Hej
Zwierz ma problem. Otóż odnosi wrażenie, że staje się co raz bardziej albo tym koszmarnym widzem, który nie umie usiedzieć na filmach bez akcji albo jeszcze gorzej zgorzkniałym krytykiem, który na żadnym filmie usiedzieć nie może w każdym znajdując jakąś wadę kręcąc nosem oraz oddając się ogólnemu niezadowoleniu. Takie właśnie uczucia przyszły do zwierza kiedy oglądał film na który czekał i który wedle wszelkich prawideł podobać mu się powinien, a nie podobał mu się wcale czyli Jane Eyre.
Zacznijmy od tego, że zwierz jak każda szanująca się panna w pewnym wieku przeczytał powieści sióstr Bronte — te dzieła nudy i odosobnienia są najlepszym przykładem na to, że tam gdzie zawodzi towarzystwo w sukurs przychodzi wyobraźnia. Nie trudno dostrzec w powieściach znajome autorkom krajobrazy połączone z wyobraźnią i umiejętnością tworzenia postaci jaki właściwy jest tym osobom które choć obdarzone świetnym zmysłem obserwacji wolą tworzyć bohaterów których raczej w towarzystwie nie często się spotyka. Tak trudno nie zakochać się w powieściach sióstr i to nie niezależnie od tego czy interesuje nas fabuła czy wspaniały niesamowity nastrój powieści. Bo o ile jeszcze ( przynajmniej zdaniem zwierza) Wichrowe Wzgórza przyciągnąć mogą zawiłą fabułą o tyle dzieje życia Jane przyciągają przede wszystkim atmosferą i charakterem głównej bohaterki.
I tu dochodzimy do kwestii filmu. Scenarzyści i reżyser jakiejkolwiek ekranizacji Jane Eyre muszą zawsze zadać sobie na początku ekranizowania powieści dwa pytania. Pierwsze co będzie ważniejsze — niesamowity nastrój opuszczonego niemal domu pana Rochestera, miłość Jane do Rochestera czy może najważniejsze sama Jane ze swoimi myślami i życiem wewnętrznym, o którym wiemy wystarczająco dużo dzięki narracji w pierwszej osobie. Próba zrealizowania wszystkich tych wątków na raz wymaga bowiem co najmniej serialu. Scenarzyści zdecydowali się postawić na romans choć nie w klasycznym wydaniu. Trzeba im oddać że nie poddali się pokusie by zrobić z filmu melodramat. Nie ma więc długich spojrzeń, ukradkowych czy przypadkowych muśnięć ręki, i wszystkiego tego czym zwykło się częstować widza gdy sugeruje mu się wzajemne uczucie bohaterów. W sumie Jane rozmawia z Rochesterem zaledwie kilka razy zanim ten się jej oświadczy i tylko w jednej scenie po ugaszeniu pożaru czuć między nimi jakąś chemię. Reszta przebiega w sposób niezwykle wystudiowany, zgodny z wymogami czasów w jakich film się dzieje.
Ale tu pojawia się pewien problem — mimo prób trudno nam tak naprawdę odgadnąć co się w głowie Jane dzieje. Mia Wasikowska stara się jak może ale przez większą część filmu ma ten sam niewzruszony wraz twarzy, równie powoli mówi każde zdanie w tak wystudiowany sposób, że niekiedy niemal traci się cierpliwość czekając na następną kwestię. Reżyser co chwila sugeruje nam, że Jane ma bogate życie wewnętrzne w którym rozwijają się jej różne niekiedy sprzeczne uczucia ale problem polega na tym że musimy mu nieco za bardzo wierzyć na słowo. Co więcej zdaniem zwierza pomylono tu spokój czy pewność siebie z brakiem emocji. Jane wydaje się być niemal od początku do końca zagrana na jednej nucie i nawet jej rozpacz wydaje się zbyt zdaniem zwierza wystudiowana. Mia Wasikowska nie jest złą aktorką ale zdaniem zwierza nie jest w stanie zagrać życia wewnętrznego i rozważań swojej bohaterki. Zwierz zastanawia się czy filmowi nawet w tym kształcie nie przydała by się narracja zza kadru — zwłaszcza że jest na nią miejsce. Zwierz złośliwie mógłby nazwać ten film filmem drogi bo niemal w co drugim ujęciu ktoś gdzieś idzie — wystarczyło by zamienić fortepian na kilka zdań z wnętrza głowy bohaterki a wiedzielibyśmy kim naprawdę jest Jane i odsłonić nieco tajemnicy widzowi który książki nie zna . Przyjęta forma narracji sprawia, że musimy zdaniem zwierza nieco za bardzo wierzyć na słowo tym którzy przekonują nas że jest ona wyjątkową istotą.
Problem zwierza z Rochesterem jest nieco inny. Otóż jak słusznie wytknął brat zwierza ( warto dodać że młodszy który po zakończonym seansie kopnął zwierza w kostkę za karę) książkowy Rochester to niezbyt przystojny starszy od bohaterki o dwadzieścia lat mężczyzna. Zauroczenie jest więc tu czymś nieoczywistym zaś sam związek — nawet jeśli pominie się barierę klas i majątku uznawany za co najmniej dziwny. Tymczasem Fassbender jest nie tylko młodszy ale i bardzo przystojny — i to nie tylko zdanie zwierza ( bardzo urodą Fassbendera zauroczonego) — jedyny raz kiedy cała widownia się zaśmiała to w chwili w której jego Rochester zapytał Jane ”Czy jestem przystojny?” ‑pytanie to zadane przez tak pięknego mężczyznę brzmi jak przejaw próżności a przecież nie o to Rochesterowi chodziło. Trzeba z resztą powiedzieć że przynajmniej zdaniem zwierza to postać której nie zrozumiemy jeśli nie ujrzymy jej oczyma bohaterki — Rochester jest bowiem mniej postacią a bardziej wyobrażeniem o postaci.
I tu właśnie pojawia się kolejny problem — pokazany z boku wydaje się być ledwie zarysem postaci — z resztą jest w filmie wspaniałe ujęcie kiedy z perspektywy Jane widzimy tył głowy i fragment ramienia spieszącego przed nią Rochestera- przez chwilę spoglądamy na niego jej oczyma — szkoda że nie ma takich ujęć więcej bo to właśnie spojrzenie Jane tworzy bohatera. Zwierz ma też ale to już tylko lekkie pretensje do scenarzystów że nie zdecydowali się na to by Rochester stracił rękę — zdaniem zwierza właśnie to bardzo widoczne kalectwo, mniej estetyczne od ślepoty ( ślepota jest filmowo bardzo estetyczna) jest zdaniem zwierza ważne — no ale to może tylko jego opinia ( Rochester ma za to brodę — może uznano że to wystarczy)
Jednak tym czego zwierzowi najbardziej zabrakło to emocji. Film który koncentruje się przede wszystkim na bohaterach ( historię żony Rochestera potraktowano bardzo po macoszemu — bo choć opowiedziano całą historię to właściwie nie próbowano prawie stworzyć atmosfery nawiedzonego domu która przecież stanowi dość dużą część książki) prosi się o emocje. Jednak nawet tam gdzie nasi powściągliwi bohaterowie powinni wybuchnąć czy nawet wybuchają ( scena oświadczyn Rochestera czy scena w której proponuje on Jane by została jego kochanką) zwierz nadal nie czuł emocji. Jakby stylistyka filmu w której liczy się każdy gest krok czy spojrzenie zamknęła ich w jakiejś klatce. I tak kiedy Jane krzyczy na Rochestera w chyba najlepszej swojej mowie zwierz jakoś nie widzi prawdy w jej pretensjach — wręcz przeciwnie cały czas czół jakby zmienił się tylko ton głosu aktorki, z kolei Rochester w scenie w której błaga Jane by odrzuciła swoją moralność i została jego kochanką nie jest ani zły ani oszalały a przecież powinien być bo to człowiek który znalazł się w pułapce.
I tu pojawia się dla zwierza problem — sama historia Jane nie jest aż tak fascynująca — tajemnica Rochestera dziś nas tak nie porusza, romans jest klasycznym spotkaniem dwójki ludzi z różnych stanów gdzie wzajemne szczęście zależy od śmierci dalekiego krewnego pozostawiającego spadek. Tym co sprawia że powieść nas wciąga jest sympatia dla bohaterów, są emocje jakie z nimi przezywamy i ich wizja świata jaką na chwilę przejmujemy. Gdy to zniknie pozostajemy z opowieścią która przynajmniej zdaniem zwierza pozostawia nas obojętnymi. Tymczasem wobec prozy sióstr Bronte zwierz może odczuwać wiele ale nigdy nie obojętność.
Dla zwierza Jane Eyre to film niezwykle podobny do Jaśniejszej od Gwiazd — oba filmy są przepięknie nakręcone, bardzo wystudiowane, nie śpieszące się z narracją ani tą fabularną ani filmową ( zdaniem zwierza Jane Eyre przydałby się odrobinę szybszy montaż), nie są też źle zagrane i można na nie patrzeć bez bólu. Dodatkowo autorzy Jane Eyre bardzo starali się oddać nastrój osamotnienia i grozy ( głównie światło świec i dużo ujęć pustki otaczającej rozrzucone domy) co zdaniem zwierza udało im się średnio ale to raczej chyba kwestia samych odczuć zwierza bo rzeczywiście starano się tu wydobyć to co do wydobycia trudne. Tylko że pod koniec zwierz nie czół nic. Nie płakał po bohaterach, nie cieszył się ich szczęściem. Miał wrażenie jakby kazano mu we wszystko uwierzyć ale nie dano dowodów. A zwierz jest jak niewierny Tomasz — nie uwierzy dopóki nie da się mu dowodu. Zwierz nie chciałby was zniechęcać do tego filmu — choć jego zdaniem produkcja może nieco bardziej zadowolić tych którzy nie znali książki, ale zwierz nie ma też serca was do tego filmu zachęcić.
I tak zwierz napisał kolejną recenzję w której narzeka. Ostatnią naprawdę dobrą recenzją jaką zwierz napisał była recenzja Postrachu Nocy. To zwierza naprawdę niepokoi. Zawsze miał się za takiego widza który znajdzie szczęście na filmie dla nastolatków i na filmie dla wyrafinowanej widowni. Tymczasem co raz częściej czuje się rozczarowany. Po zakończonym seansie na którym zwierz zaśmiał się kilka razy kiedy nie powinien ( głównie z odstępstw od fabuły książki które wypadły niezręcznie) siedząca obok pani wstała i pouczającym tonem stwierdziła że Zwierz powinien się zastanowić zanim następnym razem pójdzie do kina. I w sumie zwierz się zastanowi choć może nie nad kinem tylko nad samym sobą.
Ps: Zwierz nie jest przeciwny wszystkim ekranizacjom Jane Eyre — lubi tą serialową z 2006 gdzie bohaterowie może są bardziej tradycyjni nieco mniej w ruchach i słowach oszczędni ale za to jacyś tacy …żywi.
ps2: Zwierz wie że film niezwykle spodobał się Cyd i Rusty więc ma nadzieje że nie zostanie uznany za straszliwego barbarzyńcę z powodu swojej nieczułości. Może zwierz po prostu za długo przebywał w świecie płaskim i kolorowym i stracił gdzieś poetyczną stronę swej duszy.
Ps3: Wspaniała w filmie jest Judi Dench ale on zdaniem zwierza zawsze jest wspaniała!??
Plakat do filmu pozostaje jednak jednym z ulubionych zwierza w tym sezonie