W grudniu tuż przed świętami ukazała się nakładem wydawnictwa „Dowody na Istnienie” niewielka książeczka – „Smutek ryb”. Autorką książki jest Hanna Krall ale nie są to nowe teksty wybitnej reportażystki. Powstały chciałoby się powiedzieć przypadkowo, ale bardziej – na skutek takich a nie innych splotów politycznych okoliczności. I choć okoliczności same w sobie były dość paskudne to sama książka wypadła doskonale. Choć nigdy nie była planowana.
Hanna Krall po wprowadzeniu stanu wojennego opuściła (z kilkunastoma innymi dziennikarzami) redakcję „Polityki” z przyczyn politycznych. Ponieważ pracować i żyć trzeba musiała się gdzieś zaczepić. A że Polska to kraj dziwny i nie możliwy do prostego wyjaśnienia nie tylko obcokrajowcom, ale też samym Polakom to trafiła do „Wiadomości Wędkarskich”. Miejsce było idealne, bo jak wiadomo, ryby mają wiele wymiarów ale niekoniecznie ten polityczny. Dostała tam rubrykę „Smutek ryb”- w której rozmawiała z przedstawicielami najróżniejszych gałęzi nauki. Czytając dziś te teksty nietrudno pomyśleć w jaki stupor musieli wpadać czytelnicy „Wiadomości wędkarskich” natykając się w swoim czasopiśmie na te rozmowy. Z drugiej strony – mimo nieprzyjemnego kontekstu całej sytuacji – jakże miło byłoby przeglądając dzisiejsze czasopisma wędkarskie trafić na takie teksty. Cóż, były to czasy dziwne i niedobre, ale było w tej przedziwności i coś poetyckiego.
Wróćmy jednak do „Smutku ryb” . To kilkanaście rozmów o rybach z najróżniejszymi naukowcami i specjalistami. Od Jerzego Szackiego (który jak każdy dobry socjologii mówiąc o rybach musi wspomnieć o Arystotelesie), przez Henryka Samsonowicza (wybitnego historyka, który oczywiście mówi o rybach w średniowieczu – każdy kto skończył historię wie, że są całe opracowania o rybach w średniowieczu), przez np. rozmowę z Markiem Burskim – astrologiem czy Andrzejem Wiercińskim antropologiem. Każdy z wywiadowanych rozmówców opowiada trochę o rybach, trochę o sobie, ale przede wszystkim o ludziach. Staje się bowiem ta seria wywiadów ciekawym, rzekłoby się holistycznym spojrzeniem na naturę ludzką – na szukanie znaków, symboli i znaczeń, próbę uporządkowania tego wszystkiego co niematerialne przez to co znane i opisane.
Rozmowy stają się zapisem ludzkiego pojmowania świata – zarówno w przeszłości jak i obecnie. Cudowny jest wywód Andrzeja Wiercińskiego, który niemal na jednym tchu pokazuje jak ryba w kolejnych wierzeniach, nabiera nowych znaczeń, ale jednocześnie pokazuje jak symbole z których korzystamy się na siebie nakładają, jak stają się własnym kosmosem. Cudownie koresponduje z tym rozmowa z Markiem Burskim, astrologiem, który co prawda przyszłości nie przewiduje, ale jego przekonania na temat ludzi urodzonych spod znaku ryby, pięknie pokazują jak ludzie chcą ten świat porządkować. Fantastyczna jest rozmowa z Hanną Kirchner o tym jak Nałkowska szuka w rybach metafory cierpienia i jak te ryby wracają, wracają w kolejnych powieściach, a potem jest wojna i ryb już nie ma.
Jak w tych rybach czy ich nieobecności wiele się chowa. Tak są na obrazach holenderskich mistrzów bo przecież holender jadł, pił i cieszył się życiem. Nie ma ich na obrazach polskich, po Polak jak już coś malował to przecież Kościuszkę i ojczyznę a nie rybę na talerzu. Jedna ryba a tak się ładnie zapisuje historia świata. Podobnie jak w tym pięknym wywodzie Samsonowicza o łowieniu ryb, o tym jakie miały znaczenie dla człowieka średniowiecznego, ale też kiedy w rozmowie ze Stefanem Krzysztofem Kuczyńskim gdy ryby wskakują na herby ale z jakiegoś powodu, choć przecież nikt tego nie zakładał, nie są w historii rybie herby kluczowe. Niby o rybach a przecież o ludziach i ich świecie kultury, w którym wszystko ma jakieś dodatkowe znaczenie bo bez niego dosłownie byśmy się wszyscy zgubili.
Najpiękniejsze zdania padają w rozmowę pierwszej – trafiającej może najgłębiej – z Jerzym Szackim o tym, że nasze spotkanie z rybami to tylko znajomość przelotna z punktu widzenia ryb, bo przecież były na długo zanim się poznaliśmy, i pewnie będą kiedy my odjedziemy w niepamięć. Dla ryb ta znajomość nie ma większego znaczenia dla człowieka – jak wskazuje cykl rozmów staje się małym mikrokosmosem znaczeń. Smutku ryb nie ma, ale jest smutek człowieka, który próbuje świat zrozumieć i porządkować – i nawet w rybie potrafi dostrzec Boga czy Szatana – a tego w oczach węgorza widzi Jerzy Putrament. To doskonały zapis ludzkiej psychiki – która tak pracuje, że musi po prostu musi zobaczyć w rybie coś więcej niż rybę. Nawet jeśli łososiom, płotkom i węgorzom jest to głęboko obojętne.
Nie da się ukryć, że ta mała książeczka (którą jak mniemam niejeden wielbiciel ryb i okolicy znalazł pod choinką, jest doskonałym przykładem na to, że rzeczywiście – nie ma tematów błahych, i takich z których dobry dziennikarz, czy właściwie dziennikarka nie zrobiłaby czegoś więcej. Bo też nie ukrywajmy – jest coś w zadawanych (lub niekiedy nie zadawanych) pytaniach takiego co samo prowadzi rozmówców w stronę rozważań, których, być może sami w innym przypadku by nam nie zaoferowali. Patrząc więc na tą małą książeczkę chce się westchnąć nie tylko „gdzie są niegdysiejsze ryby” ale też „gdzie są niegdysiejsi dziennikarze”.
Ps: Książka jest pięknie ilustrowana a za ilustracje odpowiada Izabella Zychowicz.