Historię piszą zwycięzcy. To doskonale znane zdanie zwykle odnosimy do kwestii konfliktów, podbojów, wojen. Ale często zapominamy, że historię piszą też konkretne klasy społeczne, i konkretne grupy – kształtując tym samym wizję rzeczywistości dla nas wszystkich. To zdanie przekłada się też na pisanie o roli kobiet i mężczyzn w historii. Od wieków historią zajmowali się głównie mężczyźni, pisząc często głównie o sobie, o swojej perspektywie i o swoich bohaterach, wynalazcach, władcach i aktywistach. Tym samym, można odnieść niekiedy wrażenie, że wszystko co ważne w historii jest męską zasługą. Tymczasem kobiety wpisywały się w historię na każdym jej etapie – zarówno w tą polityczną, jak i codzienną, kulturową i naukową. Wydany w Polsce drugi tom „Tupeciar” Pénélope Bagieu przypomina o kilku kobietach, o których zapomnieć nie wypada.
Tupeciary ze względu na komiksową formę, część osób może potraktować jako pozycję dla dzieci i młodzieży (spokojnie książkę tym grupom można podsuwać) ale w istocie to pozycja dla każdej osoby, która wymienionych tu kobiet nie rozpoznaje, i z zaskoczeniem odkrywa ich losy i rolę w historii – zarówno tej czysto emancypacyjnej jak i wykraczającej poza te tematy. Mamy tu niesamowicie szeroki rozstrzał życiorysów. Od całkiem nieźle znanej (dzięki książkom i produkcji HBO) Temple Grandin, która zajmowała się emocjami zwierząt (jeden z koronnych przykładów na to, że osoba ze spektrum autyzmu widząc inaczej świat może zrobić coś dobrego dla nas wszystkich), przez Cheryl Bridges, biegaczkę walczącą o dopuszczenie kobiet do biegów długodystansowych, po Hedy Lamarr, która jest znana z tego, że karierę w Hollywood łączyła z byciem wynalazczynią, czy Mae Jemison – czarnoskórą astronautkę. Znajdziemy też działaczki młodsze – jak np. Sonita Alizadeh – odważna raperka, czy Jesselyn Radack adwokatka zajmująca się prawami człowieka, i prawami sygnalistów.
Przeglądając tą książkę dostajemy nie tylko skrót życia i działalności tych kobiet – który stanowi doskonały punkt wyjścia do poszerzenia wiedzy, ale też pewien schemat przełamywania trudności. Niemal każda z nich musi albo przełamać opór ze strony rodziny, albo ze strony społeczeństwa. Z jednej strony dowodzą, że nie ma granic dla kobiecych osiągnięć, z drugiej – pokazują niezwykłą siłę jaką mają jednostki, które napędza zaszczepiona w nich pasja. Tym co jest w tych życiorysach niesamowite, to że tak naprawdę pokazują one, że czasem dla kobiety samo bycie sobą stanowi niemal epokowe osiągnięcie. Podoba mi się też, że książka wskazuje, że czasem osiągnięcie nie musi dotyczyć tylko nas samych – Cheryl Bridges choć naprawdę miała niesamowite wyniki, mogła się cieszyć medalem olimpijskim w biegach długodystansowych dopiero kiedy zdobyła go jej córka. Z kolei Kasia Krafft jedna z najbardziej zaangażowanych wulkanolożek zginęła w czasie fotografowania jedno z wulkanicznych wybuchów, ale nie zmienia to faktu, że jej osiągnięcia sprawiły, że ta nauka nigdy już nie będzie domeną mężczyzn. To przypomina, że te rzeczy o które kobiety walczą i które pragną osiągąć wychodzą daleko poza jedno życie i mają wpływ na to co dzieje się później i jak kolejne pokolenia dziewczyn myślą o tym co mogą osiągnąć.
Przeglądając książkę odkryłam, że sama części nazwisk nie znałam (nigdy wcześniej nie słyszałam ani Phoolan Devi ani o zespole The Shaggs) i byłam nawet na siebie nieco zła, że sobie na to pozwoliłam. Potem jednak doszłam do wniosku, że to jest właśnie ten problem. Musimy wykopywać i odkrywać nazwiska kobiet, choć nazwiska często dużo mniej znaczących mężczyzn znajdziemy wytłuszczone w podręczniku do historii. I wiecie to też tak jest, że czasem ci wybitni mężczyźni wcale aż tacy wielcy nie są – ale tak mocno się kształtuje pamięć o nich że nikt już tego nie podważa. Nie znaczy to, że wszystkie kobiety są wykasowywanie z historii ale wiecie – podejdź do kogoś i poproś żeby wymienił sławną kobietę – spoza świata rozrywki i polityki i patrzcie jak w jego czy jej głowie pojawia się wielka pustka. I żeby było jasne to nie jest tak, że jestem taka cyniczna, po prostu kiedyś trafiłam właśnie na tak sformułowaną sondę uliczną.
Często w przypadku książek takich jak Tupeciary pojawia się hasło „Kup tą książkę koniecznie swojej córce”. I jasne – też polecam młodym dziewczynom na prezent niech od najmłodszych lat uczą się że nie ma granic dla osoby która chce się realizować – i może dzięki samozaparciu przełamać granice płci, społeczne, czy nawet klasowe. Ale jednocześnie – nie zapominajmy kupować takich pozycji także młodszym i starszym chłopakom. Po to by od zawsze pokazywać, że kobiety w historii były i robiły wiele rzeczy. Mam wrażenie, że jednym z istotnych współczesnych problemów jest to, że uczymy dziewczyny (a właściwie coraz więcej dziewczyn) że mogą wszystko ale zapominamy powiedzieć chłopcom, że będą żyli w świecie gdzie dziewczyny mogą wszystko. I oni są tym głęboko zaskoczeni.
Polecam oba tomy „Tupeciar” – niezależnie od wieku, bo jednak zawsze dobrze wypełniać sobie te luki w wiedzy i poznać fascynujące bohaterki. Zwłaszcza, że kreska Pénélope Bagieu jest po prostu świetna i pozycja sprawdza się po prostu jako dobrze skomponowany, ciekawie narysowany komiks, w którym każda historia ma swoją poetykę i dramaturgię. To jest kawałek dobrego komiksu – niezależnie od tego jak bardzo porwą was konkretne biografie bohaterek. Choć mam wrażenie, że autorka tak je dobrała – patrząc szeroko, także poza Europę i Amerykę, że każdy znajdzie tam historię która może zainspirować czy zainteresować.
Na koniec muszę przyznać, że jestem zakochana w tytule. „Tupeciary” (książka ma podtytuł „O kobietach które robią to, co chcą) doskonale oddaje takie moje refleksje na temat bycia i w historii i współcześnie kobietą niezależną. Otóż jasne mówimy o wytrzymałości, o pewności siebie, o pasji. Ale do tego wszystkiego chodzi ten „tupet bycia sobą”. To jest coś trochę innego niż odwaga bycia sobą. To jest jakieś takie rzucenie wyzwania konwenansom, coś z zadziorności, coś co powoduje omdlenia wśród starszych ciotek i wąsatych wujów. Tupet to coś czego się nas oducza, ale jak bardzo się przydaje! Też mam wrażenie, że czasem mam wrażenie, że najważniejszy w mojej karierze był tupet, który sprawił, że kiedyś uznałam, że w ogóle mogę pisać o kulturze.
Fundacja Bęc Zmiana postanowiła zorganizować we współpracy ze mną konkurs w którym do wygrania jest sześć egzemplarzy „Tupeciar 2”. Konkurs trwa od 2.02 do 4,02 a fundatorem nagród jest Fundacja Bęc Zmiana. Tu wrzucam link do regulaminu.
Żeby wziąć udział w konkursie trzeba zostawić komentarz pod wpisem na FB z odpowiedzią na pytanie „Jaką kobiecą postać historyczną dopisalibyście/dopisałybyście do podręczników historii”. Wybiorę 6 najciekawszych odpowiedzi i 5.02 ogłoszę zwycięzców. Co ważne, liczy się komentarz na FB a nie tutaj na blogu !
Post powstał we współpracy z Fundacją Bęc Zmiana.