Hej
zwierz szczerze nie cierpi 1 listopada. Nie żeby miał coś przeciwko odwiedzaniu grobów i wspominaniu zmarłych ale zawsze czuje się zmuszony bardziej przez kulturę niż przez własne uczucia do odczuwania smutku w konkretnym dniu roku. Tymczasem zwierz jako istota żyjąca w okolicy cmentarza czuje częściej irytację brakiem dobrej komunikacji czy faktem że wszystko jest zamknięte a aura zazwyczaj nie sprzyja spacerom. Stąd też dzisiejszy wpis będzie wręcz opozycyjny. nie miejcie do zwierza żalu — on rozumie że wszyscy mają prawo się smucić ale zwierz jakoś nie potrafi na wezwanie. Zastanawiając się co może być tematem wpisu opozycyjnego zwierzowi przyszła do głowy tylko jedna rzecz. Dzieci, a właściwie świeżo urodzone dzieci a właściwie zdjęcia świeżo urodzonych dzieci. Zwierza od pewnego czasu fascynuje zainteresowanie i sumy jakie gwiazda może dostać za choćby jedno zdjęcie swojego świeżo urodzonego dziecka. Zwierz stara się uchwycić początek tego trendu ale ma wrażenie że wszystko zaczęło się dość dawno i jak zwykle bywa w popkulturze dość niewinnie. Istnieje cała osobna gałąź czasopism żyjących głównie z tego że pokazują zdjęcia ze ślubu ludzi sławnych i bogatych. Te czasopisma dość naturalnie pokazywały potem ich śliczne małe dzieci i płaciły im za to dużą kasę. wszystko było w miarę ok póki ludzie nie wiedzieli ile można dostać za zdjęcie małego dziecka jeśli owo małe dziecko nosi sławne nazwisko. Gdy kwestia kto ile dostaje stała się publiczna nagle urodzeniu niemal każdego potomka gwiazdy zaczęły towarzyszyć spekulacje ile rodzice mogą dostać za jego zdjęcie. Kiedy sumy okazały się iść w miliony dolarów za jedną kilkunasto zdjęciową sesję sprawy zaczęły przybierać dość paranoiczny obrót. Dziś by wycenić popularność gwiazdy nie należy patrzeć na wyniki box office czy listę bilbordu — trzeba poczekać aż doczeka się potomka i sprawdzić ile dostanie za jego zdjęcia. Urokowi łatwych pieniędzy ( które oczywiście oddaje się na cele charytatywne) i jeszcze łatwiej zdobytego zainteresowania mediów poddają się prawie wszyscy z niewielkimi chlubnymi wyjątkami ( te gwiazdy albo nie pokazują nikomu dziecka uznając że to ich prywatna sprawa albo robią rzecz dość moim zdaniem naturalną że wychodzą z dzieckiem na rękach i kto zrobi im zdjęcie ten je ma a kto nie ten nie ale wszystko odbywa się nieco bardziej po ludzku). Zwierz w całym tym zamieszaniu nie rozumie kilku rzeczy. Poza naturalną niechęcią zwierza do oglądania zdjęć małych dzieci ( chyba że między nimi a zwierzem istnieje jakieś pokrewieństwo — w innym przypadku nie budzą one w zwierzu czułości) nie jest on w stanie zrozumieć jak rodzice mogą się wykazywać takim brakiem poszanowania dla prywatności dziecka. Ok — możecie powiedzieć że prywatność noworodka jest mocno ograniczona. Ale nie zmienia to faktu że te śliczne małe dzieci kiedyś dorosną — i zawsze będą wiedziały że już na samym wstępie je wyceniono w bardzo konkretnej walucie. Zwierz nie podejrzewa by była to dla nich jakakolwiek trauma ale gdybym ja wiedziała że moi rodzice targowali się o to ile dostaną za mój wizerunek w pierwszych dniach mojego życia ( targi wydają się być jedynym powodem dla których niektórzy chronią swoje dzieci przed zdjęciami paprazzi) ale zaczęłabym się mocno zastanawiać ile w tym prawdziwej troski a ile marketingu. Ale w sumie nikogo nie można winić. na samym końcu tego łańcuch bowiem stoją zwykli czytelnicy gazet ze zdjęciami i ich dziwna fascynacja potomstwem gwiazd. Rozumiem że można lubić aktora, piosenkarza czy każdą inną sławną osobę. Ale po co oglądać ich dzieci na upozowanej sesji? To jedna z tych rzeczy na niebie i ziemi której zwierz po prostu nie rozumie. Choć z drugiej strony nie jest to pierwszy i ostatni raz więc zwierz powinien się przyzwyczaić
Ps: znajoma zwierza mieszkająca w dzielnicy willowej powiedziała mu że wczoraj przyszły do niej dzieci w ramach Halloween zbierać cukierki. czyżby ta zupełnie obca tradycja zaczynała się zagnieżdżać w lepiej sytuowanych dzielnicach Warszawy? kto by pomyślał.