Opowiem wam historię. Historię niezwykłą. Będą w niej złodzieje, artyści i pożytki z dobrze prowadzonych archiwów. Będzie o tym, że warto robić naprawdę dużo zdjęć. Będzie też świat, który przestał istnieć, i miejsca które zostały tylko na fotografiach.
Zacznijmy jednak od kradzieży. I to nie byle jakiej bo ja z filmu sensacyjnego. Kto rabuje? Rudolf Schütz – człowiek, który doskonale zdaje sobie sprawę, że na wystawie zbiorów berlińskiej Gminy Żydowskiej są prawdziwe jubilerskie skarby. Trwa kryzys, pieniądze się przydadzą, a wystawa nie jest szczególnie dobrze chroniona. W 1923 roku Schütz wchodzi na wystawę, i niepostrzeżenie udaje mu się uchylić okno dachowe. W nocy dzięki pomocy kilku wynajętych typów spod ciemnej gwiazdy spuszcza się na linie i wkłada do plecaka bezcenne eksponaty. Straty są olbrzymie – od 70 milionów do pół miliarda reńskich marek.
Sprawcy długo nie cieszą się jednak wolnością – wpadają dość szybko, ale nie wszystkie skradzione eksponaty udaje się odzyskać. Z całego zdarzenia płynie jednak nauka – być może kustoszem muzeum nie powinien być człowiek nie znający się na muzealnictwie. Dotychczasowy kustosz Moritz Stern zostaje zwolniony a w jego miejsce władze gminy zatrudniają Karla Schwarza, historyka sztuki. Schwarz, nie tylko zna się na rzeczy, ale ma też zupełnie nowe podejście do budowania muzeum – w kolekcji pojawiają się nie tylko bezcenne zabytki sztuki żydowskiej ale też – co ważne, zamawiane, czy kupowane dział współczesnych żydowskich malarzy. Kolekcja powiększa się gwałtowanie i staje się jasne, że trzeba dla niej znaleźć nowy budynek.
Muzeum Żydowskie w Berlinie otwiera się w nowym budynku 24 stycznia 1933 roku – tydzień przed objęciem w kraju władzy przez Adolfa Hitlera. Kolejne lata pracy muzeum nie są łatwe – zmieniają się dyrektorzy – Schwarz wyjechał z Berlina z rodziną jeszcze w 1933 roku, jego następczyni Erna Stein w 1935 roku wyjechała do Palestyny, ostatni dyrektor placówki Franz Landsberger, zabiegał o to by mimo trudnej sytuacji społeczności żydowskiej w Niemczech utrzymywać finansowanie placówki – jako dającej wytchnienie niemieckim żydom.
Muzeum kończy działalność po Nocy Kryształowej – w nocy z 8 na 9 listopada doszło zmasowanego i zorganizowanego ataku na żydowskich mieszkańców Niemiec. Niszczono żydowskie sklepy, dewastowano, cmentarze i palono synagogi, wiele osób straciło życie. Dziś rocznica tamtych wydarzeń jest Międzynarodowym Dniem walki z Faszyzmem i Antysemityzmem.
Nie wiadomo do końca kiedy zbiory muzeum zostały rozkradzione, wiele z nich zaginęło, część z nich odnaleziono tylko częściowo. Wiele z nich rozproszonych jest po całym świecie, za pewne częściowo znajdują się też w prywatnych rękach. Część z nich została przekazana w 1951 roku do Żydowskiego Instytutu Historycznego.
I tu zaczyna się niesamowita część tej historii. Pośród przekazanych zbiorów znalazło się bowiem ponad 4 tysiące kart inwentaryzacyjnych nieistniejącego już Muzeum. Część z nich wykonano na potrzeby katalogowania dzieł, część służyła jako pomoce dydaktyczne. Zdjęcia tego typu robi się w wielu muzeach by łatwiej zarządzać kolekcją.
Te karty stały się dla nas wrotami do świata który nie istnieje. Są na nich zdjęcia zaginionych obrazów, zagubionych eksponatów, czy spalonych niemieckich synagog. Jeśli się nad tym przez chwilę pochylimy – jest to niesamowite – kilkadziesiąt lat temu pracownicy muzeum, katalogują zbiory, robią zdjęcia po to by mieć czym ilustrować wykłady. Dzisiaj my – ludzie żyjący kilkadziesiąt lat później – możemy dzięki temu zobaczyć jak wyglądało życie żydowskie w Niemczech zanim zmiotła je Zagłada. Ten, jakby się mogło wydawać, trochę przypadkowy, czy dla niektórych mało interesujący zbiór – staje się dosłownie wrotami do przeszłości – do życia i twórczości ludzi, których już nie ma.
Kiedy ktoś mnie pyta dlaczego archiwizowanie jest tak niezwykłą pracą – zawsze podaje podobne przykłady. Archiwista tworzący katalog nigdy nie wie czym on się stanie – czy będzie to tylko ułatwienie dla naukowców, poprawa działania instytucji czy może – element zachowywania pamięci, o świecie, którego już nie ma. To też dobra nauka, że kiedy patrzymy na nasze działania nigdy do końca nie wiemy, czym okażą się one dla potomnych. A zwłaszcza dla historyków.
Zbiór zwany potocznie „Berlinką” (nie mylić z „Berlinką” która jest w Bibliotece UJ) został w ostatnich latach zdigitalizowany i dziś każdy może oglądać te zdjęcia na portalu Delet (to stworzony dla wszystkich portal na którym znajdziecie zdigitalizowane zbiory poświęcone kulturze żydowskiej, wraz z opracowaniami i lekcjami) . Znajdziecie tam chociażby szkice Marka Chagalla, ale też zdjęcia synagog – jak chociażby wnętrz nowej synagogi w Poznaniu. Jest też w kolekcji sporo zdjeć dokumentujących życie żydowskie – pokazujących jak wielka i prężna była to społeczność. Można kolekcje przeglądać godzinami, czy to w celach naukowych, czy ze zwykłej ciekawości.
Oglądając te zdjęcia nie jestem w stanie nie myśleć o pokrętnych losach historii. Gdyby nie ta zuchwała kradzież i wymiana dyrektora, gdyby nie prężne zbieranie zbiorów przez nowego kustosza, gdyby nie potrzeba katalogowania – wtedy wszystkie te zbiory Żydowskiego Muzeum w Berlinie przepadły by w wojennej zawierusze. Zostałby nam tylko fragment i pamięć, że coś straciliśmy ale nie wiemy co. Ale dzięki tym kartom – możemy przynajmniej zajrzeć do tego świata. I zwłaszcza dziś w kolejną rocznicę jego końca pomyśleć o wszystkim tym co utraciliśmy i o tej drobinie którą udało się ocalić.
Post powstał we współpracy z Żydowskim Instytutem Historycznym
Pisząc korzystałam z materiałów:
Magdalena Wójcik, Od kradzieży do kolekcji – historia Muzeum Żydowskiego w Berlinie,
Marta Kapełuś, Berlinka – Archiwum kolekcji sztuki Muzeum Żydowskiego w Berlinie,