Jak co roku kiedy zwierz stara się złożyć na poduszce zbolałą z niewyspania głowę zadaje sobie pytanie czy warto było zarwać noc by być świadkiem Oscarowych zmagań. W tym roku zwierz ma uczucia mieszane. Choć jak zwykle uśmiechu też było sporo.
Magii nie było – kiedy roniosła się wieść że Neil Patrick Harris poprowadzi rozdanie nagród dość jednogłośnie przyznano, że była to fantastyczna decyzja. Aktor prowadził już prawie wszystko i nikt nie miał watpliwości że do prowadzenia Oscarów nadaje się jak nikt. I rzeczywiście jego pierwsza piosenka – dowcipna i błyskotoliwa, wykonana razem z Anną Kendrick i Jackiem Blackiem na tle wspaniale wykonanych wizualizacji i animacji. To było dobre rozpoczęcie – przypominające trochę czasy kiedy na scenie śpiewał Billy Crystal. Problem jednak z dalszą częścią gali – Neili Patrick Harris co prawda ukradł na chwilę show (oraz biel która była kolorem wieczoru) kiedy pojawił się w samych gatkach (niczym Michael Keaton w Bidrmanie) ale poza zaprezentowaniu nam że ma pod koszulą znakomitą muskulaturę niewiele więcej był w stanie w czasie gali dodać. Nie było to ani złe ani żenujące ale po tym co w zeszłym roku zrobiła Ellen widać lekki spadek formy. Zwłaszcza że dowcip wieczoru – z walizką zawierającą przewidywania odnośnie wieczoru byłby bardzo zabawny gdyby nie fakt, że trudno sprawić by ktokolwiek uwierzył w magię kiedy ma do czynienia z przekazme telewizyjnym.
Zadzwoń do mamy! – aktorzy w rolach drugoplanowych nie mogli byś zaskoczeniem zarówno J.K Simmons jak i Patricia Arquette szli przez sezon nagród nie odpuszczając nawet na moment. Ale co ciekwe ich dwie mowy były w jakiś sposób spójne. J.K Simmons po podziękowaniu żonie za wszystko kazał nam (telewidzom oraz zgromadzonym) zadzwonić do mamy – najwyraźniej albo sam żałując że robił to za rzadko albo czyniąc lekki przytyk pod adresem własnych dzieci. Natomiast Patricia Arquette otrzymawszy nagrodę za rolę samotnej matki wykorzystała chwilę by przemycić na galę przesłanie feministyczne, co zostało przyjęte z entuzjazmem. Serio nie ma nic lepszego niż zobaczyć Meryl Streep i Jennifer Lopez nagle zjednoczone w takim feministycznym, kobiecym i matczynym przekonaniu, że kobietom należy się więcej niż dostają od życia. Z punktu widzenia zaskoczeń nie był to moment szczególny ale w bingo spraw społecznych poruszanych na Oscarach można było spokojnie skreślić feminizm.
Wszyscy mówią „I love you Wes” – Grand Budapest Hotel zgarnął wszystko co było do zebrania za stronę wizualną filmu a także dostał nagrodę za uroczą muzykę Desplata. Zwierz przyzna szczerze, że najbardziej wzruszało go że Wes stał się na chwilę nowym Weinsteinem Oscarów, któremu po kolei dziękowali wszysyc twórcy. Zdaniem zwierza nie ma większego komplementu dla reżysera gdy cała ekipa zgodnie przyznaje, że ich sukces wynika z jasnej wizji i przekazu prowadzącego ich przez opowieść reżysera. Sam Wes wyglądał z każdą chwilą na co raz bardziej wzruszonego i tylko żal że nie wyszedł sam po Oscara który tego wieczora należał mu się najbardziej czyli za najlepszy scenariusz oryginalny. Trzeba jednak przyznać że z roku na rok Akademia Wessa widzi co raz lepiej i to naprawdę miło z ich strony.
Wszyscy kręciliśmy Idę – zwierz zdaje sobie sprawę że triumf Idy stanie się zwycięstwem nas wszystkich. Tzn. zwierz nawet nie zaglądał do dzisiejszych nagłówków ale mniema że nagle nie ma lepszego filmu w kosmosie niż Ida. Zwierz przyzna szczerze, że sam ma wrażenie, że nie ma też filmu bardziej autorskiego i prywatnego niż Ida. Sam Pawlikowski dziękował z rozmachem przekraczając wszystkie granice wyznaczonego czasu czym zyskał sobie olbrzymią sympatię amerykańskiej publiki, której ten dziki człowiek ze wschodu zrobił dzień ignorując surowe przepisy Akademii. Sam zwierz mógł w nocy obserwować kolejny rodział wojny Polsko-Polskiej z elementami malkontenctwa. Ida to film któy warto obejrzeć i spróbować nań spojrzeć nie przez filtr narodowy czy narodowościowy ale jako mały prywatny film o wierze, losie i ludzkich wyborach. Serio nie róbcie sobie krzywdy nie oglądajcie Idy w najprostrzy sposób. A Oscara mamy. A właściwie Pawlikowski ma choć nie wiem czy wie, że on jest nas wszystkich.Finest and whitest – w tym roku dużo mówiło się o tym, że nominowani aktorzy są bez wyjątku biali. To w obliczu problemów rasowych jakich Stany nie miały od dawna sprawiło, że pozornie mało ważna kategoria za piosenkę stała się kategorią niesłychanie ważną. Tu bowiem wygrało Glory – piosenka z filmu Selma co oczywiście sprawiło, że zarówno mowa dziękczynna jak i sam moment jej wykonania był pełen emocji (kilku aktorów się nawet popłakało w tym ku wielkiemu zaskoczeniu zwierza Chris Pine). To moment ciekawy kiedy Oscary choć transmitowane na cały świat wracają do problemów amerykańskich, wewnętrznych sporów i dyskusji stając się imprezą nieco zamkniętą czy hermetyczną. Przy czym reszta piosenek w sumie nie była ani lepsza ani gorsza zaś występ wieczoru zdecydowanie należał do piosenki z filmu Lego Movie – Everything is Awsome który to występ zamiast patosu wprowadził an scenę zabawę i szczęście (oraz niektórzy na sali dostali statuetki Oscara z Lego co jak wskazywały późniejsze przbitki na salę niekórym aktorom zrobiło wieczór).
Nagrody pocieszenia – w części kategorii technicznych nagrody zdobyły filmy nieco przegrane. Zwierza niesamowicie ucieszyła nagroda za montaż dla Whiplash bo ostatniego aktu tego filmu bez montażu po prostu nie ma. Podobnie ucieszyła zwierza nagroda dla Snajpera za dźwięk bo to film który ma dźwięk doskonały – też po części obecny w roli narracyjnej. Za efekty specjalne słusznie dostał Interstellar potwierdzająć jednocześnie że efekty raczej nie są w stanie zapewnić filmom superbohaterskim Oscarów. Zwierza natomiast zawiodł nagroda dla Big Hero 6 za animację bo miał wielką nadzieję, że wreszcie coś się ruszy i nie będzie to nagroda wyłącznie dla Pixara/Disneya. Bo jednak na takich animacjach się świat nie kończy. No ale to na inną dyskusję.
Wszyscy jesteście dziwni poza Lady Gagą – nagrodzony za najlepszy scenariusz adaptowany Graham Moore dziękował ze sceny nawiązując do swojej własnej próby samobójczej sprzed lat i zachęcając nas wszystkich byśmy nie bali się inności i dziwności bo jest ona w każdym i niepowinna stać na przeszkodzie szczęściu. Najdziwniejsza tego wieczoru była Lady Gaga która przyszła w ekstrawaganckim stroju by potem stanąć na scenie ubrana prosto i ładnie i doskonałym głosem zaśpiewać bez problemu piosenki z Dźwięków Muzyki. Zwierz był pod wrażeniem jak jej do twarzy z normalnością i zrobiło mu się na serduszku bardzo ciepło (zwłaszcza gdy potem na scenę weszła cudowna Julie Andrews). Zresztą przesłań ze sceny w tym roku było dużo ale zwierzowi nigdy to nie przeszkadzało.
Wszystko w rodzinie – nie wiem czy wiecie ale Julianne Moore i Eddie Redmayne grali kiedyś w jednym filmie matkę i syna. W tym roku Akademia doceniła rudość i talent i oboje dostali Oscary. O ile Julianne Moore wydawała się doskonale przygotowana i przeszczęśliwa (odpowiedni kontrast żartu i nawiązania do problem osób z Alzhaimerem) o tyle Eddiego po protu zatkało rzadko zdarza się by nagrodzony aktor tak bardzo na scenie dawał znak że nie może uwierzyć w to co się stało. Jego radosne westchnienie kiedy zaciął się patrząc na statuetkę było jedną z najbardziej szczerych i wywołujących uśmiech na twarzy reakcji jakie zwierz kiedykolwiek widział w telewizji. Eddie w ogóle jest przeuorczy choć zwierz ma wrażenie że Hollywood nigdy nie będzie wiedziało co zrobić z tym przystojnym choć dziwnym rudzielcem. I dobrze, Eddie wracaj na kontynent. Kinematografia angielska czeka! (może coś z Szekspira?).
Alejandro González Iñárritu czyli po jednym Oscarze na część imienia – tak Meksykański reżyser wychodził po statuetkę trzy razy i przy najlepszym filmie nie miał już za bardzo nic do powiedzenia. Zwierz ma mieszane uczucia odnośnie obsypania Birdmana nagrodami. Zrozumcie zwierz jest filmem zachwycony. Jak sam piał jest to być może jedna z najlepszych produkcji tego roku a i najlepszych produkcji od dawna. Co więc zwierzowi przeszkadzało? W sumie to, że film dostał nagrodę za scenariusz – istotnie soczysty i doskonały ale Wes musiał obejść się smakiem no i że jednak Linkleter nie dostał za reżyserię – o ile Inarritu nakręcił film doskonały to Linkleter przesunął granice kina. Ale dość narzekania. Birdman to film który uwodzi, droczy się z widzem i udowadnia, że można rzucić ze „sceny” mnóstwo wyświechtanych frazesów i tak nimi zakręcić że nie mamy dzieła pretensjonalnego. To film poruszający prawdziwy i każący sobie zadawać pytania. To też wielki triumf Lubetzkiego – operatora kamery (nagrodzonego Oscarem) który pokazał jak wiele można zrobić w filmie właśnie ruchem kamery. To jest coś więcej niż film na ten rok. To jest film który się będzie oglądało przez lata.
Co na to studio Canal + – zwierz nie rozumie tej prawidłowości. Co roku studio w Canal + doprowadza zwierza i część widowni do szału. Czy tak trudno zatrudnić do komentowania ludzi którzy umieją oddzielić swoje sympatie od prostej funkcji osoby komentującej? Serio w tym roku nic tylko hejtowano (bezmyślnie) Birdmana. Co było żenujące i kompromitujące. Do tego padały zdania które świadczyły o tym, że prowadzący się nie przygotowali czy postanowili udawać idiotów (np. twierdząc że Snajper wydawał się pewniakiem czy twierdząc że właściwie Teoria Wszystkiego to jedna z pierwszych ról Eddiego). Zwierz śni o takim roku kiedy w studio będą siedzieli ludzie, którzy zdają sobie sprawę że ich zadaniem jest przede wszystkim przedstawienie nominowanych, czy wyrażenie uprzejmego zainteresowania nagrodzonymi a nie opowiadanie ludziom co oni by zrobili będąc Akademią. Serio jak to możliwe że nie da się dwójki przytomnych, dobrze wychowanych, mówiących po polsku ludzi znaleźć w tym kraju. To nie powinno być aż takie trudne. Część z nich może nawet ogląda filmy!
Dochodzimy do końca. Nie był to wieczór zmarnowany ale bez takich wielkich emocji i entuzjazmu jak rok temu. Poszło sprawnie, był momenty wzruszające, były ważne sprawy, była polityka. Trochę było zaskoczeń,r adosnych pisków i szczęścia. Znów zwierz przez chwilę miał wrażenie że żyje w świecie gdzie nie ma nic ważniejszego od kręcenia filmów. Zwierz kocha ten świat. Do zobaczenia za rok (Oscarze).
Ps: Strasznie się zwierzowi podobało w tym roku jak zrobiono In Memoriam tzn. że zdecydowano się wszystkich pokazać tak samo nie różnicując kto był ważniejszy a kto nie
Ps2: A poza tym Chris imieniem wieczoru. Zwierz miał wrażenie że połowa prezenterów nazywa się Chris