Hej
Minęło kilka dni od premiery trailera drugiej części Hobbita i dyskusje nad filmem znowu stały się modne. Zwierzowi zwrócono uwagę (dzięki za cynk) na kontrowersje otaczające przedstawioną po raz pierwszy w trailerze (wcześniej tylko o niej wspominano) Tauriel – śliczną rudowłosą elfkę graną przez Evangeline Lily. W trailerze, – co ważne z punktu widzenia całej dyskusji – jest jej na minutę fanowskich wzruszeń – jakieś 11 sekund. Jeśli próbujecie sobie ją przypomnieć z książek możecie natrafić na pewien opór własnej pamięci. To postać napisana przez Jacksona i współpracowników – bazująca na właściwie nie obecnym w książce szefie elfiej straży, od którego bohaterka wzięła imię. I właściwie tylko imię bo całą resztę skrzętnie napisali współcześni scenarzyści. Oczywiście dopisywanie postaci do książki Tolkiena i pojawienie się nieobecnej wcześniej, kobiecej postaci, natychmiast wywołało falę dyskusji. Dyskusji gdzie padają ostre i bardzo stanowcze argumenty. Dyskusji, w której niekiedy chodzi o to, co nam wolno dodać do oryginału, a niekiedy czy wolno nam dodać do oryginału kobietę.
Nie ma wątpliwości, że postać Tauriel, powstała z prostego faktu, że w Hobbicie nie ma postaci kobiecej. Tolkien jej po prostu nie napisał – zdaniem zwierza czerpiąc inspirację z tych staroangielskich podań literackich gdzie mężczyźni przeważali liczebnie nad kobietami. No, ale to, co raczej nie wadziło w książce profesora literatury w kinie wygląda nieco gorzej. Nie jest to pierwszy raz, kiedy Jackson próbuje zwiększyć ilość kobiet na ekranie – w równie męskim Władcy Pierścieni wyróżniona została rola Arveny (której próżno byłoby czytelnikowi szukać w oryginale przed kończącym ostatni tom aneksem). No, ale Arvena nawet, jeśli została wstawiona tam gdzie jej w fabule nie było, została postacią poszerzoną a nienapisaną właściwie od początku. Ale nawet to wiernym fanom powieści się nie podobało. A i wśród zwolenników wprowadzania postaci kobiecej wywołało konsternacje, bo Arvena jest w filmie wprowadzona właściwie tylko po to by kochać Aragorna. To zaś nie szczególnie przypadło do gustu zwolenniczkom silnych kobiecych postaci. Z drugiej jednak strony Jackson dopisując Tauriel poruszył ważną kwestię – czy można obecnie nakręcić film bez kobiety? Teoretycznie nie za bardzo, ale skoro Tolkien nie umieścił w powieści postaci kobiecych (z tego co zwierz pamięta, autor twierdził że nie umie ich pisać) to czy nie należałoby uszanować jego woli? Nawet, jeśli z dzisiejszego punktu widzenia jest to sytuacja właściwie niespotykana i budząca opór?
Zwierza zawsze zastanawia dlaczego uznaje się, że kobiecą postać wprowadza się dla kobiet. Zwierz nie cierpi tego sposobu myślenia, że kobieta może się cieszyć filmem dopiero jak jej sę wrzuci inną kobietę do fabuły. Każdy – niezależnie od płci może się identyfikować z bohaterem jakiego sam wybierze. Zazwyczaj ważna jest nie płeć ale podobieństwo sytuacji i charakteru (stąd bohaterem większości oglądających i czytających jest Bilbo)
Poza tym od razu pojawia się pytanie, – jaka będzie w filmie ta nowa postać kobieca (wszak postać, postaci nie równa). Pytana o Tauriel grająca ją Evangeline Lily od razu podkreślała, że gra młodą (jakieś 600 lat) impulsywną elfkę. To od razu wzbudziło podejrzenia – od młodości do miłości tylko jedne krok – fani obstawili, więc, że z pewnością elfka obdarzy kogoś uczuciem. Obstawiano oczywiście Legolasa (w Hobbicie też nieobecnego, ale przynajmniej napisanego przez Tolkiena), ale pojawiły się też pogłoski, że uczuciem obdarzyć ją może Kili. Co z kolei tłumaczyłoby, dlaczego Aidan Turner został tak ucharakteryzowany, że wygląda jak sekretne dziecko Legolasa i Aragorna (nie żeby zwierz kogokolwiek o posiadanie takiego potomstwa podejrzewał). Co prawda elfio-krasnoludzki romans brzmi dość dziwnie, ale zwierzowi od razu przypomina się jak brat zwierza oskarżał twórców o rasizm, kiedy twierdził, że krasnoludzi są zdecydowanie zbyt seksowni w świecie filmowego Hobbita. Nie mniej wprowadzenie Tauriel w roli romantycznej byłoby lżejszym wydaniem „casusu Arveny” – czyli sytuacji, w której na siłę wprowadza się postać romantyczną by bohater nie był samotny, bo wtedy ludziom głupie rzeczy przychodzą do głowy (np. Irene Adler, jako „ukochana” Sherlocka Holmesa w filmowym Holmesie). Przy czym co ciekawe przeciwnicy wprowadzenia Tauriel widzą oczyma duszy swojej wielki płomienny romans, zaś zwolennicy coś w rodzaju sympatycznego zauroczenia podobnego do tego, jakie przejawiał Gimli na widok Galadrieli. Obie strony gotowe są przysiąc, że ich wersja historii jest prawdziwa, nawet, jeśli nikt filmu nie widział.
Co więcej pojawia się jeszcze kolejny wątek urody Tauriel. Nie wprowadzono, bowiem kobiety Hobbitki, ani krasnoludki ani kobiety ludzkiej tylko właśnie elfkę. Rudą, śliczną, młodą elfkę , biegającą po lasach z rozwianym włosem. A to od razu wzbudziło podejrzenia, że to nie żadne szlachetne intencje powodowały Jacksonem. Że w istocie chodzi tylko o to by było sobie, na kogo popatrzeć (kobiety już od dawna wzdychają do Thorina a mężczyźni jakoś nie mają, do kogo). Oczywiście pomysł by wprowadzić jedyną kobiecą bohaterkę w postaci ozdobnika nie wszystkim się podoba, choć trzeba przyznać, że np. wspomniany Aidan Turner nie pełnił od pierwszych scen innej roli (gdyby miał pełnić inną rolę pozwoliliby mu zapuścić brodę) i jakoś nikt nie protestował. Zwierz nie chce sugerować, że pomysł by wprowadzić postać kobiecą tylko by mężczyźni mieli, na co popatrzeć jest dobry. Nie mniej zdaniem zwierza pomysł, że mężczyźni chętnie oglądają filmy bez kobiet jest błędny. Mężczyźni lubią kobiety na ekranie dokładnie tak samo jak kobiety lubią mężczyzn. Nie bez przyczyny po premierze pierwszego Hobbita narodziło się tyle fangirl. Godziny zachwycania się pochmurnym wzrokiem Thorina czy urodą Kiliego nie są lepsze niż męski zachwyt urodą Evangeliny. O czym warto pamiętać zanim oburzymy się, że obsadza się ładną aktorkę w jednej z kobiecych ról.
Zwierz musi powiedzieć, że jest rozdarty. Z jednej strony absolutnie rozumie chęć dopisania postaci żeńskiej do tego męskiego filmu – choćby, dlatego, że film wypełniony wyłącznie mężczyznami skłania do wzmożonego fangirlowania pozostawiając mężczyzn w lekkim stuporze wobec faktu, że historia o wyprawy po złoto smoka stał się konkursem piękności krasnoludziej (z gościnnym udziałem elfa na łosiu). Z drugiej jednak strony zwierz musi przyznać krytykom pomysłu, że ekranizacja Hobbita, co raz mniej staje się ekranizacją książki Tolkiena (z pewnymi napisanymi później dodatkami) a co raz bardziej staje się drugim Władcą Pierścienia w wersji nieco bardziej soft, bo na końcu nie czeka Mordor tylko Smaug. Co więcej wydaje się, że rzeczywiście nie znaleziono w książce materiału na trzy filmy, więc do materiału zastanego dorzucono jeszcze ten, którego tam nigdy nie było. A wszyscy wiemy, że scenarzyści filmów na podstawie Tolkiena nie są Tolkienem, co w proponowanych przez nich rozwiązaniach fabularnych często widać. Zwierz osobiście poczeka do filmu i pewnie znając siebie nie będzie mu to w ogóle przeszkadzało. Zwierz jest, bowiem z natury nieortodoksyjny i w ogóle mu nie przeszkadzają zmiany względem oryginału, bo zawsze są zmiany względem oryginału i dopóki nikt nie pali książek uniemożliwiając dotarcie do wersji autora póty zwierz uważa, że wszystko jest w porządku (Filmy zawsze są INNE niż książki, bo natura opowieści filmowej jest inna niż tej książkowej. Inna nie gorsza). Zwłaszcza, że zwierz o ile dobrze pamięta pójdzie do kina oglądać przygody pewnego Hobbita, który wybiegł z domu bez chusteczki do nosa, a wszelkie napotkane elfy będą odgrywały, co najwyżej drugo czy trzecioplanową rolę. I jeśli zwierz będzie się z kimś w filmie identyfikował to tylko z Hobbitem, który został wyrwany ze swojego spokojnego świata na wielką wyprawę. Bo to jest perspektywa zwierzowi bliska. Płeć nie ma tu znaczenia.
Pozostaje pytanie, czy bohaterka naprawdę wniesie coś do fabuły czy została dodana bo ruda, elfia łuczniczka pozowli uciec przed faktem, że Tolkien nie pisał książek uwzględniających zbyt wiele kobiecych postaci.
Przy czym sama postać Tauriel budzi zdaniem zwierza zachwyt części właśnie (jeśli nie wyłącznie), dlatego, że jest kobietą. W Internecie można przeczytać, że jest taka wspaniałą silna i strzela z łuku, o czym widzowie wnioskują na podstawie kilku sekund trailera. Zresztą z tego samego powodu budzi taką niechęć. Z tych samych jedenastu sekund można, bowiem wyczytać, że nie ma ona nic wspólnego z tym, co o Hobbitach i elfach napisał Tolkien, a na dodatek wydaje się wypełnieniem stereotypu „zobaczcie, jaką wam fajną kobiecą postać napisaliśmy jest ruda, jeździ na koniu i ma łuk”. Przy czym wydaje się, że jak na razie obie strony okopują się na swoich pozycjach chęci i niechęci wobec postaci, która nie istnieje (no dobra wszystkie postacie nie istnieją, ale ta trochę bardziej). Sam zwierz odczuwa zaś pewien opór przed przymusem lubienia kogoś lub nielubienia tylko, dlatego, że postać jest kobietą. Zwierz Tauriel na ekranie nie widział i jeszcze nie ma powodu jej lubić czy nie lubić. Co prawda wolałby by do filmów zbyt wiele nie dopisywano, ale chyba mleko się trochę rozlało. Natomiast z faktu bycia tej samej płci, co bohaterka jeszcze dla zwierza absolutnie nic nie wynika.
Trzeba przyznać, że wewnętrzne walki fandomowe jakie toczą się wokół postaci która jeszcze nie istnieje udowadniają zwierzowi, że tak naprawdę do pozycji fana Tolkiena jest mu jeszcze daleko. Bo tak naprawde to nie jego walka (jak długo nikt nie dopisuje Tauriel do powieści)
Aby wyjść poza swoją kobiecą perspektywę zwierz dokonał rodzinnych konsultacji – zapytał mężczyzn w swojej rodzinie (czas ujawnić, że szacowna matka zwierza nie czytała Tolkiena), co o pomyśle sądzą. I tu dostał chyba najlepszą odpowiedź na tym, w czym leży problem Tauriel. Młodszy brat zwierza i jego ojciec zgodnie przyznali, że nie mają nic przeciwko takiej postaci, choć są absolutnie pewni, że zostanie napisana beznadziejnie. Niemniej sama rudowłosa elfka im nie przeszkadza. Starszy brat zwierza uważa natomiast, że po pierwsze – w przypadku Tolkiena, u którego raczej nic formalnie nie było przypadkowe (w końcu próbował naśladować literaturę, którą doskonale znał) nie powinno się mieszać, zwłaszcza, że wprowadza to niespójności do doskonale spójnego świata (pojawia się, bowiem pytanie gdzie elfka jest skoro nie ma jej we Władcy Pierścieni i sugestia, że może ją ubito na wszelki wypadek wcześniej). Zwierz jest się w stanie zgodzić, że rzeczywiście nieco, czym innym jest przestawianie postaci istniejących a czym innym dodawanie własnych. Przy czym testem, (jaki zwierz wykonał sam na sobie) jest odpowiedź na pytanie czy dopisanie postaci męskiej budziłoby u nas wątpliwości. Zwierz jest przekonany, że u niego byłoby punktem wyjścia do bardzo podobnej refleksji. I bardzo podobnych wniosków.
Na ostateczne rozwiązanie sporu trzeba poczekać, ale widać, że kluczowe dla całej dyskusji okaże się, kim postać będzie. Sam zwierz bardzo chciałby by Tauriel po prostu była postacią, której obecności na ekranie nie będzie się kwestionować, której znaczenie dla fabuły nie będzie budziło zastrzeżeń i która będzie w filmie, dlatego, że reżyser uznał, że przyda się jeszcze jedna postać. Zresztą na tym trochę polega problem z Tauriel, że podejściem do niej fandom (przynajmniej ten Internetowy) stara się mierzyć ulotny współczynnik feminizmu wśród swoich członków. Co zdaniem zwierza nie ma zupełnie sensu a na dodatek sprowadza jakąś (słabo nam jeszcze znaną postać) jedyne do wyznacznika jej płci. Co przynajmniej zwierzowi średnio się podoba. Czyli podsumowując ten długi wywód. Zwierz nie wie. Zobaczy to będzie wiedział. Na razie ma wrażenie, że mamy wiele hałasu o nic. Dosłownie, bo przecież Tauriel nie istnieje.
Ps: Zwierz może powinien o tym wspomnieć na początku ale nie pasowało mu to struktury wywodu, więc teraz ważne – sam zwierz dostał swój cynk – z tym wpisem na blogu, gdzie autorka rozważa w ogóle niechęć do postaci kobiecych – niezależnie czy dopisywanych czy po porostu zastanych. Oczywiście sporo tu też argumentacji dotyczącej Tauriel – warto przeczytać. Choć zwierz przyznaje, że porządnie przeczytał dopiero po napisaniu własnego tekstu, żeby się za bardzo nie sugerować.
Ps2: Zwierz musiał przeskoczyć z fandomu na fandom bo Hannibal tak mu wszedł w głowę, że prawdopodobnie pisałby przez najbliższy tydzień tylko o tym. Widzicie, drobne obsesje są super kiedy jest się po prostu fanem ale jak człowiek z obsesją w głowie ma pisać blog to robi się problem.