Przyznam wam szczerze, czuję się ostatnio nieco przytłoczona tym, że ile jest WAŻNYCH seriali, które koniecznie trzeba zrecenzować i wyrobić sobie na ich temat zdanie. Zwłaszcza, że od zawsze ciągnęło mnie do takich lżejszych, niekiedy głupiutkich produkcji, którym nikt nie poświęca tekstów w poważnej prasie społeczno-politycznej. Dlatego cieszę się, że sięgnęłam po „Extraordinary”. Fantastyczny serial, o którym jest zaskakująco cicho.
„Extraordinary” zobaczycie na Disney+. To brytyjski komediowy serial opowiadający o grupie dwudziestoparolatków dzielących mieszkanie i trudy codzienności. Gdzie jest plot twist? Otóż jest to alternatywna rzeczywistość, w której każdy ma jakąś moc. Niektórym trafiają się moce fajne jak np. latanie, inni mają moce zupełnie nie przydatne, jak umiejętność przywoływania stworzeń morskich, jeszcze inni – mogą dzięki swoim mocom znaleźć pacę. Problem w tym, że nasza główna bohaterka Jen, mimo że skończyła osiemnaście lat (kiedy moc się zwykle ujawnia) żadnych nadzwyczajnych umiejętności nie ma. Jest zupełnie zwyczajna, co czyni ją nadzwyczajną w tym świecie.
Jen mieszka ze swoją szkolną przyjaciółką Carrie, dziewczyną, która może porozumiewać się ze zmarłymi. Carrie jest przeurocza choć boi się, że tak naprawdę nikt nie interesuje się nią samą i jej wiedzą, ale tylko wszyscy wykorzystują ją jako medium. Co jest bardzo przydatne w kancelarii prawniczej, w której pracuje. Kash chłopak Carrie, ma teoretycznie bardzo przydatny dar – może cofać czas. Kash nie ma pracy, ale marzy mu się trochę bycie super bohaterem. Ostatecznie – czyż nie po to są moce, by pomagać innym. Co prawda chłopak nie za bardzo wie komu i jak pomagać ale jest przekonany, że to jest jego sposób na życie. W mieszkaniu pojawia się też jeszcze jeden bohater – bardzo, bardzo skonfundowany facet, który ostatnie trzy lata żył jako… kot. Bo jest zmiennokształtny tylko trzy lata wcześniej stało się coś takiego, że zapomniał jak znów stać się człowiekiem.
Osią historii jest próba naszej bohaterki ułożenia sobie jakoś życia bez mocy i zebranie wystarczająco dużej sumy by w końcu zapisać się do specjalnej kliniki, która pomaga ludziom takim jak ona znaleźć swoją moc. Poza tym nasi bohaterowie przeżywają takie zwykłe rozterki dwudziestoparolatków – nie są zadowoleni ze swojej pracy, pewni swoich związków i relacji, mają skomplikowane układy z rodziną. Super moce, niekoniecznie wszystko ułatwiają. Cóż z tego, że matka Jen potrafi sterować technologią a jej ojczym wyczuwać emocje, skoro dogadanie się z nimi jest równie trudne jak wtedy kiedy nikt nie umiał nic nadzwyczajnego. Carrie może i umie spędzić miłe popołudnie będąc uwodzoną, przez jednego z angielskich królów z którym się skontaktowała do pracy, ale to nie rozwiąże problemu że nie jest do końca szczęśliwa w związku. Super moce niczego nie ułatwiają, bo ostatecznie ludzie są w tym wrażliwym wieku dwudziestu paru lat najczęściej zdezorientowani i zagubieni. Inna sprawa – to czy moc zadziała zależy od kondycji fizycznej i psychicznej. Nie są to zupełnie darmowe moce.
„Extraordinay” to serial komediowy, często sięgający po nieco prostacki humor ale też często idący w cudowny absurd. Sporo tu zupełnie niepotrzebnych mocy i dziwnych charakterów, z których najstraszliwszy wydaje się człowiek, twierdzący, że może WSZYSTKO zamienić w PDF. Bo też trzeba przyznać, że kreatywność twórców w zakresie wymyślania jakie super moce można posiadać trochę nie zna granic. Widać, że ktoś chciał tu odbić się od produkcji o bohaterach i antybohaterach i raczej iść w absurd posiadania super mocy, która nie jest w danym momencie niezwykle przydatna. Cudowna jest dentystka, przy której ludzie nagle zaczynają słyszeć podkład dźwiękowy i niemal zawsze jest to jakaś przerażająca muzyka. Jakie to ma zastosowanie? Żadne, tylko irytuje. A takich dziwnych, nieprzydatnych i irytujących mocy jest w serialu więcej.
Ostatecznie jest to po prostu szansa na opowiedzenie całkiem przyjemnej obyczajowej historii, o młodych ludziach, którym zawsze brakuje do pierwszego i są już trochę za starzy by słuchać rodziców, ale nie dość dorośli by nie zależało im na rodzicielskiej akceptacji każdego ich kroku. Z resztą akurat w opowiadaniu o relacjach z rodzicami, serial potrafi być naprawdę wzruszający i przyjemny – co w ogóle jest jego plusem, bo do emocji bohaterów podchodzi całkiem poważnie. Ciekawa jest też konstrukcja głównej bohaterki. Jen ma pretensje do świata, że nie ma żadnej mocy i przez to czuje się wykluczona. Ale to poczucie, że jest wyjątkowo biedna staje się dla niej punktem wyjścia do fatalnego traktowania ludzi wokół siebie. Serial dość poważnie pyta – czy sytuacja w której znalazła się Jen rzeczywiście uzasadnia takie zachowanie. Jen jest postacią taką trochę chimeryczną, ale wciąż łatwą do polubienia bo we wszystkich odpowiednich momentach wychodzi z niej całkiem fajna dziewczyna.
Spodobało mi się też jak serial trochę komediowo, ale też – dość życiowo, pokazuje skomplikowane relacje Jen z facetami. Jen spotyka się od czasu do czasu z przystojnym chłopakiem, który umie latać. Spotyka się to może dużo powiedziane – sypia z nim a potem Luke ulatnia się oknem. Dla widza, a czasem dla samej bohaterki jest absolutnie jasne, że to nie jest dobry chłopa dla niej. Tylko w relacjach i uczuciach człowiek nie zawsze postępuje racjonalnie, zwłaszcza gdy druga osoba to przystojniak, który umie latać. Serce nie sługa, co nie znaczy, że bohaterka nie jest w stanie dostrzec, że jej działania nie zawsze mają sens i być może zasługuje na więcej. Choć problem z samooceną i tym na co zasługujemy jest trochę w centrum całej opowieści.
Na koniec mam dla was też miłą informację obsadową. Jeśli polubiliście Siobhán McSweeney w roli genialnej siostry Michel w „Derry Girls” to tu pojawia się jako matka głównej bohaterki. I tak wciąż jest doskonała. Reszty obsady za bardzo nie kojarzę, może poza Sofią Oxenham, która grała w Poldarku. Ale to akurat uważam za plus, bo seriale, w których nie kojarzę wszystkich z innych produkcji to miła odmiana. W ogóle ten serial był miłą odmianą. Przypomniał mi czasy kiedy korzystając z VPN obejrzałam pierwszy sezon „Fleabag” na BBC Three. I nie mówię, że to ten sam poziom ale raczej – miłe poczucie, że takiej produkcji amerykanie by nie wymyślili (choć za niego zapłacili bo to produkcja oryginalnie od Hulu). Bardzo lubię znajdować takie produkcje – trochę inne, same dla siebie, nie przypominające wszystkiego innego co już się widziało. Mam nadzieję, że gdzieś tam po drodze zrobi się wokół tej produkcji głośno. Bo jej zwyczajność to nadzwyczajna moc.