Hej
Zwierz wstał dziś rano przeciągnął się w swojej zalanej słońcem norze i po czym usiadł na pilocie włączając tym samym telewizję śniadaniową. Ku jego zaskoczeniu zamiast dowiedzieć się jak przyrządzić dorsza w cytrynach czy wybielić obrus natrafił na wywiad z Zelenką dotyczący trwającego właśnie festiwalu off Plus Kamera w Krakowie. Czeski reżyser przyznał że filmy na trzecim już z kolei festiwalu może nie są lepsze niż wcześniej ale z całą pewnością nie są offowe. Zwierz który od kilku dni przeżywa fakt że film Jane Campion – Bright Star o Keatsie jest wyświetlany w ramach festiwalu kina offowego ( a z całą pewnością nie jest to film offowy – niszowy tak ale z produkcjami kręconymi amatorsko ta absolutnie profesjonalna kostiumowa historia nie ma nic wspólnego) poczuł że znów jego nie omylna intuicja okazała się słuszna i festiwal powoli dryfuje w nieznane czyli nie wie sam czy chce być. Zwierz począł się więc zastanawiać zgodnie ze swoim analitycznym charakterem nad wszystkimi festiwalami w Polsce i doszedł do wniosku że w tej kategorii mamy prawdziwy problem. Otóż brakuje nam porządnego festiwalu – może nie tak pełnego blichtru jak Cannes czy tak starego jak Wenecja ani może nawet nie tak porządnego jak Berlin ale z pewnością innego niż ten Warszawski. Nie zrozumcie mnie źle – zwierz uwielbia warszawski festiwal filmowy – czytanie jego programu jest jedną z ulubionych rozrywek zwierza ( łączącą się zawsze z drobną frustracją że nie będzie się dało zobaczyć wszystkiego) – problem polega jednak na tym że jest to typowy festiwal widzów – w czterech kinach na kilku pokazach szaleni wielbiciele kina spotykają się żeby zobaczyć film z Ukrainy czy Japonii albo od czasu do czasu z USA – nie mniej jednak sam festiwal choć fajny wciąż sprawia wrażenie jakiejś prowizorki – brakuje mu choć jednego porządnego czerwonego dywanu jakiejś porządnej premiery i znanego nazwiska. Nie ma zbyt wielu miejsc gdzie można się spotkać po projekcji bo kina choć blisko siebie nie dają poczucia wspólnoty ( jedyna wspólnota na tym festiwalu powstaje w kolejkach po bilety). Z kolei Era Nowe Horyzonty – to festiwal dla wybranych – zwierz który kocha kino czuje się na nim jak zagubiony wielbiciel multipleksów na filmach Begmana – niby to też film ale jednak to zupełnie co innego. I znów nie twierdzę że festiwal Ery nie jest jednym z ważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce ale poprzeczka jest tam postawiona tak wysoko że jego przebiegiem interesuje się zapewne tylko grupa fanów i jak zwykle silna reprezentacja snobów. Z kolei festiwal krakowski który rozpoczął się jako promocja kina offowego powoli zmierza w kierunku pokazywania wszystkiego co nie trafi do zwykłego multipleksu tracąc tym samym swój charakter a zyskując rozgłos ( bo jak już zwierz zapytał można wtedy zaprosić Jane Campion i zapytać jak smakują jej pierogi) . Zwierz nie ma wielkich wymagań ale marzą mu się takie polskie Karlowe Wary – festiwal w jakimś ślicznym miejscu gdzie będzie łatwo wpaść nie tylko na innych widzów ale także na twórców gdzie będzie na koniec ładna statuetka i choć jeden czerwony dywan. Oczywiście możecie powiedzieć że zwierz się czepia że jak chce czerwonego dywanu to jeden w Polsce mamy w Gdyni i jakoś na poziom pokazywanych tam filmów nie wpływa. Ale z drugiej strony pomyślcie czy nie było by fajnie móc w ciągu roku choć raz ucałować rodzinę na do widzenia, oddać kota na przetrzymanie sąsiadom i udać się na tydzień gdzieś gdzie pokazali by nam filmy które mają początek koniec i środek ( nie zawsze zdarza się tak we Wrocławiu) które potem trafią do kin ale nie będziemy musieli się tym przejmować bo już je widzieliśmy. Tak się zwierz zastanawia choć nie może wykluczyć że owa tęsknota za porządnym festiwalem filmowym wcale nie jest wynikiem jego braku na Polskiej ziemi ( bądź co bądź mamy naprawdę porządne Cameraimage) tylko wiosenną tęsknotą zwierza żeby sobie gdzieś wyjechać:)