Ósma. Odpowiedź matki na moje pytanie która godzina towarzyszy memu przebudzeniu jest wypowiedziana tonem najwyższej pogardy. Gdyby deszcz słuchał mej matki natychmiast ze wstydu przestałby padać zalewając góry i udaremniając jej codzienny plan wyrobienia normy treningowej drużyny chodziarskiej. A tak jest ósma i o tej niesłychanie później godzinie schodzimy na śniadanie. Bo w góry dziś nie idziemy.
Kto by się spodziewał po matce zwierza stagnacji ten najwyraźniej nie widział jej w wyjazdowym szale. Nic nie robienie jej zdaniem opiera się na całej serii aktywności, z których każda musi jakoś wynagrodzić że się jednak w ten deszcz i pluchę nie zapieprza pod górę w ramach odpoczynku. Pierwszą z wybranych aktywności był wyjazd do Nowego Targu. Nowy Targ to miejscowość która budzi natychmiastowe poparcie dla ustawy krajobrazowej ponieważ każdy przejaw przedsiębiorczości obwarowany jest tam kilkoma, zazwyczaj paskudnymi szyldami. O ile istnienie jednego szyldu (niezależnie od urody) nawet nie dziwi to jednak zagadką jest dlaczego właściciele nowotarskich przybytków są przekonani, że tylko oblepienie sklepu ze wszystkich stron da jakikolwiek efekt. Jednocześnie Nowy Targ sprawia wrażenie miejscowości która się dość gwałtownie zwija, albo cała reszta się gwałtownie rozwija zostawiając Nowy Targ w tyle.
Jednocześnie w czasie spaceru zwierz miał okazję przetestować swoją teorię hipsterskiej knajpy. Teoria ta oparta o doświadczenia zwierza mówi, że obecnie w każdej miejscowości powyżej dwudziestu tysięcy mieszkańców znajdzie się jedna hipsterska knajpa. Ilość knajp zwiększa się wraz z wzrostem liczby mieszkańców by osiągnąć trudne do pojęcia stężenie w Warszawie. Teoria okazała się słuszna bo istotnie jedna z nowotarskich kawiarni spełniała wszelkie zasady hipsterskości czyli mieliśmy w niej ceglaną ścianę i menu z którego tylko połowę składników dało się zrozumieć i toaletę w której wszystko było w sposób przemyślany retro (a nie po prostu stare). Całość zaś pozostawiła przyjemne acz nieco surrealistyczne wrażenie bo po opuszczeniu kawiarni nadal było się w tym samym dalekim od hipsterskości Nowy Targu. Nie mniej zwierz proponuje zapamiętać zasadę bo sprawia ona że człowiek nie ustaje w poszukiwaniach póki knajpy nie znajdzie – co oznacza ominięcie wielu miejscowych lokali które oferują co prawa kawę ale nigdy nie wiadomo czy nie jest to kawa serwowana w zestawie obiadowym z fangą w nos.
Powrót z Nowego Targu zwierz tradycyjnie spędził na podłodze autobusu. Nie jest to bardzo długa tradycja bo to dopiero drugi rok z rzędu ale przynajmniej zwierz nie spodziewał się wiele więcej. Inna sprawa że w autobusie było dość cicho i dopiero rzucona w okolicach Zakopanego uwaga kazała zrozumieć współpasażerów. Jechali oni z Krakowa już czwartą godzinę a autobus nabierał jeszcze większego opóźnienia głównie dlatego, że zasadą dróg otaczających Zakopane jest iż nic po nich nie jeździ, zaś wszystko stoi. Być może postój nie był aż taki zły bo zwierz mógł np. zauważyć, że przy drodze stoi budynek z napisem „Szklane domy” co sugeruje, że Żeromski aż tak strasznie nie zmyślał i rzeczywiście są w naszym kraju szklane domy. Jednocześnie muszę przyznać, że nadal jestem głęboko zaintrygowana co naprawdę w ten sposób reklamowano. Być może szklane domy.
Po powrocie do Zakopanego i konsumpcji (tym razem podano nam zupę w garnku co jest albo bardzo hipsterskie albo dowodzi niewielkiej ilości talerzy w knajpie) udałyśmy się do pokoju. I tu pojawił się problem. Jak wiecie z poprzednich odcinków naszych przygód pokój w którym zwierz przebywa z matką przywodzi na myśl dom rodzinny, czyli jest niesłychanie mały. W pokoju jest zaś tylko fotel. Fotel zajmuje matka zwierza (argumentując starszeństwem). Aby jakoś zapewnić równowagę wpadłam na genialny pomysł postawienia w pokoju leżaka który ma pełnić funkcję drugiego krzesła. Problem w tym, że w czasie pierwszych testów leżak złożył się na powstającej z niego matce zwierza. Spowodowało to utratę zaufania do leżaka i teraz zwierz nie tylko siada na nim ostrożnie, ale też ostrożnie wstaje. A właściwie próbuje się zsunąć zachowując przy tym blednące resztki godności. Oczywiście godność ma to gdzieś i opuszcza zwierza zaraz po deklaracji „uwaga wstaję”. Innymi słowy jest wesoło.
I właśnie z tego leżaczka wstał zwierz zachęcony słowem matki „Chodźmy na kawę”. Pomysł dobry zwłaszcza że przecież urlop i człowiek szanujący się nie będzie go spędzał na nic nie robieniu. Hotel Rzemieślnik, nasze miejsce pobytu jest dosłownie dwa kroki od Kurpówek więc trudno uznać to za jakieś wielkie wyzwanie. Chyba że wybieracie się na wakacje z matką zwierza. Ta przede wszystkim zarządziła spacer do góry ku skoczni. Potem w dół, potem w bok, potem w dół. A potem zwierz powiedział nieopatrznie matce że skoro nigdzie dziś nie byłyśmy to może pójdziemy do sanktuarium. Ogólnie żadnej z nas z sanktuariami nie po drodze i istnieje podejrzenie że matka zwierza po przekroczeniu progu kościoła stanęłaby w płomieniach ale przynajmniej jest cel. Matka zwierza napędzana koniecznością by gdzieś iść zgodziła się. Poszłyśmy więc na azymut. Z azymutu wyszła wyprawa dość ciekawa, bo z jednej drogi musiałyśmy zawrócić bo zaczynałyśmy się niebezpiecznie zbliżać do Doliny Strążyskiej (ewidentnie wewnętrzny kompas matki zwierza nastawiony jest na góry) zaś druga droga zaprowadziła nas na piękny spacer w kółko jakiejś wielgaśnej szkoły. Ostatecznie korzystając z mapy, socjologicznej zasady że jak gdzieś są ludzie to musi być cywilizacja i przekonania że co jak co ale w Zakopanem nie da się zgubić na amen, dotarłyśmy do centrum. Tam matka zwierza radośnie go poinformowała że przeszłyśmy kilometrów osiem. Co jest ciekawe bo miało nas dzielić od Sanktuarium nie całe pięć kilometrów a nawet tam nie trafiłyśmy. Co ciekawe cały ten spacer wywołany był też faktem, że znajdująca się w naszym hotelu restauracja PRL postanowiła przyjąć nie tylko wystrój z dawnych lat ale i sposób funkcjonowania i np. po godzinie dwudziestej jest czynna ale posiłków nie wydaje.
Wieczorem matka zwierza z niesmakiem oświadczyła że dziś tylko szesnaście kilometrów i że jutro to nie ma wymówek i idziemy w góry. Biorąc pod uwagę jej ton i stanowczość nie chciałabym być na miejscu deszczu jeśli odważy się jutro padać. Coś mi podpowiada że zostanie absolutnie zignorowany a może nawet potraktowany niegrzecznie. Zwierz zaś chciałby cicho powiedzieć że nie spodziewał się, że wstawanie o ósmej w czasie wakacji będzie uważał za szczyt lenistwa.
Ps: Piszę siedząc na fotelu. Matka się nad zwierzem zlitowała ale tylko dlatego, że pisze wpis. W innym przypadku zostałby wypędzony na leżak. A tam jak wszyscy wiemy zwierz nie czuje się bezpiecznie.