Home Film A niedziele nie są co tydzień czyli o filmowych „Nocach i Dniach”

A niedziele nie są co tydzień czyli o filmowych „Nocach i Dniach”

autor Zwierz
A niedziele nie są co tydzień czyli o filmowych „Nocach i Dniach”

Kiedy napisałam na FanPage, że mam zamiar spędzić cały wieczór z filmową, odrestaurowaną, wersją „Nocy i Dni” zaskoczyła mnie ilość lajków i komentarzy – osób, które kojarzą film (a częściej serial) z dzieciństwa, tych którzy wracają do niego z przyjemnością i tych którzy nie mogą znieść bohaterki i jej rozterek. Uznałam, że skoro ja mam niezmierzoną ilość emocji względem „Nocy i Dni” to czemu by o nich nie napisać.

 

Od razu na wstępie zaznaczam – to nie jest recenzja ani książki, ani serialu tylko filmu. To wyróżnienie jest istotne, bo film, choć zawiera wiele istotnych scen z książki i również istotnych scen z serialu to układa je we własną narrację – pod wieloma względami – dużo bardziej skoncentrowaną na związku Bogumiła i Barbary. Dlatego – koncentruję się na filmie. Jednocześnie – widziałam film, serial i czytałam książkę. Film i Serial widziałam wiele razy. To nie jest recenzja pierwszego oglądania.

 

 

W filmie dużo bardziej niż w serialu widzimy zamysł reżysera by wszystko co pokazuje się nam na ekranie było w istocie wspomnieniem Barbary o jej własnym życiu. To o tyle doskonały pomysł, że dzięki temu bardzo rwana – zwłaszcza na początku struktura filmu – nie wadzi. – ostatecznie takie są wspomnienia – urywane, nie uporządkowane, często pojawiające się w głowie nie po kolei. Jednocześnie świadomość, że Barbara pamięta swoje życie w sposób nie do końca obiektywny. Dostajemy więc zbitkę wspomnień, które jednak im bliżej końca historii stają się coraz bardziej uporządkowane. Nie wiem czy taki był zamysł twórców ale odnosiłam wrażenie, jakby udało się oddać to poczucie, że rzeczy, które działy się dwadzieścia parę lat wcześniej Barbara rzeczywiście pamiętała słabej i bardziej wyrywkowo niż to co działo się już bliżej wybuchu wojny. A może to po prostu jej życie stało się spokojniejsze, pozbawione tylu wydarzeń i tragedii.

 

O „Nocach i Dniach” mówi się często, że to jest taka książka i taka opowieść dla dorosłych. Kiedy słyszymy „dla dorosłych” zwykle wydaje się nam, że to kwestia treści nieodpowiednich dla młodych ludzi. Ale dorosłość tej opowieści polega na jej uniwersalnej codzienności i doskonałym ujęciu tego co dzieje się przez lata związku pomiędzy dwójką ludzi. Gdzieś w sieci mignęło mi opracowanie do odpowiedzi na szkolne pytanie „Czy Barbara i Bogumił byli dobrym małżeństwem”. Przyznam szczerze, że trochę rozbawiło mnie to pytanie. Barbara i Bogumił nie byli dobry małżeństwem, nie byli złym małżeństwem, byli po prostu małżeństwem. Takim, które ma dobre i złe chwile, takim w którym czasem się kogoś kocha, czasem się kogoś chyba trochę nie kocha, ale toleruje, takim w którym czasem nie umie się dobrze nazwać swojego uczucia. Takim, które się czasem razem cieszy, ale zdecydowanie częściej martwi, które razem stara się jakoś wychować dzieci, niekoniecznie odnosząc przy tym zawsze sukces. To narracja o związku, która rozumie, że pomiędzy dwójką ludzi, którzy dzielą razem życie rzadko relację można określić jednym słowem. Że nawet zdrada nie zawsze jest dokładnie tym samym, że czasem się mężowi zamyka drzwi przed nosem, czasem się go czule żegna, a czasem siedzi przy stole i tylko czuje się tą rosnącą przepaść.

 

Jednocześnie film pokazuje dwójkę ludzi, których życiowe pragnienia są wybitnie nie zgrane – nie mniej zamiast iść w typowo melodramatyczny ton, koncentruje się właśnie na tym wspólnym życiu, gdzie codzienne zmartwienia przykrywają często głębsze refleksje. Sama Barbara jest przez wielu widzów czy czytelników nielubiana, ale osobiście mam wrażenie, że to jedna z lepiej sportretowanych kobiet w kinematografii (a na pewno w literaturze). Wspomnienie Barbary o Tolibowskim, może się początkowo wydawać ciężarem – ciągle zadawanym sobie pytaniem – co by było, gdyby, ale z czasem staje się swoistą ucieczką, przestrzenią, do której nikt nie ma dostępu. Wspomnienie zresztą cudownie nakręcone, bo nie da się ukryć – że cała ta scena z Nenufarami, jest dokładnie tym co można wspominać latami, bo to przecież czysta poezja – zestawiona z tym życiem codziennym. Choć nie pamiętam kto powiedział, że sceny tej oglądać nie może bo cały czas się zastanawia kto temu Tolibowskiemu potem te jasne spodnie wypierze.

 

Tym co ludzi denerwuje są zmiany postaw Barbary, jej niestałość czy kapryśność. Oczywiście – współczesny widz czy czytelnik pewnie zdiagnozowałby Barbarze niejedną przypadłość od depresji począwszy na dwubiegunowości skończywszy. Osobiście jednak mam poczucie, że dominującą cechą Barbary, której ludzie w niej nie lubią jest przedstawienie bohaterki jako rozdartej, niezdecydowanej, zaprzeczającej często samej sobie. Pod tym względem Barbara wydaje się wręcz histeryczna czy uciążliwa. Jednak… to jest tak bardzo ludzkie. Kiedy robi Bogumiłowi awanturę o kwiaty na powozie, to staje się odbiciem tych wszystkich kobiet, które nie są koniecznie zazdrosne o męża, tylko o to że mogą zostać pominięte. Kiedy broni Tomaszka by potem mu nakłaść – to jest jak te wszystkie bezradne matki – pomiędzy wściekłością a miłością. Kiedy mówi Bogumiłowi, że go nie kocha choć przecież widać że kocha – to jest jak wszystkie osoby, które nie znają dobrze siebie, więc nie znają dobrze swoich uczuć. Kiedy nie chce zainwestować odziedziczonych pieniędzy w majątek, tylko wyjechać do Kalińca, to jest dokładnie jak każde z nas, które obiecuje sobie, że gdzie indziej rozpocznie nowe życie. Barbara jest irytująca, bo jest taka jak my. Niekiedy czuła, niekiedy kapryśna, skoncentrowana na sobie, bo przecież jest główną bohaterką własnej opowieści.

 

 

Jednocześnie, jeśli się nad tym zastanowić – Bogumił jest rzadkim przypadkiem mężczyzny, który prosi o miłość i docenienie. Nie śpiewa pod oknem, nie prześladuje, nie idzie w przemoc. Chciałby być kochany w równym stopniu co sam kochał, chce walczyć o związek. Ale nie jest bez wad, bez pokus – żaden z niego idealny mężczyzna czekający pokornie na skinienie ręką. Żaden z niego człowiek nieobecny, który nie wstanie, gdy dziecko płacze w nocy. Świadom, że prawdopodobnie popełnił błąd biorąc ślub bez miłości, choć przecież – dostający od Barbary uczucie – rwane, nie stałe, nie codzienne, ale przecież obecne. Film zresztą pięknie pokazuje człowieka, który w przeciwieństwie do Barbary miał szansę zasmakować innego życia i odnajduje się w swojej pracy zarządcy. Jest coś pięknego w tym jak film – zupełnie wbrew naszej narodowej tradycji – podkreśla wagę budowania, ciężkiej pracy i ostatecznie – tworzenia czegoś z niczego. Mało jest w Polskim kinie takich bohaterów, którzy po prostu robią, czerpią z tego dumę, są w tym dobrzy i tylko chcieliby, żeby żona spojrzała na nich przychylniejszym okiem.  Przy czym od razu zaznaczmy – nie byłoby tak genialnego Bogumiła, gdyby nie Bińczycki. Ta rola to właściwie podręcznik – ile człowieczeństwa można zmieścić w jednej roli. Zagranej spokojnie, bez nadmiernej ekspresji (w kontrze do Jadwigi Barańskiej), ale tak że możemy dostrzec Bogumiła w każdym jego ruchu, kroku, w każdym niewypowiedzianym słowie. Och jaka to jest rola. Taka, że trudno sobie wyobrazić by ktokolwiek, kiedykolwiek był jeszcze w stanie inaczej zagrać Bogumiła.

 

Oglądając film zdałam sobie sprawę, że to jest fascynujące. W 1975 roku Polska dała światu produkcję, której domaga się dziś niejedna krytyczka, czy osoba zainteresowana reprezentacją kobiet w kinie. Film pokazany z całkowicie kobiecej perspektywy. Fragment historii przefiltrowany wyłącznie przez kobiece doświadczenie, refleksję, pamięć. W odróżnieniu od (w sumie podobnego pod pewnymi względami) „Przeminęło z Wiatrem” gdzie obserwujemy czas dynamicznej przemiany i konflikt – tu mamy ten czas „pomiędzy”. Jest po powstaniu styczniowym, przed pierwszą wojną. Życie choć oczywiście ma polityczne aspekty, toczy się jednak nie tylko w okolicach wielkich historycznych dat. „Noce i Dnie” – w swojej filmowej wersji, są wręcz pokazowo pozbawione wątków politycznych. To opowieść absolutnie obyczajowa – małżeństwa, zbiory, narodziny, śmierć, ktoś się starzeje, ktoś wyjeżdża. Rytm kolejnych zbiorów, wysyłania dzieci do szkół i okładania oszczędności na starość. A przecież nie jest to historia mniej ważna, mniej poruszająca, mniej mówiąca nam o przeszłości. W tym „nic nie dzianiu się” zawiera się skomplikowane życiowe doświadczenie jednej kobiety, jej marzeń, ambicji, jej decyzji. Jasne, wojna zmienia życie Barbary, ale jest tylko kolejnym zdarzeniem. Nie jest tym wokół czego kręci się cała akcja. Przyznam szczerze, że poruszyło mnie jak uniwersalny pod wieloma względami jest to film. Nawet jeśli zmienimy realia czasowe, czy przesuniemy całą historię na inną szerokość geograficzną, to wciąż – oddaje to po prostu ludzkie życie, skomplikowane i niejednoznaczne.

 

 

Nie ukrywam, że od dzieciństwa „Noce i Dnie” w filmowej wersji niesamowicie mnie wzruszają. Ta scena, w której Barbara zastanawia się, czy gdyby nie kazała Bogumiłowi założyć kożuszka to czy by się nie rozchorował i nie umarł, to jedna z pierwszych porażająco smutnych scen filmowych jakie zapamiętałam. I to nie tylko dlatego, że zawsze było mi żal takiej bezsensownej śmierci Bogumiła, ale żal mi było też Barbary, w której życiu pojawia się kolejne pytanie „co by było, gdyby” – schemat prześladujący ją przecież od zawsze, czyniący ją nieszczęśliwą (a właściwie – mniej nieszczęśliwą a bardziej – mniej dopuszczającą do siebie szczęście). Rusza mnie też zawsze zakończenie z Barbarą odjeżdżającą w dal, zostawiającą za sobą i fotografię Bogumiła, i Tolibowskiego i Kamieniec – całe swoje życie, które przecież trochę jej ciążyło. Tam na tej furmance w środku lasu, Barbara nareszcie jest tylko Barbarą, która ma swoje wspomnienia, te wszystkie noce i dnie, i rzadkie niedziele. I jest to coś co jednocześnie można czytać jako bardzo smutne, ale też – jako wyzwolenie od tego wszystkiego w czym nie umiała się przez lata odnaleźć.

 

Nie czytam filmowych „Nocy i dni” jako melodramatu. Czytam je jako psychologiczny portret małżeństwa, jako historię opowiedzianą z perspektywy, którą się zwykle pomija. Ostatecznie jako opowieść niewyobrażalnie uniwersalną i ponadczasową. Taką, która rusza, bo dostrzegamy w bohaterach albo nas samych, albo naszych bliskich. Utkane z codziennych zmartwień życie Barbary i Bogumiła ma w sobie jakąś prawdę o tym co i nam towarzyszy – w codziennych zmaganiach z życiem. Jednocześnie filmowa formuła, dodaje też ten element swoistego kalejdoskopu – dzieci tak szybko rosną, rozpadający się dworek tak szybko staje się nowym domem, śmierć przychodzi i odchodzi. Nie trudno się dziwić Barbarze, że co chwilę zadaje sobie pytanie jaki to wszystko ma sens i czy można zostawić po sobie jakiś znaczący ślad na tej ziemi.

 

 

Reżysersko film jest niesłychanie sprawny – zwłaszcza w tym jak odpowiednio przeplata zadumę z humorem – czasem w jednej scenie, jak pokazuje te emocje, które narastają pomiędzy bohaterami a których nie umieją oni do końca wymówić. Czasem jak w jednej scenie pokazuje nam skomplikowane emocjonalne stany, czy pewne pogodzenie się z losem. Jednocześnie kolory i światło cudownie rozdzielają od siebie stany emocjonalne Barbary, te gorsze momenty i te „niedziele” życia. Jasne, żółte, słoneczne – są miłe i dobre chwile. W tych gorszych robi się szaro. Czasem w tych pełnych nadziei pojawia się zieleń. Ten film aż tętni kolorami, tak bardzo, że niemal czuć, jak Barbara układa sobie wspomnienia w głowie. Jedynym minusem filmu jest fakt, że również ciekawe losy dzieci Barbary i Bogumiła są właściwie potraktowane drugoplanowo (co jest zrozumiałe przy zwięzłej formie trzech godzin) ale przede wszystkim – są dużo mniej wyraziste i dużo słabej zagrane (nie są zagrane źle tylko aktorzy w głównych rolach są po prostu fenomenalni).

 

Film obchodził we wrześniu 45 rocznicę premiery. Przyznam, że aż trudno uwierzyć, że to już tyle lat. A jednocześnie – to jest doskonały przykład, jak sięgając po dzieło klasyczne, można stworzyć coś niewyobrażalnie współczesnego. Nie wydaje mi się, że jest przypadkiem, że „Noce i Dnie” dostały nominację do Oscara. Pomijając fakt, że biedni Amerykanie nigdy nie mieli szansy przeczytać Dąbrowskiej (chyba że w ostatnich latach powstało tłumaczenie) to jak pisałam – to nie jest historia o Polsce, tylko historia o ludziach. Zaskakujący przykład, klasycznego kina historycznego które jednocześnie – jest po prostu rodzinnym dramatem we wnętrzach. Można nic nie wiedzieć o historii i też zrozumieć bohaterów i emocje między nimi. A jednocześnie trochę brakuje w Polskim kinie dziś takiego realizacyjnego rozmachu, niby mamy więcej pieniędzy, a trudniej nam znaleźć takie plenery, taką dokładność oddania realiów, stworzyć coś na taką skalę. Nie mówię, że Polskie kino po 1989 nie jest ciekawe, ale coś straciliśmy po drodze.

 

Pod koniec oglądania „Nocy i Dni” zwykle płaczę. Kiedy próbowałam wyjaśnić mojemu mężowi czemu łzy płyną mi do oczu to zawsze napotykałam na ten problem, że wyjaśnienie kryje się w tytule – w tych dniach i nocach zwykłego życia, które układa się tak a nie inaczej, które nie jest ani szczęśliwe, ani tragiczne, ani niezwykłe, ani pozbawione zdarzeń. Spotkanie z tą refleksją, z tym poczuciem uniwersalności ludzkich losów i doświadczeń, z tym niespełnieniem które często wypełnia człowieka – nie pozostaje nic innego jak sięgnąć po chusteczkę. Ostatecznie czy nie tego chcemy od kultury. By powiedziała nam, że pragnienia, zmartwienia i marzenia, które nie dają nam spać w nocy wypełniały już niejedno serce.

 

Ps: Film obejrzałam z zakupionej niedawno płyty – jednej z wielu, z Polską klasyką, którą znam i lubię albo, którą przez przypadek pominęłam. Produkcja wyszła jako serial na płytach, ale ja mam ją na płycie z wersją po rekonstrukcji cyfrowej. To jest niesamowite, bo filmy zrekonstruowane cyfrowo pokazują w pełni wartość produkcyjną i głębię kadru – przez co człowiek zaczyna czuć, że naprawdę je ogląda a nie jest to kolejny seans jednym okiem w niedzielne popołudnie kiedy coś się ogląda ale zupełnie się tego nie widzi. BTW – pewnie będę wam jeszcze pisała o Polskiej klasyce bo widzę, że ona budzi w was mnóstwo emocji.

0 komentarz
15

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online