Hej
Zwierz ma za sobą pierwsze Polconowe doświadczenia, które są nieco mniej traumatyczne niż zwierz przypuszczał. Okazało się, że Polcon to jedyne miejsce na świecie gdzie zwierz może stanąć w kolejce dla VIPów a nawet zostać w niej przesuniętym nieco do przodu. Niemniej jednak nie samymi zaszczytami, prelekcjami i cudownymi rozmowami przy kawie człowiek żyje, nie można przecież zapomnieć o sączeniu jadu w serca czytelników, którzy zdecydowanie powinni taplać się w płynącej z postów zwierza niechęci. Dziś zwierz postanowił wyżywać się na kinie krajowym, które wyjątkowo często gotuje krew zwierza. I teraz uwaga, zanim oskarży się zwierza o całkowite kinematograficzne wynarodowienie i skrzywioną optykę. Zwierz wie, że istnieją dobre Polskie filmy i nawet jest ich ostatnio jakby nieco więcej, zwierz nie jest przekonany, że cała polska kinematografia nie nadaje się do niczego i że trzeba podpalić polskie wytwórnie filmowe. Co nie zmienia faktu, że dziś będzie o tym co się zwierzowi nie podobało. To dla tych, którzy są przekonani, że zwierz w zaciszu swojego domu pali kopie Człowieka z Żelaza i Popiołu i Diamentu rechocząc przy tym obrzydliwie.
Zwierz nie pojął do końca sensu tego memu ale mniej więcej takie myśli dopadają go w trakcie seansu części polskich produkcji.
Sala Samobójców – jeden z najbardziej denerwujących zwierza filmów dekady. Autor postanowił postraszyć rodziców problemem który nie istnieje i wykreował świat tak głupi irytujący i nie przystający do rzeczywistości że ma się ochotę naprawdę znaleźć scenarzystę i karnie posłać do szkoły żeby zobaczył jak wygląda rzeczywistość. Tymczasem dostajemy film, złożony z kretyńskich klisz, z nieprzyjemnym bohaterem, wydumanym problemem, grafomańskimi tekstami wziętymi z podręcznika „jak wypowiadać się językiem emo” i manipulację widzami w ostatnich scenach filmu. Zwierz oglądał produkcję zgrzytając zębami patrząc na Polskę która nie istnieje (wiadomo, że jak wsiądziesz do autobusu to dostaniesz po pysku), szkodliwe stereotypy (psychiatra jako głupi nie myślący lekarz zapisujący leki nawet bez zobaczenia pacjenta), niemożliwe sytuacje (nawet w patologicznych domach da się zauważyć że ktoś nie wyszedł z pokoju od tygodnia) czy kretyńskie scenariuszowe zabiegi (bohaterowi Internet należało odłączyć bardzo wcześnie). Do tego wizja rzeczywistości wirtualnej, która każdego kto spędził godzinę przed komputerem rozśmiesza. Co ciekawe film uznano za doskonały portret współczesnej młodzieży. Współczesna młodzież może by nawet trochę popolemizowała ale zamiast zamykać się w pokoju na tydzień przepędza młodszą siostrę i uczy się do matury.
A na zdjęciu typowe polskie liceum (zwierz był w Warszawskich prywatnych liceach – nie tak wyglądają) plus stara ale wciąż aktualna recenzja zwierza
Galerianki – moda na wymyślanie problemów współczesnej młodzieży to jeden z głównych tematów kinematografii Polskiej. Tym razem reżyserka postanowiła nakręcić film o dziewczętach które oddają się starszym panom za pieniądze i zakupy a podrywają ich w galeriach handlowych. Film poza tym, że niestety się nie klei i ma jedną dobrą rolę (fun fact: dziewczyna która jako jedyna dobrze gra mieszka niedaleko zwierza i co więcej zwierz zna ją osobiście) okazał się też szkodliwy. Otóż rodzice zaczęli się poważnie zastanawiać czy wypuszczać swoje córki do centrów handlowych bojąc się, że zaczną zarabiać własnym ciałem. Biedne nastolatki chciały sobie co prawda tylko kupić kolczyki i zjeść frytki w McDonaldzie ale ich narracja była mniej przekonująca, niż szokująca historia filmowa. Co ciekawe zapytana w wywiadzie reżyserka przyznała, że nigdy Galerianki nie spotkała ale spotkała dziewczyny, które mówiły jej że znają dziewczyny, które tak robią. Wobec tego zwierz chce was poinformować że po stolicy grasuje porywający ludzi czarny samochód. Zwierz co prawda nigdy go nie widział, ale zna kogoś kto opowiadał, że słyszał że tak jest.
Galerianki – problem społeczny stworzony na potrzeby kinematografii polskiej – wszyscy o nich teraz wiedzą, ale żeby ktoś jakąś widział? Trochę jak z Yeti.
Bejbi Blues – ukochany film zwierza, stężenie idiotyzmów na minutę można liczyć dziesiątkami. Ulubieniec festiwali – za granicą powiedzieli że trudno odróżnić przedstawioną tu polską młodzież od amerykańskiej. Szkoda tylko, że polska młodzież nie jest w tym filmie reprezentowana (wszystkie posiadające własne mieszkanie i dzieciątko siedemnastolatki łapka w górę i piąteczka), w Berlinie przyznali specjalną nagrodę za montaż – zdaniem zwierza jego chaotyczny brak tak poraził jury, że nikt nie chciał wyjść na idiotę i dali nagrodę. Autorka twierdzi, że portretuje świat w którym brakuje miłości. Zwierz twierdzi, ze autorka stworzyła świat a potem nakręciła o nim chaotyczny film. Jedyny plus produkcji? Ociekająca jadem recenzja zwierza to na razie odnoszący największy sukces notka na blogu zwierza. Może by tak list dziękczynny do pani Rosłaniec, zachęcający do kręcenia kolejnych filmów o nie istniejących problemach społecznych? Zwierz lubi sobie podnosić statystyki.
Mieszkanie przeciętnej dzieciatej kilkunastolatki otoczonej ludźmi dla których taka sytuacja jest zupełnie normalna, plus link do najbardziej popularnej notki jaką zwierz kiedykolwiek popełnił.
Stara Baśń. Kiedy Słońce Było Bogiem (a mimika jeszcze się nie narodziła) – zwierz był kiedyś dziecięciem i jako takie bywał zmuszany do wypraw kinowych – wyprawy kończyły się różnie – seans Pana Tadeusza sprawił, że zwierz epopeję powtórzył sobie na raz kolejnego dnia zachwycony jej treścią, późniejszy seans Pianisty na którym wszyscy chlipali a zwierz nie uświadomił zwierzowi, że w pewnych sprawach ma inną wrażliwość. Natomiast seans Starej Baśni uświadomił zwierzowi, że zanim zdecyduje się na szkolne wyjście do kina powinien przetrenować atak gruźlicy. Odgrzebana na fali ekranizowania wszystkiego na co pójdą szkoły historia wielce nie pasjonująca, została zagrana popisowo źle – Jerzy Hoffman ma wyjątkową rękę do obsadzania w rolach kobiecy aktorek bez mimiki – tym razem padło na Małgorzatę Foremniak, do tego tragiczne efekty specjalne (wieża Popiela robiona jak w paincie) i recytowane kwestie. Oraz brak możliwości wyjścia z kina w trakcie seansu bo pani nauczycielka patrzy.
Żebrowski wskoczył z planu Wiedźmina, zabrał garnki i se poszedł. Ale tak na serio – jaki to jest zły film. A realia historyczne są w nim takie, że mógłby spokojnie zająć poczesne miejsce we wpisie wczorajszym.
Ja wam Pokażę – zwierz wie, że Nigdy w Życiu nie było arcydziełem kinematografii ale dawało się oglądać (przy odpowiednim obniżeniu poziomu oczekiwań – poziom powinien być mniej więcej taki jak niektóre tereny w Holandii – depresyjny), Warszawa była śliczna Stenka i Żmijewski nie grali idealnie ale przynajmniej grali i ogólnie dało się to oglądać bez emocji ale i bez bólu. Ja wam Pokażę to przetłumaczenie filmu TVNowskiego na Polsatowski. Zrobiło się przaśnie i drętwo – bo od lat nikt nie zmusił Deląga do grania w filmach w których występuje zaś Wolszczak zagrała najbardziej pozbawioną uroku postać jaką można sobie wyobrazić. Przyjemną dotychczas córkę głównej bohaterki zagrała koszmarna Niklińska której obecność w polskiej kinematografii nadal jest dla zwierza zagadką zaś Frycza zastąpił Pazura co jakby nie jest dokładnie tym samym. Ale nawet to by zwierz jakoś wybaczył gdyby nie fakt, że film roi się od prymitywnego i tandetnego product placement w najgorszej odmianie (choć to i tak mniej prymitywne niż reklama Gran Hotelu po remoncie jaką było Tylko mnie kochaj )
Przykład dyskretnego product placemet w Ja wam Pokażę.
Chopin. Pragnienie Miłości – zwierz przeczytał kiedyś recenzję tego filmu która brzmiała „Wody!”. Chopin w wykonaniu Adamczyka jest postacią tak bladą i irytującą, że człowiek zaczyna liczyć wszelkie objawy choroby płuc w nadziei że bohater już zaraz z ekranu zejdzie. Jego miłosne perypetie są mniej ciekawe niż perypetie Don Alonso z jakiejkolwiek telenoweli brazylijskiej. Do tego film jest tragicznie wręcz staromodny, tandetnie patriotyczny (miejscami) i bez większego wyczucia w stosunku do życiorysu bohatera. Szkoda bo przecież reżyser jest naprawdę dobry (zwierz Antczakowi jest gotowy wiele wybaczyć bo jego Noce i Dnie to ukochany film zwierza) temat ciekawy, a film… co najmniej marny. No dobra to hejterski wpis, film nie był marny – był tak zły, że zwierz ominął cały rok Chopinowski w Filharmonii – taki jest straumatyzowany (ewentualnie nie lubi Chopina).
Chopin pragnął miłości, zwierz z każą minutą filmów pragnął śmierci Chopina.
Listy do M – wychwalana przez krytykę podróbka produkcji zachodnich. Miało być cieplutko i milutko na święta ale wyszło niestrawnie. Humoru właściwie to nie ma, realia jak zwykle wzięte z folderu „przyjedź do polski mamy tu centra handlowe”, aktorzy z wielkim zapałem recytują kwestie zamiast mówić. Puentę powtarza się co pięć zdań żeby widzowie nie zapomnieli, że przecież są święta. Właściwie zwierz chyba po prostu zaprowadzi was do swojej przepełnionej goryczą recenzji tego dzieła, któremu nie wybaczył straszliwej wręcz sztampowości i luk w scenariuszu. Nawet jeśli były święta.
Subtelne product placement w filmie. Plus szczegółowe żale zwierza dokładnie jest ich 20.
Ile waży koń trojański – bardzo niewiele filmów tak zwierza zdenerwowało. Nie dość że koncepcja podróży w czasie jest tu kretyńska, to do tego jeszcze bohaterka jest idiotką do kwadratu. Wydawać by się mogło że przeniesienie kogoś w czasy PRL przyniesie sporo zabawnych sytuacji ale to naiwny pomysł. Udało się pokazać że w PRL nie można było płacić kartą (wielkie oczy) oraz trudno się było zameldować w hotelu. Wszystko zaś bez wdzięku z najgłupszą bohaterką jaką dało się wymyślić. Film zdenerwował zwierza nie tylko brakiem humoru, dziurami logicznym jak stąd do Timbuktu ale także za zmarnowanie w sumie dobrego pomysłu i zrobienie filmu zaskakująco nieśmiesznego i pozbawionego uroku. A najbardziej zwierza zdenerwowało, że on urodzony w chwili komunizmu w Polsce konania kojarzył realia tamtych czasów bez porównania lepiej niż bohaterka.
Wrzucimy obciachowe ciuchy i torebki z Pewexu a widownia się nie połapie, że nasz film nie ma sensu.
Krótki film o zabijaniu– dobra ten film może was drodzy czytelnicy zdziwić. Bo tu zwierz o samych złych filmach pisze a tu nagle arcydzieło kinematografii Polskiej, sam Kieślowski nakręcił, nagrody dostało, część słynnego Dekalogu, ludzie się za granicą powołuje a zwierz nie lubi. No nie lubi zwierz, bo nie jest w stanie wybaczyć scenarzyście, że w imię wyższych ideałów postanowił porzucić wiarygodność. W filmie jest tyle czynników, które przemawiają jako okoliczności łagodzące że właściwie pewnym jest że kary śmierci by nie zasądzono. A to oznacza, że cała moralna wymowa filmu staje się dla zwierza wymuszoną pogadanką, z racją moralną ważniejszą od wiarygodności. Zwierz wie, że sporo osób film lubi i uważa za arcydzieło ale zwierz ma alergię na taką moralną wzniosłość, a jeszcze większą alergię na takie dobieranie faktów by pasowały do tezy. To właśnie jest ten moment drodzy czytelnicy w którym musicie zrozumieć różnicę między – zwierz nie cierpi a film jest do niczego :P
Zwierz nie cierpi tej moralnej wyższości, tego naginania rzeczywistości „dla sprawy”, nawet sprawy z którą zwierz się zgadza .
Quo Vadis – problem zwierza z Quo Vadis jest taki, że po pierwsze a.) reżyser nie zrozumiał książki którą przeczytał b.) obsadził w rolach „głównych’ Deląga i Mielcarz zasilając grono reżyserów obsadzających w głównych rolach aktorów bez mimiki i zdolności aktorskich c.) Quo Vadis naprawdę, ale to naprawdę nie jest książką zapowiadającą Jana Pawła II. Zwierz który uważa, że Sienkiewicz w Quo Vadis błysną swoim noblowskim geniuszem filmu szczerze nie cierpi i musi powiedzieć, że jedyne co trzymało go na sali kinowej to… tak zgadliście – czujne oko nauczycielki od polskiego.
„Neron co ty kurwa wiesz o zabijaniu” (zwierz czekał aż to zdanie padnie z ust Lindy przez cały seans)
Dobra zwierz jest nieco zmęczony więc dzisiejsze złośliwości były nieco mniejsze. Zwierz postanowił nie uwzględniać w zestawieniu Kac Wawa bo film jest tak zły, że aż zwierzowi obojętny. Ponownie zwierz przypomina, że przedstawione we wpisach opinie są oczywiście subiektywne i jasne, że część z tych filmów może się czytelnikom podobać, zwierzowi się nie podobają. Przy czym budzi się w zwierzu refleksja że polskiemu kinu najbardziej brakuje kinematografii środka coś pomiędzy przesyconą złem Drogówką a przesłodzonymi produkcjami typu Nigdy w Życiu. Potrzebne są filmy, które opowiadają o problemach społecznych ale tych prawdziwych i nie w tonie który każe szukać sobie jakiegoś sznurka na którym można się szybko i skutecznie pozbawić oddechu w płucach. No i czas zrozumieć , że filmy o przeszłości muszą być zawsze w jakiś sposób o teraźniejszości byleby nie za bardzo nachalnie. Jutro zwierz kontynuuje swój cykl – będzie o filmach które zwierz tak bardzo chciał polubić, że widział je kilka razy ale one za żadne skarby polubić się nie dały.
A teraz Polconowe ogłoszenia parafialne – zwierz będzie się produkował jutro aż na dwóch panelach – po pierwsze na panelu o historii i fantastyce w serialach o 17:00 a potem na panelu o straszeniu w telewizji zwierz będzie mówił dlaczego nie może oglądać American Horror Story i dlaczego potrzebuje brata by oglądać Hannibala – to z kolei o 18:00. Zwierz jednak jak już wspomniał, w każdej chwili jest gotowy powiedzieć cześć każdemu kto się nawinie J
Ps: Dla spragnionych większego wpisu Polconowego – wpis będzie ale dopiero w niedzielę po tym jak zwierz będzie miał swoją prelekcję. Zwierz ma już w głowie początek całkiem fajnego tekstu ale woli opisać wszystko na raz.