Hej
Znacie ten przykry moment kiedy stracicie serce do serialu, który kiedyś bardzo lubiliście? Wszyscy tak mamy – w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że wcale nie czekamy na następny odcinek, że jeśli już oglądamy to raczej z przyzwyczajenia niż z konieczności i że gdyby zdjęli go z anteny za tydzień to nie byłoby nam nawet przykro. Zwierz przeżył coś takiego ponad rok temu w związku z The Big Bang Theory – niegdyś ukochany sitcom zwierza stracił dla niego całą swoją atrakcyjność. Elementy na które zwierz nie zwracał uwagi (serial jest jednak nieco seksistowski, jeśli nie bardzo seksistowski) zaczęły mu strasznie przeszkadzać, dowcip stał się nagle płaski a sam sposób przedstawiania geeków zupełnie przestał się zwierzowi podobać, bo przypominał bardziej sposób w jaki geeków postrzegają ludzie ze szkolnej drużyny footballu niż dowcip kierowany do geeków. Mniej więcej wtedy zwierz postanowił jeszcze raz przekonać się do wielokrotnie polecanego (o rok starszego od TBBT) serialu IT Crowd ( który po polsku miał idiotyczny dopisek pod tytułem „Technicy Magicy”).
Zacznijmy od tego, że nawet czołówka serialu jest fajna.
Samo założenie serialu wydaje się być nieco podobne do tego, które znamy z TBBT – mamy więc dwóch geeków, nie fizyków tylko informatyków, z których jeden jest lepiej przystosowany do życia, drugi zaś nieco mniej. Obaj pracują sobie w nieco zapomnianym dziale IT w piwnicy siedziby wielkiej korporacji. I nieco podobnie jak w TBBT jako trzecia postać występuje dziewczyna, która nie ma zielonego pojęcia o świecie geeków, komputerów itp. za to jest zdecydowanie lepsza w relacjach społecznych. Jednak tu kończą się podobieństwa. Przede wszystkim relacje między naszymi bohaterami są fundamentalnie różne. Jen w przeciwieństwie do Penny nie staje się od razu przedmiotem romantycznych uczuć. Wręcz przeciwnie szybko staje się po prostu przyjaciółką naszych bohaterów. Po drugie i to chyba jest nawet ważniejsze jest ich szefową. To spora różnica, bo jej niekompetencja w sprawach komputerowych nie jest przejawem stereotypowego myślenia – kobieta nie zna się na komputerach. W świecie IT Crowd nikt poza naszymi bohaterami nie zna się na sprzęcie elektronicznym a 90% ludzi nie wie od czego skrótem jest IT. Nie ma też za bardzo grania wątkiem – dwóch facetów i dziewczyna – choć takie dowcipy się pojawiają, to równie często gra się motywem – troje dziwnych ludzi z piwnicy.
Nasi bohaterowie nie są zupełnie nieprzystosowani, po prostu mają drobny problem z zachowywaniem się normalnie. I bardzo dobrze.
I chyba na tym polega największy urok serialu. Obok dowcipów związanych z komputerami, życiem geeków i nieprzystosowaniem naszych bohaterów do społeczeństwa pojawia się cała masa żartów z życia korporacji. Właściwie większość z dobrych dowcipów bierze się właśnie z obserwacji kultury korporacyjnej i jej wszystkich idiotycznych elementów. Spotkania z klientami, przemowy pracownika roku, czy konieczność znoszenia aroganckich, głupich i niekiedy łamiących prawo przełożonych. Zdaniem zwierza jest to jeden z najlepszych sitcomów o paranoi korporacyjnego życia, który przypomina Better off Ted – bardzo sympatyczny amerykański serial o korporacji, który miał niestety tylko dwa sezony. Poza tym o ile geekostwo dostarcza w sumie dość określonej i wąskiej grupy dowcipów (w serialu jest ukochany dowcip zwierza z Windows Vistą) o tyle z pracy dla wielkiej korporacji można się śmiać długo i namiętnie.
Choć serial śmieszny konfrontacją geeków czy nerdów ze światem biznesu to nie jest to jedne źródło dowcipu.
Serial opiera się jednak przede wszystkim na znakomicie napisanych postaciach. Przede wszystkim genialny jest grany przez Richarda Ayoade (jednego z ciekawszych i inteligentniejszych aktorów/reżyserów w angielskim kinie) Morris Moss. Moss jest najlepiej napisaną postacią z cyklu – nieprzystosowany do życia geek, jakie zwierz widział w telewizji. Dlaczego? Bo to nie jest postać taka jak Sheldon – napisać dziwnego aseksualnego geeka i śmiać się z jego przyzwyczajeń. Moss jest dziwny, ma problem z kłamaniem i podaje za dużo informacji (poproszony czy nie) ale jednocześnie jest całkowicie świadom, ze jego zachowanie nie jest zupełnie normalne. Przy czym Moss to żaden smutny geek – wręcz przeciwnie wydaje się całkiem zadowolony ze swojego życia. Przy czym nie jest to taka strasznie głęboka postać jak wychodzi z tego opisu. zwierz go lubi bo serial nie udaje, ze facet który jest nieco dziwnym nerdem przestaje być facetem. Bardzo łatwo napisać nerda czy geeka, który boi się odezwać do kobiety i przerażony interakcjami społecznymi. Jednocześnie przyjaźń Roya i Mossa to taki fajny serialowy bromance, mimo różnic faceci po prostu się lubią.
Moss jest zdecydowanie fajniejszą postacią od Sheldona, bo nie jest aż tak udziwniony i w sumie dostarcza więcej komizmu bo nigdy nie wiadomo jak Moss się zachowa.
Roy z kolei jest po prostu kolejnym z długiego pochodu lekko wściekłych na życie Irlandczyków. Daleko mu do Bernarda Blacka z Black Books, ale nadal widać w jego postaci ciągłe podirytowanie jego niską pozycją w firmie, faktem że wszyscy wokół niego wydają się być kompletnymi idiotami, zaś większość dyskusji z kobietami kończy się po tym jak naprawi ich komputer. Przy czym oczywiście jest to bardzo sympatyczny facet, który strasznie przeżywa rozstanie z dziewczyną, boi się własnej śmierci i bardzo chciałby umieć mówić o piłce nożnej tak jak wszyscy inni mężczyźni ale nie ma pojęcia jak. Roy to w sumie bardzo sympatyczna postać i doskonałe dopełnienie Mossa – obaj panowie stanowią znakomity duet i co ważne – równy sobie (nie ma jak w The Big Bang Theory tego fajnego i tego dziwnego) i niemal zawsze się wspierający. Oczywiście miło byłoby gdyby postać taka jak Roy była nieco mniej stereotypowa ale z drugiej strony zwierz rozumie że w komedii nie można mieć wszystkiego. Roya gra Chris O’Dowd, który chyba ku własnemu zaskoczeniu po występie w 'Druhnach” robi całkiem przyzwoitą międzynarodową karierę .
Jen jest natomiast postacią napisaną już zdecydowanie o myśli jak przedstawić kobietę próbującą zrobić karierę w zdecydowanie seksistowskiej korporacji. Co prawda nie zawsze wypada na najinteligentniejszą osobę w pokoju, ale całkiem dobrze radzi sobie w trudnych sytuacjach (między innymi szantażując własnego szefa, czy radośnie wykorzystując niekompetencję nie tylko swoja ale i wszystkich w okolicy). Zwierz lubi Jen bo to taka zwykła – ani głupia ani super inteligentna, szybko zaprzyjaźnia się z naszymi bohaterami, ale nie występuje w roli dobrego ducha który łagodzi każdy konflikt i wie wszystko o interakcjach społecznych. Poza tym jak na stereotypowe serialowe postacie kobiece Jen jest stosunkowo najmniej trzpiotowata. Zwierz ma wrażenie, że całkiem sporo jest takich bohaterek w angielskiej telewizji nieco mniej zaś w amerykańskiej.
To nie Jen nie zna się na komputerach. Wszyscy poza działem IT nie znają się na komputerach.
Jednak to co zwierz w serialu uwielbia, to dodatek surrealistycznego humoru. Najbardziej zwierz lubi postać mieszkającego w niewielkim pokoju na tyłach działu zesłany tam za karę ekscentryczny Goth Richmond (nie przedstawiciel plemienia barbarzyńców ale członek specyficznej subkultury). Gra go specjalizujący się w surrealistycznym humorze Noel Fielding, który w odpowiednim makijażu rzeczywiście wygląda jak Dracula. Takich elementów absurdalnego humoru jest zdecydowanie więcej – poczynając od spotykań z kanibalem, który co prawda chce kogoś zjeść ale ma telewizor idealny do obejrzenia nowego filmu polecanego przez Tarantino, po wizję tego co dzieje się kiedy ludzie muszą palić pod budynkiem a nie w pomieszczeniach dla palaczy. Takie absurdalne czy surrealistyczne wpadki wypadają w serialu najlepiej, co nie powinno dziwić bo czego szukać w angielskim serialu jak takich elementów absurdalnego humoru. Być może dlatego, próba zrobienia amerykańskiego remaku zupełnie się nie powiodła – pilotażowy odcinek jest tak zły że trudno dotrwać do samego końca.
Richmond to cudowna postać dodająca całości element absolutnie surrealistyczny.
Chyba tym co zwierzowi najbardziej podoba się serialu to fakt, że nie bazuje na jednym rodzaju humoru. TBBT (to nie jest aż takie dobre porównanie jakby się dłużej zastanowić ale już będziemy brnąć) wpadło we własne sieci chcąc cały czas śmiać się z uganiających się za dziewczynami geeków i różnic między mężczyznami i kobietami. Z kolei IT Crowd niekiedy śmieje się z geekostwa, niekiedy ze społecznego nieprzystosowania, niekiedy z pracy w korporacji a niekiedy po prostu jest śmieszne bez większego powodu. Dzięki temu (oraz niewielkiej ilości odcinków) po czterech sezonach (niedługo serial ma powrócić z jeszcze jednym naprawdę ostatnim odcinkiem) wciąż jeszcze jest o czym opowiadać bez konieczności zmieniania charakteru bohaterów czy tematyki serialu. Innymi słowy to dobry sitcom który nie psuje się z odcinka na odcinek oraz z sezonu na sezon. Przy czym co warto zauważyć – nie wszystkie odcinki są równie dowcipne, nie wszystkie sceny równie zabawne i niekiedy zdarzają się odcinki mniej udane, ale te sceny które są zabawne, są absolutnie genialne (ukochaną sceną zwierza jest wysyłanie maila informującego o pożarze) niektóre teoretycznie już gdzieś widzieliśmy ale nadal są zabawne (Jen udająca że zna włoski). Zwierz nie może wam obiecać, że serial na 100% się spodoba, sam zwierz musiał się do niego przekonać, ale kiedy już się przekonał to wciągnął na listę absolutnie ukochanych.
IT Crowd to jednak przede wszystkim jeden z najlepszych Bromance w historii telewizji.
Ps: Dla nie facebookowych czytelników zwierza dobra wiadomość, zwierz jest już posiadaczem wyczekiwanego zegarka
ps2: Jeśli macie dziś czas o 18 to możecie zawsze przyjść do Domu Spotań z Historią i posłuchać o kinie Jidysz na spotkaniu min. z udziałem zwierza.