Kiedy człowiek ma urodziny może nareszcie napisać o tym co go od lat dręczy. Męczy i denerwuje. Więc skorzystam z mojego urodzinowego prawa by poczęstować was długim rantem na temat tego jak ludzie liczą swój wiek.
„Rocznikowo mam…” – to zdanie które słyszałam przez większość życia i nawet do dziś zdarza mi się słyszeć od ludzi, którzy podają swój wiek. Albo ludzi którzy uważają że wystarczy podać rok urodzenia i od razu wiadomo kto ile ma lat. Jest to niemal tak denerwujące jak podawanie wieku dzieci w miesiącach po ukończeniu przez nie roku (wiecie jak trudno osobie nie umiejącej dobrze w cyferki policzyć ile ma osiemnastomiesięczne dziecko? Poza tym czy powiedzenie że dziecko ma półtora roku nie brzmi dumniej? I szybciej? I prościej?).
Rocznikowo teoretycznie miałoby sens gdybyśmy wszyscy chodzili do szkoły. Ale nawet wtedy – mówi tylko do której klasy potencjalnie trafiamy. Skoro jednak wszyscy skończyliśmy szkołę, dlaczego ktokolwiek wciąż z tego korzysta. Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Podam wam mój własny osobisty przykład. Rocznikowo powinnam od stycznia podawać wiek 32 lata. Bo w tym roku ludzie z mojego rocznika będą właśnie obchodzić 32 urodziny. Ale przecież to nie ma sensu. Gdybym podawała swój wiek rocznikowo, to w każdym roku tylko przez trzy miesiące podawałabym swój właściwy wiek a przez pozostałe dziewięć – wiek mojego rocznika. Oznaczało by to, że np. w tym roku podawałabym wiek 32 lata tylko od października do stycznia a potem już miałabym podawać 33. Jaki to ma sens?
Podawanie wieku rocznikowo ma sens tylko wtedy kiedy ktoś urodził się w styczniu, góra w lutym. W każdym innym przypadku nie ma to sensu, zaś w przypadku osób z drugiej połowy roku jest to totalnie bezsensowne. Co więcej, porównywanie wieku dwóch osób rocznikowo zupełnie nie ma sensu. Weźmy mnie i Mateusza. Ja urodziłam się w 1986 roku on 1989. Wychodziłoby że jest między nami trzy lata różnicy. Tymczasem on jest z kwietnia ja z października, co oznacza, że w istocie jest pomiędzy nami dwa i pół roku różnicy. A przez pewien krótki okres roku mamy tylko dwa lata różnicy (co prawda przez chwilkę mamy trzy lata różnicy ale o tym za bardzo nie rozmawiamy).
Czy moje pretensje są bezsensowne? Być może trochę, ale ostatecznie – jeśli już liczymy ile mamy lat, to dlaczego nie korzystamy z jedynej słusznej miary, jaką jest licznie od urodzin do urodzin? Każda inna miara albo nam coś dodaje albo odejmuje. A przede wszystkim – nie ma zupełnie sensu. Oczywiście – nie ma większego znaczenia czy ktoś urodził się w styczniu danego roku czy w grudniu (co prawda ten brak znaczenia ujawnia się dopiero po przekroczeniu pewnego wieku) ale jednocześnie – te dwie osoby z jednego rocznika istotnie dzieli rok życia! Niby niewiele ale już może to trochę wpływać na ich wspomnienia, szkolne doświadczenia czy chociażby fakt kiedy obchodzą ważne dla siebie urodziny. To rocznikowe liczenie zawsze mnie straszliwie denerwowało, bo jest nieprecyzyjne i moim zdaniem – podchodzi z jakimś lekceważeniem do osób które urodziły się w drugiej połowie roku.
I nie chodzi o to, że chcę być młodsza niż jestem (akurat jestem w takim momencie życia, że mój wiek mi nie przeszkadza a wręcz przeciwnie – jestem trochę ciekawa co przyniosą następne lata) ale o to, że każdy z nas może sobie osobiście liczyć ile on sam jest na tym świecie, jest w jakiś sposób ważne. Oczywiście ja się ciągle mylę (w tym roku pomyliłam się oczywiście o rok na plus, bo proste dodawanie mnie przerasta – a ja od 30 liczę dodając rok i przy trzecich urodzinach zaczęłam się mylić) i pewnie kiedyś znów zrobię jakiś katastrofalny błąd w obliczeniach, ale przynajmniej to są moje obliczenia. Tymczasem to rocznikowe liczenie obdziera jakoś z indywidualności i wrzuca człowieka do worka. A tymczasem każdy kto skończył kiedykolwiek osiemnaście lat wie, że bycie rocznikowo z tego samego rzutu co osiemnastolatki przekraczające tą granicę w marcu czy kwietniu to jednak nie to samo co po prostu skończenie osiemnastu lat.
Jednocześnie wraz z moim rantem na liczenie wieku rocznikowo, muszę powiedzieć że jednej rzeczy bardzo mi brakuje. Kiedy jest się dzieckiem i ktoś cię pyta ile masz lat możesz powiedzieć 6 i pół. Nawet do osiemnastki można mieć siedemnaście i pół roku. A przy niektórych duszach bardzo wyczekujących przyszłości 17 i trzy czwarte. A potem im starsi jesteśmy tym bardziej nasze lata stają się konkretne i nikt nie powie że ma 31 i pół roku. Tymczasem to jest takie sympatyczne i urocze. Zapewniam was że dodanie „i pół” albo „i trzy czwarte” do każdego wieku robi go bez porównania sympatyczniejszym i mniej surowym. Uważam że wszyscy byliby dużo szczęśliwsi i mniej zaniepokojeni swoim wiekiem (o ile są zaniepokojeni) gdyby w połowie każdego roku życia zaczynali dodawać „i pół”. Być może wszyscy przypomnielibyśmy sobie z jakim napięciem wyczekiwało się ukończenia siódmego roku życia i pójścia do szkoły (jak ja się nie mogłam doczekać tej dorosłości). Zresztą w ogóle skoro już jesteśmy przy połówkach – to czy do tych połówek roku, nie moglibyśmy przywrócić buty o połówkowych numerach. Wiem, że to randomowa uwaga, ale serio – królestwo za buty 39 i pół.
To są moje główne postulaty na dzień urodzin. Moim zdaniem równie ważne. Liczymy lata naszego życia dokładniej a będziemy szczęśliwsi. A jeśli kiedyś w godzinie próby przyjdzie wam do głowy, że macie lat za dużo to są dwa sprawdzone sposoby. Pierwszy – który stosowały nasze babki i prababki, poprawmy sobie w wiek w dokumentach – jeden rok w tę, dwa lata we w tę. Kogo to tak naprawdę obchodzi. Jak sobie trzy lata ujmiemy (albo dodamy) to kto się zorientuje? Z oczu nam to wyczytają? Z rysów twarzy? Nie mamy sześciu lat żebyśmy wpadli. Nie mniej jeśli ktoś nie ufa temu wyjściu – być może pokładając zbyt wielką nadzieję w systemie ewidencji ludności oraz w system PESEL, pozostaje drugie wyjście. Otóż, nie da się być na tej ziemi, bez lat które mijają. Ten prosty fakt, sprawia, że wiek staje się tylko pochodną tej śmiesznej podróży jaką prowadzimy przez wszechświat. Każdy w swoim tempie. Ostateczna stacja jest taka sama, ale każdy z nas dotrze o wyznaczonej porze. I naprawdę – jeśli już jedziesz z Warszawy do Wrocławia to czy ktokolwiek przejmuje się o której pociąg do Łodzi zatrzymuje się w Koluszkach?
Ps: Ten wpis jest równie śmiertelnie na poważnie co liczenie swojego wieku rocznikowo po piątej klasie podstawówki.