Home Góry Poza zasięgiem czyli wpis tatrzański szósty

Poza zasięgiem czyli wpis tatrzański szósty

autor Zwierz
Poza zasięgiem czyli wpis tatrzański szósty

Obudz­iłam się rano sama. Usi­adłam na łóżku. Za oknem była szaru­ga a góry zniknęły pod chmu­ra­mi. Rzu­ciłam okiem na łóżko mojej mat­ki. Wyglą­dała jak­by spała. W tym momen­cie miałam trzy opc­je. Pier­wsza iść spać dalej uda­jąc że nic się nie stało i mieć nadzieję, że mat­ka będzie spać dalej jeszcze dłu­go. Drugą dojść do wniosku, że mat­ka jed­nak po pros­tu padła i zacząć orga­ni­zować pogrzeb. I trze­cią spróbować obudz­ić matkę i poin­for­mować ją że jest siód­ma czter­dzieś­ci pięć a ona zas­pała. Wybrałam opcję trze­cią i już całe pięć min­ut później mat­ka war­cza­ła na mnie pod łazienką że zde­cy­dowanie za dłu­go myję zęby. Na śni­adanie zeszłyśmy o ósmej dziesięć. I nie byłyśmy pierwsze.

 

 

Mat­ka twierdz­iła że na jej zas­panie wpłynęła paskud­na pogo­da. Ja twierdzę że być może jej liczne kon­tuz­je. Pod­sumu­jmy. Mat­ka ma na czole zadra­panie przy­pom­i­na­jące znamię Har­rego Pot­tera (nie boli więc jesteśmy bez­pieczni Volde­mort nie wraca), na kolanie sini­a­ka wielkoś­ci Aus­tralii, a do tego jeszcze bolące żebro. Ja w takim stanie leżę i umier­am, a matce zdarzyło się raz zas­pać dwadzieś­cia min­ut. Co wskazu­je, że chy­ba jest człowiekiem. Z naciskiem na chy­ba, bo moim zdaniem może być też odpornym na ból mutan­tem. Nie mniej nieza­leżnie od tego co nas opóźniło, pogo­da i tak nie zachę­cała do jakichś długich i wyso­kich spac­erów. Zwłaszcza, że dzień wcześniej weszłam w posi­adanie kijków do trekkingu (po lat­ach uprzedzeń uznałam, że trze­ba iść z duchem cza­su  i wszys­tko co poz­woli mi lep­iej iść w górach jest dobre) i bard­zo chci­ałam je sprawdz­ić na trasie, na której w sum­ie nie był­by potrzeb­ne i mogłabym je odrzu­cić gdy­by okaza­ły się dla mnie zbędne. A byłą taka możli­wość, bo mimo zapewnień sprzedaw­cy, że wszys­tko jest w porząd­ku nadal byłam nieco zaskoc­zona tym, że sprzedał mi dwa kij­ki oznac­zone jako lewe. Może to dla ludzi którzy mają dwie lewe nogi.

 

W każdym razie wszys­tkie te okolicznoś­ci spraw­iły, że udałyśmy się do Koś­cieliskiej. Przyz­nam wam szcz­erze i bez bicia że w ciągu ostat­nich lat moje pode­jś­cie do Koś­cieliskiej prze­chodz­iło od względ­nej sym­pa­tii do ros­nącej niechę­ci. Głównie za sprawą ludzi. Jest to bowiem ta dolina która wyma­ga od człowieka by miał dwie nogi i tyle już wystar­czy by ją pokon­ać bez więk­szego wysiłku. Ludzie ciągną więc przed siebie tłum­nie, zwłaszcza, że rzeczy­wiś­cie pod sam koniec jest schro­nisko, w którym poda­ją ciepłą szar­lotkę. Nie moż­na być złym na ludzi, którzy zmierza­ją tam gdzie poda­je się szar­lotkę. Nie mniej jest jakaś masa kry­ty­cz­na turys­tów przy której człowiek (choć prze­cież sam zna­j­du­je się na tym samym szlaku z tego samego powodu) ma ochotę zawró­cić w miejs­cu to jest ona przekraczana właśnie w Koś­cieliskiej. W tym roku jed­nak okaza­ło się, że wrze­sień stanowi proste remedi­um na moją zmieni­a­jącą się z roku na rok postawę. Wystar­czyło trochę chłod­nych jesi­en­nych dni i wywiało z trasy młodzież szkol­ną prowad­zoną za rącz­ki przed siebie. Zabrakło też jej opiekunów pokrzyku­ją­cych na młodzież by szła szy­b­ciej. Co oznacza, że w tym roku moja mat­ka nie próbowała niko­go zabić na tym szlaku. Miejsce młodych ludzi zajęły niskie panie w śred­nim wieku, z których każ­da szła z miną, która sug­erowała że jeśli nic ich nie pow­strzy­ma to zaraz skręcą na Czer­wone Wier­chy i już za cztery godziny będą jadły kanapecz­ki na szczy­cie. Co ciekawe tym zawz­ię­tym pan­iom z dobrym sprzętem nie towarzyszyli panowie, co każe sug­erować, że w życiu kobi­ety przy­chodzi taki moment kiedy porzu­ca ona mężczyznę i idzie w góry. Niek­tórzy nazy­wa­ją to emery­turą. Inni szczęściem.

 

 

Wyprawa do koń­ca doliny Koś­cieliskiej nie zaj­mu­je dużo cza­su, ale trze­ba uważać na przykład na matkę która po drodze trochę się znudzi i stwierdzi, że masz z nią iść do wąwozu Kraków, bo tam są ładne widocz­ki. Oso­biś­cie mam wraże­nie, że w matce jest jak­iś kom­pas który war­i­u­je kiedy mat­ka porusza się w linii prostej. Sam wąwóz jest rzeczy­wiś­cie niesamowicie przepiękny i co ważne o tej porze – zupełnie pusty. Jest też nieste­ty bard­zo mokry i ślis­ki. Tu mogę powiedzieć, że porzuce­nie moich uprzedzeń wzglę­dem kijków okaza­ło się bard­zo korzystne, bowiem rzeczy­wiś­cie – kij­ki dzi­ała­ją w miejs­cach mokrych i ślis­kich doskonale. Po drodze spotkałyśmy zaś pana, który zachę­cał nas byśmy koniecznie powró­ciły tu zimą, kiedy jest jeszcze piękniej, tylko trze­ba wypoży­czyć raki. Nie wiem czy bardziej zach­wyciła mnie wiz­ja zimowego wąwozu, czy raczej fakt, że pan uznał iż należymy do tego rodza­ju osób które umieją chodz­ić w rakach. Ostate­cznie doszłam do wniosku, że to pewnie nieśmiertel­na czter­dziesto­let­nia koszu­la, w której mat­ka od zawsze wędru­je po górach, stworzyła pozór pro­fesjon­al­iz­mu. Moim zdaniem ona jej nie zmienia  głównie po to by nie dało się wyda­tować jej zdjęć.

 

Schro­nisko na Ornaku należy do moich ulu­bionych w górach z wielu względów. Po pier­wsze jest tam wspom­ni­ana szar­lot­ka. Po drugie – jest tam zawsze wiele osób wpa­tr­zonych w mapy i planu­ją­cych dal­szy ciąg wyprawy. No i po trze­cie najważniejsze. Mój tele­fon nie ma tam zasięgu. Nie wiem czy tak jest we wszys­t­kich sieci­ach ale do mnie dodz­wonić się nie da. I jest to abso­lut­nie cud­owne. Inter­net się nie aktu­al­izu­je, tele­fon mil­czy, nikt niczego ode mnie nie chce. Być może kiedyś rzucę wszys­tko i nie pojadę w Bieszczady ale pójdę spac­erkiem na Ornak i nie będzie mnie dla świa­ta i okolic. W cięż­kich życiowych chwilach pocieszam się to myślą jak gorącą szar­lotką. W tym roku z mojej wiz­ji uciecz­ki od świa­ta w góry wyr­wała mnie gru­pa wes­o­luszków. Składała się z kilku osób, które krzy­cza­ły do siebie a pan do którego wszyscy mówili „Mis­iu” śmi­ał się najgłośniej i dokazy­wał najbardziej i dam głowę że pok­lepy­wał się radośnie po udach i krzy­czał do swo­jej towarzysz­ki „ O Meluzyno”. Ja naprawdę nie jestem prze­ci­wniczką dobrej zabawy i radoś­ci w górach ale są pewne rejestry głośnoś­ci przy których mam ochotę wsadzać kozik pod żebra. Dlat­ego właśnie nie mam kozika.

 

 

Kiedy już wracałyśmy, i chcąc nie chcąc odzyskałyśmy zasięg w tele­fonie, mat­ka stwierdz­iła, że musimy zająć się sprawa­mi naprawdę ważny­mi. Okaza­ło się że wśród spraw naprawdę ważnych jest – zas­tanowie­nie się co zje­my na obi­ad, i pomysł jak dociąg­niemy do trzy­dzi­es­tu tysię­cy kroków żeby nie zaburzyć statysty­ki naszym skrom­nym spac­erem. Sprawę obi­ad­ową rozwiązał fakt, że w kna­jpie obok naszego hotelu dają doskon­ałe klus­ki śląskie. Co praw­da w ramach przys­taw­ki ale serio nie wiem kto po tej por­cji chci­ał­by jeść cokol­wiek więcej. Sprawę trzy­dzi­es­tu tysię­cy kroków mat­ka rozwiąza­ła pros­to – skra­ca­jąc nasz popołud­niowy wypoczynek. W związku z tym liczni­ki wskazu­ją doskon­ałe wyni­ki a ja nie wiem czy moje stopy jeszcze kiedykol­wiek będą się do czegoś nadawały. Tu prag­nę zauważyć, że mat­ka Zwierza sprawdza nasze wyni­ki na czterech różnych krokomierzach! I zawsze przyj­mu­je wynik naj­gorszy. Czy to jest obses­ja? Być może. Czy mam odwagę jej to powiedzieć? Być może nie.

 

Prosiłam matkę by zro­biła mi zdję­cie ale po czterech próbach uwiecznienia mojej urody stanęło na selfie. 

 

Jutro wsta­je­my wcześnie w górach po raz ostat­ni bo potem gna nas już dalej. Myślałam że z tego powodu mat­ka poz­woli wstać mi później i może leni­wie wyp­ić dwie poranne kawy, przy których zas­tanow­ię się nad sensem życia. Cóż… mat­ka właśnie powiedzi­ała, że mam pisać szy­b­ciej i się jeszcze koniecznie dziś wiec­zorem spakować bo może uda się nam jeszcze jutro rano wcis­nąć jakąś wycieczkę przed odjaz­dem. Spo­jrza­łam na nią i zrozu­mi­ałam dlaczego ta szra­ma jak z Pot­tera nie boli. Volde­mort nie powraca. On już tu jest.

 

PS: Mat­ka zaak­cep­towała ale potem złowro­go nastaw­iła budzik na siódmą.

0 komentarz
4

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online