Hej
Są strony internetowe, są portale społecznościowe, są komunikatory, są skrzynki pocztowe, są konta, są blogi, są twittery, są fora i jest Facebook. Nie ukrywajmy dla większości 500 milionów użytkowników sieci Facebook to trochę definicja internetu. Wchodzisz sprawdzasz co u innych, piszesz co u siebie tracisz godziny na robienie quizów do której postaci historycznej jesteś podobny i kto zagrałby ciebie w Hollywoodzkiej produkcji o twoim życiu, wrzucasz zdjęcia które masz nadzieje nie skompromitują cię przed przyszłym szefem ( albo takie które cię skompromitują choć jeszcze o tym nie wiesz), sadzisz pietruszkę, zakładasz kawiarnię, grasz w snake. W tym samym czasie twoi znajomi robią dokładnie to samo więc Facebook nigdy nie śpi. Nie musisz nic robić by życie toczyło się tuż obok ciebie. Masz setki znajomych i choć to może wydawać się śmieszne — większość z nich znasz osobiście ( chyba że jesteś nałogowym znajomościo zaiweraczem wtedy pewnie nie znasz nawet jednej dziesiątej) i możesz do nich prawie w każdej chwili zadzwonić. Ale mimo to Facebook to potęga.Oczywiście zwierz mógłby napisać że Facebook przeminie tak jak przemija każde imperium. Ale nie napisze czegoś co jest oczywiste. Bardziej fascynuje go to co dziś obejrzał w kinie ( poszedł na Social Network!) i to co przeczytał wczoraj na pewnym innym niż Facebook portalu społecznościowym. Zacznijmy od tego drugiego. Otóż wczoraj pod recenzją filmu rozpętał się spór — czy Facebook to rzecz dobra czy zła. Zwierz nigdy nie podejrzewał że ludzie mają tak ostre opinie. Zdaniem jednych Facebook odrywa nas od zwykłego życia, zdaniem drugich jest jego kontynuacją. Obie strony zakładają jednak że to coś więcej niż strona internetowa — to cały styl życia. Jeśli jesteś na Facebooku musisz być użytkownikiem nałogowym, jeśli nie jesteś musisz być porąbanym przeciwnikiem wszystkiego co wiąże się z portalami społecznościowymi. Najśmieszniejsze jest to że cała dyskusja rozgrywała się w sieci na jednym z rozlicznych portali społecznościowych działających może i na innych zasadach ale w sumie spełniającym dokładnie tą samą rolę ( też masz tam profil, tablice i możliwość rozmowy ze znajomymi). Zwierz który porzucił rozmowę gdzieś w środku ( trochę przerażony tym ile generuje emocji) zastanawia się czy nie miał tu do czynienia z najbardziej klasycznym zachowaniem ludzi w grupie. Innymi słowy aby się zintegrować dobrze sobie znaleźć wroga a czy jest coś gorszego niż wszechmocna strona internetowa która kradnie twoje dane i sprzedaje je podłym reklamodawcom? Cóż jeśli ktoś szuka wielkiego zachodniego diabła niech zostawi niewinnego McDonalda w spokoju — przy Facebooku zachowują się jak Matka Teresa. Żeby było jasne to nie jest sposób myślenia zwierza — zwierz facebooka bardzo lubi choć nie gloryfikuje. Postuje na nim linki do bloga bo zwiększa mu to czytelnictwo ( znajomi są zbyt leniwi by sami tu przyjść;), rozmawia ze znajomymi bo inaczej nie ma dla nich czasu ( albo oni dla niego — zwierz nie jest w końcu aż tak zabiegany). Ale to strona jak strona. Zanim zwierz się zestarzeje nikt o niej nie będzie pamiętał. A jeśli kradną moje dane? W sumie jeśli ktoś kradnie dane 500 milionów użytkowników to mi wszystko jedno. Nie jestem sama w tej sytuacji.
Zwierz chciał jakoś ładnie przejść do omawiania filmu ale chyba się nie uda. Film nie koncentruje się bowiem na stronie ale na jej twórcach. A właściwie na jednym twórcy ‑Marku Zuckerbergu i jego drodze do stworzenia facebooka i dwóch bardzo poważnych pozwów sądowych.Trzeba tu oddzielić dwie rzeczy — pierwszą z nich jest sam film jako film — bardzo dobry napisany z dużą werwą ( Aaron Sorkin jako scenarzysta zawsze się sprawdza) i dobrze zagrany ( kto by pomyślał że Timberlake ma talent aktorski) z dość jasnym przesłaniem — za naszym życiem towarzyskim w sieci stoi człowiek który ludzi zasadniczo rzecz biorąc nie lubi, nie umie wśród nich przebywać i chyba nie chcielibyśmy być jego przyjaciółmi w realu. Jako fikcyjna opowieść o historii która choć dzieje się tu i teraz mogła by być pewnie historią każdego wynalazku film się sprawdza i to bardzo. Gorzej kiedy zaczynamy się zastanawiać co ten film mówi nam naprawdę o Facebooku i jego założycielach — teoretycznie pozwy sądowe już się skończyły, wszyscy rozeszli się w miarę zadowoleni a miliardy na kontach rosną sobie bez większych przeszkód.Z drugiej jednak strony — oba pozwy zakończyły się ugodą zaś całą historię oglądamy tylko teoretycznie z obiektywnego punktu wiedzenia — winnych wskazuje się tu może nie bezpośrednio ale nie pozostawia się wątpliwości kto komu zaszkodził. Zwierz nie jest pewien czy to dobry pomysł robić ten film zwłaszcza że nikomu nie pomoże ( skoro pozostali twórcy facebooka zgodzili się na ugody to znaczy to że nie chcieli iść do sądu) ani nikogo nie zdemaskuje ( cały proces można sobie było spokojnie śledzić w sieci czy w gazetach) pozostawi co najwyżej niesmak — coś jakbyśmy narodziny kina oglądali jedynie poprzez spór o to kto wynalazł kamerę ( a i taki spór był bo zawsze się znajdzie ktoś kto wymyślił coś przed kimś — bo nie sztuka wymyślić — sztuka sprzedać). Jedyną wartość jaką zwierz dostrzega w tym filmie to pytanie które powinniśmy sobie zadać — co dziś jest naszą własnością? Pomysły? Paski kodu? Algorytmy? — cała historia sporów o facebooka pokazuje jak daleko prawo wchodzi w coś co jest nie definiowalne. Jak wycenić czyjś pomysł? Jak oddzielić niezbędną poprawkę od kluczowej zmiany? Czy wyrzucenie „The” z nazwy Facebooka to mała czy olbrzymia różnica dla przedsięwzięcia? Pytania mogą brzmieć dość górnolotnie ale w erze w której co raz bardziej zaczynają liczyć się rzeczy nie materialne czas zacząć szacować wartość swoich myśli. Zwierza lekko to przeraża
Ps: Zwierz pragnie się wam zwierzyć że założył sobie konto na Facebooku strasznie dawno temu — tak dawno ze nawet nie jest pewien czy nie ma dwóch bo o nim zapomniał ( wtedy Facebook był po angielsku i nikt w Polsce do niego nie należał). Po co to zrobił? By móc zalogować się łatwiej do jednego portalu z serialami. To w sumie motor napędowy zwierza;)