O moich przygodach z produktami do Pani Swojego czasu pisze wam już od kilku miesięcy. Dostaję tez całkiem dużo wiadomości, o tym, że ode mnie dowiedzieliście się o jej produktach czy działalności. Dlatego postanowiłam sama sobie zadać pytanie – skąd Ja właściwie znam Olę i wiem o jej produktach. Dziś napiszę wam jak to się wszystko zaczęło. A zaczęło się na długo przed jakąkolwiek myślą o byciu ambasadorką jej produktów.
Osobiście Olę poznałam w 2017 roku na Influencer Live Poznań. Pierwszego dnia miała wystąpienie, na którym opowiadała co robi. Słuchałam tego co mówi z dużym zainteresowaniem, jednocześnie myśląc – „Oj, to zupełnie nie dla mnie”. Byłam wtedy absolutnie przekonana, że nawet jeśli rady Oli są dobre to dotyczą przede wszystkim kobiet, które mają własną działalność gospodarczą, a przecież ja jestem doskonale zorganizowana – wychodzę do pracy, wracam z pracy, siadam do pisania i już o koło drugiej mogę iść spać. Naprawdę nic mi nie było potrzebne, a już na pewno nie planer, przecież to takie urocze zapominać o połowie swoich zobowiązań i wyjazdów. W każdym razie słuchałam z zainteresowaniem, ale włożyłam to raczej do przegródki „To na pewno nie dla mnie”. Przy czym – żeby było jasne – ja kiedyś włożyłam blogowanie do przegródki „To na pewno nie dla mnie”, najwyraźniej znam samą siebie dość słabo.
Oczywiście w kolejnych miesiącach nazwa marki Oli i jej produkty pojawiały się coraz częściej w social mediach, zwłaszcza że np. osoby, które całkiem lubię i uznaję za zdecydowanie rozsądne i ogarniające (jak Monika Kamińska czy choć to paradoksalne biorąc pod uwagę wizerunek medialny – Janina) korzystały a to karteczek pełnych czasu a to z Planerów od Oli. Wciąż jednak nie mogłam załapać jak by to dostosować do mojego życia. Co prawda kupiłam sobie Karteczki Pełne Czasu (bo nie mogłam uwierzyć, że taki fajny produkt naprawdę istnieje), ale raczej myślałam, o nich jako o zabawnym gadżecie niż o czymś co mogłabym naprawdę wykorzystać. Co prawda kiedy opracowywałam plan książki to karteczki okazały się bardzo przydatne, ale myślałam, że tylko do tego się przydadzą produkty Oli – do wsparcia mojej pracy jako autorki, ewentualnie do wsparcia mojej pracy naukowej (bo wtedy byłam w trakcie pisania kolejnego artykułu naukowego).
Wszystko zmieniło się na przełomie 2018/2019 roku. Książka o Oscarach ujrzała światło dzienne a ja ujrzałam – jak wygląda życie człowieka, który wydał książkę na popularny temat i to w roku, w którym szanse na Oscary ma film z Polski. Nigdy nie przypuszczałam, że można mieć tyle drobnych zobowiązań, wywiadów, rozmów, tekstów, tekścików, wypowiedzi, spotkań itp. Co więcej, moje życie blogerskie i towarzyskie nie chciało się zatrzymać a ja miałam wrażenie, że jeśli jeszcze raz otworzę skrzynkę mailową z jakąś propozycja wywiadu to po prostu położę się w kącie pokoju i zacznę płakać. Zwłaszcza, że dodatkowo musiałam ogarnąć życie po miesięcznej przerwie spowodowanej operacją – a to oznaczało tez zaległości w pracy. Właśnie wtedy – w tej najczarniejszej godzinie, złożyłam pierwsze zamówienie u Oli. Ze wszystkich produktów na jej stronie wybrałam Listę tygodniową dokupiłam też zestaw naklejek. Pomyślałam – skoro wszyscy mi mówią, że planowanie z Olą działa to może … może jeszcze nie wszystko stracone.
Nie będę ukrywać – te listy mnie wtedy uratowały – zapisywałam tak wszystko – posty na bloga, teksty do napisania, nagrania podcastów, każdy wywiad, którego miałam udzielić, każdą wypowiedź. Wyrywałam potem te kartki z bloku i wrzucałam to torebki. Gdy przychodził mail, dzwonił telefon, ktoś dobijał się o spotkanie czy wypowiedź wyjmowałam z każdym dniem coraz bardziej wymiętą kartkę z torebki i odpowiadałam, kiedy mam czas. Pamiętam jak te ślicznie zapisane piórem pierwsze szkice planu tygodnia po kilku dniach wyglądały jakbym planowała na nich co najmniej zimową inwazję Rosji z zapisem wszystkich ruchów wojsk. Ale jednocześnie – to były moje koła ratunkowe, z ręką na sercu nie wiem czy bym psychicznie przetrwała sytuację, w której dziennie udzielałam dwóch- trzech radiowych wywiadów, gdyby nie fakt, że wszystko miałam rozpisane. Gdyby każde zadanie nie było jasno wyszczególnione na liście obok tabelki.
To zresztą był pierwszy moment mojego życia, kiedy zdałam sobie sprawę, że jednak bez planowania to już się nie da. Moje radosne „jakoś się ogarnie” może i działo, kiedy po prostu po pracy pisałam bloga, ale powoli przestało wystarczać, gdy pojawiło się sporo nowych zobowiązań. Nie oznaczało, to że z dnia na dzień stałam się mistrzynią ogarniania wszystkiego a plany od Oli zostały w mojej torebce na zawsze. Niemniej, ilekroć z powodu nadmiaru obowiązków łapało mnie poczucie, że nie dam rady (łapie mnie ono regularnie kilka razy do roku), wyciągałam listę tygodniową, siadałam wieczorem w niedzielę i starałam się wszystko zapisać i ustalić. Jednocześnie doszłam do wniosku, że może to moje dawne przekonanie, że planowanie „to nie dla mnie” wcale nie było takie dobre. Zaczęłam śledzić nieco uważniej Olę na Instagramie (bo tam jest mnóstwo jej fajnych treści), wysłuchałam kilku podcastów.
Jednocześnie nie ukrywam – przełomem w moim myśleniu, było nie tylko kupienie tej listy i próba ogarnięcia chaosu wokół mnie. Już wcześniej czasie pracy nad książką (a właściwie książkami, bo przecież w 2018 roku skończyłam pisać dwie książki) zdałam sobie sprawę, że coraz częściej w życiu od tego czy ja się zorganizuje, zależy to jak czas zorganizują osoby wokół mnie – moi znajomi, z którymi tworzę podcasty, Mateusz, osoby czekające na teksty do korekty. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę tu myśleć o swoim czasie jako wyłącznie moim – ale raczej jako dzielonym z innymi. To też pchnęło mnie by sprawdzić co proponuje Ola. Co prawda moi znajomi nadal się śmieją, że przy całym moim planowaniu potrafię o czymś zapomnieć, ale – zapewniam was, że powoli przestaję być spanikowaną surykatką, która przez większość swojego życia nie wie co czeka ja następnego dnia i w panice sprawdza do ilu rozgłośni radiowych umówiła się na rozmowę.
Oto historia tego jak Ta „Pani Swojego Czasu”, o której słyszałam od znajomych blogerów i kojarzyłam jako osobę, na której spotkaniach na imprezach dla influencerów było więcej osób niż miejsc na sali, zamieniła się w osobę o której ciepło myślę, ilekroć wiem co czeka mnie we wtorek za tydzień, i wstając pięć minut wcześniej rano mam czas na kawę i ułożenie sobie w głowie reszty dnia. A z całej mojej historii wynika też nauka, że nie ma takiego chaosu, w życiu którego nie da się opanować. Najważniejsze to sięgnąć po właściwie narzędzia i zwrócić się do właściwych osób.
Jeśli sami jesteście zainteresowani radami Oli, zwłaszcza w kwestii prowadzenia własnego biznesu online (choć nie tylko) to bardzo polecam wam DARMOWEGO ebooka „5 lekcji biznesu na 5 lecie PSC”, którego Ola udostępniła z okazji urodzin swojej firmy! Jest tam mnóstwo wartościowych treści, które pokażą wam, że rady Oli dotyczą was często bardziej niż się wam wydaje.
Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu