Home Seriale Niezmienny urok konsekwencji czyli o drugim sezonie “Lokiego”

Niezmienny urok konsekwencji czyli o drugim sezonie “Lokiego”

autor Zwierz
Niezmienny urok konsekwencji czyli o drugim sezonie “Lokiego”

Podob­no, ilekroć jak­iś komen­ta­tor pop­kul­tu­ry napisze w sieci, że jest zmęc­zony MCU umiera jed­na pan­da. Nie dlat­ego, że to nie praw­da czy pot­warz, ale dlat­ego, że to jed­no z tych zdań, które wszyscy pisze­my za częs­to. Powody są liczne – zmęcze­nie mate­ri­ału, ograniczenia komik­sowych nar­racji, brak pomysłu, niechęć do zmi­any. Nasze narzeka­nia dają dobry odzew (moje ukochane zdanie, wygrze­bane z Inter­ne­tu to „MCU skończyło się na Iron Manie) ale też – właś­ci­wie nie mamy do koń­ca odpowiedzi – co zro­bić by było równie ekscy­tu­ją­co jak w 2012, kiedy piszczeliśmy na widok Avengers na ekranie. Choć być może Mar­vel sam nam pod­sunął odpowiedź. Tą odpowiedz­ią jest Loki, a właś­ci­wie dru­gi sezon seri­alu o jego przygodach.

 

Tekst raczej bez spoilerów

 

W drugim sezonie „Lok­iego” moż­na zapom­nieć, że ist­nieje jakieś MCU. Moż­na zapom­nieć, że to bohater, którego oglą­dal­iśmy w bardziej i mniej udanych fil­mach za grube mil­iony. Moż­na zapom­nieć, że jesteśmy zmęcze­nie super bohater­ską este­tyką, sposobem kre­owa­nia postaci i budowa­nia kon­flik­tu. W tej przestrzeni poza cza­sem, w której wylą­dował nasz trick­ster, świat bohat­era jawi się jako zupełnie osob­ne uni­w­er­sum. Nawet jeśli nie widzieliś­cie ani jed­nego fil­mu z MCU może­cie się w tej his­torii odnaleźć. Nie próbu­je ona spiąć toczącej się na ekranie opowieś­ci, nie ginie w naw­iąza­ni­ach, nie opiera się na mrug­nię­ci­ach. „Loki” jako ser­i­al rządzi się włas­ny­mi prawa­mi. To jest tak cud­own­ie odświeża­jące, że właś­ci­wie łza się w oku krę­ci, gdy pomyślimy, że ser­i­al praw­dopodob­nie skończy się na dwóch sezonach. Choć być może nie ma co narzekać, bo ostate­cznie to nad­mi­ar kon­tynu­acji zabił naszą miłość do komik­sowych narracji.

 

O ile pier­wszy sezon „Lok­iego” podobał mi się śred­nio na jeża (choć i tak był to powiew świeżoś­ci) to w drugim jestem zakochana. To bard­zo spój­na i kon­sek­went­na his­to­ria. Gdy­bym miała ją do czegoś porówny­wać, to do najlep­szych odcinków Dok­to­ra Who (czy właś­ci­wie bardziej – dłuższych wątków fab­u­larnych) gdzie pró­ba uniknię­cia nieszczęś­cia, prowadzi do głęb­szej reflek­sji, nad tym – czy to w ogóle jest możli­we. Bo głów­na oś fabuły jest dość pros­ta – w kon­sek­wencji finału pier­wszego sezonu, lin­ie cza­sowe mnożą się pon­ad możli­woś­ci mech­a­niz­mu, który je porząd­ku­je. Albo uda się coś z tym zro­bić, albo wszys­tkie te światy pełne możli­woś­ci i ludzi znikną. Kiedyś Lok­iemu by nie zależało, ale pra­ca i przy­ja­ciele bard­zo go zmie­nili. Ter­az nie jest w stanie funkcjonować sam, nie jest w stanie dop­uś­cić do siebie myśli, że te wszys­tkie światy mogły­by zniknąć. Jed­nak nad całym sezonem wisi pytanie – czy to, że czegoś bard­zo chce­my oznacza, że nam się uda. Czy może powin­niśmy się pogodz­ić z tym, że nie zawsze jest łatwe wyjś­cie i niekiedy trze­ba się zde­cy­dować cóż… na odrobinę poświęcenia.

 

 

Choć w pro­dukcji mamy sporo akcji, to jed­nak fabuła kon­cen­tru­je się na przemi­anach bohaterów. To jest ten ser­i­al, w którym – najpierw bohater zma­ga się ze swoim przez­nacze­niem i zada­je sobie pytanie – kim jest, by potem dojrzeć nie tylko do odpowiedzi, ale i wszys­tkiego co za sobą niesie. Oso­biś­cie najbardziej podobało mi się, przy­wróce­nie magii Lok­iego – przy­pom­nie­nie nam tym samym, że wbrew temu co mogło się wydawać – nie jest do koń­ca taki jak otacza­ją­cy go bohaterowie. Loki ma zde­cy­dowanie więk­sze możli­woś­ci, ale co za tym idzie – także więk­sze obow­iąz­ki. Jed­nocześnie sce­narzyś­ci ciekaw­ie poprowadzili min. wątek Sylvie. Pod koniec pier­wszego sezonu mogło się wydawać, że dostaniemy bard­zo schematy­czną relację, kto wie może nawet ocier­a­jącą się o roman­ty­czny związek. Dru­gi sezon wyrzu­ca to przez okno i raczej przy­pom­i­na nam, że gdy­byśmy mogli się spier­ać sami ze sobą osiąg­nię­cie porozu­mienia nie było­by szczegól­nie łatwe. Przy czym moim zdaniem w tym wątku najbardziej widać, że gdzieś między pier­wszym a drugim sezonem musi­ała się zmienić kon­cepc­ja seri­alu. Moim zdaniem – na lepsze.

 

Skakanie po cza­sie i korzys­tanie z paradok­sów cza­sowych, pewnie nie wszys­t­kich bawi. Ja oso­biś­cie uwiel­bi­am, gdy taki wątek jest poprowad­zony w sposób prze­myślany i przede wszys­tkim – gdy nie traci z pola widzenia swoich bohaterów. „Loki” to chy­ba najlep­sza pró­ba pogłę­bi­enia bohat­era, ale też – pokaza­nia go w zupełnie innym kon­tekś­cie, poza klasy­czną rywal­iza­cją z Thorem. W ogóle mam poczu­cie, że trochę przy­pad­kiem Loki stał się naj­ciekawszą postacią w całym MCU. Co jest tym ciekawsze, że Thor, który miał prze­chodz­ić pewną równoległą przemi­anę, jest doskon­ałym przykła­dem, że to co Mar­vel jest w stanie zro­bić w seri­alu prz­eras­ta go w fil­mach. Żeby filmy były zabawne i niezmi­enne, Thor nie może się za bard­zo zmienić, więc ilekroć dojrze­wa, wraca do swo­jej niepoważnej natu­ry. Z kolei Loki, który w głównej linii cza­sowej nie żyje, w swoim seri­alu mógł stać się postacią z krwi i koś­ci. Bo ser­i­al ma mnóst­wo miejs­ca na przemi­anę i co więcej – na kon­sek­wenc­je tej przemi­any, które już nie są takie jednowymiarowe.

 

 

Pode­jrze­wam, że ser­i­al by się tak dobrze nie udał, gdy­by nie obsa­da. Owen Wil­son gra­ją­cy Mobiusa, gra moim zdaniem jed­ną z najlep­szych ról w swo­jej kari­erze. Co jest ciekawe, bo Wil­son doty­chczas był w stanie zagrać jakieś ciekawe role tylko u Wesa Ander­sona. Okazu­je się, że są aktorzy, którzy sprawdza­ją się tylko w kinie nieza­leżnym i seri­alach ze świa­ta komik­su. Ale tak zupełnie serio, to Mobius, grany przez Wilsona, to postać z trochę innego porząd­ku niż komik­sowa nar­rac­ja. Urzęd­nik, przeko­nany o słusznoś­ci tego co robi, boją­cy się wypaść z rutyny, do której się przyzwycza­ił. Jest jed­nocześnie kimś na ksz­tałt moral­nego kom­pa­su Lok­iego, ale też – postacią zaplą­taną w kon­flikt, więk­szy niż jego dość rutynowa egzys­tenc­ja. Wil­son gra bohat­era z empatią i powagą, która wynosi reflek­sję poza świat komik­su. To chy­ba najbliższy wid­zowi bohater w całym MCU, który bardziej niż z jakimś wielkim złem musi się zmierzyć, z tym bard­zo egzys­tenc­jal­nym pytaniem – kim jest gdy nie jest swo­ją pracą. Nie wiem czy wielu aktorów umi­ało­by to zagrać tak, że mamy poczu­cie, że to his­to­ria więk­sza niż komik­sowa zabawa.

 

Nie da się też ukryć, że ser­i­al naprawdę opiera się w wielu momen­tach na tym, że Hid­dle­ston jest dobrym, klasy­cznym aktorem. Bo są tam sce­ny, które dzi­ała­ją tylko wtedy, kiedy ma się aktorów, którzy potrafią rzeczy wzniosłe dowieść tak, że brzmią nat­u­ral­nie i też nie tracą uwa­gi widza w cza­sie dłuższego dia­logu – nawet o isto­cie włas­nych decyzji i wyborów. To jest ciekawe, że w sum­ie ta dość przy­pad­kowa sytu­ac­ja, w której Hid­dle­ston dostał się do MCU (zatrud­nił go Branagh, który wcześniej grał z nim i na sce­nie i w Wal­lan­derze) zaowocow­ała być może najbardziej dojrza­łą komik­sową rolą w całej serii. Jakkol­wiek lubię Kap­i­tana Amerykę w inter­pre­tacji Chrisa Evansa, czy rozu­miem, dlaczego Robert Downey Jr. mógł ponieść całe MCU, to jed­nak nie wyobrażam sobie żad­nego z nich dowożącego taki miejs­ca­mi dość egzys­tenc­jal­ny ser­i­al jak Loki. A przy­na­jm­niej nie wyobrażam sobie tej melan­cholii jaka towarzyszy kole­jnym odcinkom.

 

 

Chwal­iłam już ser­i­al nie raz za jego wiz­ual­ną stronę, ale mam wraże­nie, że ona jest kluc­zowa w tym budowa­niu poczu­cia, że oglą­damy jed­nak coś innego niż kinowe MCU. Ta retro styl­isty­ka, z mnóst­wem brą­zowych przestrzeni, pozwala na wyraźne odsep­a­rowanie świa­ta bohaterów od kolorowych stro­jów i nowoczes­nych wnętrz kinowego świa­ta Mar­vela. Jed­nocześnie widać, że w drugim sezonie twór­cy naprawdę doskonale baw­ią się kole­jny­mi pomieszczeni­a­mi, które wyglą­da­ją coraz bardziej jak miejs­ca w stanie przy­na­jm­niej częś­ciowego rozkładu czy zapom­nienia. Eksponowane w seri­alu wnętrze McDonald’s z lat osiemdziesią­tych, nie budzi typowej nos­tal­gii. Wręcz prze­ci­wnie – wyda­je się wyblakłą pocztówką, która niekoniecznie zachę­ca by się tam prze­nieść. Nigdy nie zapom­nę zda­nia, które znalazłam w Internecie o tym, że mało kto pamię­ta jak brą­zowe były lata osiemdziesiąte. Skuszeni wiz­ja­mi zacz­erp­nię­ty­mi z pop­kul­tu­ry przepisal­iśmy tą dekadę w neonowych kolorach. Loki wiz­ual­nie wybiera właśnie zgniłą zieleń i brąz tworząc fan­tasty­czną wiz­ual­ną oprawę dla tej bard­zo osob­nej (choć kluc­zowej) opowieści.

 

Kiedy zas­tanaw­iałam się, dlaczego tak bard­zo spodobał mi się Loki i tak bard­zo męczy mnie MCU (i bum po jed­nej pandzie) doszłam do wniosku, że chy­ba dorosłam już do fabuły, w której kluc­zowe są kon­sek­wenc­je. W wielu wątkach w MCU coś się jed­nak da odkrę­cić, napraw­ić zmienić. I choć to zwyk­le satys­fakcjonu­je fana, to ostate­cznie – traci na tym nar­rac­ja. Nie dzi­wi mnie, że dla wielu ostat­nim filmem, który wywołał w nich jakieś emoc­je był „Endgame” – to był ostat­ni film, który real­nie skupił się na kon­sek­wenc­jach. Więk­szość pozostałych nar­racji – skupiła się na ich omi­ja­niu, a te które chci­ały coś więcej zmienić (jak „Eter­nals”) są po pros­tu ignorowane. I tak się kręcimy w tym świecie, gdzie nic nie ma znaczenia. W “Lokim” jest inaczej. Wszys­tko ma znacze­nie. Każ­da decyz­ja jaką pode­j­mu­ją bohaterowie ma znacze­nie, relac­je między nimi maja znacze­nie, ich przeszłość, przyszłość, ambic­je, marzenia i prag­nienia. To wręcz ser­i­al opar­ty na tym, że wszys­tko i wszyscy się liczą (serio duch Dok­to­ra unosi się nad odcinka­mi). I w takiej nar­racji łat­wo się odnaleźć i w nią wpaść, bo to poczu­cie, że zawsze pojaw­ia­ją się kon­sek­wenc­je jest nam dużo bliższe niż jakikol­wiek inny ele­ment komik­sowego świata.

 

 

Loki” nie uratu­je MCU, bo też widać, że to taka pro­dukc­ja, która choć fab­u­larnie istot­na dla świa­ta Mar­vela to jed­nak ist­nieją­ca gdzieś z boku. Ale ten ser­i­al pokazu­je, że tak naprawdę w tych komik­sowych posta­ci­ach i zupełnie nie komik­sowych dylemat­ach wciąż drzemie olbrzy­mi potenc­jał – i fab­u­larny i fanows­ki.  Tylko właśnie – nie da się w kółko opowiadać his­torii tak samo, nie da się zawsze mieć hap­py endów, nie da się unikać kon­sek­wencji, nie da się utrzy­mać wszys­tkiego tak samo. MCU od daw­na chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Jak­by nie wiedzieli, że najlep­sze ciast­ka to te, których jeszcze nie upiec­zono i takie, które są dobre tylko wtedy gdy nie są za słodkie.

0 komentarz
11

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online