Moja mama nie jeździ windą. Nie zamyka się też w niewielkich pomieszczeniach. Nie wejdzie do Escape Roomu. Moja mama ma klaustrofobię. Nic szczególnie kłopotliwego. Nic szczególnie problematycznego. Do czasu.
Moja mama nie jeździ windą więc zawsze kiedy przyjeżdżamy do jakiegoś hotelu – gdzie zawsze wyeksponowane są windy, pytamy gdzie są schody. Zwykle schody jakieś są – muszą być ze względu na przepisy przeciwpożarowe. Ale ktoś musi do nich zaprowadzić ktoś musi je wskazać. Czasem zaś – ku zaskoczeniu wszystkich – schodów nie ma – jak np. na czwartym piętrze hotelu w którym się znajduje. Niby powinny być ale istotnie, klatka schodowa przy trzecim piętrze się urywa.
Ponieważ schody są w bardzo wielu miejscach schowane trzeba zawsze o nie pytać. Czasem nie można ich otworzyć bez pomocy ochroniarza, kogoś kto się pofatyguje je otworzyć. Czasem – jak np. wczoraj, można się dowiedzieć że ponieważ w weekendy wejście do restauracji (tuż obok schodów) jest zamknięte to schody są „nieczynne”. Kiedy indziej schody są „nieczynne w weekendy” cokolwiek mogłoby to znaczyć. Czasem zaś schody są tak schowane i tak bardzo przeznaczone tylko dla personelu że nie sposób się nimi poruszać bez kogoś kto pójdzie z nami.
Nie korzystanie z windy sprawia, że człowiek – staje się niewolnikiem cudzej uprzejmości. Jasne – jeśli trafimy na człowieka pełnego zrozumienia i życzliwego, to nie korzystanie z windy jest problemem równie istotnym jak uczulenie na puchowe poduszki – do załatwienia w mgnieniu oka. Gorzej kiedy życzliwość jeździ na pstrym koniu, a zasady (nie wpuszczamy nikogo na schody w dniu w którym restauracja jest nieczynna) stają się ważniejsze od ludzi, dla których bądź co bądź zbudowano budynki i wymyślono ciągu komunikacyjne pionowe i poziome. Niestety poleganie na życzliwości i chęci pomocy innych ludzi ma zawsze ten problematyczny wymiar – musimy się przygotować nie tylko na historię z dobrym zakończeniem (wszyscy byli dla nas mili, problemu nie było) ale też taką w której musimy zrobić awanturę bądź co gorsza zrezygnować z pokoju tylko dlatego, że ktoś nie otworzył nam drzwi na schody. Albo w weekend wracamy ze spaceru z ciężkim sercem bo nie wiemy – pozwolą z tych nieczynnych schodów skorzystać czy też nie. Ewentualnie kiedy już ktoś się pofatyguje i otworzy nam tą skrytą klatkę schodową to głupio potem wyskoczyć wieczorem jeszcze na kolację – bo znów komuś będziemy zawracać głowę.
Klaustrofobia to w sumie niewielka fobia. Dość popularna, nie utrudnia życia – zwłaszcza jak ktoś ma kondycję matki zwierza i radośnie pomyka na dziesiąte piętro. Ale jednak istnieje. I część osób nie pojedzie windą. W ogóle nie zamknie się w małym pomieszczeniu. I dla nich świat jest jednak już trochę bardziej stresujący. Teraz pomyślcie – skoro taka mała w sumie rzecz, o której można na co dzień zapomnieć (przypomina o sobie tylko kiedy ustalono zebranie na 12 piętrze czy lekcje angielskiego na piętrze 10) jest w stanie tak komplikować cały wyjazd (bo nawet w hotelu w którym nie było z tym problemu kilka lat wcześniej nagle problem może wystąpić) to pomyślcie – jak bardzo świat jest nieprzyjazny dla ludzi, których problemy są większe niż niemożność skorzystania z windy czy wielka niechęć do wszystkich przemyślnych zamków w toaletach (serio kiedy wszystko było na mały skobel i wszyscy jakoś żyli a dziś zamki w niektórych toaletach sprawiają wrażenie jakbyśmy się bali co najmniej inwazji obcych).
Moja mama nie jeździ windą. Nie jest to wielkie odchylenie od normy. Raczej drobne. Ale nawet przy drobnym odchyleniu od tego co ktoś założył, że jest normą widać że kurczę – słabo jest dostosowany też nasz świat do ludzi, którzy nie mieszczą się w założeniach odnośnie statystycznego użytkownika jakieś przestrzeni. I jak coś co teoretycznie jest ułatwieniem, może być sporym utrudnieniem – jeśli nie pomyślimy trochę inaczej niż w kategoriach „wszyscy”, „zawsze” i „na pewno”. I wiecie to nie jest tak, że każdą przestrzeń da się dostosować do wszystkich. Jasne – czasem interesy różnych grup są sprzeczne (mniemam że sporo osób które nie mają klaustrofobii radują się tą windą). Chodzi raczej o to, że kiedy polegamy na życzliwości i uczynności innych to dopiero wtedy widać, jak wiele zależy od pewnej umowy społecznej, od tego, że ktoś chce pomóc. To nie jest wcale prosta sprawa kiedy tak wiele zależy od postawy drugiej osoby – może nie być żadnego problemu, a można mieć zepsute pół wyjazdu. No i dopiero wtedy człowiek się łapie na tym jak my sobie strasznie utrudniamy życie – chociażby stwierdzeniem, że schody mogą być nieczynne w weekendy. Bo co? Matka Zwierza ukradnie co trzeci stopień i sprzeda na czarnym rynku?
A jednocześnie – życzliwość i przychylność ludzi – choć częsta, wcale nie jest powszechna. Zwłaszcza jeśli mamy problem nieco mniej widoczny, nieco mniej standardowy. Ale właśnie w takich przypadkach często widać jak drobiazg, zamienia się w problem. Którego zupełnie może nie być. Jeśli tylko wszyscy chcą razem pracować nad rozwiązaniem i widzą drugiego człowieka a nie jakąś – często trochę bezsensowną- zasadę. Tymczasem – a widziałam to wiele razy – pomysł że ktoś może mieć problem ze skorzystaniem z windy tworzy chaos i konsternację. Zwłaszcza w hotelach gdzie naprawdę jest coraz trudniej o schody. Co w ogóle mnie dziwi, bo serio windy są super ale jak mieszkasz na pierwszym czy drugim piętrze to schodami dotrzesz w tym samym czasie a nawet szybciej bo nie czekasz na windę (tzn. jasne że muszą być ale jakby nie trzeba koniecznie chować schodów na zapleczu).
Moja mama nie jeździ windą. Dziś mimo, że jest weekend i schody są nieczynne, udało się w końcu z nich skorzystać. Nie było to takie trudne, wystarczyło przejść obok gości weselnych otworzyć drzwi i proszę – skorzystać ze schodów. Nic wielkiego. Nikogo to nic nie kosztowało. Nikt nikogo nie musiał wnosić na trzecie piętro. Nie mniej ile spędziłyśmy czasu myśląc i martwiąc się, co zrobimy jeśli schody będą permanentnie zamknięte z powodu weekendu, to nasze. I myślę, że korzystając z sytuacji w sposób przenośny – to strasznie głupie mieć świat urządzony tak, że człowiek się martwi dostępnością schodów. Zaś świat byłby dużo lepszy gdybyśmy zapomnieli, że „wszyscy”, „zawsze” i „na pewno”.
Ps: To nie jest post przeciw windom! Windy to cudowny wynalazek! Zwierz jeździ nimi bez lęku non stop.