Hej
Jak już zwierz nie raz wspominał inspiracji do jego wpisów dostarcza samo życie. Tym razem zwierz może wam dokładnie wskazać miejsce w którym wpadł na pomysł dzisiejszego wpisu. Nie była to jak zazwyczaj łazienka zwierza gdzie szczotkując zęby wasz autor wpadł na wspaniały pomysł notki. Nie dzisiejszy wpis narodził się dokładnie pod słupem ogłoszeniowym na przeciwko centrum handlowego Arkadia. Na tymże słupie ogłoszeniowym który zwierz mija wracając z pracy od kilku dni wisi plakat najnowszej ekranizacji TinTina. Widzicie zwierz nie miał najmniejszego zamiaru oglądać tego filmu ( odstraszyło go znienawidzone CGI oraz ogólna niechęć do belgijskiego reportera z kompleksem kolonialnym) póki nie zobaczył plakatu. Otóż na wysokości wzroku zwierza nie znalazły się jak zazwyczaj nazwiska aktorów ( które w przypadku tego typu animacji sa rzeczą zupełnie drugoplanową) ale nazwiska scenarzystów. I to sprawiło, że TinTin stał się nagle najbardziej oczekiwaną przez zwierza premierą sezonu.
Dlaczego? Otóż za scenariusz TinTina odpowiedzialny jest Steve Moffat i Edgar Wright — dla każdego wielbiciela kultury popularnej jest to połączenie niemal wyśnione — pierwszy z nich jest nie tylko scenarzystą nowego genialnego serialu o Sherlocku ale też nowym pierwszym scenarzystą Doktora Who z kolei drugi odpowiada za reżyserię i współpracę przy scenariuszu taki filmów jak Wysyp Żywych Trupów, Hot Fuzz czy cudownego Spaced. Innymi słowy obaj panowie są odpowiedzialni za jedne z najlepszych towarów eksportowych brytyjskiej popkultury ostatnich lat. Nie mniej by dostrzec ich nazwiska trzeba wczytać się w drobny druk na samym dole plakatu, który zwierz przeczytał tylko dlatego, że jego nikczemny wzrost sprawił, że ta część plakatu znalazł się na wysokości wzroku zwierza. ( co ciekawe na tym samym plakacie nazwisko Spielberga pojawiło się w ramce to zaniepokoiło zwierza bo kiedy zwierz niedawno sprawdzał Spielberg jeszcze żył)
Nie mniej zwierz nie byłby sobą gdyby nie zmusiło go to do myślenia. Jest dla nas czymś oczywistym, że chodzimy do kina na filmy konkretnych aktorów. Sam zwierz należy do tej kategorii widzów, którzy nie zważają na tytuł i tematykę o ile w danym filmie pojawi się ktoś z wyselekcjonowanego kręgu aktorów na których każdy film zwierz pójdzie ( ilość tych aktorów niebezpiecznie się powiększa ostatnimi czasy ), podobnie z reżyserami — zwierz ma kilu reżyserów którym ufa i którzy zawsze mogą liczyć na obecność zwierza na widowni — i tak mimo że Woody Allen nie raz zwierza zawiódł, zwierz nigdy nie zawiódł Allena. Z kolei Wes Anderson nigdy zwierza nie zawiódł i zwierz odwdzięcza mu się tym samym, co prawda lista takich reżyserów jest nieco krótsza niż aktorów nie mniej chyba każdy kino maniak ma taką listę. Co ciekawe zwierz nie ma takiej listy odnośnie scenarzystów. Nazwiska obu panów jakie zwierz tu przywołał znaczą dla niego dużo ponieważ jeden z nich jest scenarzystą telewizyjnym drugi zaś zajmuje się przede wszystkim reżyserią.
Dziś scenarzyści jakkolwiek dla produkcji filmu absolutnie kluczowi ( bez scenariusza naprawdę ani rusz) są w dość ciekawej sytuacji. Z jednej strony co raz częściej pisząc dla telewizji stają się postaciami znanymi i kluczowymi nie tylko dla produkcji ale i promocji serialu — Shonda Rhimes? — scenarzystka Grey’s Anatomy jest obecnie w stanie sprzedać ABC niemal każdy serial ( przez rok w telewizji były trzy seriale o lekarzach jej pomysłu i pod jej nadzorem), wspomniany już Steven Moffat jest prawdopodobnie najbardziej znienawidzonym przez fanów, ale przynoszącym zyski BBC ( dwa z trzech jego seriali są obecnie ulubionymi serialami tej stacji to nie jest tylko zdanie zwierza). Z kolei nie sposób nie dostrzec że olbrzymi sukces Downton Abbey jest przede wszystkim zasługą Juliana Fellowsa, który jak wszyscy wiedzą specjalizuje się w pisaniu scenariuszy o służbie a za jeden dostał Oscara. Zwierz może też spokojnie stwierdzić że Aaron Sorkin mimo Oscara za Social Network znany jest głównie ze swojego niepodrabialnego telewizyjnego stylu ( dużo chodzenia i dużo mówienia). Z resztą protest scenarzystów kilka lat temu jednoznacznie pokazał, że o ile przesunięcie się z powodu ich strajku premiery filmu nikogo nie za bardzo obchodzi ( poza ludźmi z Hollywood) o tyle strajk scenarzystów naprawdę dotknął widzów. Władza jaką scenarzyści mają nad serialami i ich widzami wydaje sie być bez porównania większa niż władza scenarzystów filmowych.
Z kolei scenarzyści filmowi nie dość, że mało kogo wzruszają nie wiemy kim są, poza kilkoma nazwiskami, które rozpoznają ludzie interesujący się filmem (np. Charliego Kaufmana) . Co więcej co raz częściej za scenariusz filmu odpowiada więcej niż jedna osoba — zwierz musi wam wyznać, że już od pewnego czasu jest w stanie stwierdzić, czy film będzie dobry czy zły jedynie licząc scenarzystów. Otóż o ile dwóch scenarzystów jest jak najbardziej w stanie stworzyć dobry film o tyle trzech i więcej zwiastuje klęskę. Zwierz na palcach jednej ręki może policzyć filmy napisane przez więcej niż dwóch scenarzystów które dało się oglądać. Zwierz nie jest co prawda już tak naiwny jak jeszcze kilka lat temu kiedy był przekonany, że scenarzysta powinien być ważniejszy od reżysera, nie mniej nie ma wątpliwości, że choć powstało mnóstwo marnych filmów na podstawie niezłych scenariuszy, to nie da się zrobić dobrego filmu na podstawie złego scenariusza — to jedna z tych filmowych prawd, których nie ma sensu podważać. Nie ulega jednak wątpliwości, że sytuacja w której osoba opowiadająca historię ( mimo wszystko, nawet jeśli reżyser i aktorzy nadają tej historii kształt to jednak bez scenariusza nie da się nawet zacząć). Można zadać pytanie dlaczego scenarzyści ( filmowi) znaczą tak mało dla widzów? Z jednej strony zwierz zdaje sobie sprawę że większość z nas by kojarzyć ludzi potrzebuje twarzy — dlatego rozpoznajemy aktorów bardziej niż reżyserów a reżyserów bardziej niż scenarzystów. Nazwisko pojawiające się w napisach końcowych to kolejna informacja do zapamiętania. Ale można rzecz jasna zastanowić się dlaczego nie znamy twarzy scenarzystów.
Zwierz wielokrotnie się nad tym zastanawiał i widzi dwa rozwiązania. Pierwsze — chyba najprostsze to stwierdzenie, że film jest sztuką wizualną, i niezależnie od tego jak wspaniały jest scenariusz interesuje nas przede wszystkim to co zrobią z nim scenarzyści. Po drugie — chyba jednak wcale nie chcemy być w pełni świadomi, ze to co oglądamy jest przez kogoś napisane. W sumie jeśli pomyśli się, że wszystkie dialogi zostały przez kogoś napisane film nagle traci część uroku a przynajmniej mniej przypomina nam życie. Dlaczego scenarzyści są tak ważni w serialach? Cóż w pewnym momencie zdajemy sobie po prostu sprawę że nasi bohaterowie są tylko kukiełkami w rękach wielkich scenarzystów i co więcej zdajemy sobie sprawę, że decyzje jakie podejmują wpływają na nasze emocje, kiedy po raz kolejny denerwujemy się tym co stanie się w następnym odcinku. Być może to jest jakaś odpowiedź na pytanie czym dzisiaj różni się telewizja od kina. W kinie gdzie co raz bardziej zaczyna się liczyć przeżycie — stąd co raz lepsze efekty 3D i efekty specjalne, z kolei wydaje się że w telewizji co raz bardziej liczy się sama historia, która musi być na tyle dobra by “unieść” serial. Albo to kwestia pieniędzy a zwierz ogólnie się myli. W każdym razie nie jest to pytanie na które zwierz ma jednoznaczną odpowiedź.
Ps: wybaczcie zwirzowi późniejszy wpis ale nie mógł napisać wczoraj wpisu ( miał gości), ani przedpołudniem ( był na cmentarzu), ani po powrocie ( 7 odcinek Downton Abbey!!!), ani przed obiadem ( Samolot!!!) no i dopiero późno znalazł czas by napisać dzisiejszy wpis.??