Home Tak sobie myślę Można nie mieszkać z kotem tylko po co czyli Zwierz ma nową wspólokatorkę

Można nie mieszkać z kotem tylko po co czyli Zwierz ma nową wspólokatorkę

autor Zwierz
Można nie mieszkać z  kotem  tylko po co czyli Zwierz ma nową wspólokatorkę

Oso­by które śledzą moje social media wiedzą, że moje życie w ostat­nim tygod­niu uległo drasty­cznej zmi­an­ie. Stałam się właś­ci­cielką kota. Nie, wróć, stałam się współloka­torką kota. Jak kiedyś stwierdz­ił (pewnie nie jako pier­wszy) Paweł Opy­do – nie moż­na posi­adać kota moż­na z nim najwyżej mieszkać. Więc od tygod­nia mieszkam z Shu­bi, cud­owną trzymiesięczną kotą, która weszła do naszego życia i nagle i w sposób bard­zo zaplanowany.

 

Oczy­wiś­cie że ma już mil­ion zdjęć Shu­bi. Prze­cież po to się ma kota żeby robić mu mil­iony słod­kich zdjęć

 

O tym, że jesteśmy gotowi na kota przekon­ał mnie… pies. Nie byle jaki bo był to Goli­at, mops emeryt (idzie na szes­nasty rok życia w pog­a­rdzie dla świa­ta), który mieszkał z nami przez kil­ka dni kiedy moi rodz­ice hulali po Zakopanem. Mops, i to na dodatek nie młody wyma­ga sporo uwa­gi – a to nie zje, a to zacznie kas­zleć (jest to mops kas­zlą­cy z ner­wów) a to właśnie koło drugiej w nocy zaczy­na chodz­ić nie mogąc znaleźć sobie miejs­ca co jest niechyb­nym znakiem, że trze­ba z nim wyjść. Mops wyma­gał uwa­gi ale jed­nocześnie – jed­nocześnie było miło dzielić z nim przestrzeń, było do kogo wracać – nawet jeśli jed­no z nas aku­rat było nieobec­ne, i było naprawdę fajne dostawać w ciągu dnia zdję­cia mop­sa wykony­wane przez Mateusza. Ostate­cznie im dłużej był z nami mops tym bardziej uświadami­ałam sobie, że dzie­le­nie z życia z mężem jest fajne, ale dzie­le­nie życia z mężem i np. małym drapieżnikiem brz­mi jeszcze fajniej. Inna sprawa — miałam już trochę dość pytań mojej mat­ki “Masz męża, to kiedy zde­cy­du­je­cie się na kota” (nie żar­tu­ję, o dzieci nie pytała nigdy, o kota tak raz na dwa miesiące)

 

Kiedy Goli­at wró­cił do rodz­iców doszłam do wniosku, że w sum­ie trochę pan­demia, trochę pra­ca a trochę nasz emeryc­ki wiek po trzy­dzi­estce spraw­ił, że wszys­tkie przy­wile­je wol­noś­ci wynika­jące z braku posi­ada­nia zwierzę­cia przes­tały być tak atrak­cyjne. Zwłaszcza, że prze­cież nie jest tak, że zwierząt nie mieliśmy. Wyjazd na week­end z dnia na dzień nadal wyma­gał logisty­ki bo prze­cież są świn­ki, wiz­ja wychodzenia na cały dzień brzmi­ała miło ale nie ukry­wa­jmy – trze­ba prze­cież nakarmić świni­a­ki więc nie moż­na zniknąć na kilka­naś­cie godzin. Inny­mi słowy – kot nie mógł zabrać nam żad­nej wol­noś­ci bo i tak z niej nie korzys­tal­iśmy. Inna sprawa – im dłużej siedzieliśmy w domu z powodu pan­demii tym bardziej czułam, że potrzeb­ny nam jest ktoś na kim mogła­by się skupić nasza uwa­ga, kto wymusza pewien rytm dnia. Kot wydawał się ide­al­nym kom­panem przy­mu­sowego ograniczenia życia społecznego. Co więcej – fakt, że częś­ciowo pracu­je­my zdal­nie spraw­ił, że pojaw­ił się niespodziewany czas na to by posiedzieć z kotą więcej w domu – przy­na­jm­niej w cza­sie jej akli­matyza­cji. No i na koniec, jak zauważyła Patryc­ja Mucha z którą robię pod­cast – nic tak nie poma­ga ustaw­ić sobie pri­o­ry­te­ty w cza­sie pan­demii niż zdanie sobie sprawy, że two­jego kota nasza epi­demia nic nie obchodzi.

 

Ulu­biona zabawa koty to wrzu­canie piłecz­ki pod łóżko i obser­wowanie jak ją jej wyj­mu­ję spod łóżka

 

Jak więc widzi­cie nad tym, żeby wziąć kota myślałam dłu­go. Jed­nak sama decyz­ja kiedy i jakiego kota bierze­my zapadła naty­ch­mi­as­towo. Moja przy­jaciół­ka wrzu­ciła infor­ma­cję do sieci, że na dzi­ałce jej rodz­iców oko­ciła się trzy miesiące wcześniej kot­ka i rodz­ice – którzy już opieku­ją się kilko­ma kota­mi nie są w stanie wziąć więcej pod swój dach. I czy ktoś nie chci­ał­by kota. Spo­jrza­łam na zdję­cie kot­ki w trans­porterze i powiedzi­ałam Mateuszowi „Bierze­my tego kota”. Mateusz spo­jrzał na zdję­cie i powiedzi­ał „Dobrze”. Pod koniec dnia byliśmy już umówieni na odbiór. Zan­im kot­ka do nas trafiła rodz­ice mojej przy­jaciół­ki zamówili do nas paczkę. Pacz­ka była peł­na jedzenia i zabawek, i mle­ka dla kotów. Nie ukry­wam – mam wraże­nie, że to najlepiej wyposażony kot w his­torii szy­b­kich adopcji. Zresztą kiedy kota do nas przy­jechała to okaza­ło się, że obok jedzenia dostal­iśmy też legowisko, żwirek (który i tak prze­cież kupil­iśmy), oraz zabawkę (statek pirac­ki dla kotów!), doda­jmy do tego dra­pak (który sprzedał mi miły pan w bud­ce zoo­log­icznej na bazarze zapew­ni­a­jąc że „Kot będzie zad­owolony”), trans­porter i nagle nasze niemal całe mieszkanie stało się przestrzenią zakoconą.

 

Nad imie­niem nie myśleliśmy dłu­go, głównie dlat­ego, że Mateusz ma w zwycza­ju nazy­wanie wszys­t­kich swoich zwierząt od pot­worów z prozy Love­crafta. Nasza kota nazy­wa się więc ofic­jal­nie Shub – Nig­gu­rath ale wołamy na nią Shu­bi i takie imię podal­iśmy w jej książęce zdrowia żeby nie wys­traszyć miłej pani wetery­narz. Nie zmienia to fak­tu, że na kotę zwyk­le wołamy Kota co jest przez nią ignorowane lub uznawane za ofic­jalne zawołanie w zależnoś­ci od humoru. Każdy kto bierze kota drży z niepewnoś­ci – czy trafi mu się kot przy­tul­ny, nieza­leżny, lęk­li­wy, bojaźli­wy, agresy­wny, ekspan­sy­wny, czy tak nieza­leżny, że człowiek mu do niczego niepotrzeb­ny. O ile psy miewa­ją charak­tery wynika­jące z rasy o tyle każdy kto zda­je się być przysłowiowym „kotem w worku” gdzie workiem jest jego psy­chi­ka. Co praw­da z mojego doświad­czenia – koty kochane i zaopiekowane, które nie mają złych wspom­nień, bywa­ją ufne i przy­tulne, ale chy­ba nie ma żad­nej jed­noz­nacznej reguły. W domu rodzin­nym mieścimy kota, który lubił tylko jed­ną osobę (mojego starszego bra­ta), kota który kochał moją matkę bardziej niż kogokol­wiek innego i kota który wszys­tkim – łącznie z nowo poz­nany­mi gość­mi wchodzi na kolanach i tuli się do nich jak­by byli dawno nie widzianą rodz­iną. Z kolei obec­ny kot mojego bra­ta spraw­ia wraże­nie jak­by nie przeszedł ani z nim ani z jego żoną na „Ty” i w każdym jego ruchu i geś­cie czuć, że mówi do nich „Proszę państwa”.

 

 

Po tygod­niu mogę powiedzieć, że Shu­bi jest tym typem koty która dzi­ała w try­bie – jem, baw­ię się, śpię na środ­ku poko­ju (po co komu legowisko, sko­ro ewident­nie kupil­iśmy nowy dywan jako pod­kład­kę pod kota), tulę się do moich ludzi mrucząc przy tym jak mały motorek. Żadne z nas nie jest podra­pane – co oso­biś­cie uważam za niespo­tykane zwycięst­wo – więk­szość moich zna­jomych mają­cych małe koty wyglą­da jak­by chcieli nieu­dol­nie pod­ciąć sobie żyły na rękach. Co praw­da mała polu­je na nasze kost­ki, ale nie znałam kota, który by tego nie robił. Ale kiedy już nas upolu­je to nie próbu­je wbić w nas zębów i nawet kiedy ma dość głaska­nia wycią­ga łapę bez pazurów. Nie wiem jak Shu­bi syczy, czy jak wyglą­da nas­tros­zona – nigdy nie widzieliśmy by tak zro­biła, a jej koci płacz słyszeliśmy tylko raz kiedy jak naj­gor­si ludzie pos­zliśmy ją zaszczepić i przy okazji wszczepić jej chip żeby jeśli nie daj Boże ucieknie, ktoś kto ją zna­jdzie będzie mógł się z nami skon­tak­tować. Ewen­tu­al­nie chodz­iło nam o to, żeby Bill Gates się dowiedzi­ał, że mamy kotecz­ka. Może nam jak­iś prezent z tej okazji przyśle?

 

Tydzień to dużo by dowiedzieć się ciekawych rzeczy o swoim kocie. Np. że Shu­bi uważa, że wszys­tko co jemy jest zasad­nic­zo rzecz biorąc jedze­niem którym powin­niśmy się dzielić. I sko­ro nie chce­my się dzielić, to nic nie stoi na przeszkodzie by np. wlazła cztere­ma łapa­mi w talerz makaronu. Wiem też, że jej ulu­bioną zabawą jest wrzu­canie piłecz­ki pod łóżko i przyglą­danie się jak wyj­mu­je jej piłeczkę. Genial­na zabawa. Mam wraże­nie, że niekoniecznie piłeczką. Dowiedzi­ałam się także że zdaniem Shu­bi pisanie po klaw­iaturze jest jakimś specy­ficznym sposobem zabaw­ia­nia koty która chęt­nie polu­je na nasze palce. I że jak Mateusz gra w Word of War­craft to Shu­bi próbu­je polować na jego bohat­era. Raz jej się nawet coś udało przestaw­ić. Poza tym wciąż uczy się naszego mieszka­nia. Naj­ciekawsze jest miejsce skąd może patrzeć na świn­ki morskie, choć jak świn­ka pod­jedzie za blisko to Shu­bi się cofa. Nie boję się o ich byt, bo wyglą­da na to, że na razie mają sto­icką przewagę nad kotą. Najz­abawniejsze są dzi­ury w drzwiach do łazien­ki, bo moż­na wkładać w nie łapy. I oczy­wiś­cie że jak się czai w przed­poko­ju za pudłem z buta­mi to nikt jej nie widzi. Cud­ow­na jest też syp­i­al­nia, do której jej chwilowo nie wpuszcza­my. Głównie dlat­ego, że jest tam sto­jak z moi­mi sukienka­mi, który na sto pro­cent moż­na przewró­cić w środ­ku nocy. Więcej niż raz.

 

Kiedy wzięliśmy Shu­bi byłam gotowa na to, że przez tydzień będzie siedzi­ała pod łóżkiem. Drugiego dnia przyszła posiedzieć. Na łóżku a dokład­niej na mnie na łóżku.

 

Tydzień to oczy­wiś­cie bard­zo mało cza­su by dobrze poz­nać zwierzę. Zwłaszcza takie jak kot które nie tylko się rozwi­ja, ale też ma skom­p­likowany charak­ter. Tydzień to jed­nak wystar­cza­ją­co dużo cza­su by człowiek jak przez mgłę przy­pom­i­nał sobie życie bez kota i nie mógł sobie przy­pom­nieć co go pow­strzymy­wało by nie pod­jąć się adopcji wcześniej. Ostate­cznie pisanie blo­ga w pustym mieszka­niu, a pisanie blo­ga w mieszka­niu, gdzie o two­ją nogę łap­ki opiera śpią­ca kota to dwie zupełnie inne sprawy.

 

Ps: Bard­zo mnie bawi, ile – zupełnie niepros­zonych rad – łącznie z wiado­moś­ci­a­mi na maila, dostałam w chwili kiedy powiedzi­ałam, że biorę kotę. Do tego stop­nia, że dziś muszę dość świadomie oznaczać posty, pisząc że nie proszę o radę. Bawi mnie to z kilku powodów. Po pier­wsze – Shu­bi nie jest pier­wszym kotem, z którym mam do czynienia. Mogłabym nawet powiedzieć, że czas, kiedy nie mieszkałam z żad­nym kotem był smut­nym prz­ery­wnikiem mojej ciągłe koegzys­tencji z kota­mi, która zaczęła się pewnego zim­nego dnia kiedy mój ojciec nieopa­trze­nie powiedzi­ał „Cześć” kotu siedzące­mu pod naszą klatką i kot uznał to za zachętę by spędz­ić z nami resztę swo­jego długiego życia. Po drugie – ja chęt­nie przyj­mu­ję porady – jeśli o nie proszę. Mam zna­jomych „zaawan­sowanych” kocia­rzy, których np. prosiłam o infor­ma­c­je o karmie z jakiej korzys­ta­ją czy o zabawkach. To, że się nie chce rad niech­cianych nie znaczy, że się nie chce rad. Najz­abawniejsze – niek­tóre z nich były tak wyprzedza­jące, że doty­czyły prob­lemów które wcale nie doty­czyły naszej sprawy. To taka uwa­ga na mar­gin­e­sie, że między dobrą za złą radą różni­ca nie zawsze leży w samej mery­to­ryce tylko w kon­tekś­cie w jakim pada. Co ogól­nie mnie bawi, bo w tym jed­nym zakre­sie opiekunowie nowych kotów i młode mat­ki mogą sobie podać w Internecie ręce.

0 komentarz
10

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online