Jeśli przyjdzie Śmierć będzie mówić wersalikami. Jesteśmy tego tak pewni jak tego, że świat jest płaski. Poznaliśmy ją za pośrednictwem Sir Terrego . Polubiliśmy, pogodziliśmy się z jej logiką. Teraz kiedy Sir Terry wziął Śmierć za rękę – i wybrał się w podróż nieco wcześniej by ominąć godziny szczytu jest dobry moment by uświadomić sobie ile mu zawdzięczamy.
Nie dało się być w fandomie nie znając książek Pratchetta. Więcej nawet nie czytając książek Pratchetta nie dało się go ominąć. Można robić konkurs ile razy na każdej prelekcji, w każdej dyskusji, pojawiały się w formie cytatów czy przykładów nawiązania do Pratchetta. Nikt nie pytał czy się jego książki czytało. Pytanie brzmiało zawsze, które są nasze ulubione. Wszak Pratchetta wszyscy czytali. Jedni – z pełną świadomością, że pod powierzchnią dowcipnej historii kryły się książki mądre, poważne, niekiedy dotykające najważniejszych problemów bycia czlowiekiem. Dla innych wciąż były to powieści trochę niepoważne, zawieszone w świecie lektur młodzieńczych czy dziecinnych. Byli też ci, którzy nie widzieli żadnej różnicy, widząc natomiast cudowną ewolucję Pratchetta który zaczął od parodii by w swoich kolejnych książkach odchodząc od parodii gatunku i idąc w kierunku morderczo trafnej diagnozy współczesnego świata. Jednocześnie nigdy nie przestając być autorem niesłychanie zabawnym i przynoszącym chwile radości i spokoju.
Pratchett wygrał. Wygrał z chorobą, z którą nigdy się nie ukrywał. Wręcz przeciwnie od chwili kiedy dowidział się, że jest chory zaczął działać na rzecz by zapewnić ludziom prawo wyboru. Jak pisał Neil Gaiman we wszystkim co robił Pratchett była wściekłość. Wściekłość która wynikała z poczucia niesprawiedliwości ale i w pewien sposób z miłości do tego dziwnego gatunku jakim jest człowiek. Pratchett chciał odejść na własnych prawach. Zanim zacznie znikać w naszej pamięci, zanim stanie się cieniem autora którego kochaliśmy. Umarł kiedy czekaliśmy, bo od lat czekaliśmy, na jego kolejną książkę. Dzwonili do mnie ludzie, widziałam jak ktoś płakał w tramwaju. Pisarz który tak odchodzi – odchodząc za wcześnie (zawsze umiera się za wcześnie) odchodzi triumfując. Jest dwudziesty pierwszy wiek. Ludzie prawie nie czytają. A jednak dziś okazało się, że nas idiotycznie okrągły świat na chwilkę się zatrzymał. Zatrzymał się bo na świecie płaskim nagle wszystkie historie stały się na zawsze niedomknięte. Stworzone przez Pratchetta postacie będą nadal żyć, ale dzieciak który jutro zacznie czytać pierwszy tom Świata Dysku nie będzie już czekał jak my na następny tom. Możemy to do końca życia traktować jako przywilej. Żyliśmy kiedy były jeszcze możliwe następne tomy.
Wszyscy wiemy, że Śmierć która przyszła po Pratchetta mówiła wersalikami. Wiemy że była dla niego dobra. Wszak to starzy znajomi. Wiemy, że tam gdzie poszedł będzie równie ciekawie i zabawnie co tutaj. Pisarz który nawet w chwili śmierci odchodzi tak, że wszyscy co wiemy co będzie dalej to pisarz, który – odnosi największe zwycięstwo. Nawet teraz kiedy jest nam wszystkim smutno po prostu wiemy, jak wyglądają zaświaty Pratchetta. I po cichu marzymy by po nas też za te wiele wiele lat przyszła ta sama Śmierć. Na nią czekać będziemy odrobinę mniej przestraszeni. Za co trzeba podziękować. Dziękuję Sir Terry.
Zdjęcie w nagłówku: Robin Zebrowski