra* czyli jak żyć kiedy twój jajowód próbuje cię zabić.

To nie jest post o tragedii. To nie jest post o stras­zli­wym cier­pi­e­niu. To nie jest post i niesamow­itym tabu. To jest post o sporej daw­ce szczęś­cia. O pro­fesjon­al­izmie i o czu­jnoś­ci. To jest post o tym, że życie jest różne i cza­sem nie takie jak­byśmy chcieli, ale też się da żyć. Przede wszys­tkim zaś to jest post o  tym, że nikt nie jest tak sam jak mu się wydaje.

Jak­iś czas temu roze­jrza­łam się po moim życiu i doszłam do wniosku, że posi­ada­jąc męża, pracę, mieszkanie i nawet jakąś pen­sję, mogłabym do tego zestawu dodać dziecko. Pomysł wydawał się raczej prosty w real­iza­cji – w sum­ie w zgodzie z pewny­mi przyję­ty­mi schemata­mi postępowa­nia w życiu. Kiedy test pokazał dwie kres­ki pomyślałam „Dobra, zobaczymy co dalej”. Jak się okaza­ło dalej miała być jaz­da bez trzymanki.

Dość szy­bko moje nadzieje, że wszys­tko prze­bieg­nie bez kom­p­likacji zostały rozwiane. Wciąż jed­nak wszyscy mówili mi, że na dwo­je bab­ka wróżyła – mogło być dobrze, mogło być źle. Posłusznie piel­grzy­mowałam do lekarzy, łykałam leki, i pod­dawałam się diag­nos­tyce. Jak na razie jed­nak wszyscy kaza­li czekać. Trud­no się dzi­wić, jeśli czegoś się nauczyłam przez te kil­ka tygod­ni, to, że o początkach ciąży tak naprawdę wiemy bard­zo mało. To co u jed­nych kobi­et zwias­tu­je prob­le­my i kom­p­likac­je,  u drugich jest abso­lut­nie niegroźnym objawem. Dlat­ego lekarze spoko­jnie odsyłali mnie do domu, twierdząc że jeszcze się zobaczy. Ten z piątku, niby miał jakąś niewyraźną minę ale powiedzi­ał – niech pani idzie do swo­jej dok­tor prowadzącej w przyszłym tygod­niu, może się coś wyjaśni bo ja tu nic nie widzę.

Kiedy wyszłam z jego gabi­ne­tu, zaczęłam się zas­tanaw­iać. Byłam w ciąży – co do tego nie było żad­nych wąt­pli­woś­ci. Ale na USG nie było widać, obow­iązkowego już przy takich wynikach pęchrzy­ka ciążowego. Cud­ów nie ma. Jeśli pęcherzyk nie jest w maci­cy to gdzieś musi być. Tego samego dnia przeglą­dałam swo­je wyni­ki badań próbu­jąc się upewnić że moje naj­gorsze przy­puszczenia nie mogą okazać się prawdą. Ale w papier­ach nie znalazłam nic. Wyszuki­wałam przez całą noc objawy ale nic nie pasowało ide­al­nie. W sobotę koło szes­nastej usi­adłam na łóżku i powiedzi­ałam „Jedziemy do szpi­ta­la”. Wciąż na pier­wszy rzut oka nie miałam żad­nych objawów jed­noz­nacznie świad­czą­cych o jakimkol­wiek konkret­nym schorzeniu.

Na Izbie Przyjęć spędz­iłam osiem godzin. Trud­nych bo wciąż zadawałam sobie pytanie „A może ja prze­sadzam, może powin­nam wró­cić do domu?”. Bałam się że lekarze mnie wyśmieją, że będą nie mili. Pani w rejes­tracji gdy podałam swo­je objawy spo­jrza­ła na mnie „To się zdarza a u nas czeka­nia na sześć godzin”. Bałam się, że zawracam głowę. Lekar­ka która mnie przyjęła dłu­go mnie badała. I mil­cza­ła. Nie była nie miła. Nie wyśmi­ała mnie. Kiedy skończyła badanie spo­jrza­ła na mnie bard­zo łagod­nie „Jest ciąża poza­maci­cz­na w prawy jajowodzie”. Podob­no więk­szość kobi­et w takich sytu­ac­jach płacze. Ale ja nie płakałam ani się nie przes­traszyłam. Bo właśnie z takim pode­jrze­niem przy­jechałam na Izbę Przyjęć. Prawdę powiedzi­awszy, pier­wsze pytanie jakie zadałam brzmi­ało – którą z dwóch pod­sta­wowych form leczenia mi zaap­liku­ją. Bo tyle już się naczy­tałam że wiedzi­ałam jak sobie lekarze radzą.

Szy­bko okaza­ło się, że mój stan jest na tyle poważny że kwal­i­fiku­ję się do oper­acji. Niedzielę przeleżałam w szpi­talu, oper­ac­ja była w poniedzi­ałek. Nie będę ukry­wać. To było bard­zo przykry ciąg zdarzeń. Z Izby Przyjęć, w środ­ku nocy trafiłam do szpi­tal­nego łóż­ka. Czułam się jak­bym nagle była Jonaszem połknię­tym przez wielką rybę. Otoc­zona ciem­noś­cią i por­wana w niez­nanym kierunku. Jak­bym przez chwilę straciła jakąkol­wiek kon­trolę nad tym co się ze mną dzieje. Jak­bym oglą­dała zza szy­by moje własne życie, które nagle zaczęło się toczyć w kierunku którego zupełnie się nie spodziewałam. W jed­nej chwili byłam dziew­czyną, która mogła się chwal­ić, że nigdy nie była w szpi­talu, a zaraz potem leżałam na sali poop­er­a­cyjnej podłąc­zona do kabelków, kro­plówek i maszyner­ii, z gardłem bolą­cym po intubacji. To się mogło przy­darzyć komuś ale jakim cud­em przy­darzyło się to mnie? Ist­nieje taka prz­er­aźli­wa mieszan­ka stra­chu i zdzi­wienia która spraw­ia, że nie moż­na nawet dobrze określić swoich emocji, bo spraw­ia­ją one wraże­nie jak­by należały do kogoś innego.

 

W szpi­talu — trafiłam do Szpi­ta­la Bielańskiego, który ma ponoć najlep­szy odd­zi­ał gineko­log­iczny w kra­ju — wszyscy byli mili. Tylu sym­pa­ty­cznych chirurgów to nawet w seri­alach nie ma. Odpowiadali na moje pyta­nia, żar­towali, łagodzili sytu­ację. Miłe były położne, które opieku­ją się pac­jen­tka­mi przed i po oper­acji. Mówiły co robią, co nas czeka, przynosiły tele­fony, oku­lary, wodę. Miłe były pielęg­niar­ki pobier­a­jące krew, miłe były nieco spłos­zone stu­den­t­ki, które część zabiegów wykony­wały chy­ba po raz pier­wszy. Miłe były panie przynoszące jedze­nie, miły był nawet pan który wpadł sprawdz­ić jakieś urządzenia i opowiedzi­ał nam jak dużo musi bie­gać po szpi­talu. Przyz­nam szcz­erze, jeśli gdzieś pod­dawać się temu zabiegowi to chy­ba tylko w Bielańskim gdzie wszyscy zachowu­ją się jak­by byli w ukry­tej kamerze, kon­trolu­jącej czy są fajni dla pacjentów.

 

Cała ta his­to­ria ma dobre zakończe­nie. Nie doszło do pęknię­cia jajowodu. Choć z koniecznoś­ci musieli jajowód usunąć (i dobrze, jak taki drań chce być dra­ma queen to nie moż­na mu ufać, potem z niczym) to nie przeżyłam olbrzymiego bólu ani nie straciłam za dużo krwi. Nie straciłam też zdrowia i życia – co zdarza się w przy­pad­ku zbyt późno wykry­tej ciąży poza­maci­cznej. Bo ciąża poza­maci­cz­na potrafi zagrażać też życiu. Fakt, że wywinęłam się tylko z trze­ma dzi­u­ra­mi w brzuchu wyda­je się więc dowo­dem na to, że w sum­ie wcale nie miałam pecha tylko olbrzymie szczęś­cie. Ale nie miałabym tego szczęś­cia, gdy­bym nie miała odpowied­niej wiedzy. Ani też, co może dla niek­tórych zabrzmieć przykro i szoku­ją­co – odpowied­niego nastawienia.

Ja wiem, że obec­nie jak wpiszesz w Internecie „pią­ty tydzień ciąży” to usłużne strony opowiedzą ci o twoim „dzieciątku” i o tym jak wspaniale będziesz się czuć. Ale praw­da jest taka – do momen­tu kiedy miną pier­wsze newral­giczne tygod­nie ciąży, nie moż­na sobie poz­wolić na myśle­nie o dzieciątku, fasolce, nawet o płodzie. W tych tygod­ni­ach ciąża jest pewnym stanem – i albo się ten stan rozwinie albo minie. Moje pode­jś­cie spraw­iło, że nie przeżyłam naj­gorszej traumy jaką jest poczu­cie utraty dziec­ka. Ja żad­nego dziec­ka nie straciłam. Zakończył się, w sposób dra­maty­czny, pewien stan w moim orga­nizmie. W wielu orga­niz­mach to stan wyjątkowy. W moim był to stan chorobowy. Z mojej ciąży nie było­by żad­nego dziec­ka. Nigdy. Bo to się nie zdarza w takim przy­pad­ku. Dlat­ego mogę powiedzieć, bez wyrzutów sum­ienia, że czu­ję olbrzymią ulgę, że w tej sytu­acji wszys­tko się dobrze skończyło. Bo to dobre zakończe­nie kiedy ja żyję, i choć boli mnie brzuch po oper­acji to nie doz­nałam więk­szego uszczer­bku na zdrowiu.

O tym uczu­ciu ulgi rzad­ko się mówi. Kiedy piszą do mnie dziew­czyny, wiele z nich zakła­da że będę zroz­pac­zona. Roz­pacz oczy­wiś­cie przy­darza się wielu. Nie ma w niej nic złego. Ale to nie jest moja reakc­ja. To co mi się przy­darzyło, było dla mnie przeży­ciem ciężkim ale nie ze wzglę­du na konieczność zakończenia ciąży ale raczej ze wzglę­du na to, że uświadomiłam sobie jak kruche jest moje życie, jak łat­wo stracić poczu­cie bez­pieczeńst­wa. Myślę, że zostanie to ze mną na dłużej. I chy­ba już nigdy nie wrócę do stanu, w którym jestem pew­na, że nic złego mnie nie dotknie. No ale cóż – żyłam w tym stanie 32 lata, to i tak więcej niż sporo osób. Nato­mi­ast nie mam poczu­cia, że spotkała mnie niespraw­iedli­wość. Co praw­da jest to pech znaleźć się w jed­nym pro­cen­cie wszys­t­kich ciężarnych, ale tak bywa. Stara­nia się o dzieci, nie są zawsze piękne i łatwe. Niek­tórzy nie mogą mieć dzieci, inni muszą pod­dawać się serii zabiegów, a jeszcze inni jak ja mają pecha. Do tego – wiele kobi­et traci zdrowie próbu­jąc się doczekać swo­jego wyczeki­wanego potom­ka. Wiem, że zdanie „takie jest życie” może być szoku­jące, ale w tym przy­pad­ku – jest najbardziej trafnym ze wszystkich.

Kiedy napisałam o tym co mi się przy­darzyło na Insta­gramie sporo osób napisało że cieszy się, że przeła­mu­je tabu. Nie wiem dlaczego ciąża poza­maci­cz­na miała­by być tabu. Nie ma tu niczy­jej winy. Nie ma tu żad­nego wsty­du – no chy­ba, że się ktoś wsty­dzi słowa jajowód. Nie ma tu żad­nych kon­trow­er­sji – w tym przy­pad­ku zakończe­nie ciąży, jest lecze­niem choro­by, zagraża­jącej życiu – nie ma żad­nego innego rozwiąza­nia, więc nie ma dylematu. Nato­mi­ast na pewno powin­no być na ten tem­at więcej wiedzy. Mi wiedza i poczu­cie, że ciąża nie zawsze kończy się wrzu­caniem ład­nych fotek do sieci, ura­towała zdrowie. Ja wiem, że to może brzmieć jak wyz­na­nia hipochondry­ka, ale cza­sem warto nie dusić w sobie niepoko­jów i obaw. Przeczy­tać ten tekst o możli­wie naj­gorszym rozwiąza­niu. Bo wiedza o złych rzeczach nie zaszkodzi zdrowe­mu. Ale chore­mu już pomoże. Poza tym, choć nie jestem wielką orę­down­iczką intu­icji to jed­nak uważam że w tym przy­pad­ku warto jej słuchać. Lep­iej jeden raz pójść do lekarza z niczym, niż prze­gapić coś ważnego.  Ostate­cznie nieprzy­jem­ność zosta­nia zru­ganą przez lekarza jest dużo mniejsza niż nieprzy­jem­ność powikłań po poważnych nieprawidłowościach.

Poza tym z mojego doświad­czenia – kobi­ety czu­ją się strasznie samotne ze swoi­mi prob­le­ma­mi. Dziew­czyny które nie mogą zajść w ciążę częs­to czu­ją jak­by były niepełne. Dziew­czyny po poronieni­ach pyta­ją same siebie czy coś jest z  nimi nie tak. Dziew­czyny po ciążach poza­maci­cznych czy­ta­ją że to właś­ci­wie abor­c­ja. Dlaczego to sobie robimy?  Mam paskudne poczu­cie, że ktoś nas bard­zo wkrę­cił w taki okrut­ny świat. Tym­cza­sem fak­ty są proste. Więk­szość z nas stara­jąc się o dziecko zada sobie co najm­niej raz pytanie  — a co jeśli nie zajdę w ciążę. I choć więk­szoś­ci z nas jakoś się uda, to sporo będzie musi­ało prze­jść dłu­gi i bolesny pro­ces. I nikt nie powinien być z tym sam bo na Boga, nikt nie jest z tym sam. Prob­le­my z płod­noś­cią dotyka­ją tylu kobi­et, że głowa mała. Podob­nie z poronieni­a­mi. To jest kilka­naś­cie, do kilkudziesię­ciu pro­cent – w zależnoś­ci od wieku ciąży, wieku kobi­ety, innych czyn­ników. Każ­da dziew­czy­na czu­je się sama, a tym­cza­sem obok niej są tysiące kobi­et którym też się wyda­je, że są same. Ok my dziew­czyny po ciąży poza­maci­cznej to dość eli­tarny klub (zostaw swój jajowód przy wejś­ciu) ale wciąż – jed­na na sto ciąż oznacza, że jest nas w sum­ie dość sporo. I wszys­tkie pewnie mamy w głowach pytanie „Czy kiedykol­wiek jeszcze zau­fam moje­mu organizmowi?”

Tak więc dziew­czyny – nie jesteś­cie same. Jest nas mnóst­wo. Wśród młodych dziew­czyn, wśród waszych matek i babć. Co więcej – to nie doty­czy tylko dziew­czyn, po świecie chodzi mnóst­wo facetów prz­er­ażonych widok­iem swoich dziew­czyn czy żon  w szpi­talu. Takich którzy sami boją się wyników badań na płod­ność, czy takich którzy musieli patrzeć jak ich ukochana cier­pi po poronie­niu. O nich też trze­ba mówić, bo dla nich to już w ogóle miejs­ca nie ma. Tym­cza­sem prze­cież taki stres doty­ka nie jed­nos­t­ki tylko parę. Zwłaszcza w przy­pad­kach nagłych obie oso­by są wyr­wane z codzi­en­noś­ci. I obie będą się musi­ały znaleźć w nowej rzeczy­wis­toś­ci.  A łatwiej się znaleźć w nowym życiu kiedy moż­na o tym mówić i nie mieć poczu­cia, że wszyscy opuszczą pokój kiedy wejdą, CI ludzie, których życie nie przy­pom­i­na reklamy mle­ka dla niemowląt.

Dlat­ego uważam że to niesamowicie ważne by o tym roz­maw­iać. I to też między­pokole­niowo. Mi życie i zdrowie ura­towała wiedza, ale też mat­ka. Bo gdy­bym od dziecińst­wa nie miała wbi­jane do głowy, że nie każ­da ciąża kończy się szczęśli­wym poro­dem to byłabym w niesamow­itym szoku. A tak miałam poczu­cie, że to co się dzieje nie dzieje się tylko mnie. I choć wciąż całe przeży­cie było dość trau­maty­czne, to mam wraże­nie, że przeżyłam je w możli­we najlep­szym stanie psy­chicznym. Będzie się za mną ciągnęła mała trau­ma związana z niespodziewaną oper­acją, ale dzię­ki takiemu wychowa­niu oszczęd­zono mi najwięk­szej traumy jaką jest poczu­cie, że przy­darzyło mi się coś co nie miało prawa się zdarzyć. Nie ukry­wam, dlat­ego też o tym ter­az piszę. Bo mam poczu­cie, że może jakaś dziew­czy­na siedzi ter­az i myśli, że los ją jed­ną trag­icznie doświad­czył, a ter­az spo­jrzy i pomyśli „A nie, jed­nak nie tylko mnie”. I ma nadzieję, że będzie jej lep­iej z tym poczu­ciem, że wszys­tkie może­my mieć prob­le­my i nie ma w tym wsty­du. Wsty­dz­ić moż­na się włas­nego postępowa­nia, ale nigdy nie powin­niśmy się wsty­dz­ić włas­nego orga­niz­mu. To nie jest tak, że zro­biłyśmy coś źle. To raczej ogól­nie sła­by design się odbi­ja na naszym funkcjonowa­niu. No kur­dę nie do nas o to pretensje.

Jak pisałam to nie jest wpis o tragedii i cier­pi­e­niu. To jest wpis o tym, że zdarza­ją się w życiu rzeczy przykre. Niek­tóre z nas będą płakać, niek­tóre – jak ja, poczu­ją ulgę. Do wszys­t­kich uczuć ma się pra­wo. Podob­nie jak ma się pra­wo do mówienia o tym co nas spotkało. Wszyscy którzy zna­ją się na lękach, i stra­chach mówią – to co zwer­bal­izu­je­my jest mniej straszne. Mogę wam powiedzieć że to doskonale dzi­ała. Kiedy siedzi­ałam przed oper­acją, mówiłam sobie po kolei czego się boję – kiedy określiłam co jest straszne, mogłam to jakoś oga­r­nąć i zbić racjon­al­ną argu­men­tacją. Wielkiego irracjon­al­nego stra­chu nie da się w żaden sposób uspokoić – ale jak powiesz sobie „Boję się, że nigdy nie zajdę w zdrową ciążę” to moż­na sobie powiedzieć „Jest bard­zo wiele sposobów na zajś­cie w ciążę – zawsze może­my spróbować in vit­ro, a jak to nie wyjdzie to wtedy będziemy się martwić”. To naprawdę bard­zo poma­ga. Jeśli się ter­az czegoś boicie powiedz­cie to głośno – wtedy zła­piecie kontrolę.

Jak już kończę pisać, bo mąż mówi, że czas na pomi­dorową (dobrze mieć męża który odreagowu­je stresy w kuch­ni) ale chcę wam powiedzieć, że tu jestem (z koniecznoś­ci nawet dość uziemiona) i jeśli czu­je­cie się same, to nie jesteś­cie same. Zwierz jest, ma całe trzy dzi­ury w brzuchu świad­czące o tym, że wcale nie jesteś­cie jedyne. I ma na tyle dużo rozsąd­ku i ciepłych ludzi wokół siebie by wiedzieć, że nigdy nie będziecie jedyne. Czegokol­wiek się boicie ostate­cznie na końcu będzie dobrze. Bo jak mówi jed­no z moich ulu­bionych powiedzeń – jeśli nie jest dobrze to znaczy, że to jeszcze nie jest koniec.

Ps: W ramach ogłoszeń drob­nych – oczy­wiś­cie stan Zwierza spraw­ia, że nie może on wybrać się do kina na mil­ion pre­mier na które ma ochotę. Oznacza to, że przez najbliższy miesiąc blog będzie bardziej sku­pi­ony na seri­alach, książkach i wszys­t­kich rzeczach kul­tur­al­nych który­mi moż­na się cieszyć w zaciszu swo­jego domu. Jak tylko dadzą mi zielone światło to spędzę cały week­end przyk­le­jona do fotela kinowego.

Ps2: Wiecie jeśli miałyś­cie kiedyś ciążę poza­maci­czną to pomyśl­cie – macie coś wspól­nego z Cristiną  Yang z Grey’s Anato­my. Czyż to nie jest zajebiste.

Ps3: W sieci krąży mnóst­wo miejs­kich leg­end na tem­at ciąży poza­maci­cznej (np. że nie pojaw­ia się na tes­tach ciążowych) dlat­ego pole­cam wam dwa wpisy które dobrze opisu­ją z medy­cznego punk­tu widzenia o co tu bie­ga – jeden z blo­ga mam­ag­inekolog a dru­gi od bloger­ki life­m­an­ager­ka, która jest razem ze Zwierzem w eli­tarnym klubie.

*na ciążę poza­maci­czną mówi się cza­sem “extra” od  “extrauter­ine pregnancy”

 

EDIT: Kil­ka osób zwró­ciło mi uwagę, że ten post jest napisany z pominię­ciem osób niehet­rosek­su­al­nych i transsek­su­al­nych. To praw­da pisząc ten post zapom­ni­ałam sfor­mułować go tak by było jasne, że każ­da oso­ba która posi­a­da maci­cę albo jest w związku z osobą posi­ada­jącą maci­cę może znaleźć się w takiej sytu­acji. Bard­zo za to przepraszam, pisałam to głównie stara­jąc się prze­r­o­bić własne emoc­je. Jed­nocześnie  — chci­ałabym zaz­naczyć, że jeśli chce­cie zwró­cić uwagę na takie pominię­cie, to proszę pamię­ta­j­cie, że ludzie z drugiej strony mają też uczu­cia — także nawet w takim przy­pad­ku czu­je­cie się pominię­ci to zachowa­j­cie trochę zau­fa­nia że dru­ga strona nie chce źle. W moim przy­pad­ku pisałam o przeży­ciu trau­maty­cznym a jed­nocześnie miałam w głowie moje het­ero koleżan­ki które chci­ałam pocieszyć. Stąd wyszło to pominię­cie. Nie zawsze jesteśmy ide­al­ni, ale nawet gdy odzywa­cie się w słusznej spraw­ie, nie zwala­nia was to z empatii, sza­cunku i tak­tu. Dużo łatwiej załatwia się sprawy kiedy pod­chodz­imy do siebie życzliwie.

1 komentarz
3

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online