Home Film Dowcip jest śmieszny tylko raz czyli „Joker: Folie à Deux”

Dowcip jest śmieszny tylko raz czyli „Joker: Folie à Deux”

autor Zwierz
Dowcip jest śmieszny tylko raz czyli „Joker: Folie à Deux”

Gdyby rzucić okiem na agregatory opinii czy omówienia wyników box office, można by dojść do wniosku, że druga część „Jokera” to film wybitnie zły. Absolutna filmowa i artystyczna porażka. Prawda jest jednak nieco inna, „Joker: Folie à Deux” nie jest filmem porażająco złym, tylko zaskakująco zbędnym. Jeśli miałabym podać przykład produkcji, w której reżyser naprawdę nie ma nic więcej ciekawego do powiedzenia o swoim bohaterze, to ta historia byłaby tego doskonałym przykładem.

 

Żeby zrozumieć problem drugiego „Jokera” trzeba się cofnąć do pierwszego. I tu zaznaczę od razu – nie lubię tego filmy, mam wrażenie, że Todd Philips zebrał pochwały głównie dlatego, że ładnie odtworzył schematy znane z wybitnych amerykańskich filmów z lat osiemdziesiątych a potem zaserwowało je z dużo mniejszą głębią i refleksją widowni, która się tego nie spodziewała. Trzeba jednak przyznać, że z punktu widzenia osadzenia postać znanej z komiksu, w pewnym kontekście, pierwszy „Joker” podejmował jakąś próbę refleksji społecznej. Refleksji, z którą się fundamentalnie nie zgadzam, ale – nie jest przypadkiem, że hasłem, które zostało ludziom po filmie było powtarzane pół żartem, pół serio „Żyjemy w społeczeństwie”. To właśnie ta próba nakreślenia społecznego wymiaru egzystencji przemocy, zła i cierpienia dawała temu pretensjonalnemu filmowi szanse wyjścia poza klasyczny schemat opowieści o czarnym charakterze.

 

 

Powrót Todda Philipsa do postaci Jokera, jest zaskakująco nieporadny w tym jak radzi sobie z pokazanym wcześniej społecznym wymiarem historii. Twórca ponownie próbuje nam zaserwować refleksje na temat tego czy zło bierze się z przemocy i jest wyrazem tego czego można się po jednostce spodziewać, czy jakimś przekleństwem czy siłą, która przychodzi z zewnątrz. Pomijam, że to pytanie było w dużym stopniu refleksją pierwszego filmu, to dodatkowo – w części drugiej zostaje to niesłychanie spłaszczone, kolejnym bardzo popowym podejściem do psychologii i psychiatrii, z czym cała ta seria ma problem. Wróćmy jednak do wymiaru społecznego. W nowej rzeczywistości, w której Joker ma swoich popleczników, którzy protestują w jego obronie, zwolennicy Jokera ponownie są agresywnym pozbawionym twarzy tłumem. Tłumem zdolnym do przemocy i niezainteresowanym kim tak naprawdę jest Joker – mesjaszem chaosu czy zagubionym człowiekiem. Philips nie jest zainteresowany kim są ci ludzie. Co zmusiło ich do przejścia na stronę chaosu. Nigdy nie poświęca im więcej czasu – nie tworzy z nich pełnokrwistych postaci. Ten motłoch już go nie interesuje, nie ma o nim nic do powiedzenia. Przyznam, że to moim zdaniem jest największa słabość produkcji, która bierze elementy przedstawione nam w części pierwszej, ale nie ma nic nowego do powiedzenia o świecie, w którym jesteśmy. Cały społeczny komentarz jaki „Joker” mógł mieć zostaje zamieciony pod dywan.

 

Co jest o tyle ciekawe, że przecież ten społeczny wymiar zamieszek, prowadzonych w imię postaci, która nie istnieje – nabrał jednak bardzo politycznego wymiaru od premiery części pierwszej. Tylko ponownie – jeśli jest coś czego Philips bardzo nie chce i przed czym się uchyla, to wymiar polityczny jego narracji. Z jednej strony, oblegany przez masy protestujących budynek rządowy, przywodzi na myśl obrazy z mediów, z drugiej – film nie jest w stanie wyjść poza swoją deklarowaną a polityczność. To był już problem pierwszego Jokera, ale w drugiej części wybrzmiewa ze zdwojoną siłą.  Philips próbuje wyabstrahować swoją opowieść ze wszystkiego co społeczne czy polityczne, co sprawia, że sama w sobie opowieść jest dość jałowa. Bo nawet pytania o to kim jest Joker, to pytania, na której reżyser już odpowiadał,  z dużo lepszym wynikiem w części pierwszej. Zadawanie po raz kolejny tego samego pytania miałoby sens, gdyby ktoś miał coś błyskotliwego do dodania, problem w tym, że nie ma.

 

 

Zostaje nam więc Joker, teraz pokorny osadzony, który nagle spotyka Lee – dziewczynę, która zdaje się go rozumieć i jest gotowa go pokochać. Miłość człowieka, który całe życie cierpiał z samotności i nierozumienia jest ciekawym tematem. Philips chce byśmy zapomnieli, że oglądamy mordercę i człowieka gotowego na okrucieństwo głównie po to byśmy skupili się na jego emocjach, sercu i marzeniach. Znam ten zabieg, nie raz był wykorzystywany. Bardziej mnie martwi, że Philips, ponownie nie jest w stanie zaproponować nam ciekawej postaci kobiecej. Lee, choć stanowi absolutnie kluczowy element tej układanki, pozostaje postacią tak nie napisaną, tak pozbawioną opisanych motywacji, że równie dobrze mogłaby być tylko wytworem wyobraźni osamotnionego Arthura. To jest już drugi film, który z jednej strony koncentruje się na okrucieństwie społeczeństwa, z drugiej – uosobieniem tego okrucieństwa w jego najgłębiej raniącym fizycznym wymiarze są kobiety. Świat stworzony przez Philipsa to niemal raj niemal incelskiej ideologii, gdzie silniejszy facet może wybije ci zęby, ale naprawdę zrani i wykorzysta – tylko kobieta.

 

Co więcej ten film odtwarza schemat, który już widzieliśmy. Dane nam było w pierwszej produkcji zobaczyć pragnienie miłości jakie wypełnia Arthura. Mogliśmy zobaczyć co się dzieje, gdy uczucie, które on przeżywa naprawdę w istocie jest iluzją. Wiemy już, że w świecie tego bohatera na miłość nie ma miejsca, że jest skazany na samotność, bo taka jest interpretacja tej postaci. Nie ma więc nawet tego zaskoczenia, które mogłoby się pojawić gdybyśmy nigdy nie pomyśleli o Jokerze w romantycznym kontekście. Ale dosłownie cały pierwszy film proponuje nam świat, w której bohater pragnie miłości i nie może jej dostać.

 

Jak może wiecie – kocham musicale. Osobiście nie uważam, by pomysł by uczynić ten film musicalem, był chybiony. Zwłaszcza, że wykorzystanie standardów znanych z klasyki kina i amerykańskiej rozrywki, dobrze się wpisuje zarówno w samą historię jak i w świat Gotham. Mój problem to brak pewności siebie reżysera. Muzyka w tym filmie występuje w trzech warstwach. Pierwsza, w której bohaterowie śpiewają choć zakładamy, że robią to w swojej głowie, druga gdzie śpiew jest w przestrzeni snu, rozbudowanego marzenia sennego i trzecia, gdzie jak możemy zakładać – śpiewanie jest częścią świata przedstawionego. Moim zdaniem to jest największy błąd tego musicalu – ten brak konsekwencji w wyborze konwencji. Trochę jakby reżyser albo sam się bał „Iść na całość” albo niekoniecznie rozumiał do końca jak powinien wykorzystać wybraną konwencję. Z resztą widać, że są elementy, które wychodzą mu zdecydowanie lepiej. Sceny marzeń sennych, które właściwie zawsze odbywają się przed widownią, są najlepszymi. Najlepiej też pasują do samej konwencji opowieści o Jokerze.  Czasem jednak mam wrażenie, że Philips boi się swojego pomysłu i próbuje za bardzo uczynić to śpiewnie częścią świata bohaterów. Może żeby uspokoić widza, że ta piosenka nie pojawia się tak nagle.

 

 

Jak w przypadku każdego musicalu, ważne jest wykonanie. Tu ponownie – wcale nie uważam by każdy utwór musiał być zaśpiewany czysto, ale aktor musi mieć wystarczająco dużo głosu by opowiedzieć coś przez swoje śpiewanie. Niestety Jaquin Phoenix takiego głosu nie ma. Widać, jak męczy się z frazą i widać jak bardzo nie jest w stanie zaśpiewać tak by emocje wychodziły naturalnie ze śpiewania, a nie były niekiedy komicznie dograne czy dopowiedziane do tego co wyśpiewuje. Szkoda, bo Phoenix nadal wie jak swojego Jokera grać i dobrze zdaje sobie sprawę, że wystarczą lekkie modyfikacje języka ciała czy gestów, by wydawać się na ekranie zupełnie nowym człowiekiem. Lady Gaga, grająca Lee śpiewać umie, to chyba nie jest żadna niespodzianka. Choć nie jestem do końca pewna, dlaczego tyle razy twórcy wymuszają na niej by śpiewała tak jakby nie potrafiła. Kiedy w końcu dają jej zabrzmieć pełnym głosem są to musicalowo, ale też filmowo najlepsze rzeczy w całym filmie.

 

Nie zmienił się Philips jako reżyser. Wciąż jest zakochany w urodzie kadru i często – to skoncentrowanie na tym by było ładnie, czy estetycznie, prowadzi do momentów, w których dostajemy ładny kadr nie prowadzący nas nigdzie w narracji. Jestem w stanie rozumieć jedno czy drugie takie ujęcie, ale mam wrażenie, że w tym filmie pojawiają się one częściej niż w części pierwszej. Z resztą w ogóle miałam wrażenie, że całe porcje tej narracji są wyłącznie próbą rekonstrukcji estetyki, bo refleksji, właściwie wiele tu nie ma. Nie czerpie tym razem Philips z filmów Scorsese, choć nie da się ukryć – znajdzie się tu katalog filmowych nawiązań. Tylko, że o ile jeszcze byłam w stanie zrozumieć jak bardzo w pierwszej części tworzyły one spójną atmosferę opowieści, tu wydają się dobrane wedle klucza „skoro wyszło w części pierwszej, spróbujemy raz jeszcze”.

 

 

„Joker: Folie à Deux” jest ciekawym filmem bez stawek. Jako melodramat – zbyt szybko ujawnia nam iluzję w jakiej żyje bohater. Jako dramat sądowy – jest pozbawiony elementu emocjonującego wyczekiwania na werdykt. Ten jest nam znany, bo pierwsza część filmu rozważyła wszystko o czym musiałby pomyśleć ława przysięgłych. Jako ironiczny komentarz do własnego fenomenu – nie ma tyle odwagi by spojrzeć uważnym okiem na tych, dla których Joker mógłby być idolem. Jako społeczny komentarz pod płaszczykiem kina sensacyjnego – podobnie nie ma nic do zaproponowania. Nawet jako musical nie próbuje nas zaskoczyć, wręcz przeciwnie – wszystko co w filmie najlepsze – już widzieliśmy w innych produkcjach.

 

Drugi Joker, nie jest w stanie wyjść poza swoje wcześniejsze refleksje, poza odkrycie, że każda przemoc istnieje w określonym kontekście. Jednocześnie, podobanie jak część pierwsza, to historia, która te brutalne konteksty społeczne, czy predyspozycje psychiczne jednostki, wykorzystuje czysto instrumentalnie. Bo twórcy nie mają nam nic nowego do powiedzenia, żadnej prawdy do ujawnienia. Więcej, nie są w stanie nawet wyjść poza schemat ciągłego torturowania bohatera, co jest moim zdaniem równie nieporadne, co problematyczne. Jest taki moment, kiedy przemoc nie może nam powiedzieć już nic więcej, jest tylko spektaklem, który ma nas pozostawić z niekoniecznie odkrywczym wnioskiem, że można czuć empatię wobec obsadzonego za morderstwo.

 

Nie jestem przeciwna kontynuacjom, nie jestem z tych widzów, którzy kręcą nosem na zmianę filmowej konwencji. Nie przeszkadza mi jak ludzie śpiewają. Natomiast bardzo przeszkadza mi gdy widzę film i zdaję sobie sprawę, że twórca nie ma mi nic nowego do zaoferowania. „Joker: Folie à Deux” jest właśnie takim filmem. Filmem, który byłby równie dobry gdyby nie powstał.

0 komentarz
7

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online