Komiksy ze świata Gwiezdnych Wojen czytam od tak dawna, że nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie który był pierwszy, ale to było dobre kilkanaście lat temu – mam wrażenie, że zaczęłam wtedy o komiksów o Rycerzach Starej Republiki. Nie mniej – komiksy ze świata GW towarzyszą mi od lat i zawsze chętnie sprawdzam co nowego się pojawia. Przy czym nie ukrywam – wciąż mam słabość do tych tomów, które bezpośrednio nawiązują do oryginalnej sagi. Dlatego ucieszyłam się kiedy w kwietniowej paczce nowości od Egmont pojawiły się dwa nowe komiksy ze świata GW od Marvela – „Ścieżka Przeznaczenia” i „Mroczne Serce Sithów”.
Nie jest chyba przypadek, że obie te serie (wydane oryginalnie w 2020 więc mamy do czynienia z nówkami) zaczynają się w tym samym momencie – pod koniec „Imperium Kontratakuje” . Darth Vader wyznaje Skywalkerowi, że jest jego ojcem a kiedy próba namówienia go do wspólnego rządzenia wszechświatem nie wypaliła – ich drogi rozchodzą się w dość drastyczny sposób. „Ścieżka przeznaczenia’ podąża za tym co dalej działo się z Rebeliantami, „Mroczne Serce Sithów” odpowiada na pytania – co po tych wydarzeniach zrobił Vader.
Zacznę od „Ścieżki przeznaczenia” bo w sumie pod wieloma względami podobała mi się bardziej. Zaczynamy dosłownie w chwili w której Luke znajduje się na pokładzie Sokoła Millenium, zaś Leia, Lando i Chewbacca muszą podjąć decyzję – co dalej. Ratowanie Hana wydaje się jedną z możliwości ale nie jedyną. Dużo większym problemem jest bowiem fakt, że od momentu ucieczki z bazy na Hoth flota rebeliantów jest rozproszona a nasi bohaterowie nie wiedzą, kto jeszcze żyje i jest gotowy podjąć walkę. Sam Luke nie jest w najlepszym stanie – zwłaszcza, że przecież właśnie odkrył, że wszyscy jego dotychczasowi mentorzy ukrywali przed nim dość istotne fakty. Lando bardzo chciałby mimo wszystko zakończyć swoje sprawy w Mieście Chmur a Leia i Chewbacca są oboje przekonani, że są oczywiście obowiązki wobec Rebelii ale też wobec Hana. Innymi słowy – dostajemy całkiem dobry przygodowy kawałek, który wypełnia nam obecną między częściami filmów lukę. Jednocześnie odpowiadając na kilka ważnych pytań – od chociażby na to jak Leia wiedziała jak rozmraża się człowieka uwięzionego w karbonicie.
Inna sprawa, że komiks przypomina jak wielką stratą dla Imperium było wysadzenie gwiazdy śmierci. Podążający tropem rebeliantów niszczyciel „Wola Tarkina” to statek pomnik ale też statek zemsty. Każdy służący na jego pokładzie stracił kogoś na Gwieździe Śmierci. Jestem zawsze zwolenniczką pokazywania – zwłaszcza w książkach i komiksach – imperium jako nieco bardziej skomplikowanego tworu niż się to dzieje w filmach. Ostatecznie – nie jest źle poszerzyć spojrzenie na historię chociażby o świadomość, że taka Gwiazda Śmierci nie była pusta. Zresztą w ogóle komiks stara się dodać trochę niuansów i po raz kolejny stawia pod znakiem zapytania czy podążanie za Mocą to najlepsza życiowa decyzja jaką można podjąć.
Nie ukrywam że graficznie komiks nie jest wybitny – mam wrażenie że kreska jest trochę za bardzo podyktowana tym jak aktorzy wyglądali w filmie i to przefiltrowane przez wrażliwość rysownika sprawia, że np. Luke nie wgląda jak Luke tylko najgorsza nieco karykaturalna wersja Marka Hamilla. Ale jednocześnie nie są to rysunki które by mnie odrzucały – raczej nie zrobiły na mnie tak dobrego wrażenia jak fabuła, która dość inteligentnie wypełnia luki w historii. Zresztą to jest już chyba w ogóle kwestia moich osobistych preferencji bo od dawna – czyli do podstawówki kiedy zaczęłam czytać książki ze świata Gwiezdnych Wojen najbardziej interesowały mnie te historie, które uzupełniały oryginalną trylogię.
O Ile „Ścieżka Przeznaczenia” koncentruje się bardziej na takich taktycznych decyzjach jakie zapadają po wydarzeniach w Mieście chmur o tyle „Mroczne Serce Sithów” zatrzymuje się nieco dłużej nad tym jak wydarzenie wpłynęło na samego Vadera. Przede wszystkim – jego plan nie wypalił ale pojawienie się w jego życiu syna – przypomniało wszystkie traumatyczne wydarzenia, które my znamy z prequeli. Stąd sporo w komiksie bezpośrednich odwołań do tych wydarzeń. Sam Vader udaje się zaś na wyprawę w swoją przeszłość, starając się z pomocą droida detektywa (bardzo dobra postać), uzupełnić luki w historii – dokładniej co stało się dalej z Padme i jego dzieckiem. Ta podróż – która obejmuje wyprawę na Tatooine i Naboo to ciekawy pomysł by przypomnieć czytelnikowi, że jednak Darth Vader nigdy nie przestał być Anakinem Skywalkerem. Mamy tu więc do czynienia ze złolem, ale nieco bardziej zniuansowanym i rozdartym. Zwłaszcza kiedy trafia na Naboo i wspomnienia odżywają a wśród osób, które tam spotyka pojawiają się byli członkowie dworu Padme którzy przypominają mu więcej niż chciałby pamiętać. Oczywiście ta psychologia miejscami jest nieco płaska – bo to komiks który nie chce się tu za bardzo rozpędzać, ale ponownie – ja bardzo lubię kiedy negatywni bohaterowie z Gwiezdnych wojen dostają nieco więcej psychologicznej głębi – i ich moralność determinuje coś innego niż tylko fakt, że ubierają się na czarno. Inna sprawa, że Vader to dokładnie ta postać, której się należy więcej miejsca w historiach ze świata GW bo jest ciekawa ale filmy nigdy nie dały jej się w pełni ukształtować (Bo też tak opowiedziana historia tego nie potrzebowała).
W tym tomie kreska podoba mi się dużo bardziej i muszę też przyznać, że dynamika opowieści przypadła mi bardziej do gustu. Może dlatego, że o ile zawsze wiem czego mogę się spodziewać po bohaterach Rebelii, to kiedy podążamy ścieżką Sithów to nie wiem co scenarzyści dla mnie wymyślą. Inna sprawa – że tu też są kadry przeniesione jeden do jednego z prequeli i choć to nie gra źle, to w czasie lektury przypomina mi się jak bardzo nieporadne były sceny obyczajowe w tamtych filmach. Co nieco utrudnia przeżycie tych emocji na tym samym poziomie, na którym odczuwa je komiksowy Vader.
Na grzbietach obu tomów mamy numerek 1 co wskazuje, że być może dostaniemy jeszcze więcej (nie śledzę serii amerykańskiej ale chyba na sześciu zeszytach w każdym tomie się nie skończyło). To by mnie cieszyło bo oba kierunki tych opowieści mi się podobają. W maju ma wyjść trzeci komiks z tej serii „Łowcy Nagród” i chyba a też się skuszę. To takie porządne opowieści, które nie odbiegają za bardzo od filmów a jednocześnie coś dodają – czyli to co w całej twórczości wokół Gwiezdnych Wojen zawsze najbardziej lubiłam. Jednocześnie – myślę, że to całkiem niezłe tomy dla tych którzy chcą gdzieś zacząć – bo wiem, jak trudno wejść w ten skomplikowany i wielowątkowy świat komiksowego uniwersum GW. Tu próg wejścia jest nisko a potem to już można przepaść na lata.
Komiksy, jak wspomniałam przyszły do mnie w paczce kwietniowej do Egmonta. Mam jeszcze kilka innych tomów, które będę omawiać więc patrzcie uważnie czy nie pojawią się niedługo kolejne komiksowe teksty.