Home Koneser Moje centrum czyli siedem miejsc do których zaglądam w Koneserze

Moje centrum czyli siedem miejsc do których zaglądam w Koneserze

autor Zwierz
Moje centrum czyli siedem miejsc do których zaglądam w Koneserze

Choć urodz­iłam się i wychowałam w Warsza­w­ie, przez wiele lat miałam „białe plamy” na mapie mias­ta. Miejs­ca do których nie chodz­iłam, nie jeźdz­iłam, albo odwiedza­łam je tak rzad­ko, że były dla mnie odległe niczym obce mias­ta. Przez wiele lat takim miejscem były oko­lice uli­cy Ząbkowskiej. Tak, bywałam na Pradze, ale zwyk­le znosiło mnie nieco dalej — zazwyczaj — w oko­lice mieszka­nia mojej ciot­ki, dwor­ca Wschod­niego, czy Teatru Powszech­nego. Wszys­tko zmieniło się nie tak dawno temu. Po pier­wsze — sama przeprowadz­iłam się w inne oko­lice i zyskałam nowe połączenia z Pragą. A po drugie — zaczęłam coraz częś­ciej zjaw­iać się w Cen­trum Praskim Koneser. Miejs­cu, które pol­u­biłam tak bard­zo, że gdy zapy­tali, czy zech­ci­ałabym być ich ambasadorką ucieszyłam się jak dziecko.  Post jest pier­wszą odsłoną tej spon­sorowanej współpra­cy amabadorskiej.

 

Cen­trum Prask­ie Koneser pow­stało w miejs­cu Warsza­wskiej Wytwórni Wódek „Koneser” na Pradze-Północ. To jeden z tych pro­jek­tów, który łączy biu­ra, mieszka­nia, restau­rac­je, sklepy i przestrzeń pub­liczną. To takie miejsce, gdzie zawsze coś się dzieje (a ja będę wam mogła o tym opowiadać), ale też, gdzie moż­na wskoczyć w tygod­niu czy w week­end, kiedy szukamy przestrzeni by spędz­ić czas, może zro­bić jakieś zakupy i dobrze zjeść, albo cho­ci­aż­by wyp­ić kawę. I właśnie od tego chci­ałabym zacząć, zan­im rozpocznę zapraszanie was na kole­jne wydarzenia i wys­tawy chci­ałabym was zabrać na spac­er. Po moim Kone­serze. Po miejs­cach do których lubię zaglą­dać i które spraw­ia­ją, że chęt­nie wracam na Pragę. Chodź­cie, prze­jdziemy się po Kone­serze ślada­mi Czajki.

 

 

Zaczni­jmy od wejś­cia — to jest jed­na z moich ulu­bionych cech tej przestrzeni — że nie ma jed­nego wejś­cia na były teren fab­ry­ki, ale jest ich kil­ka. Moje jest od Ząbkowskiej — zawsze tamtędy wchodzę. Dlaczego? Po pier­wsze mam najbliżej od tramwa­ju (jako człowiek miejs­ki poruszam się komu­nikacją zbiorową) ale też dlat­ego, że oznacza to obow­iązkowy spac­er po Ząbkowskiej. A ta uli­ca zawsze mnie fas­cynu­je, bo to takie połącze­nie — zarówno prask­iej trady­cji i his­torii, jak i jej nowoczes­nego oblicza — bo prze­cież dziś Pra­ga sta­je się coraz bardziej dziel­nicą, gdzie gnieżdżą się hip­sterzy, artyś­ci i ludzie, którzy zawsze mają czas na dobre jed­zonko w miłym towarzystwie.

 

Kiedy już zna­jdę się na tere­nie Kone­sera wiem, że mogę skierować kro­ki w tylko jed­no miejsce — do Colum­bus Cof­fee. Teo­re­ty­cznie to kaw­iar­nia sieciowa, ale w Warsza­w­ie jest tylko w dwóch miejs­cach (a przy­na­jm­niej tylko o dwóch wiem). Bard­zo lubię tu przy­chodz­ić na początku mojej wyprawy i nie tylko dlat­ego, że uważam, że bez kawy nic nie ma sen­su. To po pros­tu miłe miejsce, z tymi wielki­mi wygod­ny­mi fote­la­mi, ale też pod­wyżs­zonym stołem ide­al­nie nada­ją­cym się by przy nim popra­cow­ać. Plus — Colum­bus to miejsce, gdzie mają dobre cias­ta, bard­zo dobre kanap­ki (uwiel­bi­am ich pani­ni) ale też lody. No i jeśli człowiekowi uda się zała­pać na godziny śni­ada­nia to głod­ny nie wyjdzie. Nie ukry­wam — najwięk­szą zaletą dla mnie jest to, że kaw­iar­nia jest po pros­tu duża, więc właś­ci­wie nigdy nie mam prob­le­mu ze znalezie­niem sto­li­ka, a jed­nocześnie wys­trój jest dużo bardziej przy­tul­ny i sym­pa­ty­czny niż w wielu sieciowych kaw­iar­ni­ach. Serio dzień przed wyprawą do Kone­sera zwyk­le przeglą­dam menu i zas­tanaw­iam się co sobie wezmę.

 

 

Kawa wypi­ta, czas pomyśleć o przymio­tach ciała. I tu nieod­mi­en­nie kro­ki me prowadzą mnie jak po sznurku, nieco dalej do pasażu hand­lowego, do punk­tu jaki zaj­mu­je Myd­lar­nia Cztery Szpa­ki. Powiedzieć, że lubię pro­duk­ty z tej myd­larni to lekkie niedopowiedze­nie. Mam wraże­nie, że na przestrzeni lat przetestowałam wszys­tko — od mydła, przez szam­pon w kostce, po hydro­lat z róży dam­a­sceńskiej. Ok hydro­latu nie zdążyłam przetestować, bo zabrał mi go Mateusz i powiedzi­ał, że nie odda. Myd­lar­nia dzi­ała oczy­wiś­cie w sieci, ale ja lubię zaglą­dać do sklepu stacjonarnego, bo tam przy­cią­ga­ją mnie zapachy. Móc sobie przytknąć do nosa praw­ie każde mydło — cudo. Jedyny minus, potem wraca się z kole­jną kostką do domu, bo zwyk­le się okazu­je, że jak­iś nowy zapach kusi. Inna sprawa — obsłu­ga jest przemiła, bard­zo pomoc­na, i wykazu­je się pełnią zrozu­mienia, że aku­rat chce­my powąchać, jak pach­nie mydło z dziewan­ny i rokit­ni­ka (z ole­jem z berg­amot­ki) — jedyne które nie miało wys­taw­ionej kost­ki testowej. Przyz­nam — to jest dla mnie niebez­pieczne miejsce, bo to chy­ba jedy­na przestrzeń z kos­me­tyka­mi, gdzie potrafię stracić głowę.

 

 

 

Sko­ro już kawa wypi­ta, a mydło wypeł­nia całą tore­bkę zapachem, to cóż… kro­ki same prowadzą mnie do księ­gar­ni. Tu swo­ją księ­gar­nię ma Świat Książ­ki. Nie ukry­wam, ilekroć tam jestem to troszkę mi mózg war­i­u­je od poczu­cia nad­mi­aru, bo gdzie nie spo­jrzę tam książ­ki. W sieciowych księ­gar­ni­ach częs­to mam poczu­cie, że wszys­tkiego jest mało. Tu wręcz prze­ci­wnie — że jest dużo, że z każdej strony coś mru­ga i pyta, czy zabiorę do domu. No i co ja bied­na mam zro­bić? Wal­czę ze sobą najlepiej jak umiem, bo prze­cież nie chodzi o to by kupować i kupować a potem nie mieć cza­su czy­tać. Cza­sem przechadzam się tylko między półka­mi notu­jąc sobie w głowie, co trze­ba będzie przeczy­tać następ­ne, cza­sem przyglą­dam się inten­sy­wnie półce z nowoś­ci­a­mi, która przekonu­je mnie, że w Polsce wyda­je się zde­cy­dowani za dużo książek. A cza­sem, jak ostat­nim razem muszę się pod­dać, bo oto moje oko dostrze­ga pozy­cję Kry­ty­ki Poli­ty­cznej o pol­skim rasizmie („Odjedź. Rzecz o pol­skim rasizmie — Agniesz­ka Koś­ci­ańs­ka, Michał Petryk) i nie mam wyjś­cia. Proszę mnie zrozu­mieć — o teo­ri­ach rasis­tows­kich pisałam licenc­jat i mam swo­je obowiązki.

 

 

 

Kiedy już w mojej tore­bce jest mydło i książ­ka, prze­chodzę na drugą stronę pasażu by zajrzeć do Pol­ish­Comi­cArt. To miejsce, z którego co praw­da nie wychodzę z zaku­pa­mi, ale ilekroć tam jestem to myślę, że może kiedyś… Pol­ish­Comi­cArt to miejsce, gdzie może­my kupić i obe­jrzeć unika­towe, ory­gi­nalne plan­sze komik­sowe, czy zobaczyć ekskluzy­wne wyda­nia pol­s­kich komik­sów. Ja oczy­wiś­cie jako oso­ba, która wychowała się na Thor­galu najwięcej cza­su spędz­iłam patrząc na plan­sze z komik­sów Rosińskiego, ale nie tylko — w sum­ie każ­da komik­sowa plan­sza jaką zobaczyłam wydała mi się ciekawa. W galerii zna­jdziecie też ekskluzy­wne wyda­nia, koszul­ki czy gadże­ty naw­iązu­jące do pol­s­kich komik­sów. Powiem tak… to trochę niebez­pieczne miejsce wiel­bi­ciel­ki komik­su, ale też samo przy­cią­ga i ja naprawdę nic na to nie mogę poradzić.

 

 

Kon­tynu­u­jąc tem­at strawy duchowej, czas wyjść z pasażu i zro­bić kil­ka kroków do sklepu Paper Con­cept. To jest sklep bard­zo, bard­zo niebez­pieczny. Jest to bowiem przestrzeń najws­panial­szych pro­duk­tów jakie ist­nieją — przy­borów papier­niczych. Od zeszytów i ołówków po rzeczy potrzeb­ne malar­zom, kreaty­wnym jed­nos­tkom i orga­ni­za­torom przyjęć — wszys­tko tu zna­jdziemy. Prze­jś­cie przez próg Paper Con­cept to zawsze wal­ka z samą sobą, bo prze­cież nie ukry­wa­jmy — od kiedy jest się dorosłym i ma się dorosłe pieniądze, śpiewa do człowieka każdy piękny notes, każde pióro, kuszą przy­bo­ry do bul­let jour­nal, i uśmiecha­ją się zalot­nie kolorowe mark­ery. To jest proszę państ­wa pró­ba najwięk­sza, bo sklep jest doskonale zaopa­tr­zony i uświadamia człowiekowi, ile jest na świecie wspani­ałych papier­niczych rzeczy. Ja z tej pró­by tym razem wyszłam zwycięsko ale tylko dlat­ego, że w ostat­niej chwili pow­strzy­małam się przed kupi­e­niem note­su Mole­sk­ine pozwala­jącego mi w piękny sposób zapisy­wać wszys­tkie przeczy­tane książ­ki i czys­tą siłą woli nie sięgnęłam po kole­jny kolorowy Brush Pen, z którego sko­rzys­tałabym przy kolorowa­niu. Jed­nak nawet nic nie kupu­jąc uwiel­bi­am przechadzać się między rzę­da­mi przy­borów w Paper Con­cept z pewną ekscy­tacją myśląc o momen­cie, kiedy przyjdzie czas kupić sobie nowy ołówek czy notes (bo ja wciąż korzys­tam z notesów).

 

 

Otrząs­nąwszy się z tego papier­niczego nad­mi­aru wychodzę z Paper Con­cept i idę przed siebie — by dojść do zna­j­du­jącej się niemal ide­al­nie w linii prostej kwia­cia­rni „Zielona łody­ga”. Tu może­cie być w pewnym szoku, bo prze­cież mnie zna­cie i doskonale wiecie, że kwiat­ki mi umier­a­ją, ilekroć na nie dłużej popa­trzę (może powin­nam je podle­wać zami­ast tylko patrzeć). Otóż musi­cie wiedzieć, że o ile ja ręki do roślin nie mam żad­nej, to już moi bra­cia to… cóż trze­ba rzec prawdzi­wi rośliniarze. Mieszkanie mojego starszego bra­ta powoli zamienia się małą dżunglę, pod­czas kiedy moje­mu młod­sze­mu bratu zawsze każ­da roślin­ka pięknie rośnie. Stąd też zachodzę do „Zielonej Łody­gi” głównie po to by się roze­jrzeć i skon­sul­tować co by moż­na było bra­ciom moim sprezen­tować. Plus, przyz­nam, nie jestem się w stanie pow­strzy­mać by nie patrzeć pożądli­wie, na tą małą dżunglę, która się tu przede mną otwiera. Zwłaszcza, że w tle puszczane są nagra­nia ptaków i w ogóle moż­na się poczuć jak­by człowiek opuś­cił ceglano betonowe przestrzenie.

 

 

 

Sko­ro już się hip­ster­sko pokrę­ciłam po miejs­cach żywią­cych me zmysły czas zejść na ziemię. Zwłaszcza, że na tele­fonie mam sporząd­zony ręką męża mego spis zakupów, które muszę wykon­ać, żeby dostać obi­ad. Widzi­cie taki już nasz rodzin­ny podzi­ał — ja kupu­ję, on gotu­je, obo­je jesteśmy syci. A sko­ro już jestem w Kone­serze, to mój wybór zawsze pad­nie na Aldi, sklep, który darzę wyjątkowym sen­ty­mentem. Sekund­kę, spyta­cie, Cza­j­ka serio darzysz sklep sieciowy sen­ty­mentem? Ano tak. Są ku temu dwa powody. Po pier­wsze — przez dłuższy czas Aldi był nieobec­ny w Warsza­w­ie, ale był w Leg­ni­cy skąd jest mój mąż. Czy w cza­sie jed­nej z moich pier­wszych wypraw by poz­nać jego rodz­inę, zach­wycałam się przy okazji asorty­mentem Aldi? A jakże, mam roman­ty­czne wspom­nienia z dyskontu.

 

Dru­ga sprawa to fakt, że Aldi ma cza­sem tydzień czes­ki. A to znaczy, że w ofer­cie jest uwiel­biana przez mego męża Kofo­la — czes­ka wer­s­ja Coli. Tu musi­cie wiedzieć, że wyprawa do Aldi po Kofolę, to w ogóle cały skom­p­likowany rytu­ału. Jed­na z moich czytel­niczek pracu­jąc w poz­nańskim Aldi, pisze do mnie, że będzie tydzień czes­ki. Wtedy ja wyciągam męża na spac­er i gnamy z wózeczkiem na zakupy zan­im nam całą Kofolę wykupią. Jak widzi­cie — cała impreza. Zwyk­le jed­nak idę do Aldi bez ner­wów, po pros­tu po zakupy. W cza­sie mojej ostat­niej wyciecz­ki kupowałam wszys­tkie skład­ni­ki na wegańskie burrito.

 

 

 

Trochę się zmachałam więc czas na chwilę orzeźwienia. I tu idę do mojego drugiego ulu­bionego miejs­ca w Kone­serze, czyli do tute­jszej Pijal­ni Czeko­la­dy Wed­la. To w ogóle śmieszne, bo pijal­nia jest trochę schowana i cza­sem mam wraże­nie, że tylko ci którzy byli tam dawno temu wiedzą, gdzie jest. Trze­ba bowiem obe­jść Muzeum Wód­ki i z drugiej strony, w spoko­ju i ciszy moż­na się napić kawy, czeko­la­dy czy lemo­ni­ady. I właśnie na lemo­ni­adę zwyk­le polu­ję, bo powiem wam z ręką na ser­cu — to jed­no z moich ulu­bionych miejsc, jeśli chodzi o lemo­ni­adę. Przy­czy­na jest pros­ta — po pier­wsze — mają lemo­ni­adę z marku­ją, po drugie — jest to lemo­ni­a­da gazowana. Kocham gazowane lemo­ni­ady, ale wcale nie są aż tak częste. Inna sprawa — po całym tym lata­niu po sklepach chcę mieć chwilę odd­echu, a fakt, że kaw­iar­nia jest trochę z boku ide­al­nie pasu­je do mych potrzeb. Inna sprawa — siedząc przy sto­liku moż­na napotkać ciekawe oso­by i stworzenia. Ja na przykład spotkałam pana który wyprowadzał na spac­er swo­jego kota. Trochę poroz­maw­ial­iśmy o kotach i ich reakc­jach na szelecz­ki i smy­cz no a przede wszys­tkim mogłam zobaczyć cud­ownego czarno- białego kota typu krówka, co zawsze robi dzień.

 

 

 

Zakupy zro­bione, lemo­ni­a­da wypi­ta, nawet dwa rozdzi­ały książ­ki przeczy­tane przy sto­liku — nie pozosta­je nic innego, tylko wracać do domu. Trochę szko­da, bo prze­cież tak miło się siedzi i jeszcze słoneczko grze­je. No ale nie będzie to tęs­kno­ta dłu­ga, bo prze­cież, jak wszyscy pamię­tamy — mam tu się staw­iać częś­ciej i pokazy­wać wam te strony Kone­sera których nawet ja sama jeszcze nie odkryłam. Już się cieszę, na wszys­tkie wys­tawy, tar­gi, kon­cer­ty i spotka­nia, na które będę mogła was zaprosić i zabrać. Z resztą nie ma się co ocią­gać — już mamy wrze­sień a to oznacza, że przed nami całe mnóst­wo wydarzeń. O pier­wszym mówię dziś na sto­ry bo wybrałam się z przy­jaciółka­mi na tar­gi sukienek. A wrze­sień w kone­serze upły­wa pod znakiem wydarzeń artysty­cznych więc nie będziemy tylko kupować, ale także oglą­dać wys­tawy, przy­by­wać na spotka­nia i słuchać kon­certów. Doczekać się nie mogę. I tak opuszczam teren Kone­sera z przy­jem­ną myślą, że już zaraz do niego wrócę.

 

0 komentarz
2

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online