Home Ogólnie Well, well… czyli o bajkach bez magii, sercu z kamienia i Maleficent

Well, well… czyli o bajkach bez magii, sercu z kamienia i Maleficent

autor Zwierz

Hej

Zwierz zaraz po wyjś­ciu z Malef­i­cent (po pol­sku Czarown­i­ca ale będziemy się trzy­mali tytułu ory­gi­nału bo ma więcej sen­su. A tak przy okazji sko­ro Malef­i­cent tłu­maczy się na pol­s­ki Dia­boli­na to dlaczego nie moż­na tak samo przetłu­maczyć tytułu? Tajem­ni­ca) napisał, że to naj­gorszy rodzaj filmów jaki zna. Żaden. Jeden dzień później zwierz podtrzy­mu­je swo­ją tezę jeszcze moc­niej. Widzi­cie nie wiele filmów prze­chodzi tak naprawdę test jed­nego dnia — jeśli dzień po obe­jrze­niu fil­mu jesteś­cie w stanie powró­cić do niego myśla­mi, odt­worzyć dla przy­jem­noś­ci pod powieka­mi jed­ną ze scen, czy jak w przy­pad­ku najlep­szych pro­dukcji — obe­jrzeć jeszcze raz- wtedy nieza­leżnie od tego czy film był bard­zo dobry czy bard­zo zły reżyser osiągnął swój cel. Po to jest kino by nas poruszać i nawet jeśli cza­sem jest to porusze­nie przy­bliża­jące otwartą dłoń do krawędzi czoła — to jed­nak jakoś na nas wpły­wa. Tym­cza­sem Malef­i­cent nie popełni­wszy żad­nego błę­du swoich poprzed­ników (w kat­e­gorii ekrani­zowanie bardziej na “poważnie” bajek dla dzieci, które ostat­nio pojaw­ia­ją się co raz częś­ciej) nie jest w stanie zapro­ponować nam czegoś pory­wa­jącego. Zwierz zgodzi się z obroń­ca­mi pro­dukcji, którzy twierdzą, że to nie jest zły film — bo nie rzeczy­wiś­cie to nie jest zły film (a Księżnicz­ka i Łow­ca pokazu­ją jak zła może być taka pro­dukc­ja), nie jest też dobry. Jest boleśnie nija­ki. Zwierz po kolei rozważy, co takiego się w nim stało, że zwierz o magii słyszy od innych ale sam nie poczuł jej nawet przez chwilę.

Zwierz będzie miał uwa­gi ale prosi byś­cie zrozu­mieli — to nie jest zdaniem zwierza zły film  — tylko jest to film mnóst­wa niewyko­rzys­tanych szans i tropów.

Twe usta i oczy two­je znam” — punk­tem wyjś­ciowym dla his­torii jest opowieść o Śpiącej Królewnie w wyda­niu Dis­neya. Twór­cy jas­no wiz­ual­nie odnoszą się do tamtego zach­wyca­jącego (przy­na­jm­niej zdaniem zwierza) fil­mu. Oczy­wiś­cie pomysł jest taki, że nie dosta­je­my dokład­nie tego samego ale właśnie his­torię alter­naty­wną czy może inaczej — prawdzi­wą. I o ile rzeczy­wiś­cie sam pomysł na główną bohaterkę mają (o tym za chwilę) to cała resz­ta klasy­cznej baśni zde­cy­dowanie im ciąży. Trzy wróż­ki, książę Fil­ip (nieodżałowany ukochany książę cia­pa który tu zbęd­ny jest wielce i do jed­nej sce­ny wepch­nię­ty niemalże na siłę co każde­mu wid­zowi wyda się pozbaw­ione sen­su) czy nawet mag­iczny sen — kiedy przyglą­damy się fab­ule to właśnie naj­gorzej gra­ją te naw­iąza­nia do klasy­cznej ani­macji. Tak sce­na chrzcin księżnicz­ki przepisana niemal kadr w kadr z ani­macji jest dokon­ała, ale każde późniejsze naw­iązanie do klasy­ki wychodzi zaskaku­ją­co płasko. Zwierz nie miał­by nic prze­ci­wko temu by twór­cy bardziej się wyz­wo­lili i np. sprząt­nęli z fabuły całego zawadza­jącego księ­cia Fil­i­pa. Więcej dużo ciekaw­iej było­by gdy­by sprząt­nię­to też samą klątwę (nie od początku ale w pewnym momen­cie fil­mu). Film nabrał­by wtedy odd­echu i nie musi­ał­by poświę­cać włas­nej (dość nawet log­icznej fabuły) na ciągłe powracanie do tem­atu z ani­macji. Zwłaszcza że nie ukry­wa­jmy — sko­ro Malef­i­cent nie jest aktorską wer­sją Śpiącej Królewny to i tak za przeprosze­niem “zdechł pies” nie ma co się baw­ić w odt­warzanie scen które do tego alter­naty­wnego sce­nar­iusza nie pasu­ją. I to jest chy­ba najwięk­szy prob­lem jak zwierz ma z filmem, który — dopó­ki idzie włas­ną ścieżką jest bard­zo przy­jem­ny a zaczy­na się gubić gdy próbu­je upch­nąć kil­ka czy nawet kilka­naś­cie scen znanych z ani­macji. Które do tego typu nar­racji nie pasu­ją. Zwierz wie, że część osób może uznać to za jakąś herezję ale zwierz chy­ba wolał­by całkowicie ory­gi­nal­ny sce­nar­iusz niż taki który musi pomieś­cić sce­ny ide­al­nie do porów­na­nia z ani­macją (zwierz węszy w tym bardziej decyzję biz­ne­sową niż narracyjną).

Jak sami widzi­cie z wiz­ual­ny­mi naw­iąza­ni­a­mi nie było prob­lemów. Co nie zmienia fak­tu, że zdaniem zwierza poza cud­owną sceną chrzcin bardziej fil­mowi ciążą niż pomagają

Ter­az się będziesz ze mną bił/Wiedz że szatańs­kich użyję sił” — zwierz nie będzie jakoś szczegól­nie ory­gi­nal­ny pisząc, że Angeli­na Jolie wypadła w roli Malef­i­cent doskonale, zwłaszcza w wydłużonej sek­wencji fil­mu gdzie jej dzi­ała­nia sprowadza się do kilku dość dow­cip­nych scenek. Jolie gra doskonale przede wszys­tkim kon­trastu­jąc swój dia­bol­iczni wygląd (doskonale zresztą przełożony z ani­macją) z ros­nącą troską o obser­wowaną z odd­ali Aurorę (sce­na, w której mała Auro­ra przy­chodzi, jako małe dziecko się przy­tulić jest jed­ną z najsłod­szych i najbardziej uroczych scen fil­mowych, jakie zwierz widzi­ał od daw­na). Jolie jest przy tym tak doskonale dia­bel­s­ka wtedy, kiedy trze­ba, że właś­ci­wie tej roli niczego zarzu­cić nie moż­na i chy­ba rzeczy­wiś­cie trze­ba się zgodz­ić i tymi którzy pro­ponu­ją zobaczyć film właśnie dla niej. Ale nieza­leżnie od tego jaka jest ta rola zwierza męczyły dwie rzeczy. Pier­wsza dość proza­icz­na — dlaczego lubiana i ewident­nie dobra wróż­ka nazy­wa się Malef­i­cent? Sko­ro mamy imię, które ma tak jasne tłu­macze­nie to dlaczego nie wprowadz­ić sce­ny gdzie poz­na­je­my bohaterkę pod innym imie­niem a dopiero potem zmienia ona je na adek­watne? To dro­bi­azg, ale zwierza den­er­wował bo dla zwierza to jest jakieś niech­lu­jst­wo w opowiada­niu his­torii. Dru­gi prob­lem jest więk­szy. Otóż zapowiadano nam, że dostaniemy film który odczarowu­je złą czarown­icę pokazu­jąc nam jej rac­je. Tylko… no właśnie nie ma złej czarown­i­cy. Malef­i­cent jest roz­go­ryc­zona i zran­iona ale w sum­ie jej okres “zła” trwa chwilę. Nato­mi­ast sce­narzyś­ci pod­mieni­a­ją złego i ter­az jest nim ojciec Auro­ry. I to jest ponown­ie to samo — jest on zły od A do Z, para­noiczny, pozbaw­iony właś­ci­wie uczuć (niby chroni Aurorę ale naty­ch­mi­ast ją odd­a­je i nie jest zach­wycony jej powrotem). Inny­mi słowy pod­mie­nili jed­nego złego na drugiego. Niby jasne baj­ka i zły musi być ale… kur­czę to jest taka stra­cona okaz­ja. A co gdy­by Ste­fan ojciec Auro­ry nie był taki jed­noz­nacznie zły. Gdy­by na przykład jed­nak mimo swoich licznych wad kochał córkę. Zwierz jest w stanie stwierdz­ić, że taki film wypadł­by zde­cy­dowanie lep­iej. A tak w sum­ie jedyne co film zmienia to fakt, że “ten zły” stoi po drugiej stron­ie. A tak miło było­by zro­bić his­torię nieco bardziej dwuz­naczną. Zwłaszcza, że jed­nak sko­ro już naw­iązu­je­my do ory­gi­nału – wyda­je się, że rodz­ice Auro­ry naprawdę ją kochali – na tyle by zgodz­ić się żyć od niej z dala przez szes­naś­cie lat tylko dla jej dobra. Zresztą zwierz musi przyz­nać, że właśnie takiej niejed­noz­nacznej inter­pre­tacji się spodziewał. Ale najwyraźniej Dis­ney to Dis­ney  i nie może być filmów bez “tego złego”.  A tak już zupełnie ucieka­jąc w świat fan­tazji — ile by zwierz dał za scenę kon­frontacji Malef­i­cent z matką Auro­ry (o której wszyscy tu łaskaw­ie zapom­i­na­ją) uświadami­a­jącej czarown­i­cy, że przez swo­ją klątwę nie tyle naraz­iła życie dziew­czyn­ki co pozbaw­iła jej obec­noś­ci rodz­iców na szes­naś­cie lat. Och jaka to była­by cud­na zupełnie nie pasu­ją­ca do kon­wencji sce­na która uświadami­ał­by że ura­towanie od wiecznego snu nie zwró­ci całego utra­conego dziecińst­wa córecz­ki. No ale matkę Auro­ry usuwa się na bok i nigdy się o tym wymi­arze kon­sek­wencji klątwy nie wspom­i­na. Zwierz to rozu­mie ale się roz­marzył nad taką dorośle­jszą wersją.

  Zwier­zowi bard­zo podobał się pomysł by w filmie pokazać też rac­je i his­torię “tej złej”. Nato­mi­ast nie jest już tak zach­wycony pomysłem prostego przenoszenia zła w inne miejsce. Tam gdzie wszyscy bohaterowie mają swo­je rac­je — tam dopiero zaczy­na się robić intrygu­ją­co  i ciekawie.

 

Na jaw­ie mi mów jak w każdym ze snów/Że kochasz mnie” — jed­nym z najwięk­szych prob­lemów Malef­i­cent jest to, że fabuła zmierza ku pewne­mu momen­towi gdzie wszys­tko zbie­ga się na raz — jak wiado­mo jest to dzień szes­nastych urodzin Auro­ry. To powinien być najważniejszy moment fil­mu, pełen emocji, napię­cia, gdzie widz powinien jed­nocześnie poczuć mag­ię, ale i na chwilę przes­traszyć się tym co niechyb­nie spot­ka księżniczkę. Nieste­ty — przede wszys­tkim los Auro­ry niewiele nas obchodzi — o ile twór­cy wiele zain­west­owali byśmy poz­nali i pol­u­bili Malef­i­cent to jed­nak nie ruszyli Auro­ry. Oznacza to, że bohater­ka (podob­nie zresztą jak jej pier­wowzór w ani­macji, ale ta rządz­iła się pół wieku temu jed­nak nieco inny­mi prawa­mi) pozbaw­iona jest charak­teru. Zupełnie. Do tego stop­nia, że jeśli zapadła­by w wieczny sen nic by nas to nie obeszło. Gra­ją­ca ją Elle Flan­ning (sce­narzyś­ci zde­cy­dowali zatrud­nić naprawdę szes­nas­to­let­nią dziew­czynę, więc nie podob­na jest ona do swo­jego ani­mowanego pier­wow­zoru) nie pory­wa i głównie jej zadanie pole­ga na szcz­erze­niu się do kamery. I tak, kiedy w końcu dosta­je­my — nieste­ty bliź­ni­ac­zo podob­ne do również Dis­ney­owskiego Frozen — zakończe­nie czu­je­my… trud­no powiedzieć, co ale przy­na­jm­niej w przy­pad­ku zwierza była to pew­na obo­jęt­ność. Momen­tów takiego aut­en­ty­cznego prze­ję­cia się losem bohaterów zwierz nie poczuł a końcówka fil­mu wydała mu się wręcz przyśpies­zona — do tego stop­nia, że uciekł np. cały dra­matyzm rzu­conej na księżniczkę klątwy. Co w sum­ie pokazu­je to o czym zwierz pisał wcześniej — że cała znana doskonale fabuła Śpiącej Królewny fil­mowi tylko ciąży — w sum­ie gdy­by nie było tych naw­iązań pro­dukc­ja pewnie była­by dużo lep­sza. I zwierz rozu­mie, że Dis­ney postanow­ił ostat­nio iść inny­mi szlaka­mi jeśli chodzi o motyw „prawdzi­wej miłoś­ci” – zwierz nie ma nic prze­ci­wko temu – ale sko­ro już zde­cy­dowali się odkrę­cić wiel­ki sys­tem który sami nakrę­cili (któż inny nas przez lata tak przekony­wał, że tylko ten książę się liczy) to mogli by to robić z równym urok­iem.  Zresztą zwierz ma do tego wątku jeszcze jed­no spoilerowe zas­trzeże­nie, które jest jed­nak nieco kon­trow­er­syjne, więc zostawi je dla siebie. W każdym razie – żeby było jasne, zwierz nie ma zas­trzeżeń do takiego a nie innego wyboru sce­narzys­tów tylko do sposobu jego real­iza­cji w filmie.

Zwier­zowi strasznie podo­ba się ta his­to­ria, trochę niech­cianego macierzyńst­wa które wcale nie czyni bohater­ki słab­szą czy mniej majes­taty­czną. Szko­da tylko, że jak wskazu­je tum­blr strasznie dużo osób postanow­iło uznać wątek za podtek­stowo homosek­su­al­ny a nie po pros­tu zapis (dość uroczy to praw­da) miłoś­ci macierzyńskie. Nie żeby zwierz miał coś prze­ci­wko takim podtek­stom ale co się poro­biło z ludź­mi z tum­blr że ter­az już wszędzie je widzą.

Magia i magia — zwierz słyszał od wielu zach­wyconych Malef­i­cent widzów, że do fil­mu przy­ciągnęła ich przede wszys­tkim jego mag­icz­na atmos­fera. Zwierz musi przyz­nać, że ma z tym prob­lem — kiedy zobaczył na ekranie piękny zamek Śpiącej Królewny (cud­own­ie wpisany w logo Dis­neya gdzie zwyk­le mamy zamek Królewny Śnież­ki) to zwierz naprawdę miał nadzieję, że zobaczy ta krainę w której się zakochał oglą­da­jąc film ani­mowany (nadal zwierz twierdzi, że te piękne naw­iązu­jące miejs­ca­mi do śred­niowiecznych ilus­tracji i gob­elinów tła ze Śpiącej Królewny to jed­na z najpiękniejszych kreacji Dis­neya). Ale nie zami­ast tego dostał mag­iczny świat który całą mag­iczność odd­ał w ręce efek­tów spec­jal­nych. Zwierz wie, że to brz­mi jak­by był starym zrzędą, ale te wszys­tkie lata­jące stwor­ki, zabawy kolora­mi, migoczące w nocy elfy czy kwiaty (zresztą zwierz od razu miał dość słuszne este­ty­czne sko­jarzenia z Avatarem) wydały się zwier­zowi nawet ładne, ale nie mag­iczne. Widzi­cie może zwierz jest dzi­wny a może powoli zmierza w kierunku wieku gdzie serce powoli zamienia się w kamień. Ale dla zwierza magia leży w pewnym niedopowiedze­niu, w czymś więcej niż tylko w innoś­ci. Kiedy spo­jrzy­cie na ani­mację gdzie nie tłu­maczy się nam wszys­tkiego. Zwier­zowi trud­no ująć to w słowa ale kiedy widzi­ał cierni las w ani­macji to był on prz­er­aża­ją­cy (nawet dziś robi wraże­nie), kiedy widzi­ał Malef­i­cent zamieni­a­jącą się w smo­ka to był to smok straszny i majes­taty­czny — kiedy widzi­ał to samo w filmie aktorskim… kur­czę zwierz nawet nie umie dobrze ująć tego w słowa ale miał wraże­nie jak­by oglą­dał dobre efek­ty spec­jalne a nie mag­ię. Zresztą powie zwierz że trochę mu żal tego jak potrak­towano trzy dobre wróż­ki — w ory­gi­nal­nym filmie były one isto­ta­mi fas­cynu­ją­cy­mi zwierza — trzy starsze panie, takie dobro­duszne i potulne ale jak zaczy­nały rzu­cać niek­tóry­mi czara­mi to widać było, że ich magia może być też potęż­na czy nawet zabójcza (w końcu to wróż­ki zaczarował miecz Fil­i­pa!). Zwierza to fas­cynowało, kaza­ło sobie, jako dziecku zadawać pyta­nia czy one też nie mogły­by być złe. Zresztą dla zwierza chy­ba najbardziej mag­icz­na była sce­na, w której cały zamek zasyp­ia. Ta wiz­ja snu na tyle lat rusza­ła zwierza (zwłaszcza że ponown­ie była to pięk­na ani­mac­ja). Jasne zwierz wie, że n to inna opowieść. Ale zwierz nie znalazł w niej magii. Spec­jal­nie obe­jrzał jeszcze raz Śpiącą Królewnę wczo­raj by sprawdz­ić czy tam­ta magia jeszcze jest. Jest.

  Zwierz spotkał się ze stwierdze­niem, że Malef­i­cent jest filmem fem­i­nisty­cznym. Prawdę powiedzi­awszy zwierz ma pewne trud­noś­ci żeby się z tym zgodz­ić. Pomi­ja­jąc fakt wyko­rzys­ta­nia najs­tarszego moty­wu na świecie (kobi­eta robi się zła bo zdradz­ił ją mężczyzna,a  dobra bo pokochała dziecko) zwierza jakoś nie przekonu­je by pochwała miłoś­ci matczynej była aż tak fem­i­nisty­cz­na. Jasne sytu­acji nie ratu­je facet — ale czy to od razu jest fem­i­nisty­czne?  Plus — zwierz nie rozu­mie dlaczego film musi­ał zro­bić z pier­wot­nie trzech bard­zo zarad­nych jed­nak postaci (gdy chodz­iło o posługi­wanie się mag­ią) totalne idiotki.

Król i reżyser — jed­ną z rzeczy która się zwier­zowi rzu­ciła w cza­sie oglą­da­nia fil­mu to fakt, że twór­cy są jak­by bardziej zaję­ci wiz­ual­ną stroną fil­mu niż posta­ci­a­mi właś­ci­wie niż aktora­mi. Zwłaszcza widać to było w przy­pad­ku Sharl­to Cop­ley gra­jącego króla Ste­fana który wydawał się trochę w swo­jej roli pogu­biony. Zwierz cały czas miał też wraże­nie, jak­by oglą­dał film, który nie ma żad­nego reży­ser­skiego stem­pla, sprawny, rzemieśl­niczy, ale bez pomysłu na posta­cie, nar­rac­je, na atmos­ferę. Dopiero po powro­cie do domu zwierz zdał sobie sprawę ze oglą­dał film zro­biony przez speca od visu­al effects. I to wiele w głowie zwierza roz­jaśniło, bo rzeczy­wiś­cie wyda­je się, że ciężar fil­mu prz­erzu­cono właśnie tam. Szko­da, bo ład­nym filmie człowiek bawi się gorzej niż na dobrym filmie. Ale nie tylko to przykuło uwagę zwierza — miał on, bowiem wraże­nie, że cza­sem dla efek­tu wiz­ual­nego porzu­cano istotne ele­men­ty kon­cepcji. Cho­ci­aż­by fakt, że w jed­nej ze scen Malef­i­cent pojaw­ia się w spod­ni­ach. Jasne wyglą­da świet­nie, ale jak­iż to jest zgrzyt w tym roz­gry­wa­jącej się w qua­si śred­niowieczu his­torii. Zwierz poczuł jak­by nagle wyr­wano go total­nie z raz ustalonej i nawet kon­sek­went­nej este­ty­ki. Bard­zo mu się to nie spodobało, zwłaszcza że w innych decyz­jach doty­czą­cych stro­jów nikt raczej błę­du nie popełnił (zwłaszcza te nos­zone przez Malef­i­cent są wspani­ałe i mimo podob­ne­go kro­ju bard­zo różnorodne). A co do efek­tów to jeszcze jed­no — niczego nie moż­na im zarzu­cić… poza ani­macją wróżek. Coś to mon­tion cap­ture nie wyszło i przy­na­jm­niej dla zwierza poziom ani­macji tych postaci był jak z innej epo­ki – dużo mniej zaawan­sowanych efek­tów spec­jal­nych. Zwierz zresztą nie rozu­mie, dlaczego nie moż­na było zrezyg­nować z tej tech­ni­ki i po pros­tu pom­niejszyć zupełnie nor­mal­nie pokazane aktor­ki. Zwłaszcza, że jest to pew­na niekon­sek­wenc­ja nar­ra­cyj­na – sko­ro Malef­i­cent wyglą­da jak człowiek to wróż­ki też wyglą­dać tak powin­ny nawet jeśli są mniejsze. A i na koniec jeszcze a pro­pos uwag tech­nicznych. Widzi­cie zwierz wie, ze zawsze kusi by napisać nową muzykę  ale… jed­ną z najwięk­szych zalet starej Śpiącej Królewny było wyko­rzys­tanie sporych par­tii z bale­tu Cza­jkowskiego. Tu poza wyko­rzys­tanym do napisów cov­erem Once upon a dream (w psy­chodelicznym wyko­na­niu Lany Del Rey) nie sko­rzys­tano z tamtej znakomitej ścież­ki dźwiękowej. Howard zaś dostar­czył takiej typowej rzemieśl­niczej robo­ty, która ponown­ie — nie jest zła tylko zupełnie nie porywa.

Zwierz miał cały czas wraże­nie jak­by sce­narzyś­ci mieli tak naprawdę pomysł tylko na te dwie posta­cie i wszys­tkie pozostałe dopisali bo trud­no sprzedać komukol­wiek film o czarown­i­cy i jej zmi­en­nok­sz­tałt­nym pomocniku.

No właśnie — zwierz chy­ba zaczy­na się pow­tarzać więc czas powoli kończyć dzie­le­nie się uwaga­mi. Film ma swo­je dobre momen­ty — poza Angeliną Jolie wyróż­nia się też          Sam Riley jako Diaval — towarzysz/kruk głównej bohater­ki. I zwierz nawet wie, dlaczego — na te posta­cie twór­cy mieli pomysł, je chcieli pokazać — inne nieste­ty potrak­towali po macosze­mu. Nie jest też zła środ­kowa część fil­mu, w której pojaw­ia się trochę poczu­cia humoru — którego w ogóle mało jest w tej his­torii (a przy­na­jm­niej takiego strawnego bo np. dow­cip­ne sce­ny z wróżka­mi są niesły­chanie iry­tu­jące). Zwierz nie jest szczegól­nym fanem sporej iloś­ci nar­racji zza kadru bo zwierz zawsze ma wraże­nie, że kiedy ktoś ma nam coś powiedzieć co znaczy że reżyser nie umie nam tego pokazać — tu było jej zdaniem zwierza odrobinę za dużo. Plus — zakończe­nie zdaniem zwierza przyszło nieco zbyt gład­ko — jasne to jest baj­ka Dis­neya ale to co wybacza się ani­macji w filmie aktorskim nieste­ty wypa­da gorzej. Zresztą jeszcze — kończąc litanię zas­trzeżeń — prob­le­mem jest też to, że film stoi w rozkroku. Miejs­ca­mi wyda­je się szukać nar­racji dla starszego widza (rząd­nego his­torii pogłębionej może nieco okrut­nej i niespraw­iedli­wej) z drugiej strony cały czas nie chce stracić widza młod­szego co prowadzi do zgrzy­tu kiedy his­to­ria która ma być ory­gi­nal­na wpa­da w utarte i dość infantylne tory prowadzące do jedynego słusznego zakończenia. Ale ponown­ie — zwierz czu­je się raczej filmem rozczarowany niż obur­zony i wie, że na pewno sporo osób go pol­u­bi. Zwierz go nie znien­aw­idz­ił, w sum­ie nawet wie, że sporo osób może bez żalu prze­jść nad zas­trzeże­ni­a­mi zwierza i dobrze się baw­ić. Kto wie może ktoś nawet film pokocha. Ale jed­nak dla zwierza który do dziś ze ściśnię­tym gardłem oglą­da drogę Auro­ry za zielonym światłem przez psu­ty zamek ten film  był smut­nym potwierdze­niem tego, że cza­sem zan­im opowie się bajkę na nowo trze­ba zadać sobie pytanie — czy naprawdę ma się lep­szą bajkę do opowiedzenia. Bo zdaniem zwierza Malef­i­cent tak naprawdę lep­szą bajką nie jest.  Przy czym musi­cie wiedzieć, że zwierz staw­ia bajkom bard­zo wysok­ie wyma­gania. Nigdy nie zadawało go wyjaśnie­nie, że to tylko baj­ka, więc moż­na sobie trochę dop­uś­cić. Właśnie przy bajce (a właś­ci­wie poprawnie baśni) opuś­cić sobie nie moż­na. Bo nie ma nic trud­niejszego niż napisać dobrą baśń. Być może to właśnie zgu­biło twór­ców. Zapom­nieli jak w sum­ie niewiele dobrych baśni –przez te wszys­tkie lata napisano.

Zwierz wie, że  film ma już w tym momen­cie fanów ale zwierz mimo najlep­szych chę­ci nie będzie do nich należał. Taki zwierz zgorzkniały.

Ps: Zwierz miał wczo­raj okazję — naresz­cie!- obe­jrzeć Jac­ka pogrom­cę Olbrzymów — film Bryana Singera który zwierz strasznie chci­ał obe­jrzeć w kinie ale leci­ał tylko z dub­bingiem więc zwierz zde­cy­dował się poczekać. Wczo­raj na HBO było bez dub­bin­gu i zwierz był miło zaskoc­zony. Film ma wiele ciekawych pomysłów jak choć­by księżniczkę która by być dobrą królową wszędzie szu­ka przygód (i ma cud­own­ie piękną kobiecą zbro­ję), króla który nie jest głupi tylko ma na ser­cu dobro pod­danych i mag­iczną grzy­wkę Ewana McGre­go­ra która każe się zas­tanaw­iać od kiedy w śred­niowieczu dostęp­ny był żel do włosów. Film jest ład­ny, dow­cip­ny i ma jed­no z naj­fa­jniejszych zakończeń w bajkowych fil­mach jakie zwierz widzi­ał. To nie jest kon­tra do Malef­i­cent bo to też inny gatunek i inny pomysł na film i liga nie ta sama ale zwierz miał złe przeczu­cia przed seansem a skończył film bard­zo usatysfakcjonowany.

Ps2: Wiecie co zwierz poważnie rozważa czy nie zła­mać swo­jej zasady i nie napisać wam o fil­mach (dwóch) które dawno już swo­jej pre­miery miały.

50 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online