Tegoroczne Emmys były wyjątkowe – transmitująca imprezę telewizja ABC zrobiła dosłownie wszystko, żeby uroczystość była dla widzów ciekawa. Prowadzący Jimmy Kimmel łączył się z nominowanymi przez Internet, pod drzwiami nominowanych stali prezenterzy w specjalnych skafandrach – na wypadek gdyby zwycięzcy trzeba było wręczyć statuetkę, a niektórzy aktorzy pojawili się na żywo, jak Jennifer Aniston, która wraz z Kimmelem pokazywała jak zdezynfekować kopertę (będziecie potrzebowali gaśnicy). Wszystko, żeby jakoś w tych trudnych czasach tchnąć życie w uroczystość rozdania nagród, które dla coraz większej grupy osób są zupełnie nie interesujące.
W tym roku Emmys miały jednak szansę być zupełnie inne. Nie dlatego, że szaleje wirus ale dlatego, że po zakończeniu Gry o Tron, Współczesnej rodziny i Veep zginęły trzy seriale które w ostatnich latach zbierały więcej nagród niż im się to należało. Drzwi do nagród tym razem były szeroko otwarte i niejeden widz zadawał sobie zapewne pytanie – czy HBO utrzyma swoją wieloletnią dominację w zakresie tych prestiżowych nagród. Dominację, której wciąż bardzo nie chce oddać Netflixowi. Zwłaszcza że do ostatniej nocy kiedy przyznawane są najważniejsze nagrody (te mniej medialne przyznawano przez kilka wcześniejszych dni), liczba zdobytych przez obie stacje/platformy nagród była niemal równa.
Tymczasem przynajmniej w kategoriach komediowych okazało się, że tam gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Komediowy serial Schitt’s Creek, wyprodukowany przez POP TV( mała stacja która właśnie wycofuje się z oryginalnych produkcji) wygrał nagrodę za najlepszy serial komediowy i zgarnął wszystkie nagrody aktorskie za wstępy w serialu komediowym co nie zdarzyło się od niepamiętnych czasów, dodajcie do tego nagrodę za scenariusz i reżyserię i dostaniecie dowód na to, że produkcje, które powstają bez wsparcia wielkich stacji telewizyjnych mają szansę być dostrzeżone. Jest tylko jeden warunek – muszą być absolutnie uroczymi serialami wyprodukowanymi, napisanymi i zagranymi przez ludzi którzy zainwestowali wszystko w swój projekt.
Jestem zła że serialu nie da się obejrzeć w Polsce legalnie ale jeśli jesteście zainteresowani tą produkcja to YT można się dość szybko zorientować jaki to był serial. No właśnie Schitt’s Creek zostało obsypane nagrodami, ale są to nagrody na pożegnanie – serial dobiegł końca więc można trochę zrozumieć dlaczego wielu członków telewizyjnej akademii zrozumiało, że teraz albo nigdy. Jednocześnie, to zawsze jest taki słodko gorzki moment kiedy serial dostaje nagrodę dopiero po ostatnim sezonie – bo w niczym nie ułatwi to twórcom produkcji. Jedyna nadzieja – po takim triumfie na Emmys może będzie łatwiej serialowi zawitać do Polski.
Jedyną z komediowych nagród aktorskich która nie trafiła do Schitt’s Creek zgarnął Eddie Murphy za swój gościnny występ w SNL. Co jest w ogóle ciekawe, że występy aktorów w SNL ocenia się w kontekście występów w serialach komediowych choć to przecież jest zupełnie inny rodzaj aktorstwa. Nie zmienia to faktu, że pod względem nagród dla aktorów czarnoskórych tegoroczne Emmys, trochę przełamały schemat i pokazały choć trochę równości czy bardziej równowagi. I dobrze, bo rzeczywiście ostatni rok obfitował w ciekawe role, napisane dla osób z różnych grup etnicznych. Do komentowania współczesnej Ameryki są potrzebni bohaterowie, którzy dotychczas przebywali na drugim planie, ale czas na nową perspektywę.
Jednym z najbardziej uroczych momentów gali online był moment kiedy żona Marka Ruffalo Sunrise Coigney nie mogła powstrzymać entuzjazmu po jego wygranej. To jest plus nagród online.
Nieco więcej emocji mogła dostarczyć kategoria najlepszy serial dramatyczny, ale tu w sumie trzęsienia ziemi nie było. Statuetka powędrowała do Sukcesji – serialu od HBO (więc wszystko w rodzinie), który wszyscy nazywają jednym z najlepszych w historii a ja przysypiam w połowie pierwszego sezonu i nawet nie wiem, dlaczego. W każdym razie kiedyś go obejrzę. Najlepszą nagrodę za rolę w serialu dramatycznym dostał Jeremy Strong a jakże za rolę w Sukcesji. Dodatkowo Secesja zgarnęła jeszcze nagrodę dla najlepszej aktorki występującej gościnie (dla Cherry Jones) i nagrodę za najlepszą reżyserię oraz scenariusz.
Pewną niespodzianką była pewnie dla wielu obserwatorów fakt, że nagrodę dla najlepszej aktorki w serialu dramatycznym dostała Zendaya. Nie dlatego, że jej rola Rue w Euforii nie była dobra, ale dlatego, że Emmys nie nagradzają zwykle tak młodych aktorek. Z tego co wiem, Zendaya jest najmłodsza w historii. Ponownie – jest to o tyle nagroda, która może cieszyć, że seriale o młodych ludziach, często wpadały w ocenach Akademii w kategorię produkcji które można nominować ale niekoniecznie nagradzać. Tymczasem serial młodzieżowy w ostatnich latach ewoluuje i pojawiają się produkcje, które naprawdę zasługują na dostrzeżenie (nie tylko Stranger Things, które jest takim serialem, który na pewno dostanie w każdym sezonie nominację).
Nagrody w kategoriach dramatycznych w ogóle rozłożyły się nieco bardziej po serialach bo zamiast dać wszystko Sukcesji nagrodę dostał Billy Crudup za drugoplanową rolę w The Morning Show (bardzo zasłużenie moim zdaniem bo jest tam świetny) i Julia Garner za drugoplanową rolę w serialu Ozark (którego nigdy nie zaczęłam i teraz nie mam siły nadrobić). Nagrodę za najlepszy występ gościny w serialu dramatycznym zebrał Ron Cephas Jones za pojawienie się w serialu „This is Us” – broniąc tym samym honoru produkcji dramatycznych tworzonych przez stacje ogólnodostępne (mimo całej swojej melodramatyczności „This is Us” jest jednym z niewielu seriali spoza kablówki, które w ogóle się liczą na nagrodach).
Chyba nikogo nie zaskoczy, że w tym roku kategoria „najlepszy miniserial” (a właściwie serial limitowany) była rozstrzygnięta na długo przed rozdaniem nagród. W roku, w którym są „Strażnicy” nie mogło być inaczej. Nagrody powędrowały do „Strażników” za najlepszy serial, najlepszą rolę kobiecą dla Reginy King, za najlepszy scenariusz, za najlepszą rolę drugoplanową dla Yahay Abdula-Mateen II. Nagrodę za najlepszą reżyserię zgarnęła Maria Scharder za „Unorthodox” zaś nagrodę dla najlepszego aktor – zgodnie z przewidywaniami dostał Mark Ruffalo za podwójną rolę „I KNow This Much Is True” (ponowne chyba nikogo to nie dziwi). Wiele osób z radością przyjęło statuetkę dla bardzo lubianej Uzo Aduby za rolę drugoplanową w Mrs. America.
Muszę przyznać, że rozbawiły mnie pierwsze komentarze, w których donoszono, że wygrana „Strażników” to pierwsza nagroda dla serialu super bohaterskiego czy komiksowego. Bo jakby na serial nie patrzeć – to z jednej strony – super bohaterów tam raczej nie ma, a relacja serialu z komiksem jest tak skomplikowana, że naprawdę materiał źródłowy choć ważny nie określa gatunku tej produkcji. Ostatecznie daleko jeszcze jest szacownym gremiom do dostrzeżenia że w serialach takich jak Legion czy Doom Patrol jest coś więcej niż okładanie się po głowie. A to przykłady i tak ekscentrycznych produkcji na podstawie komiksu. Jakoś nie widzą mi się nominacje dla seriali w świecie Marvela które wrzuci Disney Plus.
Wieczór nie obfitował więc ani w wielkie zaskoczenia ani wielkie zmiany w czołówce rywalizacji o nagrody. HBO wyprzedziło Netflixa o włos – 9 nagrodami, zdobywając 30 statuetek choć warto zaznaczyć – że dopiero ta noc kiedy dostawały konkretne programy przełamały remis. Na trzecim miejscu pojawiło się niespodziewanie POP TV bo wygrało 10 nagród, ale trzeba przyznać że aż 4 z nich trafiły do Daniela Levy który dostał statuetki za reżyserię, produkcję, scenariusz i grę aktorską w Schitt’s Creek . A ponoć czasy seriali naprawdę autorskich już za nami.
W ostatecznej rywalizacji Watchmen wygrał o włos z Schitt’s Creek co pokazuje, jak niesamowitym sukcesem był deszcz nagród dla niewielkiego serialu komediowego o którym w Polsce nikt nie słyszał a który dostał więcej nagród niż wprowadzony z olbrzymią promocją Mandalorian czy dystrybuowana przez HbO „Sukcesja”. Pod tym względem aż żal że był to taki dziwny rok bo traki triumf powinien się odbywać w obecności innych osób po fachu by móc im pokazać jak złamać system.
Kolejne Emmys za nami i mam wrażenie, że z roku na rok budzą one coraz mniej emocji. Co jest o tyle ciekawe, że przecież oglądamy coraz więcej seriali i naprawdę – tu już trudno korzystać z wymówki Oscarów, że przecież „Nikt tego nie ogląda”. Choć może największym problemem Emmys, jest to, że zawsze wdają się przesunięte o kilka sezonów do tył, jak ktoś kto rozpaczliwie próbuje nadrobić co było ciekawego w telewizji, ale wykupił tylko subskrypcje HBO a hasło do Netflixa ma od kolegi. Jednocześnie ta dziwna ceremonia wręczenia nagród sprawia, że trzeba sobie zadać pytanie – czy da rozdanie nagród na dystans ma sens. Wieczór był niewątpliwie całkiem sympatyczny i pewne pomysły naprawdę sprawiły, że można było oglądać ceremonię z przyjemnością. Nie da się jednak ukryć, że brakowało tego momentu kiedy wywołany po raz któryś twórca staje na scenie, przed wszystkimi swoimi kolegami po fachu i przeżywa chwilę triumfu. Ten moment jest przecież kluczowy. To spektakl artystycznego spełnienia który przyciąga nas najbardziej i chyba nie działa gdy nie ma w okolicy sali pełnej ludzi gotowej klaskać.