Home Ogólnie Odrodzony a nie wznowiony czyli o czwartym sezonie Lucyfera

Odrodzony a nie wznowiony czyli o czwartym sezonie Lucyfera

autor Zwierz
Odrodzony a nie wznowiony czyli o czwartym sezonie Lucyfera

Rzad­ko się zdarza by moż­na było powiedzieć, że ska­sowanie seri­alu wyszło mu na dobre. Tym­cza­sem jest to dokład­nie to zdanie które przy­chodzi do głowy kiedy oglą­da się czwarty sezon Lucyfera. Ser­i­al, który powoli zaczął zjadać włas­ny ogon dzię­ki ska­sowa­niu przez FOX i pojaw­ie­niu się na Net­flix­ie nagle wyrósł na pro­dukcję którą oglą­da się z więcej niż tylko przy­jem­noś­cią. Post właś­ci­wie bez spoilerów.

Jak pewnie wiecie pod­chodz­iłam do Lucyfera kil­ka razy, ale ostate­cznie przekon­ała mnie infor­ma­c­ja o tym, że ser­i­al został ska­sowany. Widzi­cie, trochę już wyrosłam z oglą­da­nia rozłożonych na dwadzieś­cia parę odcinków pro­ce­du­rali. Głównie dlat­ego, że ich los niemal zawsze jest taki sam. Nieza­leżnie od tego jak baw­ią na początku, po kilku sezonach zaczy­na­ją się krę­cić w kółko. Zwłaszcza te w których pojaw­ia się wątek „będą razem czy nie będą”. Kiedy jed­nak dowiedzi­ałam się, że przede mną są tylko trzy sezon do nadro­bi­enia zaczęłam z entuz­jazmem myśleć o tym że w końcu obe­jrzę sobie ser­i­al bez koniecznoś­ci nadra­bi­a­nia mil­iona odcinków. Gdzieś w trak­cie tego mojego mara­tonu bogowie telewiz­ji zaśmi­ali się ze mnie i moich planów i Lucyfer pow­stał z martwych by pojaw­ić się na Net­flix­ie.  Miałam wtedy mieszane uczu­cia. Dziś jest nieco inaczej.

Lucifer

Powiedze­nie że Net­flix ura­tował Lucyfera to pochyle­nie się na tym jaka zmi­ana może zajść w seri­alu który z trady­cyjnej dys­try­bucji prze­chodzi na taką na plat­formie streamin­gowej. Pier­wsza decyz­ja – głównie budże­towa, okaza­ła się tu najważniejsza. Czwarty sezon Lucyfera nie dostał dwudzi­es­tu paru odcinków (sezony różniły się iloś­cią odcinków ale sezon trze­ci ma ich pon­ad dwadzieś­cia) czy nawet kilku­nas­tu, ale dziesięć. Oczy­wiś­cie jeśli jest się wielkim fanem bohaterów to dziesięć odcinków wyda­je się zupełnie nie wystar­cza­jące. Ale jeśli bohaterów się lubi i chce się przede wszys­tkim poz­nać spójną his­torię to te dziesięć odcinków zupełnie wystar­cza.  Nie da się ukryć, że seri­ale takie jak Lucyfer są miłe do oglą­da­nia ale niekoniecznie jest w nich zawsze wystar­cza­ją­co dużo ciekawych wątków by wypełnić nimi każdy odcinek. Sce­narzyś­ci mają wtedy do wyboru – albo wstaw­ią do sezonów kil­ka odcinków które nie porusza­ją akcji do przo­du, albo skom­p­liku­ją wszys­tko tak bard­zo, że zna­jdą się na grani­cy nar­racji rodem z opery myd­lanej. W przy­pad­ku dziesię­ciu odcinków moż­na his­torię opowiedzieć bez lęku, że będzie się miało za dużo odcinków do fabuły, a jed­nocześnie – inaczej niż wtedy kiedy mamy np. 4 czy 5 odcinków, jest trochę miejs­ca na to by bohaterowie nic nie robili i wid­zowie mogli ich po pros­tu lep­iej poznać.

Lucifer

Jed­nocześnie co bard­zo widać, przy przeskocze­niu z Foxa na Net­flixa to więk­sze skon­cen­trowanie na tym by opowiedzieć jed­ną główną his­torię. Jasne pojaw­ia­ją się sprawy tygod­nia ale nie da się ukryć, żad­na z nich nie jest szczegól­nie intere­su­ją­ca – oczy­wiś­cie tak było w Lucyferze wcześniej, ale tu dochodzi do zin­ten­sy­fikowa­nia tego zjawiska.Nie dzi­wi to o tyle, że też nasz sposób oglą­da­nia seri­alu na plat­formie jest zupełnie inny. Pod­czas kiedy z przy­jem­noś­cią tydzień po tygod­niu zasiądziemy do spraw krymi­nal­nych, to kiedy zaczy­namy oglą­dać dziesięć odcinków na dwa posiedzenia, struk­tu­ra pro­ce­du­ralu zaczy­na być nużą­ca i męczą­ca. Inna sprawa, widać, że twór­cy doskonale baw­ią się tym, że po prze­niesie­niu seri­alu z stacji telewiz­yjnej na plat­for­mę wol­no im powiedzieć i pokazać nieco więcej. Co praw­da – trze­ba im przyk­las­nąć, że pokazu­ją głównie nieco więcej Tom Ellisa (a nie jego pięknych seri­alowych part­nerek) ale oglą­da­jąc kole­jne odcin­ki moż­na dojść do wniosku, że dla sce­narzys­tów odrobinę więk­sza swo­bo­da oby­cza­jowa jaką zapew­nia Net­flix jest wybaw­ie­niem. Zwłaszcza, że prze­cież his­to­ria toczy się wokół bohat­era który prowadzi bard­zo swo­bod­ny styl życia. Widać też że twór­cy mogli sobie poz­wolić na nieco więcej zabawy sur­re­al­isty­cznej – zwłaszcza frag­men­ty muzy­czne są tu bardziej rozbu­dowane i skierowane do widza, który jest zde­cy­dowanie bardziej elasty­czny gdy chodzi o to co w pro­dukcji moż­na pokazać .

LUCIFER

Te niewielkie zmi­any – przy­na­jm­niej, pozornie niewielkie – ostate­cznie spraw­iły że ser­i­al który pod koniec swo­jego trze­ciego sezonu zaczął nużyć, nabrał wia­tru w aniel­skie skrzy­dła. Cały sezon kon­cen­tru­je się wokół trzech wyraźnie zarysowanych wątków. Pier­wszy, cen­tral­ny, to kwes­t­ia tego dlaczego Lucyfer tak bard­zo nie umie się odnaleźć w swoim ciele, w całej tej aniel­sko, dia­bel­skiej dychotomii i dlaczego wciąż sabo­tu­je swo­je szczęś­cie. Motyw ter­apii bohat­era, który trwa od pier­wszego sezonu, zosta­je tu pod­nie­siony o stopień wyżej. Wcześniej był to głównie ele­ment kome­diowy. Lucyfer  zawsze dochodz­ił do niewłaś­ci­wych wniosków, zakłada­jąc że zdi­ag­no­zowane u niego zachowa­nia odnoszą się do kogoś innego. Ostate­cznie jed­nak w czwarty sezonie twór­cy zaczy­na­ją trak­tować ter­apię poważnie, pozwala­jąc Lucyfer­owi dojść do wniosku, że jego nieu­miejęt­ność odnalezienia się w świecie wyni­ka z nieu­miejęt­noś­ci pokocha­nia samego siebie. To zaskaku­ją­co emocjon­al­na sce­na i emocjon­al­ny moment w dość lekkim seri­alu. Jest to też swoista nagro­da dla widzów którzy mogą z uznaniem spo­jrzeć na sce­narzys­tów, którzy w końcu zde­cy­dowali się na poważniejsze wyko­rzys­tanie tego moty­wu.  Kole­jny wątek to relac­ja Chloe i Lucyfera. Ponown­ie – w poprzed­nich sezonach twór­cy byli nieco zatrzy­mani w trady­cyjnym schema­cie, będą razem czy nie będą. Sezon czwarty trochę do tego naw­iązu­je, ale jed­nocześnie przenosi to pytanie na nieco inną płaszczyznę. Nie chodzi bowiem tyko czy bohaterowie mogą być zaan­gażowani roman­ty­cznie, ale czy w ogóle ist­nieje możli­wość porozu­mienia czy związku (nawet przy­ja­ciel­skiego) w sytu­acji kiedy jed­na oso­ba jest istotą z zupełnie innego porząd­ku. Ostate­cznie pytanie czy bohaterowie będą razem jest pytaniem do jakiego stop­nia umiemy zaak­cep­tować drugą osobę.  I to jest wątek który ponown­ie – wyni­ka z tego co w seri­alu pokazy­wano wcześniej ale kon­fron­tu­je widza z prob­le­mem którym wcześniej trochę się nie zaj­mowal­iśmy. Czy w takim układzie jaki prezen­tu­je ser­i­al ist­nieje jakieś „dłu­go i szczęśliwie”.

LUCIFER

Ostat­ni zespół wątków doty­czy postaci dru­go­planowych. Mamy tu kil­ka wyraźnie zarysowanych prob­lemów. Pier­wszy to możli­wość pojaw­ienia się dziec­ka, które przekroczy swoi­mi możli­woś­ci­a­mi podzi­ał na to co ziem­skie czy niebi­ańskie. Ale ponown­ie to trochę zasłona dym­na przed odpowiedz­ią na pytanie – co czyni rodz­inę, kto jest jej częś­cią i jakie decyz­je są najważniejsze kiedy chodzi o dobro ludzi na których nam zależy. Kole­jnym dru­go­planowym ale ważnym z per­spek­ty­wy całego zestawu prob­lemów seri­alu, jest dyskus­ja o kwestii wiary. To znaczy – czy wierzy się w Boga bo wierzy się w to że czyni dobro, czy też, wierzy się w niego bo wierzy się że wszys­tko co czyni ma jak­iś więk­szy sens. Pokazy­wanie kryzysów wiary na ekranie – a zwłaszcza w seri­alach rozry­wkowych, rzad­ko się dobrze uda­je. Być może dlat­ego, że wyma­ga to głęb­szej teo­log­icznej reflek­sji na którą mało kto ma czas w tego typu pro­dukc­jach. Ser­i­al radzi sobie z tym jed­nak całkiem sprawnie, być może dlat­ego, że nie próbu­je tego rozwiązać w jed­nym odcinku tylko zma­gania jed­nej z bohaterek z wiarą rozkła­da na kil­ka odcinków i ostate­cznie daje nam satys­fakcjonu­ją­cy pro­ces dochodzenia do pewnych wniosków.

LUCIFER

Nie jest czwarty sezon Lucyfera pro­dukcją genial­ną czy bard­zo głęboką. To wciąż ser­i­al w którym pojaw­ia­ją się starożytne przepowied­nie, bib­li­jne posta­cie (które objaw­ia­ją się bez więk­szego wytłu­maczenia) i wszys­tki­mi morder­st­wa­mi w okol­i­cy zaj­mu­je się jed­na pani detek­tyw. Ale nie zmienia to fak­tu, że ten sezon po pros­tu oglą­da się bez porów­na­nia lep­iej bo sce­narzys­tom udało się bard­zo dobrze zachować równowagę pomiędzy wątka­mi bezsen­sowny­mi, nacią­gany­mi, czy taki­mi typowo proe­ce­du­ralowy­mi a tymi nieco poważniejszy­mi. Poza tym zan­im zdążymy się zmęczyć pewny­mi głupotka­mi w sce­nar­iuszu to sezon się kończy. I to co ciekawe, kończy się w sposób bard­zo, bard­zo satys­fakcjonu­ją­cy. To było chy­ba dla mnie najwięk­sze zaskocze­nie, które też przyp­isu­ję fak­towi, że ser­i­al pojaw­ił się na Net­flix. Otóż końcówka seri­alu, której nie zdradzam, nie jest cliffhan­g­erem. Jest ład­nym domknię­ciem, które z jed­nej strony oczy­wiś­cie budzi apetyt na więcej, ale jed­nocześnie gdy­by ser­i­al nie dostał przedłuże­nia, wciąż było­by satys­fakcjonu­jące dla widzów. To nie jest proste coś takiego napisać a tu się udało. Oczy­wiś­cie dziś już wiemy, że Lucyfer dostał swój ostat­ni pią­ty sezon, ale gdy­by Net­flix się na niego nie zde­cy­dował, to pode­jrze­wam, że nie jeden fan seri­alu z zaskocze­niem stwierdz­ił­by, że dzię­ki takiemu zakończe­niu dostał (nieoczeki­wanie!) spójną opowieść o tym jak dia­beł zstąpił (czy w sum­ie wstąpił) na Ziemię i czego się tu o samym sobie nauczył.

Lucifer

Aktorsko ser­i­al nie zmienił się wiele. Nie będę ukry­wać – nie mam poczu­cia by Lau­ren Ger­man miała jak­iś wiel­ki tal­ent aktors­ki i w sum­ie jej Chloe jest postacią trochę nijaką. Z kolei Tom Ellis jest piękny jak z obraz­ka, i doskonale bawi się swo­ją rolą, choć też jest to kreac­ja w której rzad­ko aktor ma możli­wość pokaza­nia czegoś więcej, kiedy to jed­nak robi wypa­da naprawdę dobrze. Widać zresztą że swo­ją rolę lubi i dobrze się w niej bawi. Choć ponown­ie – ja wiem, że jest cały fan­klub osób które uwiel­bi­a­ją kiedy jego bohater śpiewa na ekranie, ale ja mam chy­ba za wysok­ie wyma­gania. Jedyne co słyszę to akto­ra o ład­nym ale nie pro­fesjon­al­nym głosie. A po samym dia­ble człowiek spodziewał­by się nieco więcej. Ale że sama nie umiem śpiewać to nie hej­tu­je, tylko zwracam uwagę, że się aku­rat w tym aspekcie seri­alu zakochać nie mogę. Nato­mi­ast wszelkie niedostat­ki na pier­wszym planie doskonale wyna­gradza plan dru­gi. Chy­ba najlep­sze emocjon­alne sce­ny ser­wu­je Les­ley-Ann Brandt jako Mazi­keen, demon­i­ca, która próbu­je w końcu odnaleźć kogoś komu zależało­by na niej tak samo jak jej na swoich przy­ja­ciołach.  Nieza­wod­na jest Rachael Har­ris jako Lin­da Mar­tin, ter­apeut­ka która próbu­je odnaleźć jakąś równowagę pomiędzy nor­mal­nym życiem a coraz bardziej kos­miczny­mi wyzwa­ni­a­mi. Zde­cy­dowanie warto też pochwal­ić Inbar Lavi która w seri­alu gra Ewę i robi to z taką cud­owną swo­bodą i nat­u­ral­noś­cią, że rzeczy­wiś­cie moż­na uwierzyć, że właśnie urwała się z nie­ba a wcześniej boso chodz­iła po Raju.

LUCIFER

Muszę tu dopisać jeszcze jed­na zaletę czwartego sezonu Lucyfera która dla mnie rozróż­nia ser­i­al dobry od złego, nieza­leżnie od tego o czym opowia­da. Otóż oglą­da­jąc ser­i­al musi­ałam sobie chcąc nie chcąc zro­bić dwie prz­er­wy – wiecie chodze­nie do pra­cy, jakieś roz­mowy z rodz­iną itp. I wiecie co te momen­ty kiedy nie oglą­dałam seri­alu, myślałam o bohat­er­ach, o ich wyb­o­rach, o tych na co się zde­cy­dowali i o tym co ich czeka. Biorąc pod uwagę, że ser­i­al wszedł na Net­flixa w chwili kiedy kończyła się Gra o Tron, fakt że oder­wała moje myśli od Wes­t­eros świad­czy bard­zo na jej korzyść. I w sum­ie moim zdaniem to naprawdę jest znak dobrej pro­dukcji. Moment w którym zaj­mu­je ona tą cześć naszego mózgu do której odpły­wamy w chwili kiedy aku­rat nasze spo­jrze­nie na dłużej zatrzy­ma się na szarym murem za oknem w pra­cy.  I co praw­da nie czu­ję się na tyle pew­na waszej cier­pli­woś­ci by pole­cać wam oglą­danie Lucyfera od początku, zapew­ni­a­jąc doskon­ała rozry­wkę, ale mogę powiedzieć, że jeśli porzu­cil­iś­cie Lucyfera wcześniej to warto wró­cić. Bo to ser­i­al nie tyle ska­sowany tyle odrodzony.

Ps: Moi drodzy jak może się zori­en­towal­iś­cie blog wyglą­da dziś nieco inaczej. Moż­na powiedzieć — radykalnie inaczej. O tym skąd te zmi­any i co ciekawego ter­az jest na blogu napisze wam jutro. Chcę tylko powiedzieć, że to jest zmi­ana naprawdę duża i mam nadzieję, że zakocha­cie się w tym co się ter­az będzie dzi­ało dokład­nie tak samo jak ja.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online