Hej
Jak zapewne wiecie trwa właśnie Festiwal w Wenecji – jest to najstarszy festiwal filmowy i jest to fakt mało przydatny ponieważ nic z niego nie wynika. Festiwal w Wenecji to dziwna impreza – nikt nie wie co na niego przywieźć, w odróżnieniu od Cannes gdzie wiadomo że przywozimy dzieła potencjalnie wybitne (koniecznie czarno-białe) plus jeden megakasowy film amerykański o tyle na Wenecję przywozi się coś co określam koszmarem dystrybutora – są to filmy które są niekiedy całkiem niezłe albo zrobione przez bardzo znanych twórców co nie zmienia faktu że nikt ich nie będzie chciał oglądać. Stąd też bawią mnie zamieszczone w gazetach żale i odgłosy przerażenia że oto sam Chavez był fetowany na festiwalu filmowym jak gwiazda fimowa – coż z tego skoro filmu Oliviera Stone’a o wenezuelskim prezydencie nikt nie będzie chciał oglądać. Podobnie z nowym dokumentem Michaela Moore’a – może kiedyś był on ulubieńcem Europejczyków którzy z radością spoglądali jak naśmiewa się z Busha i Republikanów niestety kiedy wziął się za kapitalizm nie budzi już takiego entuzjazmu – co ciekawe coraz częściej ludzie zastanawiają się czy jego filmy rzeczywiście sa prowokacją czy przykładem głupoty reżysera gotowego udowodnić każdą tezę za wszelką cenę. O ile jednak festiwal w Wenecji znany jest ze swojego rozpolitykowania i nudy o tyle nie zmienia to faktu że zaczęłam myśleć nad instytucją festiwalu filmowego. W ostatnich latach niemal wszystkie europejskie festiwale nieco się wyrodziły – Cannes jest połączeniem nudnych projekcji z reklamą kosmetyków, Wenecja miejscem gdzie pokazują filmy których nikt nie obejrzy zaś Berlin przechodzi coraz częściej bez echa. Nie wspominam już o festwialach narodowych bo Gdynia jak co roku będzie żenująca zaś jednym wartym wspomnienia są Karlowe Wary. Tymczasem odnoszę wrażenie że czego Europie naprawdę brakuje to taki nasz Sundance- takiego naszego festiwalu dobrych filmów komercyjnych które jednak odbiegają od sztampy choć wciąż są strawne dla przeciętnego widza i wcale nie stronią od znanych nazwisk. Moim zdaniem takie kino jest w Europie obecne jedynie w poszczególnych krajach natomiast prawie nie ma wymiany – a szkoda bo każda nawet najsłabsza kinematografia jest w stanie wypuścić w ciagu roku jedną inteligentną komedię czy ciekawy film obyczajowy który nie musi zalatywać Bergmanem. Niestety kino europejskie uznało że skoro królową komercji i popkultury jest Ameryka to ona ma prawo do swoich działań jedynie na polu kina ambitnego. Niestety prowadzi to do produkcji mnóstwa pretensjonalnych filmów których nikt poza reżyserem nie chce oglądać. A przecież dobra rozrywka nie jest mniej szlachetna niż marna ambicja. A może się mylę?