Home Książki When shall I see the Thames again czyli zwierza zachwyt nad Rzekami Londynu (z dodatkiem magii)

When shall I see the Thames again czyli zwierza zachwyt nad Rzekami Londynu (z dodatkiem magii)

autor Zwierz

Hej

Wybieranie książ­ki na lato to jed­no z najtrud­niejszych zadań czytel­niczych. Książ­ka musi być dobra, wcią­ga­ją­ca, (choć muszą być jakieś granice, bo inaczej okaże się, że niczego nie zobaczyliśmy poza szy­bko przewi­jany­mi stron­a­mi, no chy­ba, że taki dokład­nie by nasz pan na lato), najlepiej by miała więcej niż jeden tom (w końcu najlep­sze lato to takie spęd­zone z tymi sami bohat­era­mi) a do tego — przy­na­jm­niej w przy­pad­ku zwierza nie ma nic lep­szego niż powieś­ci roz­gry­wa­ją­ca się gdzieś gdzie zwierza nie ma a może by chci­ał być. W końcu czy­tanie to naj­tańszy sposób podróżowa­nia. I po licznych polece­ni­ach zwierz taką książkę a właś­ci­wie książ­ki na lato (a także na wszys­tkie inne miesiące roku) znalazł. Chodzi o wielokrot­nie pole­cane Rivers of Lon­don Bena Aaronovitcha.

Rivers of Lon­don stanow­ią pier­wszy tom cyk­lu, co zawsze jest cud­owne w przy­pad­ku dobrych książek. Dobre ksiąz­ki plus wiele tomów rów­na się niezwykłej czytel­niczej radości.

Zaczni­jmy od tego, że książ­ka dzieją­ca się w Lon­dynie gdzie młody polic­jant zosta­je adeptem sztuk mag­icznych może się wydawać prz­er­abi­an­iem po nie wiado­mo, który tych samych schematów. Wszyscy, bowiem przeczuwamy albo wręcz wiemy, że Lon­dyn jest w isto­cie miastem mag­icznym i nie ma nic dzi­wnego w fak­cie, że ist­nieje w bry­tyjskiej policji wydzi­ał zaj­mu­ją­cy się utrzymy­waniem równowa­gi tak by królowa nie musi­ała prze­j­mować się ist­nie­niem magii i jej następst­wa­mi. Oraz że zasady funkcjonowa­nia magii spisał sam New­ton jed­nocześnie dając postawy całej orga­ni­za­cji. Brz­mi to jak coś bard­zo bry­tyjskiego i w sum­ie, jeśli się nad tym dłużej zas­tanow­ić – całkowicie log­icznego. Jed­nak książ­ka Aaronovitcha nie jest wtór­na. Wręcz prze­ci­wnie czy­ta­jąc ją zwierz miał wraże­nie jak­by ktoś otworzył okno w dusznym poko­ju lit­er­ack­iej fikcji. Przede wszys­tkim zwierz pol­u­bił głównego bohat­era mniej więcej po jed­nej stron­ie. Peter Grant młody polic­jant, którego kari­era nie zapowia­da się ciekaw­ie nagle zosta­je uczniem czarnok­siężni­ka. Ale w prze­ci­wieńst­wie do więk­szoś­ci bohaterów, których spo­tyka­ją takie przy­gody zada­je zupełnie inny rodzaj pytań. Więk­szość bohaterów po zetknię­ciu się z mag­ią zaczy­na wypy­ty­wać skąd wzięła się magia, panikować i szukać kom­p­likacji. Tym­cza­sem Peter ist­nie­nie magii przyj­mu­je bez więk­szych prob­lemów, wręcz prze­ci­wnie wyda­je się, że jest całkiem zad­owolony, że będzie czarował zami­ast wprowadzać nudne dane do sys­te­mu. Tym, co intere­su­je Petera to nie czy magia ist­nieje, ale jak dzi­ała. Przy czym by roz­gryźć jej dzi­ałanie korzys­ta przede wszys­tkim z metod naukowych i zwierzy doty­czącej nauk ścisłych. Więk­szość autorów boi się takich postaci, bo wyma­ga­ją one dużo bardziej spójnego świa­ta przed­staw­ionego. Jeśli bohater chce wiedzieć jak dzi­ała zak­lę­cie trze­ba znaleźć na to pytanie odpowiedź a nie tylko wymyślić mag­iczną for­mułkę. Wysiłek się jed­nak opła­ca miło nagle śledz­ić bohat­era, który chce wiedzieć więcej. Zwierz nie cier­pi, kiedy posta­cie, które zna­j­du­ją się w zupełnie nowych niez­nanych sobie warunk­ach nie zada­ją pod­sta­wowych pytań. Pod tym wzglę­dem Peter Grant jest zupełnie inny i bard­zo ciekaws­ki, choć oczy­wiś­cie wie, których pytań zadawać jed­nak nie należy.

Nie pyta on przede wszys­tkim o szczegóły życia swo­jego men­to­ra, ostat­niego ofic­jal­nego ang­iel­skiego maga Thomasa Nightin­gale. Aaronovitch potrze­bu­je mniej więcej trzech lin­i­jek opisu bohat­era by wszyscy zgro­madzeni nie tylko naty­ch­mi­ast pol­u­bili postać enig­maty­cznego, sty­lowego mis­trza magii (jeżdżącego Jaguarem i z dys­tansem odnoszącego się do nowych tech­nologii), ale także by zaczęli naty­ch­mi­ast chcieć więcej. Zwłaszcza, że autor doskonale podrzu­ca to tu to tam wskazów­ki, że odpowied­nio zadane pyta­nia mogły­by odsłonić fas­cynu­jącą przeszłość. A to jeszcze nie wszys­tko oprócz naszych bohaterów mamy tajem­niczą, ukry­wa­jącą uśmiech gosposię Mol­ly, (która jest jed­nocześnie sym­pa­ty­czną i nieco prz­er­aża­jącą postacią) i przy­jaciółkę Petera Les­ley, która w prze­ci­wieńst­wie do niego ma szanse na poważną kari­erę w policji. Ona w prze­ci­wieńst­wie do głównego bohat­era posi­a­da umysł pol­i­cyjny, choć otwarty. I dla niej ist­nie­nie magii nie jest czymś dzi­wnym, co cieszy, bo sce­ny gdzie ludzie mają trud­noś­ci z zaak­cep­towaniem ist­nienia mag­icznej rzeczy­wis­toś­ci są nudne.

  Autorzy książek rzad­ko zachę­ca­ją fanów do tego by obsadza­li aktora­mi role bohaterów, ale w tym przy­pad­ku autor sam zebrał wymar­zoną obsadę spośród propozy­cji fanów. Zwierz który jeszcze nie zde­cy­dował się na to kogo widzi w roli głównej wie, że jako Thomasa Nightin­gale’a chce zobaczyć Paula Mcgan­n’a. Co więcej zwierz wie, że nie jest sam w tej wizji.

Jed­nak kil­ka dobrze napisanych postaci nadal nie czyni książ­ki doskon­ałą. Potrzeb­na nam jeszcze odpowied­nia scene­r­ia. Tu mamy Lon­dyn. Zwierz był w Lon­dynie tylko trzy razy (smutek i żałość), ale nie miał prob­le­mu by rozpoz­nać wiele wymienionych w książce miejsc, więcej – w wielu z tych miejs­cach był a obok jed­nego nawet mieszkał w odległoś­ci zaled­wie kilku kroków. Bo to książ­ka z gatunku urban fan­ta­sy. Lon­dyn nie jest tylko i wyłącznie deko­racją, ale także jed­nym z bohaterów powieś­ci. Zwierz wie, że to najbardziej wyświech­tane zdanie w his­torii opisy­wa­nia powieś­ci, ale cóż moż­na powiedzieć w sytu­acji, gdy część bohaterów jest… Rzeka­mi. Tak dobrze czyta­cie — w powieś­ci mamy do czynienia ze sporym kon­flik­tem w obrę­bie rodziny rzek Londyńs­kich w tym Mamy Tamizy i Taty Tamizy, którzy jak ze smutkiem stwierdza Nightin­gale nie są ze sobą spokrewnieni. Ale oprócz dużych rzek pojaw­ia­ją się też mniejsze, młod­sze, ale równie ciekawe. Jeśli myśli­cie, że to brz­mi idio­ty­cznie zupełnie się myli­cie. To jeden z lep­szych pomysłów, jaki zwierz znalazł ostat­nio w książce. I ponown­ie autor tak wszys­tko opisał, że wyda­je się to abso­lut­nie log­iczne i nat­u­ralne. W końcu każ­da rze­ka musi mieć swo­jego opieku­na i dlaczego owi opiekunowie nie mieli­by chodz­ić pomiędzy inny­mi mieszkań­ca­mi Lon­dynu? Mało to duchów i bóstw w takim wielkim i starym mieście?

No dobra mamy doskon­ałych bohaterów, dobrą scener­ię, do tego fabułę, która wcią­ga i o której zwierz chce wam powiedzieć jak najm­niej by nie zep­suć przy­jem­noś­ci. Czy to wszys­tko? Otóż nie, to dopiero początek wspani­ałoś­ci. Książ­ka zaw­iera, bowiem jeszcze dwa ele­men­ty, bez których nie była­by równie wspani­ała. Pier­wszym z nich jest poczu­cie humoru auto­ra. Zwierz rzad­ko czy­ta książkę, nad którą od cza­su do cza­su prycha ze śmiechu, jed­nocześnie nie czu­jąc, że czy­ta coś, co usil­nie stara się być dow­cip­ne. Proza Aaronovitcha przy­pom­i­na słuchanie opowieś­ci kogoś ze znakomi­tym kome­diowym reflek­sem, kto nie musi rzu­cać żar­cika­mi, ale potrafi w odpowied­nim momen­cie naprawdę dow­cip­ne sko­men­tować sytu­ację. Do tego autor, który jest niemal dyplo­mowanym ner­dem ( autorem i sce­narzys­tą związanym min. z Dok­torem Who), więc co pewien czas podrzu­ca uwagę, która wywołu­je sze­ro­ki uśmiech na twarzy każdego, kto zori­en­tu­je się, że prze­maw­ia do niego przed­staw­iciel tego samego plemienia nerdów. Przy czym ponown­ie nie ma w tym nic ani niezwykłego ani styg­matyzu­jącego. Oto po pros­tu bohater jest taki a nie inny i może nam od cza­su do cza­su rzu­cić takim a nie innym żartem.

Pisać, że mias­to jest bohaterem to pisać tru­izmy, ale tej książ­ki bez mias­ta, ludzi i RZEK by zde­cy­dowanie nie było

Dru­ga sprawa jest już nieco bardziej skom­p­likowana. Otóż nasz bohater jest czarnoskóry. I tu moż­na by wzruszyć ramion­a­mi. Nie on jedyny i nie ostat­ni, choć w świecie magii jest raczej biało. Ale nasz autor zde­cy­dował się, że nie będzie to przed­staw­iciel klasy śred­niej, ale syn uza­leżnionego muzy­ka jaz­zowego i sprzą­tacz­ki z Sier­ra Leone. I wiecie, co? Tam gdzie wielu autorów poległo­by próbu­jąc połączyć sty­lowy świat magii z wysyłaniem paczek do rodziny w Afryce Aaronovitch wychodzi obron­ną ręką. Jego świat jest nie tylko spójny, ale i bard­zo przy­pom­i­na­ją­cy ten Lon­dyn, w którym zwierz był, gdzie wszys­tko miesza się razem jak w porząd­nym mieś­cie stanow­ią­cym cen­trum dawnego imperi­um gdzie ludzie ze wszys­t­kich stron świa­ta ścią­ga­ją by osiąść. Niewielu autorów zde­cy­dowało­by się na uczynie­nie bogi­ni Tmizy Nigeryjką, a jeszcze mniejsza ilość autorów spraw­iło­by, że ów fakt wyda­je nam się abso­lut­nie log­iczny. Zwierz zawsze jest pod wraże­niem, gdy autorowi uda­je się napisać książkę o postaci, która nie jest białym mężczyzną z klasy śred­niej i nie uczynić z tego moty­wu prze­wod­niego powieś­ci. Jeśli zwierz miał­by powiedzieć jak opisy­wać bohaterów w zdy­w­er­sy­fikowanym świecie zachod­nich społeczeństw, wskaza­ł­by pal­cem właśnie na tą powieść.

    Jak­by ktoś szukał siedz­i­by bry­tyjs­kich magów…(taki dow­cip dla tych którzy czy­tali, na zachętę tym którzy dopiero przeczytają)

Czy Rivers of Lon­don mają jakąś wadę? Tak jed­ną i to olbrzymią. Nie przetłu­mac­zono książ­ki na Pol­s­ki. Zwierz wie, że to podłe z jego strony tak bard­zo pole­cać książkę, która nie będzie dostęp­na dla wszys­t­kich, ale kto wie może czy­ta zwierza jak­iś tłu­macz? Poza tym wciąż mówi się o ekraniza­cji — wszyscy mówią o ekraniza­cji, łącznie z autorem, który zebrał w jed­nym miejs­cu wymar­zoną obsadę. Zwierz może was jed­nak pocieszyć, że jeśli postanowicie przeła­mać językowe opory, (jeśli oczy­wiś­cie takie macie) to książ­ka kosz­tu­je grosze (a właś­ci­wie fun­ty) i jest dostęp­na w wer­sji na Kin­dle (zwierz taką ma). Zwierz zapew­nia was, że to doskon­ały wydatek na lato. Jedyny minus. Abso­lutne wewnętrzne poczu­cie, że koniecznie musimy pojechać do Lon­dynu. KONIECZNIE.

Ps: Zwierz dostał się ze swoim refer­atem na kon­fer­encję doty­czącą Gwiezd­nych Wojen. Co oznacza, że pod koniec wrześ­nia naw­iedzi Wrocław by mówić o klock­ach Lego.

Ps2: Zwierz wie, że o książce pisało już wielu innych blogerów pop­kul­tur­al­nych, ale za każdym razem, kiedy przeczy­ta się coś znakomitego chce się człowiek tym podzielić. Nie mniej trze­ba przyz­nać, że Rusty, Cyd i Beryl są winne wydatkom, spęd­zone­mu cza­sowi i najlep­szej rozry­w­ce, jaką zwierz lit­er­acko przeżył tego lata.

16 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online