?
Hej
Zgodnie z zapowiedzią druga część spisu lubianych przez zwierza aktorów brytyjskich. Jedna z czytelniczek słusznie przypomniała zwierzowi, że odgrażał się kiedyś ż ulubionych aktorów angielskich mógłby wymieniać dzielnicami miast w których się urodzili. Po części jest to prawda więc musicie potraktować tą listę jako wybitnie skrótową, odzwierciedlającą stan umysłu zwierza na dzień dzisiejszy (bardzo ważna uwaga). W tym wydaniu zwierz zdecydował się wrzucić aktorów młodszych (zwierz za młodego aktora uważa każdego do 40 a kto wie czy wraz z następnymi urodzinami nie przesunie dalej tej granicy) oraz tych, których zwierz kojarzy przede wszystkim dzięki nieocenionym zasługom BBC i ITV. Tu nie ma już granic wiekowych, jedynie granice ewentualnego zasięgu potencjalnej sławy. I to ważne – dla wielu podobnie jak zwierz uzależnionych od brytyjskich produkcji czytelników są to aktorzy doskonale znani, ale zwierz podejrzewa, że są wśród jego czytelników też tacy, którzy nie siedzą tak bardzo w świecie brytyjskich produkcji, dla nich mogą to być nazwiska nowe. I dobrze im więcej osób wie o geniuszu angielskich aktorów tym lepiej. Tak więc po pierwsze – nie będzie tu wszystkich nazwisk (pojawiły się głosy, że dwa wpisy to za mało, ale zwierz się nie złamie) po drugie część aktorów świetnie czytelnikom znana ale dla szerzej widowni być może nie koniecznie. A i jeszcze jedno – coś czego nigdy nie dość – to lista subiektywna. Nie istnieje nigdy żadne obiektywne zestawienie, nawet uszczelek do kranów a co dopiero aktorów. A i kolejnośc jak zwykle zupełnie przypadkowa.
Rupert Graves – zwierz już nie raz zasugerował wam, że dostał ostatnio lekkiej ale ze wszech miar słusznej obsesji na punkcie tego aktora. I dobrze bo odkrył nie tylko jednego z lepszych aktorów jakich zwierz znal, ale także przykład niesłychanie ciekawego przebiegu kariery. Otóż Graves zagrał w swojej karierze wielu bohaterów, których seksualność odgrywała główną rolę – homoseksualistów (znakomity Maurice, czy Calpham Junction), faceta który zakochuje się w swoim szkolnym koledze, który przeszedł operację zmiany płci (Diffrent for Girls), transwestytę (Open Fire). Dla wielu aktorów taki dobór ról oznaczałby zaszufladkowanie. Ale na karierze Gravesa nie odbiło się to w najmniejszym stopniu, wręcz przeciwnie – gdyby zwierz miał wskazać jakąś cechę wspólną pozostałych odgrywanych przez niego bohaterów to właśnie portretowanie tych dość typowych bohaterów męskich – sympatycznych, uroczych i przystojnych ale tak naprawdę słabych, zależnych od innych skłonnych do kłamstwa, zdrady czy drańskiego zachowania. Graves wyjątkowo dobrze gra też postacie w jakiś sposób zranione czy zmarginalizowane. Innymi słowy świetnie gra koszmarnego drania. Dla zwierza takie zróżnicowanie ról nie tylko dobrze świadczy o aktorze, który gra po prostu to co go interesuje bez oglądania się na ewentualne konsekwencje, ale także nieco zadaje kłam twierdzeniu, że zagranie homoseksualisty jest tak strasznie szufladkującą decyzją. Przy czym zwierz paradoksalnie najbardziej ceni go za umiejętność płynnego przechodzenia między pierwszym a drugim planem. Trochę jak w Sherlocku gdzie gra Lastrade’a i pozwala błyszczeć gwiazdom serialu mimo, że w każdej innej produkcji mógłby spokojnie oczekiwać roli na pierwszym planie. A poza tym zwierz nie będzie ukrywał że jego zdaniem to jeden z tych aktorów, których wystarczy postawić w kadrze i człowiek łapie się na tym, że zwraca uwagę właśnie na niego. Taka filmowa charyzma, którą się po prostu ma, być może dlatego Graves nigdy nie potrzebował aktorskiego wykształcenia tylko po prostu mając szesnaście lat zwiał z cyrkiem z niewielkiej miejścowości w której się urodził. No i jeśli zwierz może paskudnie dodać na marginesie, z bólem to się na niego nie patrzy.
Zwierz nie będzie ukrywał, że od dawna czekał na jakąkolwiek okazję by wstawić to zdjęcie na swojego bloga. Zdaniem zwierza jeden z najlepszych kadrów z Sherlocka jako takiego.
Tom Hiddelston – To zaskakujące jak szybko można z aktora praktycznie nie znanego czy niszowego wskoczyć na ściany milionów nastolatek na całym świecie. Zwierz jak większość widzów zdał sobie sprawę z istnienia Toma Hiddelstona dopiero oglądając Thora mimo, że wcześniej zwrócił uwagę na faceta o wyglądzie aniołka (mnóstwo loczków i jakiś taki eteryczny wygląd) w Wallanderze. Hiddelston to aktor, którego Hollywood bardzo potrzebuje – idealny do grania ról pierwszoplanowych, przystojny ale z teatralnym doświadczeniem, które pomaga grać zarówno Henryka V (choć zwierz nadal twierdzi, że lepiej mu wyszedł książę Hal) jak i Lokiego (czyli rola tego złego, tradycyjnie przypisana brytyjczykom). Ostatnio naroiło się w Hollywood od chłopców z sąsiedztwa i nie za bardzo ma kto im grać królów, książąt i ich współczesnych odpowiedników. A Hiddelston jakoś wydaje się do tego dobrze pasować (i zostanie mu to jeszcze na długo bo wygląda bardzo młodo) i co więcej udowodnił, że nawet kiedy gra postać negatywną potrafi wzbudzić sympatię wśród widowni. Do tego jeszcze marketingowcy muszą go uwielbiać bo ilekroć się pojawi publicznie i coś powie to wychodzi z niego człowiek sympatyczny i inteligentny (trudno się z resztą dziwić bo należy do długiej listy bardzo dobrze wykształconych angielskich aktorów). Zwierz pisał już kiedyś o jego znakomitych rolach u Joanne Hogg, w których był odpowiednio personifikacją młodości i witalności (Unrelated) czy szlachetnie irytującego niezdecydowania (Archipelago), zwierz chętnie zobaczyłby jeszcze jakąś ich współpracę. Jak na razie Hiddelstona poniósł rydwan popularności i będzie go można podziwiać w kolejnym Thorze i w filmie Jima Jarmuscha. Poza tym zwierz mimo całej popularności lubi go jeszcze z tego irracjonalnego powodu – osobą która go wylansowała jest Kenneth Branagh, a zwierz mało komu w świecie filmu tak ufa jak Branaghowi.
Hiddelston znany jest z tego, że bardzo ładnie umie płakać na ekranie. To znaczy ładnie wyglądać płacząc. A to jest trudna sztuczka.
Tom Hardy – chyba jeden z najlepiej zapowiadających aktorów we współczesnym kinie. Przy czym zwierz pisze „zapowiadających się” bo ma wrażenie iż wszyscy podskórnie wyczuwają, że już niedługo zagra jakąś wybitną rolę, która rzuci krytykę na kolana. Ma w sobie trochę z Gary Oldmana bo ludzie nie poznają go z filmu na film – trudno uwierzyć, że ten sam facet który gra kompletnie zniszczonego przez życie bezdomnego w Staurt: Life Backwards i góra mięśni z Batmana to ta sama osoba. Hardy to właściwie aktor bez typu – w Szpiegu znika w tle, w Bransonie (świetny choć jakoś dziwnie nie doceniany film) zaś trzeba byłoby się bardzo postarać by go nie zauważyć. W ogóle Hardy to zdecydowanie aktor charyzmatyczny – kiedy zwierz przypomina sobie Inecpecję (której nie lubi) to właściwie pamięta z niej tylko niewielką postać Hardego. Do tego zwierz musi powiedzieć, że być może nieco na wyrost ale Hardy nieco przypomina mu Brando. To znaczy gra twardych facetów ale podszytych jakąś trudną do określenia wrażliwością. Teoretycznie pewnych siebie i swobodnych ale noszących gdzieś tam w sobie jakieś wewnętrzne spięcie. Co więcej kiedy zwierz ogląda jakikolwiek wywiad z Hardym, z którego ze sporym trudem można cokolwiek wyciągnąć ma wrażenie, że widzi ten sam rodzaj aktora, który chętnie gra ale niechętnie jest aktorem publicznie. O ile rozumiecie o co zwierzowi chodzi. W każdym razie zwierz mocno trzyma kciuki za tego aktora, bo ma wrażenie, że jeszcze się będzie trzymało za niego kciuki w Oscarową noc.
Ben Whishaw –od czasu kiedy zwierz zobaczył go w Ryszardzie II jego notowania u zwierza natychmiast podskoczyły – do tego stopnia, że zwierz po raz kolejny zobaczył Jaśniejszą od Gwiazd gdzie Whishaw gra Kaetsa. Jeden z tych aktorów trudnych do określenia choć przecież widząc go na ekranie zwierz doskonale wie z jakim rodzajem aktorstwa ma do czynienia. W każdym razie łatwo przychodzi mu granie postaci chimerycznych niezdecydowanych i wrażliwych. Z drugiej jednak strony to nie jest aktor, który ma potencjał do grania wyłącznie biednych umierających na suchoty poetów bo wydaje się, że nie ma trudności w pokazaniu okrucieństwa czy egoizmu jakim są podszyte jego postacie. Dobrze to widać w Pachnidle gdzie zdaniem zwierza stanowi najmocniejszy punkt obsady bo wystarczy tylko rzucić na niego okiem by dojrzeć, że z jego bohaterem jest coś mocno nie tak. Zwierz życzy mu filmwo wszystkiego najlepszego zwłaszcza, że ostatnio wybrano go jako nowego Q w Bondzie. Whishaw ma jeszcze jedną dodatkową zaletę. Zwierz ma wrażenie, że to aktor który w ogóle się nie starzej tzn. już od paru dobrych lat wydaje się być w tym samym wieku.
Zwierz czuje miłe uczucie na myśl, że do nowego Bonda dołączy aktor którego zwierz lubi. Choć czy on wygląda nawet na nowego Q?
Hugh Laurie – ktokolwiek podniesie brew zastanawiając się czy Lauriemu należy się miejsce w tym zestawieniu to zwierz musi stwierdzić, że jest to zaskoczenie zdecydowanie nie na miejscu. Właściwie zwierz nie przypomina sobie tak drastycznej zmiany postrzegania aktora jaka zaszła w przypadku Lauriego. Przecież dla większości osób, które kojarzyły go przed premierą Doktora Housa był to świetny komik znany przede wszystkim z występów balansujących na granicy absurdu i przyjaźni z Stephenem Fry. Co prawda mignął to tu to tam w niekoniecznie komediowych produkcjach (np. Rozważnej i Romantycznej czy Przyjaciołach Petera) czy w wyreżyserowanym przez siebie bardzo zabawnym serialu Fortysomething. Fakt, że po premierze Housa większość widzów postrzegała go jako aktora dramatycznego (a spora część była gotowa przysiąc że jest Amerykaninem) należy uznać, za jeden z większych aktorskich triumfów. Co ciekawe Laurie jest jednymz bardzo niewielu aktorów, którzy swojej serialowej popularności nie zaczęli rozmieniać grywając w jednym filmie rocznie w przerwie pomiędzy kolejnymi sezonami. I tak nawet jeśli House był serialem co raz bardziej krytykowanym nigdy nie odbiło się to na ocenie aktora. I słusznie bo Laurie ma olbrzymi aktorski potencjał i zwierz ma nadzieję, że jak tylko skończy objeżdżać świat ze swoim bluesowym zespołem wróci do grania. Komicznie czy tragicznie zwierzowi wszystko jedno.
Hugh Bonneville – chyba najbardziej zwierzowy wybór na tej liście. Widzicie zwierz lubił aktora od bardzo dawna zanim jeszcze pojawił się jako dzielny i szlachetny acz tradycyjnie nastawiony do życia Lord Grantham w Dowton Abbey. Bonneville to zdecydowanie lepszy aktor niż można by wnioskować z jego zdecydowanie brytyjskiej kariery. Choć dał się nieco zagnać do ról przeciętnych anglików – całkiem poczciwych i sympatycznych ale wciąż poddawanych kolejnym próbom (choć trzeba przyznać, że w rolach arystokratów sprawdza się i sprawdzał zaskakująco dobrze). Nie mniej czasem kiedy obsadza się go zupełnie wbrew warunkom czy stereotypom udaje mu się zalśnić jak np. w Third Star gdzie pojawia się jedynie na chwilę jako szaleniec na plaży i pozostawia po sobie niezatarte wrażenie (a na dodatek jest bardzo zabawny). Był też absolutnie znakomity w Iris ale jakoś wielu widzom umknęła jego rola (sporo było podobno przekonanych, że młodego męża Iris i starego męża Iris grał ten sam aktor) Do tego zwierz odnosi wrażenie, ze to aktor, któremu bez trudu przychodzi przekonanie nas, że powinniśmy lubić jego bohatera. W każdym razie tak działa na zwierza jego obecność na ekranie. A zwierz bardzo ceni kiedy może polubić bohatera nawet jeśli ten ma go zawieść.
John Simm – zwierz nie będzie ukrywał, nie miał zielonego pojęcia o istnieniu tego aktora przed obejrzeniem Doktora Who. To znaczy inaczej – widział Human Traffic (który uważa za absolutnie genialny film) ale jakoś nigdy nie dostrzegł jak zdolny to aktor. No ale skoro już go dostrzegł lawina ruszyła i zwierz obejrzał Life on Mars, w którym gra główną rolę i do innych pomniejszych filmów i ról telewizyjnych. Simm to aktor naprawdę świetny – łatwo go na ekranie nienawidzić łatwo mu kibicować. Zwierz podziwia go za swobodę z jaką porusza się po ekranie grając na z równą swobodą ludzi zupełnie normalny, psychopatów (choć ci wychodzą mu najlepiej), postacie zgubione i bardzo pewne siebie. Zwierz trochę żałuje, że Simm jest aktorem o karierze właściwie wyłącznie brytyjskiej bo to ten rodzaj aktora, którego straszliwie brakuje w zachodnich filmach. To znaczy takiego który jest do tego stopnia nieokreślony i wszechstronny, że może jeszcze czymś widza zaskoczyć. Jedyne czego zwierz żałuje to ponownie fakt, że żyje w pod złą szerokością geograficzną bo ponoć Simm telewizyjny blednie wobec Simma scenicznego. Co zwierza zawsze bardzo boli.
John Simm to taki aktor, któremu kibicujesz nawet jeśli jego bohater chce zmieść ludzkość z powierzchni ziemi.
Rowan Atkinson – aktorów komediowych zwykło się często w takich zestawieniach pomijać wychodząc z założenia, że komik zawsze ustępuje talentem aktorowi dramatycznemu czy wszechstronnemu. Zwierz jednak nie może oprzeć się wrażeniu, że pominięcie Rowana Atkinsona byłoby koszmarnym wręcz błędem. Bo Atkinson udowodnił, że jest wszechstronnym komikiem. W Czarnej Żmii gra przecież postać nadzwyczaj szczwaną inteligentną, której małym dramatem jest fakt, że otoczona jest samymi idiotami – trzeba z resztą przyznać, że jego bohater w ostatniej I wojennej serii filmu jest bardziej postacią tragiczną niż komiczną. Z drugiej strony mamy jego występy jako Jasia Fasoli oparte wyłącznie na humorze z pogranicza pantomimy – Atkinson jest tu śmieszny wyłącznie dzięki temu, że jest na ekranie obecny (niektórzy twierdzą, że Atkinson nic nie musi robić by być śmiesznym ale zwierz sprowadzałby jego talentu jedynie do stwierdzenia, że to facet ze śmieszną twarzą) ale prawda jest taka, że stworzenie takiej postaci jak Jaś fasola wymaga więcej aktorskiego talentu niż śmierć na ekranie. Zwłaszcza, że jak stwierdził kiedyś Atkinson prawda jest taka, że Jaś Fasola robi dokładnie to co każdy z nas ma niekiedy pokusę zrobić ale nigdy tego nie robimy. W każdym razie Wakacje Jasia Fasoli to jeden z ulubionych poprawiających humor filmów jakie zwierz widział. Tak więc miejsce na tej liście jest obowiązkowe. A i zwierz wpisuje go do aktorów telewizyjnych bo w sumie swoje dwie najważniejsze role stworzył dla telewizji.
Rufus Sewell – wiadomo, że kiedy Hollywood potrzebuje kogoś kto zagra tego złego ewentualnie wariata dzwoni po Brytyjczyków. Ale po kogo dzwonią Brytyjczycy kiedy potrzebują takiej postaci? Przez pewien czas Swell specjalizował się w graniu „tych złych” i „tych szalonych” i powiedzmy sobie szczerze zawsze dobrze mu to wychodziło. Zwierz nie będzie tutaj ukrywał, że jego zdaniem ważną rolę odgrywa w tym jego wygląd – zwłaszcza zestawienie jakiegoś szaleńczego błysku jasno zielonych oczu z bardzo ciemnymi włosami. Ale nie tylko szaleńcy wychodzą Sewellowi dobrze – sprawdza się tez jako aktor od postaci silnych choć naznaczonych jakąś słabością – zwierz oglądał go ostatnio jako Karola II w serialu obejmującym sporą część życia angielskiego Króla i jak na dłoni widać było, jak świetnie wychodzi aktorowi granie słabościami swojej postaci. Przy czym co ciekawe – mimo wielu wad jego bohaterów łatwo polubić – co wie każdy kto oglądał ekranizację Filarów Ziemi. Oczywiście problem ze Sewellem jak z wieloma angielskimi aktorami jest taki, że gdy w końcu pojawia się w kinie popularnym kręconym poza granicami kraju natychmiast wpada w niszę zarezerwowaną dla Brytyjczyków czyli grania złego – ostatnio grał Adama w Abrahamie Lincolnie Zabójcy Wampirów. Nie jest to zła rola ale nie jest to też film w którym można się czymkolwiek aktorsko popisać. A szkoda bo akurat w przypadku tego aktora nawet mała rólka (świetnym przykładem jest jego postać w Parade’s End) potrafi być prawdziwą perełką.
Eddie Redmayne – zwierz zwierzał się wam kiedyś że nie ma pojęcia czy lubi tego aktora czy nie – prawdą jest że nadal się zupełnie nie zdecydował choć raczej skłania się ku sympatii dla bardzo zdolnego anglika. Redmayne wydaje się aktorem wręcz stworzonym do grania postaci których istnienie w filmie zawsze występuje w jakiejś relacji do kobiet. Brzmi to dziwnie ale spójrzcie na jego rolę w Birdsong, Tess czy Mój Weekend z Marylin. Wszyscy jego bohaterowie istnieją w odniesieniu do kobiet, które kochają lub których pożądają. Dlaczego? Zwierz nie jest do końca pewien. Może dlatego, że już z samego wyglądu Redmayne ma w sobie coś takiego romantycznego czy młodzieńczego co kusi reżyserów do konfrontowania tego idealizmu z rzeczywistością. Może zaś zwierz za bardzo stara się znaleźć jakieś punkty wspólne. Nie mniej Redmayne to jeden z tych młodych (ponownie słowo młody należy ująć w spory nawias) angielskich aktorów, którym zwierz wróży dość dużą karierę. Dlaczego? Bo takich aktorów na zachodzie nie ma i wystarczy wypełnić tą lukę by nie musi się niczym za bardzo przejmować przez dłuższy czas. Tylko trzeba dać się znaleźć.
Zwierz kiedyś już zamieszczał ten gif ale nigdy mu dość. Bo w sumie wszystkie jego problemy z aktorem sprowadzają się do tego, że on jakby trochę dziwnie wygląda.
Matthew MacFadyen – choć dla większości czytelników zwierza to przede wszystkim nowym pan Darcy z najnowszej ekranizacji Dumy i Uprzedzenia to dla zwierza jest to przede wszystkim aktor telewizyjny. I tu zwierz musi zaznaczyć – nie jest do końca pewien czy MacFadyen jest bardzo dobrym aktorem to znaczy niezależnie czy gra w Filarach Ziemi czy w Any Human Hart czy w jakimkolwiek innym filmie zwierz widzi mniej więcej te same ruchy, spojrzenia i gesty. Tylko widzicie, zwierzowi to zupełnie nie przeszkadza bo akurat tego aktora trochę bezkrytycznie lubi. Dlaczego? Przede wszystkim jego postacie są zazwyczaj łatwe do polubienia, po drugie w wielu z nich – nawet tych dość przeciętnych wyczuwa się jakąś szlachetność – zwierz ma problemy z jasnym sprecyzowaniem tego odczucia ale złapał się na tym, że z niewielkimi wyjątkami jego bohaterowie budzą zaufanie. Do tego MacFadyen kultywuje zapomnianą przez zaskakująco wielu aktorów tradycję grania przede wszystkim oczami. I tak może mieć bardzo niewiele dialogu i bardzo dużo powiedzieć. Zwierz to zawsze ceni i cenił. A poza tym zawsze wygląda trochę smutno. Co zwierz zaskakująco lubi u aktorów. Nie wiadomo dlaczego.
Widzicie, można moknąć w deszczu i moknąć w deszczu. Tu mamy przykład moknięcia bardzo wymownego.
Idris Elba – to zaskakujące ile czasu zajęło światu odkrycie jak fantastycznym aktorem jest Elba. W sumie zdaniem zwierza trudno byłoby znaleźć dla niego rolę w której by się nie sprawdził. Na ekranie potrafi bardzo szybko przejść od niewymuszonego spokoju do napadu gniewu co doskonale kojarzą wszyscy, którzy oglądali Luthra. Z resztą powiedzmy sobie szczerze, 90% uwagi jaką zebrał ten serial wiąże się z jego fantastyczną rolą. W Thorze nie miał zbyt wiele do zagrania ale udowodnił, że siła jego prezencji zdecydowanie wychodzi poza granice małego ekranu. Niestety kompletnie nie wykorzystał go Ridely Scott w Prometeuszu zatrudniając go w klasycznej roli „Lojalnego murzyna” zupełnie nie dostrzegając, że ma w obsadzie aktora, który spokojnie mógłby ponieść część trochę nie istniejącego w tej produkcji dramatu. Nie mniej zwierz jest bardzo ciekawy czy Hollywood dostrzeże potencjał aktora (na co miało szanse już po The Wire HBO) czy też zacznie go obsadzać w klasycznym zestawie ról dla czarnoskórych aktorów (nie udawajmy, że takich ról nie ma bo są) marnując tym samym potencjał świetnego aktora dramatycznego.
Co prawda tu mówi bohater serialu a nie aktor ale zwierz nie mógł się powstrzymać. Bo gif wydał mu się tak strasznie na miejscu.
Dobra a teraz czas na nieobecnych. Nie ma jak zapewne zauważyliście drodzy czytelnicy na tej liście Benedicta Cumberbatcha. Dlaczego? Bo zdaniem zwierza tłumaczenie wam, że zwierz go lubi i ceni byłoby najbardziej wtórną czynnością jaką zwierz mógłby uczynić z resztą pochwały na część Benedicta sypały się tu szeroko niezależnie czy chodzi o jego zdolności aktorskie czy o bardzo trafiającą w gust zwierza aparycję , nie ma też Martina Freemana bo miał on własny wpis, stąd też brak Jude’a Law, o którym zwierz pisał niedawno. Co do pozostałych wielkich nieobecnych to zwierz wie, że istnieje spora frakcja lobbująca za Clivem Owenem. Cóż zwierz jeszcze mu nie wybaczył Króla Artura i ogólnie za nim nie specjalnie przepada. Nie ma też Daniela Creiga, to dobry aktor ale zwierz jeszcze się nie pogodził z nim jako Bondem. Może kiedyś mu wybaczy. Wielką wtopą zwierza jest natomiast zapomnienie o Seanie Beanie ale spoko dostanie osobny ustęp kiedy zwierz będzie pisał wielki wpis (który układa w głowie) o aktorach, którzy mają słabość do pewnego rodzaju ról. Na koniec zwierz zapewnia was, że na kartce w kajeciku w którym wypisywał sobie różne nazwiska, jest ich co najmniej drugie tyle. Tak więc zwierz przypomina swoim anglofilskim czytelnikom, że wymienić dobrych aktorów angielskich to wymienić prawie wszystkich aktorów angielskich. A to nieco by zmieniło profil tego bloga.
Ps: Zwierz prawie skończył z poddanymi królowej! Jeszcze tylko Kanadyjczycy i zwierz będzie musiał znaleźć inny pretekst by pisać pochlebne rzeczy o brytyjskich aktorach.