Niewiele jest rzeczy, które we współczesnej kulturze popularniej cieszy mnie tak jak otwarcie młodych ludzi na kultury innych obszarów niż tylko Ameryka i Europa. Zwłaszcza Korea staje się w ostatnich latach fascynująca dla młodych ludzi – głownie za sprawą k-popu i k-dram. Dzięki temu zainteresowaniu tłumaczy się na polski coraz więcej koreańskich książek – co sprawia, że możemy zajrzeć do świata zupełnie innej literatury. A to już jest przygoda w której mogą brać udział na równi z wielbicielami k-popwych utworów. Tym razem wydawnictwo kobiece w swoim młodzieżowym imprincie Mova zdecydowało się na wydanie powieści Won-Pyung Sohn „Almon”. I mam wrażenie, że to powieść, która pokazuje, że autorzy na całym świecie doskonale wiedzą co siedzi w mózgach i sercach nastolatków.
Bohaterem powieści jest Yunjae który z powodu niedostatecznie rozwiniętego ciała migdałowatego cierpi na Aleksytymię co oznacza, że nie rozpoznaje i nie rozumie emocji, z punktu widzenia osób postronnych – w ogóle ich nie ma. Ten brak przeżywania i rozumienia emocji staje się dla niego ciężarem decydującym o całym jego życiu. Zwłaszcza w momencie, w którym w sposób tragiczny zaczyna się ono komplikować. Yunjae który przez lata żył otoczony miłością babci i matki, które starały się go nauczyć żyć w społeczeństwie, w pewnym momencie zostaje sam. Co znaczy, że nie ma obok siebie nikogo kto by podpowiadał mu jak ma reagować w najprostszych społecznych interakcjach.
Przyglądając się historii Yunjae czekamy na moment kiedy pojawi się ktoś kto go w prosty sposób uratuje, czy naprowadzi na właściwą drogę. Pewnym zaskoczeniem dla czytelnika jest moment gdy ta postać się pojawia. Nie jest to jednak ani zaangażowany nauczyciel, ani przemiła dziewczyna. Osobą, która ma na chłopaka największy wpływ, jest Gon – jego rówieśnik, który trafił do szkoły po latach błąkania się po rodzinach zastępczych. Gon jest ma charakter młodocianego kryminalisty, nie za bardzo umie panować nad emocjami, zdarzają mu się ataki gniewu. Gon chciałby nic nie czuć ale czuje za dużo. Yunjae nie czuje prawie nic ale jest ciekawy ludzkich emocji. Ich spotkanie nie jest pozbawione przemocy, ich przyjaźń – nigdy nie jest prosta – ale obaj znajdują nić porozumienia – być może zdając sobie sprawę, że choć maja zupełnie różne problemy to świat emocji dla nich obu jest równie trudny.
Tym co niezwykle mi się w powieści podoba, to sposób oddania charakteru bohatera poprzez oszczędność narracji. W książce wiele się dzieje, ale jest ona dość krótka. To dlatego, że nasz narrator, nie skupia się na szczegółach, nie analizuje za bardzo własnych stanów emocjonalnych, jest w dużym stopniu oszczędny w opisie świata i ludzi wokół siebie. Ten sposób narracji doskonale oddaje to czego sam bohater nie umie niekiedy wyartykułować – jego niezdolność do postrzegania świata przez zachwyt, strach czy ból. Właśnie w języku powieści najlepiej odbija się jego charakter – człowieka inteligentnego ale wciąż oddzielonego od innych osób, właśnie tym brakiem przetwarzania emocji.
Jednocześnie czytając powieść miałam poczucie, że bardzo trafi do młodych ludzi. Z wielu powodów. Po pierwsze, poczucie zagubienia młodego bohatera, jest czymś co łączy wiele młodych osób, nawet tych zalewanych falami najróżniejszych emocji. Po drugie – pytanie o to czy można być szczęśliwym i kochanym jeśli jest się innym od wszystkich męczy nas chyba wtedy najbardziej. Okres nastoletni czy nawet wczesnej młodości to moment kiedy bardzo chcemy być tacy jak wszyscy. Jeśli z jakiegoś powodu nie przystajemy do wzorca często boimy się, że świat nigdy nas nie zaakceptuje. Stąd takie opowieści jak „Almond” dają nadzieję, że nie ma takiej inności, której ktoś by nie otoczył nawet trudną miłością. Zresztą powieść dość dobrze wskazuje, że owa inność nie jest sama w sobie zła, zaś nad wszystkim co nam w życiu ciąży można pracować – odnosząc nawet niewielkie sukcesy.
Przede wszystkim jednak wydaje mi się, że sama historia – rodzenia się przyjaźni pomiędzy dwójką bardzo różnych chłopaków, uczucie złości jakie towarzyszy spotykającej ich niesprawiedliwości – to wszystko pozwala paradoksalnie – przeżyć te wszystkie emocje jakie się w młodej osobie kłębią. Nawet jeśli miejscami może się wydawać, że w powieści zdarza się zbyt wiele złego, to sama pamiętam, że właśnie mając naście lat bardzo mnie ciągnęło do tragicznych literackich bohaterów. Mam wrażenie, że jest coś niesamowicie pociągającego w smutnych historiach – zwłaszcza w wieku nastoletnim.
Ostatecznie polecałabym „Almond” przede wszystkim dlatego, że to nie jest taka sama powieść jak dziesiątki innych – wywodzących się głównie z amerykańskiego czy brytyjskiego kręgu kulturowego. Fakt, że dzieje się w zupełnie innych dekoracjach, w innej kulturze, w świecie gdzie bohaterowie mają inne punkty odniesienia sprawia, że powieść jest po prostu interesująca jako inne podejście do konstruowania świata przedstawionego i fabuły. Dla mnie to fascynujące, bo w takich książkach nie zawsze wiem co będzie dalej , ani która z postaci okaże się kluczowa. Co z kolei sprawia, że nie jestem w stanie odłożyć książki póki jej nie skończę.
Jeśli macie gdzieś pod ręką nastoletnią osobę która wsiąkła w świat Korei to koniecznie sprezentujcie jej „Almond” – moim zdaniem będzie zachwycona. A sami jeśli lubcie czytać niezłe książki Young Adult – zwłaszcza takie, które trochę odbiegają od schematu, też powinniście sięgnąć po lekturę. Ja na pewno podrzucę książkę mojej mamie, co jak wiecie – w moim słowniku jest najwyższą rekomendacją.
Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Kobiecym. Czytałam powieść dwa razy – pierwszy jeszcze przed publikacją by napisać blurb na okładkę.