To nigdy nie był poważny związek. Absolutnie, żadna miłość życia. Powiedzmy sobie szczerze – to był przez lata związek na odległość w każdym tego słowa znaczeniu. Jeden dzień, dwa dni, tydzień. Mogłabym mieć pretensje, że zawsze ja przyjeżdżam do ciebie, ale zawsze był dobry powód żebym to właśnie ja wsiadła do pociągu. W drugą stronę byłoby za dużo kłopotów, ludzie by plotkowali. Rozumiem. Zawsze rozumiałam. Chyba o to jedno nigdy nie miałam pretensji.
Kiedy byliśmy razem zwykle było miło. Choć nie ukrywam – trochę mi przeszkadzał niekiedy twój chłód. Rozumiem – kiedy wpadałam zimą, i było tak pusto, i dziwnie. Ale czasem zdarzało ci się to nawet latem. Słońce świeciło, ludzie byli w doskonałych humorach, a ty – zimna skała. No chyba, że akurat nie miałam na nic ochoty to wtedy nagle, ciepły miś co chce się tulić i poznawać lepiej. No ale właśnie dlatego- to nigdy nie był poważny związek. W sumie najwięcej sentymentu zostało nam z początków znajomości. Tak to bywa pewne rzeczy giną w niepamięci i człowiek wyobraża sobie, że było lepiej niż było naprawdę.
Myślałam, że fakt, że przez pandemię nie widzieliśmy się od dawna mi nie przeszkadza. Ostatecznie – widziałam cię na zdjęciach znajomych. Wyglądało na to, że wszystko w porządku. Jesteś, nic ci się nie dzieje, nie ma alarmujących informacji. Można byłoby powiedzieć, że czekasz, ale nie miałam wrażenia by było to jakieś aktywne wyczekiwanie. Może to był jakiś foch? Dla innych jakoś znalazłam czas, kiedy nagle sytuacja się poprawiła rok temu a dla ciebie? Nie. Zawsze coś miałam na głowie. Więc jak zwykle – chłód, dystans, jakieś tło na zdjęciach znajomych.
Oczywiście jak bywa w takich relacjach czasem widziałam cię w snach. Ale też nie ukrywajmy, ja w snach widuję wiele rzeczy – pokoje, w mieszkaniu których na pewno nie ma, balkon, nie tak dawno śnił mi się ktoś bardzo podobny do ciebie, ale piękniejszy. Wiem, że masz kompleksy więc nie będę mówić o co dokładnie chodzi, ale w tym śnie na pewno nie czułam chłodu. Ale trzeba zrozumieć – w pandemii człowiek śni o wszystkim czego mieć nie może. Inna sprawa – przecież od dawna oboje wiedzieliśmy, że to nie jest tak, że tylko ty i ja. Jasne – ty zawsze na pierwszym miejscu, ale to nigdy nie był związek na wyłączność. Nie w tym świecie tylu możliwości.
Właściwie to myślałam, że zupełnie, ale zupełnie nie ma we mnie tęsknoty. Aż do czasu, kiedy pociąg zaczął wjeżdżać na znajome stacje – nagle okazało się, że przecież tyle się tu wydarzyło. Te wszystkie powitania i pożegnania, ferie i wakacyjne wypady. Postanowiłam się jednak uspokoić. Nie ma co się zachowywać jak podlotek, ostatecznie – jak mówiłam – dużo było w tej relacji fochów i chłodu. Mogłabym wymieć całą listę moich pretensji. Ale, nie nie będę wymieniać tego dziś, nie mamy czasu.
No i w końcu dojechałam. Myślałam, że zobaczę cię już w hotelu a tu kicha. Nie było cię. Oczywiście zanim cię dojrzałam nos poszedł za wspomnieniem. Och oleju wielokrotnie wykorzystywany – jakżebym bez ciebie pamiętała ścieżki mojego życia. Nadal czuję chłód, choć jest środek czerwca, ale rozumiem, zasłużyłam. Ostatecznie zapewniałam, że dam radę bez ciebie. Nie rozklejam się tylko dlatego, że wiatr zawiewa mi włosy do oczu i mam inne powody by płakać, a właściwie by zastanawiać się czy w ogóle chcę cię widzieć. Staram się być rozsądna – nic z tego co widzę nie jest aż takie nadzwyczajne. W porównaniu ze wschodem nad Sawanną właściwie nie ma tu na co patrzeć.
Zapach dorsza i pan śpiewający niekoniecznie zgodnie z jakąkolwiek nutą „Przeżyj to sam” w połączeniu z dźwiękiem cymbergaja przekonuje mnie jednak, że człowiek jest w stanie się bardzo okłamywać. Bo oto po prawie dwóch latach tego naszego związku na odległość, bez telefonów, zoomów i smsów, jestem nad polskim morzem i jakoś zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że można tak tęsknić.
Tylko niech ci nic nie przyjdzie do głowy, ty oziębły akwenie wodny. To tylko znajomość na odległość. Nic więcej. Naprawdę. Nic a nic.