Wczoraj zwierz miał wam napisać o drugim dniu Serialconu, ale został porwany w cały ciąg prelekcji i paneli i ostatecznie kiedy pisze te słowa jest już w Warszawie. Ale może dobrze się stało, bo tak po pierwszym dniu pełnym wrażeń zwierz, nie będzie was więcej torturował tym, że jest na Serialconie a wy nie, tylko po prostu opowie jak było.
Od razu trzeba zaznaczyć, że zwierz już któryś raz łapie się na tym, że na Serialconie dzieje się tyle fajnych rzeczy, że potem trudno sobie przypomnieć co kiedy się wydarzyło, bo pracujący na pełnych obrotach mózg skleja to wszystko w jeden długi „panel-prelekcję”, o której pamięta się, że była fajna. Zwierz przyzna szczerze – rozplątywanie tych wrażeń to jedna z trudniejszych prac przy tym wpisie :) Na pewno swój drugi dzień Serialconu zwierz zaczął od śniadania. Niby nic ale to też tradycja tego konwentu, że grupa uczestników zbiera się na śniadanie przed prelekcjami – nie dlatego, że nie umiemy jeść sami ale po prostu czasem przez cały dzień jest tyle biegania że starcza czasu jedynie na skromne „cześć”. A że Karma (jakie dobre jedzenie tam dają!) jest dwa kroki od Arteteki to można ze zblazowaną miną odliczać ostatnie minuty do prelekcji nad doskonałą kawą i chlebkiem z hummusem.
W końcu jednak trzeba zaprzestać konsumpcji i skoczyć na prelekcję. Pierwszą tego dnia (dla zwierza) było wystąpienie Marty Dziok -Kaczyńskiej czyli Riennahery o traumie przeszłości w japońskich animacjach takich jak Evangelion, Cowboy Bebop czy Attack on Titan. To taki rodzaj prelekcji które dotykają rzeczy o których niby wiemy, ale nigdy nie mamy czasu tego uporządkować w głowie. A tu ładnie ukazał się cały ten motyw nieprzepracowanej traumy i nieopowiedzianej historii – która pojawia się w tle historii, które mniej lub bardziej bezpośrednio nawiązują do wydarzeń II wojny. A jednocześnie, z punktu widzenia uczestnika Serialconu, zawsze fajnie posłuchać o czymś co nie jest kolejną amerykańską produkcją jakościową. Bo te choć fajne nie wyczerpują definicji słowa serial.
Tego dnia zwierz chciał sobie zrobić wolne ale zobaczył w planie punkt- spotkanie z ekipą Belle Epoque. Jak sami wiecie zwierz był w gronie osób które miały do serialu zastrzeżenia więc pobiegł posłuchać twórców. To jest ten specyficzny, i nieco dziwny, moment – kiedy słucha się miłych ludzi, którzy wyraźnie doskonale bawili się na planie i rzeczywiście włożyli wysiłek w to co robią i nijak się tego nie widziało na ekranie. Przy czym, to że wysiłek włożyli jest pewne, bo nikt po fakcie nie zapoznałby się z taką ilością faktów i nie mówił o swoich decyzjach z pasją. Co ciekawe – kilka ich uwag odnośnie projektu – stawiało go w nieco innym świetle niż mogła go postawić kampania marketingowa. Ostatecznie – wbrew temu czego moglibyście się spodziewać, mając być może jakąś wizję zwierza jako istoty rządnej krwi – zwierz raczej przekonał się że ludzie pracujący nad serialem rzeczywiście zrobili najlepiej jak umieli. Co być może podpowiada zwierzowi że absolutnie nie można rozmawiać z profesjonalistami pracującymi nad filmem bo to mili ludzie, pełni pasji i jeszcze sympatyczni i potem nie można być złośliwym krytykiem. Choć zwierz przyzna szczerze, po ich wysłuchaniu nabrał ochoty by obejrzeć drugi sezon Belle Epoque i zobaczyć serial trochę ich oczyma. To może być naprawdę ciekawe przeżycie. Jednocześnie – w czasie tego panelu zwierz dość dobrze mógł poczuć jak inaczej o dyskusji nad dziełem wypowiadają się twórcy a inaczej pion produkcyjny. Twórcy – wbrew temu co może się wydawać – są otwarci na dyskusję i sporo w nich pokory. Natomiast w kwestii producentów… cóż można się dowiedzieć że złe recenzje klikają się lepiej. Jako osoba pi
sząca jedne i drugie przyznam – złe klikają się lepiej, ale oskarżanie ludzi że piszą złe recenzje dla klików jest poniżej pewnego poziomu dyskusji. Tu zwierz poprzestanie zanim mu osobiście odłączą TVN czy coś.
Konwentowo dzień zakończyła dla zwierza jego prelekcja z Myszą o porzucaniu seriali. Zwierz pogada jeszcze z Myszą czy nie zafundować jej wam w postaci wpisu ale prawda jest taka, że aby to poczuć trzeba to zobaczyć. Tzn. Zwierz nigdy nie miał własnych występów komediowych ale gdyby miał to rozmowy z Myszą o popkulturze byłby chyba najbliższą formą do takiego zwierzowego stand-up. Jednocześnie – o ile można oceniać własny punkt programu, Serialcon od lat jest dla nas taką przystanią i miejscem w którym – mniej lub bardziej dowcipnie rozmawiamy nie tyle o konkretnych tytułach ale o samym procesie oglądania seriali. Czasem z perspektywy fanowskiej, czasem po prostu bardzo zaangażowanych widzów. Zwierz uwielbia o tym rozmawiać, bo jednak to jest taki specyficzny rodzaj uczestnictwa w kulturze. Indywidualny i zbiorowy jednocześnie. A jednocześnie wszyscy jesteśmy samoukami w tym względzie. Innymi słowy, zwierz nie tylko lubi rozmawiać o tym z Myszą, ale trudno go powstrzymać by o tym w ogóle nie mówił. Widownia wyglądała na zadowoloną co zawsze cieszy zwierza.
Tu zakończyła się część prelekcyjno- panelowa i zwierz został zaproszony na bankiet. Dawno temu na tym blogu pojawił się poradnik jak przetrwać bankiet, który z upływem czasu sprowadza się do jednego zdania – Znajdź miejsce do siedzenia. Zwierz znalazł (jedno z nielicznych) i musi przyznać, że bawił się doskonale. Najpierw w towarzystwie innych uczestników konwentu i festiwalu (zwierz musi powiedzieć, że jest coś miłego jak po pięciu zdaniach zaczynasz się z kimś wymieniać linkami do fan fiction) a potem – cóż tak się zdarzyło, że zwierz miał okazję dalej porozmawiać z twórcami seriali. Co oczywiście jest bardzo fajne, zwłaszcza dla takiej osoby jak zwierz, która zwykle poznaje już efekt końcowy. Ponieważ bankiet jest wspólny dla Serialconu i Off Camery to w ostatecznym rozrachunku zwierz może powiedzieć że bawił na tym samym bankiecie co Andrew Scott. Przy czym aby ostudzić wizję szalonego życia zwierza – należy odnotować że owo wspólne bawienie polegało na tym, że kiedy zwierz opuścił swoje wybrane wcześniej miejsce na kanapie zajął je aktor z Sherlocka. Jak sami widzicie – pełne spotkanie ze światem gwiazd.
Ważniejsze będzie napisanie wam że trzeciego dnia konwentu zwierz wstał bardzo wcześnie bo jego kolejna prelekcja – tym razem o Mad Men – a właściwie o tym że jest to serial o niczym – była o 10 rano! Co nie było okolicznością sprzyjającą biorąc pod uwagę, że dzień po bankiecie zwierz był raczej w stanie, który pozwalał na cosplay Dona Drapera. Tylko brakowało mu ciemnych okularów i dymu pierwszego papierosa o poranku. Prelekcja jednak odbyła się nadzwyczaj sprawnie. Zwierz przygotował ją razem z Riennaherą w sposób bardzo specyficzny – zamiast zrobić po prostu prelekcję zdecydowałyśmy się zapisać kilka punktów do rozmowy i pogadać o tym jak serialowa produkcja niekoniecznie musi się karmić dramą a największym antagonistą bohaterów może być czas. Mimo wczesnej pory i głębokiego niewyspania prelegentek wyszło chyba całkiem dobrze – tak przynajmniej wyglądało na oko – co ciekawe była to chyba pierwsza prelekcja w życiu zwierza, która mając trwać 50 minut istotnie dokładnie w takim czasie wyczerpała swoją tematykę. Po krótkiej przerwie zwierz powrócił jeszcze na dwa panele, w których brał udział jako uczestnik. Pierwszy o whitewashingu w serialach zamienił się w długą rozmowę – w sumie bardziej o reprezentacji w kulturze popularnej niż o samym wybielaniu postaci. Nie mniej pod koniec panelu jednym z najbardziej istotnych postulatów był pomysł obejrzenia jeszcze raz Rodziny Zastępczej i zadanie sobie pytania – jak tam właściwie z reprezentacją było. Drugi panel, który zwierzowi bardzo przypadł do gustu, to z kolei rozmowa w gronie Myszmasz (plus blogowe okolice bo była też Megu z Castus Geekus i Marta z Oceansoul) była niesłychanie przyjemna bo toczyła się wokół seriali Marvela. Ciekawie rozmawiało się tym razem o bardzo konkretnych tytułach i bardzo konkretnych decyzjach scenarzystów. Oraz dlaczego niektóre produkcje wychodzą a drugie słabiej i czego można się spodziewać po kolejnych produkcjach. Jak na życzenie niemal równocześnie pojawił się zwiastun Defenders Netflixa. Przypadek? Nie sądzę.
Zwierz niestety musiał z tego panelu dosłownie niemal wybiec bo czekał na niego pociąg do Warszawy. Nie mniej wybiegając z niego gorzko żałował, że nie ma więcej czasu by spędzić go i na Serialconie i na Off Camera – doskonałym festiwalu filmowym, na którym zwierz w swoim życiu nie zobaczył ani jednego filmu. Jednocześnie było mu odrobinkę szkoda że jako uczestnik (aktywny!) Serialconu nie był w stanie być na wielu prelekcjach które odbywały się równolegle do jego wystąpień. Na całe szczęście Rusty napisała notkę na podstawie swojej prelekcji na którą zwierz bardzo chętnie by podreptał ale chyba trzeci raz z rzędu nie miał okazji. Być może za kilka lat kiedy Serialcon stanie się bardzo poważnym i bardzo znanym wydarzeniem, na które będą się zjeżdżać twórcy z całego świata (choć już przyjeżdżają – scenarzyści i producenci związani np. z Doktorem Who) i zwierz już będzie za cienki w uszach na prelekcje – to wtedy sobie pójdzie na wszystkie punkty programu, nawet te co będą na raz o tej samej porze. W każdym razie od kilku lat okolice majówki zwierz spędza w Krakowie i jak na razie to zawsze była dobra decyzja. Może dlatego, że z fajnymi ludźmi o fajnych serialach się fajnie rozmawia. Coś zwierz ma takie przeczucie. I już – choć może pochopnie, mówi – do zobaczenia za rok!
PS: Jutro wrażenia po pierwszym odcinku American Gods ale już jedno można powiedzieć – wiemy gdzie się podziała ta cała krew której z jakiegoś powodu nie wykorzystano w Hannibalu.