Rzadko się zdarza bym czytając książkę cały czas myślała „och jaka szkoda, że nie było jej na rynku, kiedy byłam młodsza”. Jednak, kiedy czytałam „Loveless” Alice Oseman (autorki „Heartstopper”) czułam z jednej strony radość, że dziś są takie książki, po które mogą sięgnąć młodzi ludzie i złość, że ja takiej książki pod ręką nie miałam, kiedy zadawałam sobie to pytanie, które prześladuje niejedną młodą osobę – „czy wszystko ze mną w porządku?”. Złość szybko jednak przeszła w dumę, gdy wydawnictwo Jaguar zaproponowało mi medialny patronat nad książką.
„Loveless” opowiada o trójce przyjaciół, którzy właśnie kończą liceum i idą na studia. Główna bohaterka Georgia, ma poczucie, że różni się od swoich rówieśników. Nigdy się z nikim nie całowała, o seksie nie mówiąc. Marzy o wielkim romansie, takim jaki zna z filmów i fan fiction ale jednocześnie zupełnie nie wyobraża sobie jakby miało to u niej wyglądać. Jej najlepsza przyjaciółka Pip, zadaje sobie z kolei pytanie – skoro z randkowania w liceum nic nie wyszło, to może nigdy nie znajdzie sobie odpowiedniej dziewczyny. Zaś ich najlepszy przyjaciel Janson ma za sobą toksyczny związek, i niezbyt miłe wspomnienia pierwszego pocałunku i też wydaje się zupełnie zagubiony w świecie romantycznych relacji. Do całej tej trójki dołącza Rooney – pozornie najbardziej komfortowo czująca się ze swoją seksualnością, otwarta dziewczyna, która nie ma problemu by wyrwać chłopaka na jedną noc.
Choć tematem przewodnim książki jest kwestia odkrywania swojej seksualności – zwłaszcza w kontekście aseksualności i aromantyczności, to Oseman udało się doskonale ująć całe spektrum młodzieżowych przeżyć. Nasi bohaterowie przybywają na uniwersytet przekonani, że powinni mieć już za sobą pewne doświadczenia, że istnieje jakiś zestaw przeżyć, które koniecznie muszą nadrobić. Przyglądając się opisowi ich pierwszego tygodnia w uczelnianej rzeczywistości, sięgnęłam pamięcią do tych pierwszych integracyjnych tygodni na mojej uczelni, gdzie też miałam wrażenie, wszyscy chcieliśmy nadrobić jak najwięcej się da, żeby nie odstawać. Autorka pokazuje, ile z tych naszych potrzeb niekoniecznie ma coś wspólnego z tym co naprawdę czujemy, czy czego potrzebujemy, ale ze społecznym naciskiem, schematem, który wkłada się nam do głowy pozostawiając w przekonaniu, że „wszyscy tak robią”. Co jest świetne, to nienachalne pokazanie, że nikogo to nie omija i u wielu powoduje olbrzymią frustrację.
Jednak co ważne – centralnym tematem jest aseksualność. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę, że aseksualność jest dla wielu terminem niezrozumiałym, a to co czują osoby aseksualne niekoniecznie daje się łatwo wyjaśnić. Podchodząc do tego tematu przyjmuje więc strategię trochę wyprzedzania naszych wątpliwości. Bo nie tylko pisze o tym jak sama Georgia się czuje, ale też uprzedza te wszystkie teksty które padają pod adresem osób aseksualnych – dotyczące przekonania, że wszystkim przejdzie, że istnieje jeden sposób odczuwania własnej aseksualności czy w końcu – że to nowomodny wymysł. Niektóre rozdziały, w których tłumaczy czym się różni postrzeganie seksu przez osoby aseksualne są trochę suche , ale inne – niesłychanie zabawne (jak ten o masturbacji). Całość zdaje się skierowana zarówno do osób, które czują tak jak Georgia jak i do osób, które coś tam słyszały, ale nie są w stanie wyjść ze schematu myślenia, że każdy chce ostatecznie znaleźć się w jakiejś romantycznej relacji.
Tu zresztą muszę powiedzieć – że co Oseman doskonale wyszło to pokazanie, że nie każde uświadomienie sobie czegoś o naszej seksualności musi się wiązać z euforią. Coming out czy nawet – odnalezienie określenia, które nas opisuje często jest w kulturze pokazywany jako doświadczenie wyłącznie pozytywne czy euforyczne. Pod hasłem – nareszcie wiem kim jestem. W powieści Oseman pojawia się jednak element złości, poczucie bezradności i brak prostej odpowiedzi co dalej. Spodobało mi się to, bo mam wrażenie, że rzadko media koncentrują się na pewnie obecnej wśród wielu młodych ludzi frustracji. Podobnie autorka podnosi niezwykle rzadko poruszany temat – nie każdy przedstawiciel mniejszości seksualnych będzie od razu najbardziej otwartą osobą na świecie. W świecie tęczy są tacy, którzy wcale nie są tak bardzo otwarci. Bardzo mi się spodobało, że taki wciąż jednak omijany temat się tu pojawił.
Inna sprawa – aseksualność to wciąż temat, który budzi mnóstwo emocji. Ja sama nie byłam w stanie zrozumieć o co w tym chodzi i nawet przekonać się, że to jest coś co da się zmieścić pod jednym pojęciem. Pomogły mi dopiero rozmowy ze znajomymi osobami aseksualnymi, które wyjaśniły mi co czują a czego nie czują i jak czują. Były przy tym zaskakująco cierpliwie. Jednocześnie w czasie tych rozmów zwykle wyszło – co też bywało zabawne – ile założeń na temat tego jak patrzymy na świat mamy w głowie i potem z zaskoczeniem odkrywamy, że nie wszyscy mają tak samo. Jestem wdzięczna, że udało mi się znaleźć w tak różnorodnej grupie osób, że mogliśmy się dzielić doświadczeniami, ale jednocześnie wiem, że nie każdy ma taką szansę. Dlatego ten sposób w jaki tłumaczy całą sprawę „Loveless” wydaje się jeszcze cenniejszy. Choć muszę zaznaczyć, że w jednym czy drugim miejscu miałam wrażenie, że chęć poruszenia wielu aspektów aseksualności trochę dominowała nad fabułą. Zwłaszcza, gdy Georgia rozmawia, ze swoją kuzynką na ten temat – tu miałam wrażenie, że autorka trochę porzuca fabułę na rzecz edukacji. Ale nie jest to wielka wada powieści.
To za co lubiłam autorkę już w „Heartstopper” i nadal lubię w „Loveless” to umiejętność pisania postaci, które przypominają mi prawdziwych ludzi, których spotkałam w życiu. Takich którzy chcą ogólnie być mili i w porządku choć nie zawsze im to wychodzi to autorka nie pisze postaci specjalnie okrutnych, specjalnie nieprzyjemnych i takich, które służą jedynie temu by był ktoś niemiły w powieści. Plus cały czas pamięta, że bohaterowie mają osiemnaście, dziewiętnaście lat i choć potencjalnie mogą się wydawać dorośli, to wciąż są w tej fazie życia, gdzie wszystko jest niezwykle ważne i niezwykle skomplikowane i łatwo uznać, że nic dobrego się nie zdarzy. Bardzo lubię tych bohaterów, bo są pisani z sympatią dla młodzieży i tacy dość dalecy od tych popkulturowych stereotypów jakie zwykle podsuwa nam literatura czy popkultura amerykańska. Dlatego też łatwo się wśród tych nastolatków odnaleźć no przypominają nam trochę nas samych.
Jak pisałam – żałowałam, że nie miałam tej książki, gdy byłam w wieku bohaterów. Pewnie mniej bym się martwiła i pytała siebie – czy wszystko ze mną jest ok. Czułabym to czego zawsze trochę szukamy w literaturze – potwierdzenia, że nasze uczucia i przeżycia nie są tylko nasze, że dzielimy je z innymi osobami. Tu jeszcze dochodzi ta ciągła walka z kulturowymi wymogami, które narzucają nam często jeden wzorzec, za którym nie jesteśmy w stanie nadążyć. Mi zajęło trochę czasu by zorientować się jak wiele osób się z tym zmaga. Gdybym miała książkę pewnie przyszłoby mi to do głowy nieco wcześniej. A tak to mogę jedynie z dumą patronować książce i mieć nadzieje, że wielu młodym osobom pozwoli znaleźć jedyną słuszną odpowiedź na pytanie „Czy wszystko ze mną w porządku?” – „Tak”
Post we współpracy z Wydawnictwem Jaguar