Hej
Kiedy zwierz był młodszy czytał komiksy, chciał być Batmanem, był przekonany, że wszyscy widzieli Gwiezdne Wojny i posłusznie zwieszał głowę kiedy jego matka oświadczała, że „Imperium zmieniło warunki umowy”. Został wychowany na Tolkienie czytanym na głos przez ojca zwierza i żył w przekonaniu, że to jest absolutnie normalne i powszechnie przyjęte, że domownicy wyrywają sobie z rąk kolejny tom Sapkowskiego. Ale nigdy przez te wszystkie lata zwierz nie był geekiem. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że nikt mu o tym nie powiedział, o drugie ponieważ pojęcie nie istniało w polskiej świadomości i słowniku. Zwierz o swoim geekostwie dowiedział się dość późno (dopiero na studiach) gdy było już za późno dla zwierza, by zrozumieć, że skakanie z radości na myśl o wyprawie na X-menów do kina czyni go istotą dziwną. Zwierz był z początku zaskoczony faktem, że jego określony zbiór zainteresowań i podejście do kultury popularnej można opisać jednym pojęciem. Potem zwierz był zaskoczony faktem ile osób chce do tej grupy przynależeć. A zanim zwierz się spostrzegł nagle geekami byli już absolutnie wszyscy.
Zacznijmy od tego, że słowo Geek dotarło do Polski niekoniecznie w takim znaczeniu jakie nosi na zachodzie a właściwie w Stanach skąd je przejęliśmy. Geek w Polsce kojarzy się raczej sympatycznie z osobą zaangażowaną w fandom zorientowaną w popkulturze, posiadającą szeroką wiedzę zwłaszcza w zakresie Science Fiction czy Fantasy. Rzadziej korzysta się z tego pojęcia w kontekście geeków komputerowych – ludzi, którzy naprawdę dobrze znają się na nowych technologiach albo przynajmniej sprawiają wrażenie, że wiedzą zdecydowanie więcej niż przeciętny informatyk. Takie afirmatywne podejście do pojęcia Geeka wydaje się potwierdzać pewne nasze zacofanie. Nie dotarła do nas bowiem cała kultura niechęci czy wyśmiewania się z geeków. Słowo to wszak wydaje się odbiło się dość niedawno od swoich negatywnych konotacji i stało się pojęciem z którym ludzie sami się identyfilkują. Obecnie spora część z nas oglądając Big Bang Theory postawiła się po stronie bohaterów, którzu jeszcze kilka lat temu byliby tylko beznadziejnymi kolegami głównego popularnego bohatera. To trochę jak z określeniem nerd, które nie funkcjonuje u nas jako pojęcie równorzędne z kujonem, bo wydaje się, że mniejsza jest u nas niechęć do ludzi pałaujących entuzjazmem do nauki. Tak więc geekostwo zamiast kojarzyć się nam z szaleńcem który chce rozmawiać tylko o tym czy Han strzelił pierwszy, czy jakimś pryszczatym wielbicielem gier RPG który nie widział światła dziennego od kilku lat, kojarzy nam się z dobrze poinformowanym pasjonatem kultury popularnej. Z kolei Geecy komputerowi częściej budzą podziw, zwłaszcza po tym jak naprawili nam komputer, niż są przedmiotem żartów. Zwierz nie mówi, że w Polsce panuje radosne przyzwolenie na wszystkie zachowania ale grupy do ktorych pojęcie geek dotarło korzystają z niego w sposób afirmatywny. Dlaczego takie pozytywne podejście do geekostwa miałoby być wyrazem zacofania? Bo deklarowanie dumy z bycia Geekiem czy wręcz afirmowanie tej postawy to chyba jednak nowość. Odpowiedź na stereotypowe przedstawienie Geeków jakie znaleźć można w amerykańskich filmach. Zwłaszcza, że tam choć co raz częściej pojawia się postać Geeka który jednak jest fajny, postawę entuzjazmu wobec kultury popularnej łączy się często ze społecznymi lękami, czy uciekaniem przed życiem. Ktoś kto jest Geekiem może udowodnić znajomym, że jest równie normalny jak oni ale raczej nie będzie najpopularniejszym dzieciakiem w szkole. Wydaje się, więc że załapaliśmy się na pojęcie już w chwili kiedy podejście do niego ulegało zmianie.
Sam pomysł na wpis przyszedł zwierzowi do głowy, kiedy czytał artykuł w czasopiśmie EKRANy. W rozważaniach dotyczących trzeciego sezonu Gry o Tron pojawiło się określenie że ostatnio wszyscy jesteśmy Geekami. Zwierz zorientował się jak upowszechniło się pojęcie i jednocześnie jak straciło swoje pierwotne znaczenie. Bycie Geekiem nigdy nie było bowiem związane z oglądaniem najbardziej popularnego obecnie serialu w telewizji nawet jeśli jest on ekranizacją powieści fantasy. Wręcz przeciwnie emocjonowanie się czymś co jest absolutnie powszechnie akceptowane jako przedmiot entuzjazmu jest wręcz sprzeczne z pierwotna wymową geeka, które to pojęcie powinno stawiać gdzieś z boku głównego nurtu. Oczywiście czytanie Martina może być objawem geekostwa, zwłaszcza jeśli prowadzi się długie dyskusje dotyczące ekonomii Westeros, ale samo oglądanie serialu trudno uznać za jakoś szczególnie wyróżniające. To zmusiło zwierza do pewnej refleksji. Otóż pojęcie to (pozbawione negatywnych konotacji) stało się ostatnio bardzo popularne. Zwierz obserwuje popularne blogi oraz ich autorów i dostrzegł, że chętnie korzystają ze słowa Geek np. jeśli idą na premierę Star Treka do kina, ewentualnie gdy raz na jakiś czas decydują się na partyjkę gry planszowej lub serial wciągnie ich odrobinę bardziej niż zwykle. Tymczasem o ile zwierz dobrze rozumie przejawem Geekostwa jest wieczór z TOS, spędzany na czekaniu aż ściągną się torrenty z piętnastoma serialami które się obecnie ogląda. Innymi słowy dziś nikt nie boi się przyznać do geekostwa a nawet oficjalnie się nim chwali podkreślając niemal każde zachowanie, które może zostać za geekowe uznane. Do tego dochodzi jeszcze całkiem spora grupa osób, która uważa że Geek oznacza kogoś kto chodzi w okularach w grubych oprawkach. Najlepiej czarnych. Choć wydaje się, że grupa ta składa się głównie z marketingowców, którzy w nowo odkrytej sympatii dla bycia Geekiem zwierztryli szansę na sprzedaż produktów w tym okularów i koszulek z napisem „Geek is new Chic”.
Ale teraz uwaga. Zwierz nie ma tu żadnych pretensji, czy poczucia „to nasze pojęcie nie wasze” czy „idźcie się bawić gdzie indziej, zwierz tu był pierwszy”. Nie jest też zdania, że prawdziwy Geek w koszulce z nawiązaniem do Maincraft powinien śledzić w internecie wszelkie przejawy „pozrowanego” geekostwa. Po pierwsze dlatego, że to po prostu głupie. Po drugie dlatego, że zwierz nigdy nie czuł specjalnego poczucia utożsamiania się z tym pojęciem (zdaniem zwierza jego zainteresowania nie są niczym dziwnym, ani jednoznacznie określającymi zwierza). Po trzecie, zaś nie ma chyba nic bardziej niezbezpiecznego niż zacząć bronić jedynego słusznego znaczenia pojęcia tego typu. Zwierza bardziej fascynuje fakt, jak szybko słowo Geek straciło pierwotne znaczenie. Dziś to pojęcie, które znaczy wszystko i nic. Bycie Geekiem oznacza bycie wyrzutkiem, bycie człowiekiem, którego zainteresowanie popkulturą ogranicza się kupieniem koszulki z Supermanem, bycie kimś kto ogląda piętnaście seriali i cytuje linijki dialogowe ulubionych filmów z pamięci. Oznacza też osobę zafascynowaną popkulturą i siedzącą w samym środku fandomu. A właściwie oznacza wszystkie te osoby jednocześnie. Co raz częściej korzysta się ze słowa „Geek” jak ze słowa „Hipster” – tak często pojawia się ono w kontekście ironicznym, że przestaje mieć zastosowanie i nikt tak naprawdę już nie pamięta co na początku znaczyło czy kogo określało. Ale nie tylko o to chodzi. Cóż bowiem oznacza, że słowo Geek stało się tak lubiane i popularne. Jaki jest czar tego określenia, że wyszło poza swoje podstawowe znaczenie i dołączyło do popularnego słownika młodych internautów.
Czy ludzie naprawdę tak bardzo chcą uchodzić za zakręconych na punkcie mniej popularnych elementów kultury popularnej? Czy chcą być postrzegani jako inni, bardziej entuzjastyczni, łatwiej zagrzebujący się w świecie fikcji? Czy naprawdę chcą przynależeć do grupy osób dla których jest ważne kto jak się nazywa i jakie są zasady działania magii w danym uniwersum? Albo być postrzegani jako ci którzy mogą rozmawiać godzinami o kodzie binarnym? Wydaje się że tak i nie jednocześnie. Z jednej strony nie ciąży na nas amerykańska konieczność szukania popularności w przeciętności. Bycie w głównym nurcie wcale nie jest takie popularne, a jeśli już ogląda się ten sam serial co wszyscy warto podkreślać swoje większe niż innych zainteresowanie. Zwłaszcza jeśli ogląda się seriali niewiele. Ostała się w nas potrzeba podkreślania swojej indywidualności i niszowości, co jak ciągle się nam powtarza, jest w czasach Internetu szczególnie ważne. Z drugiej jednak strony słowa Geek użyte w ten sposób w żaden sposób nie implikuje zachowań dziwnych czy niepopularnych. Ewentualnie sugeruje, że ślizgamy się po granicy bycia odrobinę dziwnymi (co jest w porządku) ale nigdy jej nie przekraczamy. Problem jednak polega na tym, że skoro słowo Geek jest pojęciem, z którego korzystają ludzie nie spełniający pewnych założeń geekostwa (tych pierwotnych czy podstawowych), to jak określić się mają osoby, które pojęcie to miał początkowo obejmować? Bo skoro oglądanie Gry o Tron wrzuca nas do geekowskiego worka to jak nazwać tych którzy każdego dnia zasiadają do czterech seriali?
I wiecie co zwierz nie będzie szukał pojęć zastępczych. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że sam zwierz ma wrażenie, że tego typu pojęcia tylko nam wszystkim szkodzą. Po pierwsze dlatego, że w ogóle każą się określać ze względu na swoje upodobania kulturalne czy raczej ze względu na podejście do tego co lubimy. Trochę tak jakby nazywać snobem każdego kto lubi Operę, choć doskonale wiemy, że wcale tak nie jest. Teoretycznie słowo Geek można przecież rozciągnąć na wszystkie dziedziny sztuki jeśli nie na wszystkie dziedziny życia obok movie-geeks, theatre-geeks, musical-geeks, computer-geeks, star wars- geeks itp. Zwierz ma wrażenie, że tego typu określenia zawsze wcześniej czy później kończą się tym, że zamykamy się w jakiejś grupie (choćby mentalnie), w jakimś pojęciu, co zdaniem zwierza na dłuższą metę człowiekowi szkodzi. Bo za poczuciem przynależności idzie często poczucie dumy (jestem geekiem i to jest fajne) ale także poczucie wyższości (nie jesteś geekiem więc nie wiesz co to prawdziwa popkultura itp.). Poczucie wyższości często zaś prowadzi do sytuacji , w której zamiast cieszyć się z innymi, łypiemy na nich wściekle, zastanawiając się dlaczego kradną nasze pojęcia, fandomy, książki i seriale. Dlaczego w ogóle interesują się naszą pasją zamiast zostawić na w spokoju. Nagle to co zaczęło się od zwykłego entuzjazmu, chęci podzielenia się pasją i dyskusji zamienia się w syndrom oblężonej twierdzy, gdzie my „prawdziwi” Geecy musimy bronić się przed tymi naśladowcami. Do tego dochodzą jeszcze (przynajmniej tak wynika z obserwacji zwierza) jakieś szalone podziały ze względu na płeć, z których wynika, że kobieta by być computer geekiem (zwłaszcza w zakresie gier komputerowych) musi się wykazać dwa razy większymi kompetencjami, żeby na swoje geekostwo zasłużyć. To oczywiście temat na zupełnie inny wpis (z dużo szerszym kontekstem) ale zwierz chciał o tym tu tylko wspomnieć. Przede wszystkim jednak decydujemy się, że ktoś sprowadzi nas do jakiegoś pojęcia, do jakiejś roli, do jakieś subkultury – jakbyśmy nagle zostali opatrzeni szkolną etykietką, tylko tym razem sami zdecydowaliśmy się ją sobie przypiąć.
Czyli co zwierz jest Geekiem czy nie jest? Nie chce być? Pewnie że jest, podobnie jak bardzo wielu jego czytelników. Podobnie jak miliony ludzi na całym świecie, którzy kiedykolwiek czuli się radośnie podekscytowani oczekiwaniem na film, na który nikt szczególnie nie czekał, którzy z maniacką pasją kupowali kolejne bilety na ten sam spektakl, którzy czytali napisy końcowe gry komputerowej nie będąc się w stanie rozstać z rozgrywką. Czy nazwanie zwierza geekiem mu przeszkadza? Ponownie nie, sam pewnie kilkanaście jesli nie kilkadziesiąt razy tak o sobie napisał. Ale czy musimy się ograniczać? Określać? Nadawać sobie nazwy, zapisywać się do grup, odróżniać od tych którzy mają bardziej stoickie podejście do kultury popularnej? Zwierz nie ma nic przeciwko samemu pojęciu do momentu, do którego korzystamy z niego luźno, nie przywiązując się za bardzo do tej identyfikacji. Dopóki nie zaczynamy podejmować wyborów tak by pasowaly do jakiegoś wizerunku. Dopóki nie pojawia się w nas myslenie – „oni” i „my”. Bo tego typu określenia zawsze w ostatecznym rozrachunku okazują się za ciasne. A zwierz nie lubi jak jest ciasno. Wierzcie mu pierwszy akapit tego wpisu zwierz obmyślił kiedy siedział w zamkniętej windzie, która nie chciała ruszyć.
Zwierz nie pretenduje tym wpisem do opisu całego zjawiska geekowstwa jedynie zastanawia się nad pewną ewolucją pojęcia, które chyba nigdy nie znaczyło u nas tego co znaczyć powinno. Być może jest to jeden z tych przypadków kiedy można na żywo obserwować jak pojęcia rosną i upadają, najpierw mając bardzo określone znaczenie a potem znaczenie tak nieokreślone że wsłaściwie wszystko się w nim mieści. Zwierz jednak jest zafascynowany karierą pojęcia, którą będzie dalej śledził, bo kilka lat temu kiedy zaczynał swoją internetową przygodę trzeba było je tłumaczyć i powoływać się na przykłady, dziś zaś wszyscy wiedzą (lub niewiedzą, w zależności od interpretacji) o co chodzi. Zwierz ma nadzieję, że nie zapętlił się za bardzo i nie poobrażał ludzi, którzy ze swoim geekostwem sie inentyfikują. Zwierz absolutnie nie miał takiego zamiaru, bo same uczucia popkulturalnego entuzjazmu tkwią głęboko w jego sercu, niezależnie od tego jakim słowem się je opisze.
Ps: Zwierz obejrzał kolejny odcinek Czystej Krwii i zdecydowanie spodziewajcie się w najbliższych dniach wpisu o tym jednym momencie w którym czlowiek rozumie, że danego serialu nie da się juz oglądać na poważnie.
ps2: Jak wiecie z wczorajszego postu brat zwierza ma Kotka istnieje, spore prawdopodobieństwo, że kotek stanie się częstym bohaterem „ps” zwierza.