Jagna ma zbyt czerwone usta. Zbyt czyste paznokcie, zbyt lśniące włosy. Chustki są zbyt kolorowe, korale, zbyt codzienne, pory roku zbyt malownicze. Pod niebem jak z Chełmońskiego złocą się żyzne pola, zielenią się drzewa w sadzie, bielą odciskają chłopskie chaty. Wszystko tu ładne niczym z obrazka, z wystudiowanego, przesianego przez kolejne spojrzenia widoku. Nawet błoto, w które zapadnie się koło, ma w sobie coś romantycznego, nawet te rozmokłe drogi, które spływają wraz z burzą.
Można, jak czyni to już wiele osób (fakt, że film nie miał jeszcze premiery nie stanowi ku temu przeszkody) zarzucić filmowi nadmierną estetyzację rzeczywistości. Pogoń za odtwarzaniem kadrów, w które malarze zamykali chłopskie życie, omijając wszystko to co nie estetyczne i nie pasujące do wizji tego, jak się żyje. Można zarzucić, że przecież historia Reymonta jest tak bliska tej codzienności jak tylko się da, choć obserwowana z boku, to z dokładnością etnograficznego zapisu codzienności. Czy można więc iść w umowność? Można sobie pozwolić na cokolwiek poza filmowym realizmem, czy wręcz naturalizmem, który jest dziś tak pożądany i niekiedy traktowany jako jedyną poważną estetykę?
Chciałoby się powiedzieć – wszystko zależy od wrażliwości i otwarcia na umowność. Bo w nowych „Chłopach” umowności jest więcej niż realizmu. Wykorzystana przez twórców metoda malowania konkretnych kadrów (nie pytajcie mnie czy to działanie kreatywne czy obliczone na poklask – nie jestem w stanie wydać jednoznacznej opinii nie popadając w cynizm) otwiera nas na rzeczywistość realizmowi bliską a jednocześnie od niego tak daleką jak to tylko możliwe. Dzięki tej malowanej „nakładce” na rzeczywistość, zostajemy wyzwoleni z konieczności śledzenia realiów. Ostatecznie film samą swoją formą sygnalizuje, że jest przetworzeniem rzeczywistości nie jej odbiciem. To z kolei daje twórcom kreatywną wolność, a nas widzów otwiera na filmowe tropy i konwencje. Warto tu na marginesie dodać, że wbrew temu co mogą sugerować materiały promocyjne filmu, nie sprowadza się on do ślepego odtwarzania kadrów z polskiego malarstwa. Jasne wplata je w tło historii, niekiedy organizuje wokół nich układ sceny, ale nie porzuca opowieści tylko po to by pomieścić jak najwięcej malarskich nawiązań.
Z całego szerokiego obrazu społeczności nakreślonego przez Reymonta dostajemy główną, najbardziej dramatyczną, nić opowieści – historię Jagny, Boryny i Antka. Początkowo film rozwija się w zgodzie z najlepszymi schematami historycznych melodramatów. Ukradkowo rzucane spojrzenia, napięcie, które buduje się pomiędzy aktorami, taniec. Znalazło się nawet miejsce na scenę w deszczu, obowiązkowy element takiej narracji. Łatwo się w te sidła złapać. Wszak znamy tą historię – Jagna, młoda dziewczyna, która ze swoją urodą, wrażliwością i pragnieniami nie pasuje do niewielkiej wiejskiej społeczności. Antek, mężczyzna dumny, pewny siebie, przekonany, że powinien dostać to co mu się należy. Boryna, gospodarz nie umiejący pogodzić się z upływem czasu, obsesyjnie przywiązany do ziemi. Literatura piękna pełna jest takich trójkątów, emocji i historii, które kończą się w snopie siana.
Szybko jednak prosta konwencja zaczyna się komplikować. Tam, gdzie spodziewamy się melodramatu, historia skręca w dużo ciekawszą stronę. „Miłość przemija, ziemia zostaje”, a kto ma ziemię, ten przynajmniej dożyje swoich dni pod strzechą i z jedzeniem w brzuchu. O ziemię warto walczyć, a uczucia najlepiej schować. Kto nie rozumie co jest w małej społeczności najważniejsze, ten nigdy nie znajdzie tam dla siebie miejsca. Trzeba być kobietą rozsądną, cierpliwą, posłuszną, gdy trzeba. Nie można też być zbyt dumnym, bo to prowadzi tylko do zguby i plotek. A te po niewielkiej społeczności rozchodzą się szybciej niż ogień po dachu. Bo każdy plotkuje, zmyśla, przerzuca odpowiedzialność. Mężczyźni, których zaloty odrzucono, kobiety ratujące się przed ruiną – każdy kto zrobi wszystko by zatrzymać swoje miejsce we wsi.
Choć film skraca Reymonta (bo też musi, materiałów u niego na dziesięć odcinków serialu, co najmniej) to pozostaje wierny głównym wątkom. To jego siła, bo tylko dzięki niewielkim zmianom perspektywy, pozwala spojrzeć na historię inaczej. Wciąż na pierwszym planie jest społeczność i rządzące nią zasady. Ale jest też dużo więcej zrozumienia dla Jagny, oraz dla wszystkich wiejskich kobiet. To z resztą ciekawe, bo to właśnie kobiety są w tej historii głosem rozsądku. Wiedzą, że należy się targować przy zaręczynach, pamiętają, że za posłuszeństwo należy się spadek, i nigdy nie należy działać pod wpływem uczuć. Uczuciowi są za to mężczyźni, rzucający się sobie do gardeł, nie mający ujścia dla wszystkiego co ich dręczy – od poczucia niesprawiedliwości po namiętności. Są niewolnikami swoich pragnień i bardzo się dziwią gdy pojawiają się konsekwencje.
Tym co jednak udało się twórcom najlepiej jest samo zakończenie. Nie będę spoilerować (nie chodzi nawet o to co napisał Reymont ale jak to przedstawiono) ale to jak zdecydowano się pokazać ostatnie sceny, nadaje całej opowieści zupełnie innego wydźwięku. Mam wrażenie, że to jeden z tych rzadkich przykładów, gdzie nie trzeba było wiele dopisywać, ale wystarczyło postawić na samą grę aktorską, symbolikę i wrażliwość widzów, by otworzyć znaną już historię na zupełnie nowe interpretacje. Można się o to zakończenie spierać, można o nim dyskutować, można ostatecznie wrócić do książek i szukać, ile w tych „Chłopach” Reymonta.
Z resztą bardziej niż triumfem techniki są „Chłopi” zwycięstwem powieściowego oryginału. Największym problemem poprzedniego filmu twórców „Twój Vincent” była fabularna miałkość, która sprawiała, że produkcja choć piękna pod pewnymi względami sprawiała wrażenie wydmuszki. Tu historia z powieści Noblisty jest silniejsza, postaci lepiej rozpisane, dramaturgia odpowiednio wyważona. Warstwa wizualna jest ciekawa, ale to historia i bohaterowie niosą film. Dla mnie to kluczowe, bo sama wizualna strona, jak piękna by nie była – nie jest moim zdaniem wystarczającym uzasadnieniem zachwytów nad produkcją. Tu jednak wizualna strona zgrywa się z historią i muzyką, tworząc dzieło satysfakcjonująco domknięte.
Trzeba też zaznaczyć, że udało się aktorom zdecydowanie przebić spod wizualnej strony filmu. Myślę, że Kamila Urzędowska jako Jagna podzieli widzów. Podejrzewam, że wiele osób zarzuci jej że jest zbyt współczesna, zbyt ładna i za mało w jej roli mimiki. Mi jednak wydała się ciekawa przede wszystkim jako bohaterka, która cały czas odczuwa dyskomfort i tylko w kilku scenach pokazuje nam jaka jest naprawdę. Bardzo ciekawy jest Robert Gulaczyk jako Antek. Nie jest łatwo zagrać bohatera, przy którym rozumiemy, że Jagnę do niego ciągnie a jednocześnie – z każdą sceną jest to coraz bardziej odrzucający człowiek. Świetna jest Sonia Mietielica jako Hanka. Jestem gotowa stwierdzić, że wystarczy tylko odrobinę zmienić perspektywę patrzenia na film, a staje się to opowieść głównie o niej. Tej, która w przeciwieństwie do Jagny doskonale zrozumiała zasady rządzące społecznością i została za to nagrodzona.
Mirosław Baka jako Boryna nie miał łatwego zadania, bo mam wrażenie, że większość z nas ma w głowie jakąś wizję tego jak powinien wyglądać jego bohater (och ile razy wałkowaliśmy w szkole scenę śmierci Boryny to tylko same bóstwa polonistyki wiedzą). A jednak Baka gra swojego Borynę tak, że rozumiemy, dlaczego trudno mu przyjąć, że dzieci już sięgają ręce po ziemię i skąd u niego energia do ponownej żeniaczki. Świetne są aktorki w rolach drugoplanowych – Ewa Kasprzyk jako Dominikowa – znająca zarówno charakter swojej córki, jak i realia świata, Sonia Bohosiewicz jako zadowolona z siebie Wójtowa, świetna Kożuchowska jako dewotka organiścina. No i Dorota Stalińska, jako Jagustynka – wnosząca chyba najwięcej życia do filmu, czująca się w nim tak komfortowo, że udziela się to też widzom.
Nie są ci nowi „Chłopi” ekranizacją ostateczną. Jak pisałam w social mediach, to prędzej bryk z powieści, lep na muchy, dla wszystkich tych, którzy po ostatnim kadrze zapragną więcej. Ale jest w tym filmie też wystarczająco dużo emocji, historii, interpretacji, że aż chce się sięgnąć po powieść. Dobrze, a co z ze zbyt czerwonymi ustami Jagny, ze zbyt czystymi paznokciami, za długimi włosami. Co ze złotymi snopami, kuropatwami na śniegu i malowniczymi mokradłami? Cóż to świat tak prawdziwy jak tylko się da. Pod niebem jak z Chełmońskiego.