Dziś Międzynarodowy Dzień Kobiet. Dostaniemy kwiatki, czekoladki, życzenia i zapewnienia, że jesteśmy wspaniałe i bez nas po prostu by się nic nie dało. Będzie nam miło, słodko i fajnie. W końcu ktoś nas dostrzeże, doceni, poświęci nam chwilę uwagi. Nie ma w tym nic złego. Ale czas porozmawiać o sporym problemie. Bo wciąż o sprawach kobiet rozmawiamy jak o sprawach mniejszości. Tylko, że kobiety to nie mniejszość.
Kobiet jest więcej na niż mężczyzn. Kiedy mówisz ludzkość – masz na myśli więcej kobiet niż mężczyzn. Kiedy mówisz człowiek – to słowo częściej dotyczy kobiety niż mężczyzny. To nie jest żadna ideologia, to nie jest żaden feministyczny wymysł. Tak się układa populacja. Kobiety nie są mniejszością. Nie są grupą, którą można ewentualnie docenić. Kobiety stanowią ponad połowę populacji.
Kiedy człowiek sobie to uświadomi trudno spojrzeć na świat jeszcze raz tak samo. Kiedy mówimy o kobietach w kulturze często pojawia się zdanie – po co je wszędzie wciskać – tak jakby świat był urządzony bez kobiet. Tymczasem – jeśli powiemy – chcemy po połowie kobiet i mężczyzn, to powiesz „chcę żeby świat wyglądał jak… świat”. Kiedy mówimy o tym, że jest zdecydowanie za mało kobiet w Polityce (w Polskim parlamencie 27% w Sejmie i zaledwie 12 % w Senacie) wiele osób wzrusza ramionami „No chyba nie chcesz żeby kobiety trafiały do polityki tylko ze względu na swoją płeć?”. Wiecie co? Mam wrażenie, że rozsądnie byłoby żeby decyzje podejmowali po równo przedstawiciele obu płci. Tak po prostu – wydaje się to zupełnie logiczne. Pomysł by doprowadzić do tego żeby decyzje za społeczeństwo podejmowali w połowie mężczyźni i kobiety – skoro tak dzieli się społeczeństwo nie brzmi tak szalenie. A to, że jest mniej kobiet w polityce? Jak będą potrzebne znajdzie się ich więcej – już jest ich więcej w samorządach. Świat się nie wali, od tego że matka natura ustaliła specyficzny parytet pół na pół. Skoro świat może tak istnieć – to dlaczego nie może tak istnieć parlament?
Kiedy mówimy o nierównościach w płac kobiet i mężczyzn też warto sobie uświadomić. Jak niesamowicie dziwny jest świat w którym wciąż pojawia się argument „skoro zarabiają mniej to może gorzej pracują”. Jak to w ogóle jest możliwe, że żyjemy w świecie w którym uznaje się, że połowa populacji zapewne mniej przykłada się do pracy. Jak wiele musi być w tym wszystkim lęku – przed przyznaniem, że świat w którym żyjemy po prostu lepiej traktuje mężczyzn. Wyjściowo. To jeden z najtrudniejszych do obronienia przejawów dyskryminacji. Jak wyjaśnić że dwie osoby wykonujące tą samą pracę na tym samym stanowisku zarabiają różne stawki? Trzeba byłoby stanąć twarzą w twarz z prostą odpowiedzią – świat jest tak urządzony, że kobietom jest w nim trudniej, nawet jeśli dostaną to samo stanowisko co mężczyźni. Jeśli was to denerwuje – to bardzo dobrze – niesprawiedliwość powinna nas denerwować, powinniśmy nie móc w nią uwierzyć. I nigdy przenigdy nie powinniśmy próbować jej usprawiedliwiać.
To uświadomienie sobie, jaką jesteśmy siłą powinno nam też uświadomić, że może dość już trochę uznawania, że jeśli kobiety robią coś inaczej od mężczyzn to powinniśmy się upodabniać do męskiego zachowania. Przykład? Prowadzący telewizyjne programy przyznają często, że mają problem z zaproszeniem kobiet do programów. Dlaczego? Bo kobiety się wzmagają przed wypowiadaniem się na dowolny temat, zasłaniają się brakiem kompetencji, mówią że nie są specjalistkami, nie uważają by miały coś ciekawego nowego do powiedzenia. Mężczyźni nie mają takich zahamowań. Czy w związku z tym kobiety powinny być bardziej pewne siebie? A może świat byłby lepszy gdyby mężczyźni spojrzeli na swoje kompetencje, wiedzę i specjalizację i nie wypowiadali się na każdy temat? Może przyjmijmy, że postawa kobiet jest całkiem… rozsądna? I gdyby więcej osób się do niej stosowało uniknęlibyśmy bardzo wielu kretyńskich dyskusji prowadzonych przez ludzi którzy nie mają zielonego pojęcia o czym tak naprawdę mówią.
Nie dajmy sobie też wmówić, że domaganie się miejsca dla kobiet, tam gdzie dotychczas go nie było to zaburzanie jakiejkolwiek równowagi. Jedynego słusznego świętego porządku. Że wchodzicie tam gdzie nie jest wasze miejsce, że pchacie się do miejsc które zawsze dobrze działały. Prawda jest taka, że wszystko co odbiega od tego naturalnego podziału – tego podziału w którym jest nas mniej więcej po połowie -to jest jakaś aberracja. To nie znaczy, że zawsze wszędzie musi być po równo kobiet i mężczyzn. To znaczy, że wyrównanie liczby kobiet i mężczyzn – w polityce, zarządach, na uczelniach, w filmach, gremiach, akademiach, instytutach, nie doprowadzi do żadnego straszliwego końca. Nie będzie szalonym premiowaniem kobiet ponad ich naturalny stan. Będzie odwzorowaniem tego co jest w społeczeństwie. Zresztą uważam że do tej równowagi powinniśmy dążyć także w drugą stronę – w zawodach w których jest więcej kobiet. Równowaga byłaby czymś pięknym – i wcale świat by się nie zawalił. Kto wie, może byśmy wreszcie złapali pion na tej równoważni.
To, że jest nas więcej znaczy też, że dobro ludzkości zależy od dobra kobiet. Nie tylko kobiet, ale kobiety wcale nie są na drugim albo trzecim miejscu. To nie jest tak, że dopiero jak rozwiążemy wszystkie „ważne” problemy to możemy się zająć prawami kobiet. Nie ma dużo ważniejszych spraw niż równouprawnienie, niż zahamowanie przemocy wobec kobiet. Jeśli ponad połowa ludzkości mniej zarabia, jest bardziej narażona na przemoc, ma gorszy dostęp do edukacji – to nie ma ważniejszej sprawy. Nie ma większej grupy której interesami trzeba się zająć. Nie ma większego osiągnięcia – niż przełamanie tych barier, niż stworzenia świata równego – niezależnie od tego kim się urodziliśmy. To nie jest sprawa na końcu listy, to nie jest jedna z mniejszości, której problemy są bardzo specyficzne. To jest problem tej większej części ludzkości.
W Międzynarodowy Dzień Kobiet warto zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy tą drugą płcią. Mniejszością. Drugie w stworzeniu, drugie w kolejce po szczęście, dobrobyt, pensje. Milczące bohaterki drugiego planu, które odzywają się w filmach średnio trzy razy rzadziej niż mężczyźni. Dodatki do świata który należy do kogo innego. Otóż nie, nie dziewczyny, nie jesteśmy drugie. To my jesteśmy te pierwsze. To my jesteśmy ludzkością. To my jesteśmy głównymi mieszkańcami tej planety. Nigdy nie dajmy sobie wmówić że jesteśmy jakąś mniejszością, którą można zbywać. Kimś kto wyrywa się przed szereg. I nie chodzi o to by nienawidzić mężczyzn – większość z nich nawet nie jest świadomych jak wiele daje im świat, część z nich jest świadoma ale też niekoniecznie umieją coś systemowo zmienić – poza swoim zachowaniem (co zawsze jest godne pochwały). Ale jednocześnie – dziewczyny – jakiekolwiek jesteście, czymkolwiek się zajmujecie, jakiekolwiek macie poglądy polityczne – nie jesteście człowiekiem drugiego sortu. Bo kiedy mówisz człowiek, to częściej mówisz o kobiecie. I z tego powodu domagajcie się by traktować was dobrze, coraz lepiej, po ludzku.
Ps: Zwierz dostał bana na Facebooku więc dostaliście na blogu post który pewnie umieściłby na swoim profilu.
Ps2: Jeśli chcesz być dziś człowiekiem udowadniającym, że kobiety powinny mniej zarabiać, siedzieć w domu czy trzymać się z dala od polityki – to nie bądź.