Nie wiem czy pamiętacie, ale Zwierz ma w odcinku recenzować wszystkie odcinki Doktora na Blogu. Od tak dawna nie było Doktora, że może ktoś zapomniał. Jeśli nie oglądacie serialu – jest mi niewymownie przykro, że przez kilka tygodni będziecie musieli znosić te posty. Jeśli oglądacie Doktora to jak Zwierz zawsze chcecie czytać więcej. Bez większych wstępów – czas na tekst o drugim odcinku.
Tak jak powstrzymywał się Zwierz przed oceną Trzynastej po pierwszym odcinku, tak po drugim wciąż nie mam pewności, czy już poznaliśmy ją w tej ostatecznej – po regeneracyjnej formie. W historii można co pewien czas znaleźć momenty wahania czy niepewności, które skłaniają do myślenia, że być może dopiero Doktor z TARDIS pokaże nam swoją pełną twarz. Byłoby to znaczne rozciągnięcie w czasu procesu dochodzenia do siebie, ale nie ukrywajmy – na razie oba odcinki stanowią jeszcze coś w rodzaju wstępu bo Doktor nie wyciągnęła ręki do swoich nowych towarzyszy prosząc ich o towarzyszenie jej w kosmicznych podróżach.
Sama fabuła odcinka zdała się Zwierzowi bardzo „Moffatowa” z charakteru. Opuszczona planeta, z której nagle w wyniku jakiegoś kataklizmu zniknęło życie, tajemnicza rywalizacja, która przywodzi na myśl trochę kosmiczny „Wyścig szczurów” (czy ktoś pamięta ten film? Czy tylko Zwierz ma słabość do tej średniej komedii z doskonałą obsadą). Do tego, oczywiście szybko okazuje się, że planeta skrywa więcej niż mogłoby się wydawać, bo poza niebezpieczeństwem są na niej jeszcze porozrzucane elementy większego „meta plotu”, który wskazuje na to, że jeszcze się w przyszłości spotkamy z paskudną rasą z kosmosu, którą widzieliśmy w pierwszym odcinku a także, oczywiście ktoś zajrzał do głowy Doktor i okazało się, że jakaś niesamowita tajemnica unosi się w powietrzu. A do tego monument pojawiający się w tym samym miejscu raz na tysiąc lat. Ilekroć słyszysz że coś pojawia się gdzieś znikąd raz na tysiąc lat tylekroć wiesz że pewnie jakiś TARDIS się tam zaciął. Serio to jest odcinek który spokojnie mógłby wyjść spod pióra Moffata. Co niekoniecznie samo w sobie jest złe – bo Moffat napisał kilka moich ulubionych odcinków Doktora.
O tym że fabuła jest w pewnym stopniu przyczynkowa świadczy fakt, że pod sam koniec – kiedy dwójka ostatnich uczestników wyścigu decyduje się podzielić wygraną – nie czujemy za bardzo emocji. Wydaje się, że ich podróż została trochę odfajkowana – zaś oni sami napisani w dość stereotypowy, oparty na jednej postawie względem świata sposób. Mamy więc jednego uczestnika wyścigu który chce polegać tylko na sobie i uczestniczkę wyścigu która wszystko robi dla swojej prześladowanej rodziny – co zresztą (konieczność porzucenia rodziny bo praca z dala od domu jest jednym sposobem by zapewnić im bezpieczeństwo) jest dobrym odniesieniem do współczesnych problemów. Wydaje się, że młodym ludziom łatwiej zrozumieć mechanizm pokazany na przedstawicielce obcej rasy w kosmosie niż kiedy mówi to młody mężczyzna który przyjechał z krajów arabskich pozostawiając za sobą całą rodzinę czekającą na jego pieniądze. Nie mniej wątki tych postaci są w istocie bardzo na drugim planie.
Na pierwszym mamy Trzynastkę którą możemy teraz po raz pierwszy obejrzeć już po regeneracji w akcji. Ponownie – mam poczucie, że jej ciągłe zapewnianie że wszystko będzie dobrze, bardzo przypomina Dziesiątego Doktora. Ale może każdy Doktor tak ma. Nieco zdziwiło mnie jej zwątpienie w samą siebie pod sam koniec. Jedną z nadrzędnych cech Doktora jest fakt, że to postać nawet nadmiernie pewna siebie, która nadzieję na to, że znajdzie rozwiązanie problemu traci ostatnia. Tu jednak Trzynastka zaskakująco szybko wydaje się załamana i przekonana o tym, że zawiodła. Trochę mnie to zachowanie zdziwiło, zwłaszcza że ten moment załamania był zaskakująco głęboki jak na to jak był chwilowy. Nie wiem co twórca chciał pokazać ale pomyślałam „Hmm… to takie nietypowe zachowanie jak na Doktora”.
Poza tym podoba mi się powrót bardziej pacyfistycznej retoryki Doktora – zwłaszcza jej niechęci do broni. W ostatnim czasie było tego mniej a mam poczucie, że to bardzo ważna i zawsze istotna cecha tej postaci. Humor w odcinku był – całkiem niezły – trochę Doktorowej arogancji trochę „przepraszam bardzo ale ustalmy gdzie w kosmosie jestem”. Scena z wymienianiem walut w jakich zostanie wypłacona nagroda, przejdzie do mojego kanonu scen z Doktora które chyba zawsze będą mnie bawić. Wciąż jednak nie mam wrażenia bym Trzynastkę znała, ale na całe szczęście – co moim zdaniem jest trochę kluczowe dla Doktora, jest ona już w TARDIS i teraz liczę że w trzecim odcinku zobaczymy jak zachowuje się, kiedy ma trochę kontroli nad sytuacją (podejrzewam, że może to przypominać początek odcinka gdzie Trzynastka była chyba najbardziej Doktorowa).
Co do towarzyszy Trzynastki, to byłam trochę zaskoczona jak mało miejsca dostała Yasmin, bo w sumie bardziej w tym odcinku jest niż ma naprawdę coś do powiedzenia (poza uwagą trochę nie na miejscu, że będzie cenić swoją rodzinę, która jest trochę irytująca bo właśnie dowiedziała się że czyjaś rodzina jest prześladowana – trochę to była taka scena „Będę jeść posiłki do końca bo w Afryce dzieci głodują”). Powoli też ustala się chyba hierarchia wedle której Ryan jest tym kluczowym towarzyszem. W każdym razie wydaje się, że on może najwięcej w sobie zmienić. Osobiście najbardziej chyba z całej nowej ekipy podoba mi się Greg, jego podejście do wszystkiego co się dzieje wydaje się całkiem sympatyczne, poza tym – zawsze wolę jak w towarzystwie Doktora pojawia się ktoś nieco starszy bo zwykle te postacie jakoś wnoszą humor i ciekawą perspektywę do serialu.
Ostatecznie drugi odcinek potwierdził moje przeczucia z pierwszego. Czyli – że jednak czeka nas bardziej rozbudowana narracja – i będzie miała coś wspólnego z tą rasa którą Doktor napotkała w pierwszym odcinku. To w sumie ciekawe, bo chyba każdy nowy scenarzysta Doktora czuje potrzebę wymyślenia jakiejś paskudnej obcej rasy, która sieje dość powszechne zniszczenie. Choć moim zdaniem nic lepszego od Cisz się nie wymyśli. Moje kolejne przeczucie, czy właściwie poczucie, to że Trzynastka przypomina mi dziesiątego Doktora. Może to jest jakaś moja projekcja ale czuję że gdyby Trzynastka miała ze wcześniejszych inkarnacji wskazać tą sobie najbliższą to byłby to Dziesiąty. Och jak mi się marzy, żeby ta dwójka się spotkała….
Nie będę ukrywać, że ten odcinek raczej nie trafi na listę moich ulubionych, choć cenię scenarzystę za pomysł by bohaterowie zostali wrzuceni w przygodę, bardziej niż ją wybierali. Poza tym podoba mi się nowy wystrój TARDIS choć – ja wiem, że to zabrzmi jakbym miała tylko jedno w głowie – bardzo mi przypomina TARDIS z czasów RTD – pod koniec ery Moffata, było w tym kokpicie ciemniej i bardziej „pokojowo” tymczasem nowy wystrój TARDIS trochę mi przypomina to jak wyglądała pod koniec ery Tennanta. Może dlatego, że jest tam ciepłe światło. W każdym razie nie mogę się doczekać następnego odcinka, bo uwielbiam kiedy Doktor spotyka postacie historyczne a Rosa Park wydaje się idealną kandydatką do takiego spotkania. Tak więc czekam na kolejny odcinek z poczuciem, że może tu Trzynastka przeskoczy ostatecznie „z jest nieźle ale jeszcze zobaczymy” do „OK to mój Doktor”
Ps: Nie wiem czy wiecie ale oglądalność pierwszego odcinka Trzynastki pobiła wszystkie rekordy oglądalności. Ach te wstrętne kobiety rujnujące oglądalność serialu swoją obecnością.
Ps2: Jeśli macie czas 19.10 o 18:00 i jesteście w Gdyni to wezmę tam udział w panelu o literaturze w Internecie ! (szczegóły znajdziecie jak klikniecie w link)