?
Uwaga poniższy wpis, jest nie pop kulturalnym narzekaniem remontowym, które zwierz zamieszcza na blogu, bo tak. Raz na jakiś czas ponarzekać sobie może, czyż nie?
Remont. Zasadniczo występuje w dwóch gatunkach. Odmiana pierwsza to gatunek remontu sympatycznego. Jest w swoim zachowaniu najbardziej podobny do kociątka. Małe kociątka są koszmarne, wszystko zrzucają na ziemię (testując sprawność grawitacji) ale kiedy już usną są słodziutkie i człowiek nie ma pretensji o to, że pokój wygląda jak po przejściu tornada a rolka papieru toaletowego staje się głównym elementem dekoracyjnym salonu. Taki remont to na przykład remont łazienki, który co prawda zmienia nas na tydzień w lekko niedomytych wściekłych przedstawicieli społeczeństwa dobrobytu (czyli nienawykłego do odcięcia od dopływu bieżącej wody), ale za nieprzyjemności te odpłaca pięknymi kafelkami, nową wanną i podgrzewaną podłogą.
Drugi rodzaj remontu nie przypomina żadnego zwierzątka – ewentualnie trzymanie świni na kaszankę w pokoju. Świnia tyje, śmierdzi, brudzi a w ostateczności dostajesz kaszankę. Co więcej dodajmy, że to taki rodzaj świni, z którą trudno zadzierzgnąć więzi ponieważ nawet nie jest nasza tylko sąsiada, który podrzucił nam ją z niewiadomych przyczyn nie pytając o nasz czas i zgodę. Na dodatek kaszanki nie lubisz, więc lądujesz z efektem, który nigdy nie miał ci przynieść szczęścia i radości. Taki remont przeżywa właśnie zwierz.
Zwierzowi wymieniają bowiem rury gazowe. Zwierz nie ma żadnego emocjonalnego związku z rurami gazowymi, które dotychczas zdobiły jego mieszkanie. Ich przebieg i umiejscowienie zupełnie zwierza satysfakcjonowały z tą uwagą, że zwierz bardzo troszczył się o ich szczelność. Nie mniej poza tym żył sobie zwierz z rurami w spokoju, nie wchodząc w konflikty, spory czy dyskusje. Nie wiedział więc, że rozłąka będzie tak bolesna i pełna perturbacji. Kartka na drzwiach klatki informująca o remoncie brzmiała tak łagodnie spokojnie i niewinnie. Pierwsze oznaki nadchodzącego Armagedonu pojawiły się pewnego sobotniego poranka kiedy zwierza obudził koniec świata. To znaczy zwierz założył, że spotkał go koniec świata bo wydaje się jasne że tylko takim wydarzeniom towarzyszą wstrząsy tektoniczne połączone z dźwiękiem który zabiłby wszystko w promieniu kilku kilometrów. Szybko okazało się że to nie koniec świata tylko remont. Pod mieszkaniem zwierza. Kiedy hałas ustał blok zwierza wzbogacił się o nową lekko steam punkową ozdobę w postaci mnóstwa rur na korytarzu. Zwierz podejrzewa, że wdzięczne za to będą osoby mające trudność z utrzymaniem pionu w czasie powrotu do domu. Będzie się za co złapać.
Remont właściwy pojawił się pod postacią pana montera o siódmej rano w środę. Pan zapukał tym starym dobrym pukaniem służb specjalnych i oświadczył, że zwierz musi wszystko wynieść z kuchni i przedpokoju (dla nie wtajemniczonych jest to dokładnie to samo pomieszczenie w mieszkaniu zwierza) oraz zdjąć szafki. Zwierz wykorzystał wszystkie swoje spojrzenia smutnego kotka by wyjaśnić mu że brakuje zwierzowi dokładnie 20 cm. wzrostu by cokolwiek zdejmować ze ścian. Trzeba było chyba użyć innego spojrzenia bo pan radośnie zdjął zwierzowi szafkę – razem ze wszystkimi śrubami na których wisiała. Zwierz winien się jednak radować, bo swojej rury nie zabudował, gdyby zdecydował się na tak szalony krok to by już nic nie pisał tylko łkał.
W czwartek panowie przyszli już radośnie pod próg zwierza który siedział na całej stercie swoich rzeczy (zwierz odkrył jednostkę przestrzeni pt. nic się absolutnie nie mieści w tym 15 metrowym mieszkaniu) i radośnie marzył by było po wszystkim. Panowie trzeba im przyznać działali sprawnie – zanim się zwierz obejrzał i nasłuchał przeuroczego zestawu przekleństw, dwóch ballad ludowych i trzech hitów disco polo zorientował się, że oto ma w mieszkaniu nową rurę, dziurę z przedpokoju do łazienki (najwyraźniej plan mieszkania zwierza zaskoczył panów monterów), oraz że szafka zwierza nie zawiśnie juz tam gdzie wisiała ponieważ w jej miejscu jest rura. Co prawda dziurę dzielącą zwierza z sąsiadami zagipsowano, urwany kabel przymocowano z powrotem zaś te kawałki zielonej ściany zwierza, których strukturę naruszono pomalowano na biało, ale zwierz jakoś nie jest się w stanie cieszyć.
Oto bowiem ukazała się przed nim cała tragedia sytuacji w której na tak niewielkiej przestrzeni zaprowadza się drobne zmiany. Drobne zmiany okazują się bowiem wiązać ze sporymi zmianami i w ostatecznym rozrachunku kto wie czy zwierz nie będzie jeszcze długo tulił w ramionach swoich wszystkich szalików, które kiedyś miały swoje jasno określone miejsce. Co więcej zwierz myślał, że swoje mieszkanie zna ale ku zaskoczeniu zwierza, oraz jego brata ściany w mieszkaniu zwierza są po prostu krzywe, co okazało się po przyłożeniu do nich pewnej uciętej uprzednio na zamówienie deski. Otóż nie pasowała i pasowała jednocześnie w zależności od wysokości na jakiej się ją trzymano.
Wszystkie te narzekania zwierza sprowadzają się w sumie do tego, że każdy z nas zna dokładnie to cierpienie wymiany czegokolwiek w mieszkaniu. Cierpienie, którego zakończenie witamy z ulgą do czasu kiedy nie zdamy sobie sprawy, że stoimy o to na samym środku obsypanej gruzem podłogi, że musimy ów gruz wybierać z wanny, że nasze miejsce na łóżku zajęła szafka, że nie mamy pojęcia gdzie są nasze codzienne buty natomiast co chwila potykamy się o sandały i że już nigdy nie będzie tak wygodnie jak kiedyś. Co ogólnie stoi w sprzeczności z ideą każdego remontu, który ma przecież nasz poziom życia podnieść.
Ps: Zwierzowi już zdecydowanie lepiej. Może dobrze że napisał ten wpis.